17 czerwca 2024

Życie po życiu czyli jak przetrwać remont.

 Po wyczerpaniu moich zapasów ...cierpliwości.... przez samozwańczego fachowca, podjęłam bohaterską decyzję o rozstaniu. W święto pracy weszłam z nadzieją na lepsze jutro, co wiązało się z perspektywą wykąpania się w pełnoprawnej łazience już przed 10-tym owego m-ca. Podratowana zostałam znajomym kolegi, który podjął się wykonania białego montażu. Fugowanie wykonałam własnoręcznie, chcąc przyspieszyć proces zamknięcia chociaż jednego pomieszczenia.

Kolejni fachmeni kończyli dzieło przystosowania ścian do życia w zgodzie z moim wnętrzem. I wreszcie dokonało się. Mam równo pod sufitem, wbrew oszczerstwu rzuconemu przez pierwszego fachofca rozeźlonego z powodu wcześniejszego rozstania. 

Zostałam sama. Oczywiście to jeszcze nie koniec. Teraz czekam na moment kiedy będę mogła powiedzieć, że co na górze to na dole czyli na podłodze. Nie omieszkam pochwalić się ukończeniem remontu, oczywiście w dość specyficzny sposób, jak na bloga przystało.

Że wróciłam do życia, a wręcz zmartwychwstałam, świadczyć może ten wpis. I chociaż brak mu jeszcze pierwotnej zgryźliwości to szansa na dalszą uszczypliwość istnieje. Wszak nie ,,cała umarłam,,...chociaż wiele strat poniosłam , nie tylko na nerwach ale i na wadze.