Za chwilę ,być może, siądę do wcześniejszych komentarzy, ale póki łeb mnie jeszcze boli (sorki ..napierdala) od stuknięcia się w głowę o otwarte okno, napiszę kilka zdań w temacie poprzedniego posta. Oprócz wspomnianego guza, wpływ miał też film obejrzany wczoraj niespodziewanie i niezaplanowanie ,,Za wszelką cenę,, (m.in. z Clintem Eastwoodem ). No i poprzednie komentarze. To bezpośrednie oddziaływanie, a przeczytane ostatnio posty też po trosze pośrednio, miały swój udział w przemyśleniach. A skoro już podziękowałam za współpracę - Życiu- to przejdę do kolejnej ,, złotej myśli,,, która zakwitła niczym kwiat jednej nocy: ,,ważne żeby być przygotowanym na swoje najgorsze myśli,, . Albo może inaczej ,, dobrze jest ( po)znać swoje własne Zło,,. Co to oznacza?
Jeżeli człowiek buduje/pokazuje na zewnątrz najlepszy obraz siebie, z różnych powodów, to z czasem się z nim utożsamia i traktuje/uważa siebie za świętego/ świetnego. W swoich myślach, oczywiście. Gdy pojawia się sytuacja, zakłócająca w jakiś sposób zbudowaną przez nas otoczkę dla naszej świętości / świetności , to nagle okazuje się, że oprócz zewnętrznego Anioła siedzi w nas Diabeł ( zło i pełne nienawiści itp. nieprzyjemne myśli), który tylko czeka by dorwać się do...władzy nad nami . Zburzenie anielsko-sielskiego obrazu nas samych, obrazu który budowało się czasem latami ( nie zawsze świadomie), przed Zło, które wreszcie miało okazję się ujawnić ( w mowie, myślach, czynach) to źródło cierpienia. A na samą myśl o zburzeniu tego idealnego obrazu, aż człowieka skręca ( z ukrywanej złości) albo dopada deprecha...Nieuzasadniona, bo przecież na zewnątrz, to człowiek tryska świetnością ( w swoim rozumieniu) i np. wiedzą, zdolnościami czy innym życiem samotnie-towarzysko-rodzinnym. Tak to właśnie bywa z przerostem ego, zamiast np.prostaty, które nagle musi się skurczyć do rozmiarów groszku lub 1-groszówki ( co kto woli). A obkurczanie musi boleć, bo ego ma /dobrze by było .....wrócić do normalnych rozmiarów. I nie wzlatywać ponad przeciętność, bo należymy do jednego gatunku.
Na problem powyższy spojrzałam przez pryzmat indywidualnego poczucia czym jest dla mnie/kogoś osobiście dobro-zło, a nie z punktu widzenia społecznego( zasady współżycia społecznego i regulacje ,,prawne,,)
W skrócie można by powiedzieć tak: sytuacje, które uważa się za ,,zagrażające,,zburzeniu obrazu, który zbudowaliśmy na własny temat - też są powodem ujawnienia się naszego Zła . Dzięki temu mamy też obraz tego co uważamy za złe dla nas osobiście, bo być może nie byliśmy do tej pory tego świadomi lub upychaliśmy (tą małą prawdę o sobie) gdzieś w kąt...zapomnienia.
Także, tego no, w kilku zdaniach pisząc. Nie ma rady. Trzeba się oswoić ze swoim złem by móc trzymać go na smyczy i pozostać zdrowym na umyśle. Tak to widzę.
Ps. A tak w ogóle to cały czas mam wrażenie, że większość tzw. ,, świętych ksiąg,, to podręczniki psychologii/psychiatrii, ale napisane specjalnym kodem zawartym w przypowieściach , do rozważań ( jak w każdej bajce - jakiś morał musi być...ukryty/jawny). Tylko dla wtajemniczonych, oczywiście, i poszukujących prawdy ,,złotego graala,, czyli źródła swojego osobistego szczęścia.