31 grudnia 2021

Staroroczne postanowienie i oczy w spa.

 Nie powiem, do świętowania odejścia starego roku szykowałam się od przedświąt, kiedy to odbyłam ostatnią gruntowną kąpiel zakończoną myciem ogołoconych (tydzień wcześniej) z długości włosów. Przerzedzony kolor odrostów prosił się o odświeżenie więc wykorzystałam wówczas resztki farby zakupionej przed Wielkanocą w ilości wskazującej na czuprynę na miarę Gorgony. 

Hodowany od wigilii naskórek zamarł na własnych obrzeżach czekając na ostatni wieczór starego roku jak skazaniec na wyrok. Już czuł przez skórę, że czeka go złuszczenie. Grozę budziło pytanie : kiedy dokładnie nastąpi  koniec pasożytowania na powitej tłuszczykiem powłoce gospodyni i czym dokona się mordu na podstarzałym skórkowańcu. 

Nowy Rok zbliżał się wielkimi godzinami. Wszystkie po 60minut, jak jeden mąż. Nic nie można było uszczknąć. Tymczasem podano informację, że Ziemia obraca się szybciej niż poprzednimi latami bywało, więc i całość rytuału trzeba było przyspieszyć. Zjedzona w pośpiechu kolacja skłaniała do  strawienia tostów z serem kwasem jednostajnie przyspieszonym i sumiennego przygotowania się do spełnienia starorocznego postanowienia.  Wybiła godzina 20.20. W telewizorni już rozpoczęto podśpiewki. To był dla mnie sygnał, że czas przygotować kawę. 

Rozebrałam się skrupulatnie do zera, odkręciłam wodę i zaczęłam się regularnie złuszczać. Jak na zawołanie. A raczej w rytm dłoni przesuwających się po skórze zsypanej kawą zamiast postkowidową swędzącą wysypką. 

Kawa pachniała wyśmienicie rozgrzana pocieraniem dłoni o najstarszego skórkowańca, który miał mnie wreszcie opuścić, by nowe, młodsze pokolenie mogło wreszcie zaczerpnąć oddechu i wypłynąć na wierzch. Znaczy się być wreszcie na swoim. 

Włosy zażyły osobnego spa. Po krótkim chochlowaniu i przebieraniu palcami nadszedł czas na starej daty odżywkę odziedziczoną po włosach córki skazanych na nietolerancję jednego z suplementów. Moje najwidoczniej są mniej wybredne...

Po dokonanej ablucji zakończonej chłodnym prysznicem, mogłam wreszcie wyciągnąć odświeżająco-regenerującą maseczkę na tkaninie, która ledwo dychała w zamkniętej na spinacze do bielizny torebeczce. A zipiała tak od tygodnia przedświątecznego, bo czasem coś tam prychało z pojemnika, ale udawałam, że nie słyszę. Bo mi się nie chciało, bo tak po ludzku i zwyczajnie polubiłam swoją codzienną nieczystość. 

Ale że odkryłam w sobie od jakiegoś czasu kontrę, więc na przekór tym wszystkim, którzy w Nowy Rok wejdą wystrojeni, ale spoceni,zmęczeni i podpici - postanowiłam sobie z okazji odejścia starego roku, że rozpocznę go czysta, odświeżona i zrelaksowana na tyle na ile jest to możliwe do zrobienia w czasie przerywanego snu ( nie przez biegunkę), a wynędzniałe wirusem fajerwerki. 

Przy okazji (pisania tekstu ) wysłuchałam ze zrozumieniem " Jesteś szalona", dlatego przerzuciłam się szybko na "Makarenę" coby stało się prawdą poprzednie stwierdzenie. 

" Rivers of Babylon" już nie wywarł na mnie  wrażenia, bo  starożytność jest mi od dawna znana, chociaż wybiórczo w dużej mierze zapomniana. 

I tak sobie pomyślałam, że to chyba nadszedł najwyższy  czas na oczy..Czas je zamknąć.... Do czasu dopóki się znów nie otworzą...

Noworoczne czyszczenie i trąbka Eustachiusza.

Do czego to doszło...Muszę zastanawiać się nad tym co napisać z okazji Nowego Roku. 

Więc żeby było na temat, to nie może obejść się bez poruszenia tematyki noworocznych fajerwerków, słuchu, podsłuchu, a nawet nadsłuchu...

 A że ostatnie wydarzenia sprzyjają tematowi, to warto zauważyć iż najprawdopodobniej oburzenie z powodu podsłuchiwania Pegasusem niemalże przyćmiło aferę podsłuchową* z 2014 r.  I chociaż ta  obiła mi się o uszy w czasie kilkakrotnych telewizyjnych nawiązań do przeszłości więc rozpętana wówczas afera dla ubogich - przeszła we mnie bez echa. 

Za to Pegasus, co to to nie...Od razu pomyślałam o swoich rozmowach, które mogły by zmulić nawet największego męczennika nasłuchowej inwigilacji, nie wspominając o zagrożeniu zejścia z powodu śmiechu do rozpuku. Co prawda z racji zbliżającego się Nowego Roku fajerwerki na małą skalę są wskazane, więc jakiś pojedynczy wystrzał z pękniętej błony otrzewnej byłby z pewnością do zniesienia przez moją wielce podstarzałą trąbkę Eustachiusza* i zdeformowaną membranę. 

A że zadaniem tegoż usznego instrumentu jest również wyrównywanie ciśnień po obu stronach (błony bębenkowej) więc zasługuje ona z pewnością na stałą uwagę. Tak więc czekam na kolejne afery podsłuchowe , które wypłyną z drugiej strony- tak dla równowagi. Najwyraźniej  Afera  Srebrnej ***, może nie wystarczyć do wyrównania  ciśnień , bo wieże miały być dwie, a nie jedna miernota.

A wracając do muzycznego narządu -trąbki Eustachego.... Ma (również) za zadanie odprowadzać wydzieliny z ucha środkowego do gardła i chronić ucho środkowe przed dostaniem się bakterii z nosogardła. A najlepiej to przyjrzeć się w ogóle schematowi połączeń w łonie naszego organizmu ( też państwowego). Niby każdy narząd specjalizuje się w czym innym i spełnia inne funkcje, ale jeden bez drugiego nie może się obejść. Ciekawe czy w polityce też tak jest? 

Jedni podsłuchują drugich, drudzy trzecich, a ci pierwszych i następnych. W ten to sposób kółko się zamyka - chciałby się napisać, ale nie. A raczej  nawet nie za bardzo, bo popuszczenia się zdarzają  obu stronom . Skutkiem tego są rozmaite wycieki, nie tylko z ucha i układu moczowo-płciowego, które przedostają się do tzw. opinii publicznej, zamiast zostać zaopatrzone opatrunkiem ( domyślnie). I nagle okazuje się, że wszelkie upławy**** i wypływy oraz miód  w uszach są nad wyraz wskazane, bo sygnalizują, że coś jest nie tak w jakimś aparacie władzy i narządzie nasłuchowo-podsłuchowym.

Wychodzi na to, że te wydzieliny z gardła do ucha środkowego...same proszą się o wykorzystanie. Tyle, że nie chodzi tak w ogóle o nie, ale o sam , że się tak wyrażę kanał przerzutowy.

A fuj, a może by tak nauczyć się kasłać/ kaszleć uszami i oczami zamiast kierować strumień powietrza  przez usta czy dolnym odcinkiem jelita między nogami?  Bo kaszel to przecież takie pierdzenie ustami, tak jak  puszczenie bąków to kaszel/kichanie odbytu...

I tylko jest taka mała różnica, która stopniowo ulega zatarciu w związku z istniejącą sytuacją : słuchanie kaszlących przez podsłuch i osoby postronne przebywające w najbliższym otoczeniu jest do przyjęcia - ale z pewnej odległości. A  od drugiego - jak wiadomo - lepiej w ogóle trzymać możliwie spory dystans.

Tak więc najlepiej w miarę możliwości dystansować się od wszelkich afer, pierdzenia , kaszlu i kichania, nawet jeżeli są bezgłośne. Wtedy jedynym zagrożeniem  pozostaniemy sami dla siebie. Tyle, że wtedy nie będzie na kogo zwalić winy...

Ps. A tak w ogóle, to kiepsko to widzę- skoro są osoby na politycznym topie, które boją się podsłuchu, to przecież daje to do myślenia, co do ich poziomu zainfekowania/czystości tak w ogóle...

Przecież zwykły szaraczek wiodąc "Żywot człowieka poczciwego"*****, nie musi się żadnych Pegasusów czy innych restauracyjnych afer obawiać? 

Chyba...

Bo jak wiadomo świat się rozwija...Co rok prorok a głupiemu radość...


*https://pl.wikipedia.org/wiki/Afera_pods%C5%82uchowa_w_Polsce

**https://pl.wikipedia.org/wiki/Tr%C4%85bka_s%C5%82uchowa

***https://wiadomosci.wp.pl/afera-srebrnej-i-dwoch-wiez-kaczynskiego-tak-prokuratura-odmowila-wszczecia-sledztwa-6470496999204993a

****https://ktomalek.pl/blog/uplawy-co-je-powoduje-i-jak-je-leczyc/w-869?bgar=aHR0cHM6Ly93d3cuZ29vZ2xlLmNvbS8%3D

***** https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBywot_cz%C5%82owieka_poczciwego

26 grudnia 2021

Wsi spokojna, wsi wesoła* czyli pułapka idealna?

 Ile ludzi - tyle opinii chciałoby się tradycyjnie  napisać. A tu ni hu-hu... Kto by się tam zastanawiał np. nad idealnym życiem, skoro ciągle toczy się walkę o przetrwanie na łonie Natury z watahą wyspecjalizowanych i przystosowanych do dzikiego życia wilków w owczej skórze ? 

Jak wiadomo przyroda nie jest jednorodna, a każdy z gatunków został wyposażony w odpowiednie narzędzia by sobie radzić z przeciwnościami losu. Pocieszające jest to, że w każdym rozpoznanym gatunku mamy jednostki słabsze i silniejsze na różnym poziomie, jest więc spora szansa, że nie będziemy w czymś  ostatni w trwającym od lat magicznym wyścigu szczurów do....pułapki z ulubionym przysmakiem, zwanym również życiem idealnym.

Tymczasem żeby wiedzieć do  czego się ma biec z nosem przy ziemi , trzeba poznać znaczenie samego słowa. Ideał **to:

"1. «coś absolutnie doskonałego»
  2. «człowiek będący wzorem do naśladowania»
  3. «najwyższy cel dążeń i pragnień ludzkich w jakiejś dziedzinie»"
 
Pocieszające jest  to iż mogę sobie regulować swój poziom ideału/doskonałości w różnych dziedzinach życia w zależności od własnych potrzeb i możliwości intelektualnych, czyli wybrać odpowiadającą mi pod każdym względem pułapkę, a nie jest to dążenie do czegoś czego nie jestem w stanie zobaczyć nawet oczami wyobraźni. 
Bo przede wszystkim trzeba je i ją mieć. Obecnie należę do rodziny a może nawet rodzaju (patrząc wg jakiejś systematyki ***)  osób, które w trakcie życia utraciły oba  tak pożądane przymioty i zamiast węszyć za następnym pokarmem dla ciała i duszy, polubiły aktualną klatkę z wyposażeniem. 
Nie ma się więc czym martwić, bo Natura nie znosi próżni, więc podwójny ubytek  z pewnością czymś zaplombowała. Być może to plomba na drzwiach, żeby się nie pchać w nieznane? 
I nie są to automatyczne wrota na pilota , chociaż pewności mieć nie mogę...
Tak więc wychodzi na to , że może głównym celem życia ( lub nie/doścignionym ideałem)jest odnaleźć właściwą tj. swoją klatkę, w której można wreszcie spocząć na laurach, bo wtedy i zaplombowane drzwi  czy inne ubytki/braki nie przeszkadzają ?
A jak coś/ ktoś nam nie przeszkadza, to czy nie jesteśmy wtedy szczęśliwi/ wsi?

Ps. A miałam nawiązać do pułapki, w którą dałam się wciągnąć wczoraj na Stop Klatka..." To film "Miasto aniołów". Interesujące spojrzenie i połączenie życia duchowego i rzeczywistego. /https://www.filmweb.pl/film/Miasto+anio%C5%82%C3%B3w-1998-116/

 

*https://pl.wikisource.org/wiki/Wsi_spokojna,_wsi_weso%C5%82a

**https://sjp.pwn.pl/sjp/ideal;2561106.html

*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Systematyka_organizm%C3%B3w

21 grudnia 2021

Różne odmiany (przedświątecznego) szczęścia.

 Niezadowolenie ( z siebie)-niezadowoleniem, ale wcale nie przeszkadza mi  cieszyć się tym co sprawia mi przyjemność.

Np. ostatnio na nowo odkryłam zbliżające się święta z dość prozaicznego powodu- nie muszę odliczać upływającego czasu powrotu :

 -do szkoły ( czas nauki szkolnej), 

-pracy ( okres niebezczynności zawodowej) 

-w inne niechciane miejsce...

Pokusiłam się nawet o kupno choinki i sznura lampek led (na baterie) . Całość pochłonęła ok.18 zł. Tak więc dobre samopoczucie mi dopisuje, a do pełni szczęścia dołączył jeszcze przedświąteczny ból zęba. Na szczęście olejek goździkowy potrafi zdziałać cuda. 

Wystarczy brak bólu i od razu człowiek robi się szczęśliwy?

Ps. Zdjęcia choinek poniżej. Też mam się czym pochwalić. :) Ta na dole ma zastosowanie jako lampka.



 

19 grudnia 2021

Boże Narodzenie i oswajanie śmierci.

 Ponieważ święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami ,to nawiązując do poprzedniego niezadowolenia z siebie, nie mogło by się obyć bez poruszenia teraz tematu Śmierci. I wcale nie na przekór wszystkim  i wszystkiemu najlepszemu i  zdrowym i wesołym świętom, tylko dlatego, że Śmierć to nieodłączny element....hmmm... Życia.

Motto wspierające (komentarz Boja pod starszym wpisem) , iż " otrzymałam najniższy wymiar kary" będąc tu i teraz, rzeczywiście ze mną rezonuje i  nie będę ukrywać iż odbił się  we mnie szerokim echem i łyknęłam go bez zmrużenia okiem i bez beknięcia.

Przy okazji nie omieszkałam przypomnieć sobie, ze echo* to " fala akustyczna odbita od przeszkody", docierająca do nasłuchującego obserwatora z opóźnieniem ( przy opóźnieniu mniejszym niż 100ms jest to już pogłos). Także mamy mały=krótki pogłos i duże=długie echo.  Wychodzi więc na to, że oprócz ściany lasu, zboczy górskich, skał i jarów jest we mnie wiele innych przyjemności w postaci przeszkód/barier, więc nie dziwota, że to właśnie Echo** obrało sobie we mnie siedzibę. I gdyby to było tylko to jedno, ale nie, okazuje się, że jest tego więcej...więcej mieszkańców.

Cyt: ( Echo)'' Uchodziła za córkę Eteru i Gai. Według Owidiusza [Met. III 356-401]. Echo długimi opowiadaniami przeszkadzała zazdrosnej Herze w śledzeniu miłostek Zeusa. Gdy bogini odkryła podstęp, ukarała nimfę utratą własnego głosu. Odtąd Echo nie mogąc powiedzieć nic z własnej woli musiała stale powtarzać cudze okrzyki. " 

Tak więc  idąc za głosem własnej Natury, powtarzam np. za Wikipedią, co jej ślina na język przyniesie, bo we mnie jednak siedzi ta papuga nimfa*** . Jako gatunek najmniejszej troski ( wg. IUCN)  byłoby głupio mieć pretensje do życia, że tak mało się stara, by zaspokoić moje wszelkie egopotrzeby, mniej lub bardziej wybujałe...Pozostaje mi  zatem pogodzić się z losem i czekać ze spokojem na, przynajmniej, zwolnienie warunkowe od własnych oczekiwań lub definitywnie przewidywalny koniec, który oczywiście w pewnym stopniu jest w stanie  namierzyć echo, za pomocą np.  ultrasonografii****. 

 Słówko jak to słówko, weszło w życie wraz z urządzeniem, ale bardziej zainteresowało mnie inne - defektoskopia - ze względu na jego wadliwe( defekty) i kałowe ( defekacja*****) konotacje . Tymczasem to tylko taka metoda pozwalająca wykrywać niejednorodność (np. pęknięcia) jakiegoś materiału itd. 

Naszpikowana  tyloma informacjami  co do własnych ukrytych możliwości, wracam ponownie do żywych  czyli do kwestii śmierci i tego dlaczego i kiedy stąd odchodzimy:

1. na własne życzenie

2. na cudze życzenie

Czyli uwzględniając zarówno świat duchowy( mniej lub bardziej akceptowany czy poznany przez wierzących i niedowiarków) jak i ten ludzko materialny- przyczyna śmierci jest taka sama jak i powód naszego przyjścia na świat ( wg. mnie). Różnice dotyczą jedynie indywidualnie obranej/przypisanej nam  metody i stylu opuszczenia  naszej małej , ziemskiej kolonii karnej, chociaż niektórzy usiłują nam wmówić za wszelką ceną, że  Życie jest piękne i jest najwyższą wartością. I mają rację, na 100% - tyle że dla jednych to są narodziny, a dla innych śmierć.

Ps. Tyle tych gwiazdek, że aż strach... ;-)

*  https://pl.wikipedia.org/wiki/Echo

** https://pl.wikipedia.org/wiki/Echo_(mitologia)

*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Nimfa_(ptak)

****https://pl.wikipedia.org/wiki/Ultrasonografia

***** https://pl.wikipedia.org/wiki/Defekacja_(medycyna)


15 grudnia 2021

Przedświąteczne rozgrzeszenie , a pochodzenie człowieka.

 Oj chyba zbliża się koniec, bo wzięło mnie na wspominki. Tyle, że to nie roczne rozliczenie, ale z kilku ostatnich dekad. Związane jest ono z pytaniem: czy gdybym mogła zacząć od nowa i coś zmienić w swoim życiu, to bym to zrobiła czy nie? 

Nie powiem, pośrednio motywacją do tego wpisu była chwila zastanowienia  nad byciem sobą. Pomijam  dylemat związany z tym w jakim stopniu możemy być sobą, a w jakim jesteśmy ukształtowani przez otoczenie. Bo przecież nie będę sobie tutaj utrudniać życia. Wystarczy że robią to  inni w życiu codziennym - co jest zresztą czysto subiektywnym odczuciem.

W każdym razie, odnawiane przez lata pytanie , powracające jak efekt jo-jo, nieodmiennie przynosiło mi odpowiedź na NIE. Nic bym nie zmieniła, bo jestem dumna z tego na jakim etapie życia wewnętrznego jestem. Z wszelkimi doświadczeniami i wnioskami mniej lub bardziej akceptowanymi przez innych.

I tak było aż do dziś. Cie choroba! Szlag by to trafił. Najwyraźniej odbiło mi z powodu obostrzeń. Zadałam sobie pytanie, a odpowiedź dzisiejsza brzmi TAK. Wszystko bym zmieniła. Tyle że warunkiem koniecznym byłby oczywiście inny początek ( czas, warunki, środowisko itd. ). Bo przecież gdybym była ciągle tą samą sobą, co jestem - to z pewnością droga byłaby taka sama. 

Ale do czego zmierzam? A do tego, że tyle lat się oszukiwałam, że jest MI dobrze ze sobą i z tym całym zdobytym życiowym bagażem. A od dzisiaj twierdzę zdecydowanie, że wcale  tak nie jest. 

Po prostu muszę zaakceptować ten wór z piaskiem (dla innych = krzyż), bo nie może go dźwigać nikt inny prócz mnie. Wypieranie, zapominanie na siłę, zwalanie winy na innych itp. ułatwienia , niestety nie pomogą. To cała dotychczasowa ja. Stworzona przez własne wybory i dokonania.

I tak sobie pomyślałam, że skoro są kręgowce i bezkręgowce, tak samo są mózgowce i bezmózgowce. I jak miałabym już wybierać, to może lepszym wyborem byłoby bycie bezmózgowcem?

Ale znowu pojawił się dylemat...czy bycie np. takim małym bezmózgowym wirusem * to byłby dobry wybór? A może w ogóle wszelkie biologiczne życie pochodzi od wirusa ?

I człowiek ( z punktu widzenia planety ), to tylko taki duży zmutowany wirus o szerszym spektrum działania. A  do tego , patrząc dookoła i na swoje życie  mam nieodparte wrażenie, że niektóre podziały ( prócz tych związanych z rozmnażaniem) są całkiem bezpodstawne, bo może wszyscy należymy do jednego gatunku....bezmózgowców ;-)

Gnębi mnie jeszcze tylko takie pytanie: czy ewentualna zmiana okazałaby się czymś lepszym? Bo mogłoby się okazać, że nawet wirusy niosą/ mają swój krzyż, mimo że są bezkręgowcami...


*https://pl.wikipedia.org/wiki/Wirusy

08 grudnia 2021

Wróg publiczny nr. 1 i demografia.

 "Życie - nieudany eksperyment biologiczny zakończony na ramionach sześciu nieznajomych, których celem jest zatkanie tobą dziury w ziemi." Fred Allen.

Nie żebym chciała tu polemizować, ale zastanawiając się nieco szczegółowiej,  przeniosłabym powyższą formułkę na różne dziedziny życia. Np.  " życie to nieudany eksperyment demograficzny* ciągle odnawiany, którego celem jest by pozostał po tobie  ślad w postaci jakiejś części wspólnej z innymi".

Ale przecież nie o tym chciałam napisać, tylko o zmianach  związanych z pandemią. Zdalne nauczanie od 20 grudnia do 9 stycznia z pewnością wyjdzie nam na zdrowie, że nie wspomnę o statystyce ilości zakażeń w okresie późniejszym. Czyli zasiane właśnie ziarno  wyda (potem) owoce, które będą cieszyć oczy i pozwolą odetchnąć chwilowo służbie zdrowia aż do następnej fali chorych. Tym razem tej z opóźnionym zawałem , różnierozległym udarem czy nasilonymi objawami nienazwanej pobudliwości szpitalnej . 

Pozostałe zmiany obostrzeniowe - wiadomo. 

 Ktoś tam powiedział, że brak jest właściwych ustaw, a bazowanie tylko na rozporządzeniach będzie dawać pole do popisu gospodarzom np. wspólnych imprez( typu ogólnego) w kwestii zaszczepionych i niezaszczepionych.

 Podział na tych ze świadectwem i tłuków bez certyfikatów lub/i telefonów z aplikacjami poświadczającymi przynależność do określonej kasty, zatrze się w miarę upływu imprezowego alkoholu i roztańczenia powietrza wirującego w autobusowej wentylacji lub proporcjonalnego obłożenia hotelu wietrzącego się z antycovidowych rozmów. 

Wreszcie mamy wspólnego jednego wroga i przeciwko niemu winniśmy się zjednoczyć i stanąć w jednym szeregu. Bez obawy, bo....przecież tak samo jak grypą czy innym katarem, zapylać lub częstować innych wirusem mogą zarówno skażeni na własne życzenie jak i nieskażeni szczepionką , o czym zdają się zapominać dumni posiadacze śladów po wielokrotnym wkłuciu. 

Wychodzi więc na to, że rozwiązaniem optymalnym , wspólnym dla obu grup jest ogólnonarodowe codzienne testowanie, które powinno wszystkim nieodosobnionym i wielokrotnym uczestnikom życia społecznego wejść w krew jak mycie nie tylko rąk , czesanie nie tylko wylinki czy przebarwionej łysinki, zmiana skarpet i bielizny wielodniowego użytku, takoż jak pranie pampersów w rękawiczkach jednorazowych. 

I wszystko byłoby dobrze statystycznie i w ogóle, gdyby nie ten cholerny zgryz.... kto  sprawdzi te aktywne codziennie życiowo miliony i kto za to zapłaci?

Ale jedno jest w tym wszystkim pewne: kto przyszedł na świat- ten z niego odejdzie. Wcześniej lub później. Więc najważniejsze jest znane od samego początku...Problem stanowi jedynie droga.....kocie łby czy gładki asfalt ? Czołganie przez pełzanie, kangurze skoki czy sranie w locie (na skrzydłach wyobraźni)?

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Demografia

05 grudnia 2021

Przegląd fetyszy czyli o relacjach w rodzinie i czubkach.

 Tym razem dopadło mnie natchnienie dotyczące pedofilii*. Natchnienie i pedofilia to co prawda niezbyt udana para, ale cóż- niejedna para jest życiową pomyłką. I co mnie podkusiło, żeby poruszyć ten temat? Teoretycznie nic, bo nic nie usłyszałam, nic nie przeczytałam i nic nie widziałam ( ostatnio) związanego z...Ale być może to znowu kwestia skojarzenia poza wszelką logiką. Skojarzenia związanego z fetyszami ** różnego rodzaju . Cyt:

1. "Poniżej znajduje się zestawienie spotykanych terminów:

  • agorafilia – bodźcem seksualnym są miejsca publiczne
  • akrotomofilia, dysmorfofilia – fetyszem jest okaleczone lub zdeformowane ciało partnera
  • autonepiofilia – odgrywanie ról z okresu niemowlęcego
  • endytofilia – osiąganiu satysfakcji seksualnej wyłącznie z ubranymi partnerami
  • nekrofilia – dewiacja seksualna polegająca na podejmowaniu obcowania płciowego z osobą zmarłą
  • koprofilia – bodźcem seksualnym jest kał i czynności związane z nim
  • apotemnofilia – fetyszem jest własne okaleczone ciało (zob. też samookaleczenie)
  • grawiditofilia – fetyszem jest brzuch ciężarnej kobiety
  • klizmafilia – satysfakcja seksualna jest osiągana poprzez wlew doodbytniczy
  • pigmalionizm (agalmatofilia) – osiąganie stanu podniecenia płciowego na widok wizerunków, np. zdjęć, rzeźb, obrazów
  • podofilia – fetysz związany ze stopami
  • urofilia – przedmiotem pożądania seksualnego jest mocz
  • heterochromofilia – fetysz związany z odmiennym kolorem skóry partnera[1]
  • sthenolagnia (alternatywnie „muscle worship”) – fetysz związany z odczuwaniem satysfakcji seksualnej w przypadku obcowania z wyrzeźbionymi mięśniami
  • ozolagnia – fetysz związany z odczuwaniem satysfakcji seksualnej tylko w przypadku kontaktu z zapachami partnera
  • fetyszyzm pępka "

 I aż się złapałam za głowę na widok tak szerokiego  wachlarza możliwości, by móc się jakoś sklasyfikować seksualnie, a tu bach...nie Jan Sebastian, ale zdziwienie, że zapomniałam o sferze ducha ( 2.) czyli o fetyszach religijnych.*** Czyli mamy  coś dla ciała, coś dla ducha , więc pozostaje jeszcze odnaleźć własne indywidualnie osobiste fetysze  umysłowe ( 3.)i  nazwać je we właściwie nieurągający nam w niczym sposób. Ciekawe czy ulubione hobby/pasję  też można do tej grupy zaliczyć. Hmmm. Podniecanie umysłu ulubionym zajęciem...?.

Ale pal licho chwilowo uzupełniającą nas resztę, bo miało być o pedofilii, którą zalicza się do grupy 1 .parafilii****.   

W związku z nią bowiem -pedofilią nie tylko księży, przyszło mi do głowy, że jej przyczyną czy nieodkrytą skłonnością do...może być fakt iż dzieci czy w ogóle to co i /lub małe, delikatne, drobne, młode może być przyczyną podniecenia  ponieważ nie stanowi fizycznego i psychicznego zagrożenia dla silniejszego (z racji wieku i postury) dorosłego osobnika. Przecież zboczenia bywają różne a nieodkryte lęki mają  różne oblicza.

Ale, (nikomu nic nie ujmując) najzwyklejsza wybitnie rodzicielska miłość do dzieci uchodzi za normę, podczas gdy za nią może kryć się też lęk przed przyszłością i samotnością, a tzw. zimny chów bywa często negowany, podczas gdy może być świadectwem  silnej wewnętrznie jednostki  rodzicielskiej, obok  oczywiście typowego braku zainteresowania tzw. rodziców - drobnicą tj. własnym potomstwem, z różnych powodów ekonomicznie-niedojrzałych.

Tymczasem, korzystając z wypielęgnowanej latami doświadczeń - czepliwości, uczepiłam się w pierwszej kolejności  pazurami  siebie w poszukiwaniu  słabości do fetyszy. I co zauważyłam? Moją uwagę zdecydowanie absorbuje obserwowanie "kurzych łapek". Nie, nie tych zmarszczek w kącikach oczu, ale po prostu uogólniając- wszelkich drobiowych i nie tylko - łapek i dziobów ( pyszczków) w różnych sytuacjach. I pomyśleć, że jednych podniecają książki, innych góry, sport, pawie pióra czy inne konkursowe sterówki z lotkami, koroniate winerki , uszate bażanty, itd.

 O czubkach   nie zapominając...

 

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Pedofilia

** https://pl.wikipedia.org/wiki/Fetyszyzm_(seksuologia)

***https://pl.wikipedia.org/wiki/Fetyszyzm_(religioznawstwo)

****https://pl.wikipedia.org/wiki/Parafilia

03 grudnia 2021

Mechanika kwantowa i stylizacja antywolności .

 To miał  być krótki tekst, a wyszło jak zwykle....Tak mnie coś naszło, a może nawet diabeł podkusił, aby zastanowić się nad wzajemnymi zależnościami, które elegancko nazywa się stosunkami międzynarodowymi na poziomie państw,  rodziną na poziomie podstawowej komórki społecznej oraz myślami i skojarzeniami na poziomie łba na karku.  Złapałam się za głowę gdy spostrzegłam że nie mogę myśleć o jakiejkolwiek wolności, skoro nawet własny umysł mnie ogranicza.  I pomyśleć, że kiedyś myślałam że mogę myśleć co chcę...co tylko dusza zapragnie.

Tymczasem pojęcie wolności* wygląda tak:

 "Wolność – brak przymusu, możliwość działania zgodnie z własną wolą. Sytuacja, w której można dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji."

 Kluczowe tu są słowa :" wszystkie dostępne opcje" i "działanie zgodnie z własną wolą". Tymczasem nawet przychodzimy na świat   w dużym stopniu niezgodnie z własną wolą, bo kto by chciał dobrowolnie narażać się na cierpienie z racji posiadania cieleśnie cielistego ciała wyposażonego w zdenerwowane odbiorniki bodźców płynących z otoczenia i zarządzający tym komputer z różnej jakości oprogramowaniem z wątpliwymi sterownikami? Chyba tylko masochista jakiś, a nie człowiek ducha  ( w odróżnieniu od tego z krwi i kości)

Odnoszę nieodparte wrażenie, że wolność jako taka nie istnieje. Nawet po śmierci. 

Oznacza  to że jest to jedno z pojęć, które jest  wymysłem naszego umysłu bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. A raczej wirus naszego komputera osobistego, który jest do namierzenia ale czy do dezaktywacji- nie wiem. Może zależy u kogo? 

Zarówno pytanie o własną wolę ( kto-co ją kształtuje) jak i  dostępne opcje - warunkują ograniczenia i podważają zasadność istnienia pojęcia wolności u samej podstawy ( w fundamencie).

Słyszy się od czasu do czasu powiedzenie, żeby "zejść z chmur na ziemię". Tym razem zrobię coś wręcz odwrotnego, tj. z poziomu namacalnego świata materialnego rządzącego się własnymi prawami stworzonymi przez ludzi dla ludzi, w ramach własnej ściśle ograniczonej  wolności, pokuszę się o wspinaczkę na niewidzialny poziom cząstki fundamentalnej ** ( której podobno jeszcze nie odkryto). Śmiem przypuszczać, że nawet ona jest zawieszona w jakiejś większej strukturze, bez względu na to czy przemieszcza się czy jest elementem stałym ( z punktu widzenia fizyki). Ale skoro jest i skoro tworzy tą strukturę (i  nią jest jednocześnie) to wychodzi na to, że ogranicza sama siebie.(!) 

Ponieważ pojawiło się w fizyce swojego czasu pojęcie antymaterii i antycząstki, więc może lepiej mówić o antywolności w ramach której funkcjonuje świat, bo byłoby to zgodne ze stanem faktycznym?

Ale przejdźmy dalej:

"Według teorii superstrun, każda cząstka fundamentalna ( cząstki fundamentalne,to cząstki z których złożone byłyby wszystkie inne cząstki „elementarne”, a które same nie byłyby już złożone z niczego innego ) jest przejawem innego rodzaju drgań superstruny (struny drgają bezustannie w sposób podobny jak fale stojące: cząstki miałyby być obrazem drgań analogicznie jak orbital. Wszystkie struny są takie same, różne są jedynie sposoby ich wibracji. Masywniejsze cząstki odpowiadają drganiom strun o większej energii. W teorii superstrun jednakże cząstki nie zawierają strun – one są strunami. "**

 Wniosek dotyczący pojęć  wolności i antywolności "z piekła rodem" tj. z mechaniki kwantowej nasunął mi się nie sam, ale oczywiście z wiki (** cd.):

"Zgodnie z wynikami badań nie ma nigdzie żadnych cząstek elementarnych póki nie nastąpi ich obserwacja, tj. dekoherencja kwantowa[4]."***

 W ten to sposób dotarłam do sedna.  Dopóki nie nastąpi obserwacja wolności - dotąd jej nie będzie. 

Pozostaje więc  zaakceptować antywolność , którą światowi styliści ubrali (na przestrzeni dziejów) -by była lekkostrawna i dobrze przyswajalna oraz atrakcyjna wizualnie i mentalnie oraz zgodna z oprogramowaniem większości umysłów- w kapelusz parlamentaryzmu i biżuterię praw obywatelskich oraz bieliznę z rozmaitych systemów polityczno-gospodarczych, które wszem i wobec mają dawać poczucie wolności, chociaż nią sensu stricte nie są.

 

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolno%C5%9B%C4%87

**https://pl.wikipedia.org/wiki/Cz%C4%85stka_elementarna

***Dekoherencja kwantowa – w mechanice kwantowej proces opisujący oddziaływanie obiektu kwantowego z otoczeniem.

30 listopada 2021

Od L4 do historii naturalnej samodzielnej pępowiny.

 Nie wiem co tam jest z opinią publiczną (ogólnie pojętą), ale wiem co ze mną się zadziało. 

Nie była to co prawda wiadomość mrożąca krew w żyłach, a wręcz przeciwnie- można powiedzieć, że nastąpiła odwilż. Prawie taka jak w dawnych stosunkach wschód- zachód z XX w. Obiło mi się o uszy iż ( wreszcie?) wypalenie zawodowe zostało uznane przez WHO* jako powód , by wystawić L4.**

Spojrzałam na siebie, skrzywiłam się na samą myśl o tym jak wielka przepaść dzieli to co się dzieje na dole( w społeczeństwie), a (jak się okazuje już oficjalnie) decyzyjną górą w sprawie zdrowia tj. WHO). Przepaść ma wielkość zgoła wielką. A mianowicie sięga początków powstania WHO ( w najgorszym razie), a ok. 50 -70 lat w najlepszym.

I pomyśleć, ile musieli się nakombinować co poniektórzy medycy , aby chore ze zmęczenia jednostki jakoś sklasyfikować i przyznać pożądane dla podratowania zdrowia chwilowe zwolnienie obywatela  z pracy generującej uciążliwie nierozpoznany odgórnie stres. 

Tymczasem sięgając do wiedzy o WHO , nie omieszkałam sięgnąć do równie oficjalnej kieszeni tj. źródeł finansowania (p.2), ponieważ swojego czasu było parę kontrowersyjnych decyzji ( p.1) wspomnianej organizacji:

1. "W styczniu 2010 roku Rada Europy przesłuchała przedstawicieli WHO oraz koncernów farmaceutycznych. Zarzucono im nieuzasadnione nagłośnienie zagrożenia zachorowaniami na grypę H1N1 oraz niepotrzebne ogłaszanie pandemii. Zdaniem Rady Europy powyższe działania miały na celu umożliwienie sprzedaży szczepionek firmom farmaceutycznym. W trakcie przesłuchania doradca WHO ds. pandemii grypy Keiji Fukuda oświadczył, że oenzetowska organizacja „nie była przesadnie naciskana przez koncerny farmaceutyczne” oraz powtórzył, że eksperci proszeni o konsultacje muszą podpisać deklarację o braku konfliktu interesów. Ponadto Fukuda oświadczył, że pandemia została „formalnie ogłoszona i nie zakończyła się”, a wirus A/H1N1 „jest obecny na całym świecie”. Komisja ekspertów wybranych przez WHO oceniła jednomyślnie, że spełnione zostały wszystkie kryteria potrzebne by ogłosić pandemię – mówił Fukuda. Z kolei w opinii uczestniczących w przesłuchaniu ekspertów – epidemiologów doktorów Wolfganga Wodraga oraz Ulricha Keila nie było realnych podstaw od ogłoszenia pandemii. Ich zdaniem, na tę decyzję miały wpływ koncerny farmaceutyczne, które finansują badania[24]."*

2. ''WHO jest finansowane poprzez składki państw członkowskich oraz dotacje. Obecnie[kiedy?] praca WHO skutkuje szerszym spektrum współpracy: około 80 organizacji pozarządowych oraz z zakresu przemysłu farmaceutycznego, a także fundacje, m.in. Fundacja Billa i Melindy Gates i Fundacja Rockefellera. Dobrowolne datki na rzecz WHO lokalnych i państwowych rządów, fundacji i organizacji pozarządowych, innych organizacji ONZ i sektora prywatnego przekroczyły[kiedy?] szacowaną sumę składek z 193 państw członkowskich[18]" *

Tymczasem okazuje się, że WHO nie jest czubkiem góry lodowej, tylko jest nim Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych *** ( ICD- 10), której nomen omen  twórcą jest WHO. Nie inaczej.
''W Polsce ICD-10 obowiązuje od roku 1996[12]. Polskiego tłumaczenia dokonało Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia zgodnie z umową TR/10/017-019 ze Światową Organizacją Zdrowia o udzielenie praw do tłumaczenia i publikacji''

 I tak ciągle się zastanawiam, w jakim stopniu i w dziedzinach życia jesteśmy tak naprawdę samodzielni, a w jakich mamy ciągle nieodciętą pępowinę? A raczej to nie tyle pępowina ( =naturalny kranik uzależniony od stanu psycho-fizycznego jednego żywiciela w stanie błogosławionym), a raczej jest to sztuczna instalacja hydrauliczna, której źródłem jest wielu żywicieli o zróżnicowanej diecie międzynarodowej.

Sny o wolności można sobie zatem wsadzić gdzieś....To jest chciałam powiedzieć ...między bajki włożyć.

Bo to już historia...

* https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowa_Organizacja_Zdrowia

** Czasowa niezdolność do pracy spowodowana chorobą pracownika nakłada na niego obowiązek dostarczenia zwolnienia lekarskiego(L4) za czas choroby. Pracownik w tym czasie jest zwolniony z obowiązku świadczenia pracy.

Zobacz więcej: https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-l4-w-formie-elektronicznej

*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C4%99dzynarodowa_Klasyfikacja_Chor%C3%B3b_ICD-10

25 listopada 2021

Czasem trzeba coś schrzanić, żeby było lepiej...

 Lubię chrzan. Ostatnio sięgam po niego  niewyobrażalnie częściej niż tylko w święta. Pomijam tu fakt, że czasem zdarza mi się też coś schrzanić - jak to w życiu. Zresztą nie tylko mnie, co wcale nie jest usprawiedliwieniem. Tym razem pokusiłam się o inną formę. Pomyślałam sobie, że schrzanię tekst. A że nadal temat wirusa (np. covid 19) jest na topie więc dlaczego by nie o tym.

Sięgając do źródeł czyli własnej dość ograniczonej wyobraźni,pomyślałam sobie co by było gdyby prawdą była moja osobista spiskowa teoria dziejów.

 Ponieważ jak wiadomo, najpierw jest ktoś kto wymyśla cuda, potem znajdują się wariaci, którzy materializują odlotowe wizje, a następnie wchodzą one w życie, jako produkt mniej lub bardziej udany. Mam wrażenie( nie wiedzę) , że część nowoczesnych technologii różnego rodzaju jest tworzona  najpierw na potrzeby określonej grupy militarno-bio- farmaceutycznej, a  wykorzystane usprawnienia są potem adoptowane w całości lub częściowo na potrzeby życia codziennego bogaciej  uposażonego luda zamieszkującego rozmaite systemy parlamentarne i nieokrzesane cywilizacje. 

I gdyby tak wspomniany wirus , tak samo jak np. odkurzacz typu Irobot roomba * został przygotowany na potrzeby społeczne określonej grupy ludzi dla określonego celu  oczyszczającego tj. depopulacji, to w efekcie okazałoby się, że spiskowa teoria dziejów nawiązująca do próby stworzenia silnej i odpornej jednostki o zmienionym DNA może lec w gruzach. Bo jak wiadomo, okazuje się nie od dziś, że umierają również teoretycznie zdrowe osobniki w różnym wieku, a pozostają zdechlaki faszerujące się wziewnymi preparatami np.na astmę , tudzież zażywający leki przeciwdepresyjne podnoszące poziom serotoniny i zadowolenia z życia w sposób doustny oraz leczący własne i zwierzęcopochodne pasożyty środkami typu iwermektyna**. 

Tak więc rokowania co do siły materiału genetycznego społeczeństwa przyszłości wyglądają mało obiecująco. I jak tu stworzyć człowieka nowej generacji? Chyba tylko na bazie nanotechnologii...*** 

Schrzaniłam całkiem poważny temat, ale przecież nic nie dzieje się bez przyczyny...( patrz tytuł wpisu).

*https://www.google.com/search?q=odkurzacz+i+robot+roomba&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

**https://www.medonet.pl/koronawirus-pytania-i-odpowiedzi/leczenie-koronawirusa,covid-19--gwiazdor-leczyl-sie-iwermektyna--lekarze--to-niebezpieczne,artykul,59073423.html

więcej tu : **https://www.wapteka.pl/blog/artykul/iwermektyna-co-to-jest-i-kiedy-sie-ja-stosuje-iwermektyna-a-covid-19-czy-dziala-na-koronawirusa

*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Nanotechnologia

23 listopada 2021

O życiu na właściwym poziomie czyli węzeł gordyjski do rozwiązania.

 Jest całkiem prawdopodobne, że ten wpis będzie powiązany z poprzednim. Jest też całkiem prawdopodobne, że poszybuję w całkiem innym kierunku w trakcie pisania tekstu. Początek jest, zamysł ogólny jest- co chcę przekazać, ale jak będzie wyglądać rozwinięcie i koniec- ni hu-hu. 

Wczoraj wróciłam pośrednio myślami do wcześniejszych tekstów( kilka lat wstecz) o różniczkach. Nie tych stricte matematycznych, ale do zdrobnienia od  różnicy. Różniczki między widzeniem( typowym patrzeniem) a postrzeganiem ( obserwacją z dystansu). Potem przyszła mi na myśl książka A. Huxleya " Sztuka widzenia" a w ślad za nią inna jego pozycja - " Nowy wspaniały świat" *. Abstrahując od treści tej drugiej, nie omieszkam wspomnieć o pierwotnej przyczynie/myśli, która skierowała mnie na książki. W uszach zadźwięczało mi " Prawo rezonansu" ( Pierre Franckh). I przyznam szczerze, że nabrałam ochoty by dowiedzieć się czegoś więcej o tej pozycji.  Najwidoczniej coś zarezonowało i  poszło skojarzenie z A. Huxleyem. 

Tak czy owak, będzie o postrzeganiu pozazmysłowym czyli o tym, że coś zadziało w moim mózgu, że skompletował taki zestaw myśli: 

Myśl nadrzędna domagająca się wyróżnienia kolorem:  walka dobra ze złem toczy się na wielu poziomach

a. na poziomie naszej psychiki dokonujemy oceny własnych słabości-mocy i tego co jest wg. nas dobre/złe

b. na poziomie naszego subiektywno- indywidualnego odbioru rzeczywistości zewnętrznej, dokonujemy ocen na termometrze dobro - zero - zło ( i czasem zastanawiamy się ile kresek jest coś/ktoś na minusie czy plusie) patrząc przez pryzmat własnego ego-umysłu i posiadanego doświadczenia

c. na poziomie większych ugrupowań/ związków/ partii / klas społecznych/ religii - kiedy identyfikujemy się z czymś niejednostkowym

d. na poziomie państw/narodów/ regionów geograficzno-gespodarczo-politycznych 

e. na poziomie planetarnym/ kosmicznym

Wygląda więc na to, że mamy jedno wielkie zamieszanie i chaos, ponieważ nie zawsze moje dobro/ zło, będzie dobrem /złem dla innych i do tego na wielu poziomach. Do tej mikstury trzeba dodać to, że można być ze sobą w niezgodzie, ulegając lub nie wyższym celom/ poglądom na poziomach b, c, d i e . I mamy klops.

Brak zainteresowania innymi poziomami sprawia, że postrzegamy życie tylko przez pryzmat a i b lub tylko przeważnie b i oceniamy resztę rzeczywistości tylko z tej jednej perspektywy. Uzyskujemy w ten sposób jednostronny obraz rzeczywistości- czysto indywidualny, zamiast np. w 3 D ( w tym wypadku zamiast = a,b,c,d,e)

Gdy patrzy się na coś z punktu widzenia np. c, z powodu przynależności do większej grupy -  uczymy się( lub nie) patrzeć na życie również z tej perspektywy. Mimo że często nie umiemy się pogodzić z czymś co stoi w opozycji do naszej subiektywnej oceny ( z poziomu a i/lub b) - to dobrze jest chociaż pewne rzeczy poznać i dostrzec - coś więcej niż czubek własnego nosa  ( jeżeli patrzy się tylko przez pryzmat jednego, ulubionego i pasującego nam poziomu)

I tak wchodząc na kolejne poziomy, okazuje się że mamy niezły węzeł gordyjski do rozwiązania związany z naszymi wartościami i przekonaniami co do pojęć dobra i zła, bo mogą one ulegać zmianom w zależności od tego, przez pryzmat którego poziomu patrzymy na jakiś problem.

Czy jest możliwe osiągnięcie stanu wewnętrznej równowagi? 

Po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw wyszło mi, że bycie w punkcie zero rozwiązuje wszelkie problemy.  Z byciem zerem - bywa różnie.

I teraz pozostaje spojrzeć na np. problem z migrantami i relacje z Białorusią, z kilku poziomów: poczynając od prywatnego subiektywnego zdania związanego z naszym ego- umysłem ( z emocjami-uczuciami- rozsądkiem) poprzez pryzmat naszej identyfikacji z jakąś grupą ( c),  potem spojrzeć na problem z punktu poczucia przynależności narodowej/ państwowej/ regionalnej,  by wreszcie przyjrzeć się danej sprawie z punktu widzenia planety/ kosmosu.

 W końcowym rozrachunku wychodzi na to, że na najwyższym poziomie  jest to samo co na poziomie tzw. najniższym( a i b) - są klimatyczne trzy możliwości: 

- dobro ( spokój / rozwój/ stabilizacja)

- 0 - stanie w miejscu(= bezruch) 

- zło ( wojna/zniszczenie/ destabilizacja) . Tym razem w skali globalnej.

 A wszystko to zależy - jakby nie patrzeć - od tego: 

1 - w jakim stopniu jesteśmy indywidualnie jednomyślni/ niejednomyślni na kolejnych( wszystkich) poziomach

2 - na ile są nasze poglądy stabilne/zmienne

3 - na ile jesteśmy w stanie/musimy/ chcemy zrezygnować z własnych, subiektywnych ocen/poglądów/dobra  na rzecz innych , wyższych ( umownie) poziomów

Ps. Napisałam co myślałam i jak to widzę. A może nawet postrzegam? Ale przecież mogę się mylić...

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Nowy_wspania%C5%82y_%C5%9Bwiat

16 listopada 2021

Graniczne dylematy ciągle na czasie.

Tak się zastanawiam, jak to jest z tą wschodnią granicą Polski /UE....i z tymi emigrantami na granicy z Białorusią. 

Docierają do mnie wiadomości, serwowane przez media, o podejmowanych działaniach i zastanawiam się co ja bym zrobiła będąc na miejscu obozu rządzącego?  No i wyszło mi, że dokładnie to samo. 

Dopóki istnieją odrębne państwa- należy bronić granic przed niekontrolowanym zalewem emigrantów. Gdy weźmie się pod uwagę nierozwiązaną czy nieuregulowaną  sytuację socjalną wielu tubylców zarzewie konfliktów z elementem napływowym ,na różnym tle,  gotowe. A przecież każdy chciałby żyć w spokojnym kraju i bez lęku o przyszłość.

Nieograniczone możliwości przemieszczania się mają przeważnie Ci, w ślad za którymi idą grube pieniądze, bo jak wiadomo kasa może wiele zdziałać i przełamać różne opory. Pozostali muszą liczyć na siebie i łut szczęścia zwany w tym przypadku reżimem Łukaszenki. Ciekawe zatem, jaki jest przekrój społeczny ludności, która dała się omamić wizją lepszego świata? A może to świadomy wybór jednostek, które nie wiedzą co ze sobą zrobić w kraju ojczystym i liczą, że zmiana miejsca zrobi za nich coś czego sami nie potrafią?

I tak na moje oko, to sytuacja która pojawiła się na granicy UE/ Polski z Białorusią- nie jest przypadkowa. To wcześniej zaplanowana akcja , związana z wyborem określonej grupy ludzi. To ludzie którzy chcą czegoś więcej. I chociaż Polska dla wielu z nich byłaby tylko krajem tranzytowym, to z pewnością  to " więcej" dałoby o sobie znać w momencie braku zaspokojenia podstawowych potrzeb. Przecież tak funkcjonuje wielu ludzi na całym świecie. Wieczni malkontenci * ciągle niezadowoleni bez względu na sytuację i posiadany status.

Rozmowy A. Merkel z Łukaszenką, w sprawie rozwiązania problemu napływowej ludności ? 

Sorki, ale rozwiązanie nasuwa się samo: powrót do kraju ojczystego tą samą drogą, którą przybyli. A inscenizacje i gra na uczuciach odstawiane przez białoruskie siły , mające na celu wzbudzić "humanitarną reakcję" ludzi po drugiej stronie granicy-powinny być ignorowane. 

W obliczu pewnych problemów powinien zniknąć dylemat: rozsądek czy serce . Zasada : jaka akcja - taka reakcja. Tam gdzie jest gra polityczna i wzbudzane emocje ( Łukaszenka) - winna być zastosowane gra polityczna, spokój i przewidywanie.

 Serce i uczucia z pewnością trzeba zostawić dla prywatnych kontaktów międzyludzkich.

Ciągle mówi się o tym by umieć sprawy zawodowe zostawiać za progiem mieszkania i życia rodzinnego. Tak więc politykę międzynarodową i walkę o strefę wpływów należy umieć oddzielić od spraw humanitarnych, bo to dwie różne bajki.

 Można pomagać, gdy sytuacja jest uregulowana, a nie robić coś po łebkach jak miało to miejsce w przypadku indywidualnych akcji porywania się z motyką na słońce przez bohaterskich posłów( posłanki) - oszołomów wiadomości TV jednego dnia.

Ps. Współczuję wszelkim nieświadomym tego w co się władowali, ale przecież każdy ponosi odpowiedzialność za swoje wybory ( a przynajmniej powinien), bo tak wygląda życie.

 Ale jest jeszcze jedno ale....może o tym później?

* https://sjp.pwn.pl/sjp/malkontent;2480876.html

14 listopada 2021

Świętowanie codzienności.

 Co za pech. Zapomniałam (a raczej nie wiedziałam), że 11 listopada wypada dzień singla. Trzeba będzie świętować z opóźnieniem. Jak by tu uczcić takie przebrzmiałe święto?

- Może najlepiej w towarzystwie? Hmmm..

Dla jednych ciasteczko - dla drugich jajeczko. I po święcie. Taki tam cotygodniowy rytuał...

12 listopada 2021

Dylemat dnia.

 -gdybym nie odpaliła lapcia

-gdybym nie weszła na bloga

-gdyby nie było komentarza pod dawnym postem

-gdybym nie chciała na niego odpowiedzieć

....jest całkiem prawdopodobne, że zapomniałabym hasła do logowania .

Wniosek nasunął mi się sam: skacapnienie to jeden z pierwszych zwiastunów demencji/sklerozy.

Prawie zadrżałam na myśl, że stracę dostęp do "siebie" gdy pojawiła się druga ( myśl ) równie koszmarna: 

" nie mogę zmusić siebie/ się do myślenia". 

Wygląda więc na to, że przeszłam na tryb automatyczny: włączyć- wyłączyć. Jest powód by pomyśleć- włączam "ON", nie ma powodu by myśleć -zapala się lampka" OFF". 

Czy to dobre czy może to złe jest? A może jednak jestem ciągle na czuwaniu? 

Ech życie. Żyj i daj żyć innym....

11 listopada 2021

Takie tam o mysim odbiciu od normy i punkcie odniesienia.

 Tak się zastanawiam czasem nad sobą . Niekoniecznie wtedy gdy patrzę w lustro, ale tak ad hoc. Wiem, że w lustrze jest moje odbicie i to co robię w rzeczywistości znajduje tam odzwierciedlenie.

Tymczasem ludzie wokół pokazują swój stan psychiczny w danej chwili ( i odpowiadającą mu w dużej mierze mowę ciała) i czasem też znajduję w nich siebie.  Tyle, że w innej postaci. W ślad za emocją idzie zachowanie, postawa, ton głosu , gestykulacja itd.

 Kiedyś, a było to dawno temu,  to co zobaczyłam w zachowaniu innych -nie spodobało mi się, chociaż zobaczyłam w nich siebie. Co za koszmar, aż złapałam się za głowę. O uciekaniu ze wzrokiem nie wspomnę. Trzeba było się tego pozbyć. Przecież nie będę męczyć się z tym czego nie chcę w sobie mieć! Nie jestem masochistką. Tyle wspominek.

 Problem z innymi pojawia się wtedy gdy ktoś działa na nas jak przysłowiowa płachta na byka i nie można z tym nic zrobić. Unikamy, chodzimy swoimi ścieżkami, a tu nic. Jak nie ten, to ta, albo to i ciągle wyłazi na wierzch  ta sama irytująca nas cecha. Jak nie ludzie, to nawet domowe zwierze jest w stanie pokazać nasze wypielęgnowane z miłością i wygłaskane przez lata odbicie od normy zwane potocznie wadą , które jak mysz siedzi cicho pod miotłą ( lub w norce) i czeka na swój wielki dzień / sytuację, by wychynąć nosa i uszczknąć coś dla siebie z negatywnych emocji.

Wielu ludzi nie umie dostrzec i odnaleźć w innych siebie lub neguje określone zachowania, nie zastanawiając się nad tym, że w jakimś stopniu ktoś stanowi nasze "psychiczne" odbicie. Masakra.

A przecież w momencie gdy dokonujemy  jakiejś zmiany w sobie - to nagle przestajemy spotykać określone osobowości. Jak ręką odjął znikają upierdliwe znajomości ( lub mamy siłę być asertywni) wyprowadzające człowieka z równowagi i nastaje  upragniony błogi spokój. Albo jeszcze lepiej- wkurzająca kiedyś relacja przybiera całkiem inny kształt i może nawet być całkiem do rzeczy i sympatycznie.

 Oj, prawdę powiedział ten, kto stwierdził, że "najbardziej irytują nas u innych nasze własne wady" . Przecież to są te poszukiwane odbicia/odchylenia od normy... Naszej własnej,  wewnętrznej i indywidualnej wartości samej w sobie. Niezbędny i poszukiwany punkt odniesienia. Norma.

Ps. Wpis powstał pod wpływem przeczytanych dzisiaj postów u  © Artbook  https://skladliteracki.blogspot.com/

24 października 2021

Poranne filozofowanie.

Wstałam, bo nie mogłam spać. Zrobiłam swoje i zebrało mi się też na chwilę refleksji.

 "Życie to nie jest bajka"...

A może jednak jest? Mamy postaci pierwszoplanowe, drugoplanowe, .....  a na końcu tło. I nagle okazuje się, że bez tego tła- ani rusz. 

Patrzę na zdjęcia i chociaż Słońca na wielu z nich nie widać, to i tak wiadomo, że jest. Tymczasem z tła wyłaniają się charakterystyczne punkty. Jedne z nich to punkty odniesienia, a inne wyróżniają się na swój sposób i błyszczą swoim blaskiem. I tu pojawia się pytanie: co ważniejsze - to co na planie czy  to co w tle?-  skoro jedno bez drugiego nie może istnieć...

22 października 2021

Nocnik z dziennych wiadomości.

 Nadeszła kolejna fala wirusów. Posiadający osobiście indywidualny pakiet szczepień ochronnych (przed osobiście ciężkim przebiegiem Covida), mogli nareszcie zdjąć maseczki chirurgiczne by bez obawy o własne zdrowie móc zakażać niezaszczepionych. Najwyraźniej  wychodzą z założenia, że wszyscy niezaszczepieni to antyszczepionkowcy, których należy tępić jak pchły/ gołębie / sezonowe komary lub wystawić na próbę sił , z której wyjdą żywi tylko najsilniejsi.

Premier zabrał się do roboty i wyjechał na debatę do Brukseli. Wydukał tam wszem i wobec o co walczy rząd Polski  dla Polaków.  nie chcemy dać się wydudkać z pieniędzy na odbudowę kraju ze zniszczeń pandemicznych. Prezydent jest chyba tego samego zdania...

Inny Dudek (z Solidarności) odbył podróż w licznym towarzystwie do Luksemburga, by wyszczekać swoje kopalniano-energetyczne żale przed zasiekami  chroniącymi siedzibę TSUE. Część zaproszonych przez Dudka gości nie przybyła, najwyraźniej mając ptasie trele- morele w nosie. Być może lepszym wyborem byłby wyjazd na granicę RP z Białorusią?Tam też zasieki, ale samo miejsce zdecydowanie bardziej leśno-klimatyczne i jest się nadal u siebie.Jest też szansa na zrozumienie, bo przecież tam prawie wszyscy sami- swoi.

Wzięłam się za skrót ostatnich wiadomości, bo mi wali na dekiel. Boję się, że to pierwsze oznaki demencji...Ale mogę się mylić. Przecież jestem niezaszczepiona.


17 października 2021

Nic ciekawego....Zaczerpnąć oddech.

 Czas wydobyć się z czeluści zakładki blogowej (u co poniektórych ) i wystawić dzioba by złapać oddech. Najwyraźniej wietrzenie wirusów podczas sporadycznych spacerów mi nie wystarcza. 

Trzeba  pomyśleć o dodatkowej motywacji. Już coś mi tam chodzi po głowie, gdzieś tam się podrapię pod pachą, czasem poczochram ścięgno Achillesa i czekam na sprzyjające okoliczności. Tymczasem przeglądam sobie ogłoszenia, oglądam zdjęcia i rozpytuję wśród bliższych i dalszych znajomych. Jednym się zbiera na wymioty, innym na seks, a mnie na... zwierzaka. Wygląda mi na to, że powoli umacniam się w swoim postanowieniu. Ale co z tego wyniknie- nie wiem.

11 października 2021

Jaja z trufli.

 Siadłam, przeczytałam swoje wczorajsze wieczorne wypociny, deczko poprawiłam tytuł i nazwę kurzej partii i złapałam się za głowę. Najwyraźniej odbiło mi . Dałam się wciągnąć ( znowu) w pogaduchy na szklanym ekranie. Co za trufla ze mnie!

Pomyślałam z rozrzewnieniem o ugotowanych jajach  na twardo, trawionych od jakiejś godziny i przyjrzałam się ewolucji (osobiście i nie tylko) nadzorowanych poglądów na życie przez pryzmat jaj: 

1.etap wczesnodziecięcy to okres swojskich jaj od dziadkowych kur

2. etap późnodziecięcy- sklepowe cudeńka , najprawdopodobniej  PGR-owskiego chowu

3. etap dojrzałości płciowej i rozkwitu cywilizacji kapitalistycznej na wschodnich rubieżach postkomunistycznych - sieciowe jaja np. z biedronki i społemowskie

4. okres od dawna wczesnoprzedemerytalny - jaja z targowicy lub z gospodarstwa najprawdopodobniej przydomowego- od migrujących codziennie ze wsi do miast i z powrotem.

Jak widać życie zatoczyło koło. Od swojskich do swojskich. A ja się tu zastanawiam nad wyższością prawa nad organem, które je ustanowiło.. No i do tego taki paradoks:  w okresie osobistego rozkwitu zawodowo-gospodarczego - zamiast sobie dogadzać- oszczędzałam na jajach. 

To dopiero jaja!

10 października 2021

Rozważania laika o prawnych jajach i podcinaniu skrzydeł.

 Jeżeli nie wiadomo co było pierwsze: jajko czy kura, to żeby rozwiązać dylemat gnębiący filozofów, wystarczy opowiedzieć się po jednej ze stron  i tkwić przy swoim nie szukając logicznego uzasadnienia tego, co być może ze swej natury jest komplementarne i nie można  traktować oddzielnie. Ale skoro zależy nam na tym by wyróżnić się i stworzyć" PARTIĘ Z JAJEM" w odróżnieniu od " KURZEJ CHATKI" to przecież wystarczy uparcie trzymać się jaja/ kury i kreować uzasadnienia swojej racji.

 Tymczasem dylemat o wyższości   prawa unijnego czy krajowego skłania do bliższego przyjrzenia się obu. Dzisiejsza dyskusja w  programie prowadzonym przez B. Rymanowskiego (Polsat) skierowała mnie na całkiem inne tory. Jeden z gości ( P. Zgorzelski) zwrócił moją uwagę na pewien niuans, który powlókł moje myśli na prawne manowce. 

Najpierw zalęgły mi się w głowie typowe pytania niezadowolonego petenta : 

-czy  urząd jest dla obywateli czy obywatel jest dla urzędu? 

             

 Pod wpływem usłyszanych w w/w programie wypowiedzi  pomyślałam: 

- czy prawo jest dla państwa / unii  czy państwo/unia jest dla prawa

 Z wypowiedzi  które padły w trakcie rozmowy okazało się ( tak zrozumiałam), że prawo jest nadrzędne w stosunku do instytucji, która go stworzyła. I dotyczy to i UE i poszczególnych krajów. Według mnie, w tym cały jest ambaras, że znowu mamy problem z kurą i jajkiem. Będziemy mieć zwolenników wyższości jednego nad drugim lub wręcz odwrotnie. A skoro tak  się przyjmuje to może powinno nastąpić odwrócenie ról: ORGAN sprawczy winien być uważany za nadrzędny w stosunku do PRAWA, które stworzył, bo ta nadrzędność daje większe/ szersze kompetencje- jak się okazuje.

Propozycja P. Zgorzelskiego , aby dodać nowy punkt w  konstytucji  RP o przynależności do UE mógłby stanowić w ewentualnej przyszłości doskonały pretekst do interpretacji  tegoż zapisu, jako wyrażenie zgody na całkowite podporządkowanie się  UE. 

No cóż, niektórzy gospodarze podcinają KUROM skrzydła by nie miały możliwości dostania się na teren za zbyt niskim ogrodzeniem, ale żeby KURA sama siebie pozbawiała możliwości przemieszczania się (oskubywała z piór)  - to albo wygląda mi to na wybryk natury, albo na życie w stresie, albo inną chorobę...A to przecież może skutkować  brakiem jaj.

A chyba każdy chciałby mieć JAJKA od szczęśliwych kur na wolnym wybiegu. A nie od oskubanych i pozbawionych możliwości ruchu poza wyznaczonymi przez gospodarza granicami?

09 października 2021

Zmora senna o rehabilitacji i dobrym wujku Samie.

Niby inspiracja jest, niby w głowie poukładane o czym chcę napisać, a w momencie gdy siadłam do lapcia wkrada się zapomnienie. Więc przypominam sobie powoli co mi sen z powiek zabrało o 6 rano i wreszcie wracam do żywych. Oczywiście to zmora ostatnich wiadomości - kwestia wyższości prawa unijnego nad prawem krajowym.

Przecież to temat na topie, z powodu jego związków z medycyną,fizjoterapią i ogrodnictwem, a mianowicie - wypłatą Polsce gotówki na pocovidową rehabilitację gospodarczą. I o to głównie chodzi, o pieniądze, bo jak życie człowiecze pokazuje, rehabilitować można się też samemu lub skorzystać z usług znachora. Z różnym skutkiem. Ale przecież mentalność wielu ( też narodów) jest taka, że jak coś się należy to trzeba brać. A nawet walczyć i nie popuszczać, zwłaszcza wtedy gdy wcześniej się coś zainwestowało . 

Tymczasem jak wiadomo, rozwój historyczno-mentalno-gospodarczy naszego kraju przebiegał dość burzliwie, więc nic dziwnego że naturalna wojowniczość obywatelska tak szybko nie ustąpi pola pokorze owieczki i cielęcia, które chce dwie matki ssać (jedną jest obca mentalnie UE, a drugą - własna rodzima RP). 

Ale o czym to ja chciałam?...Aaaa...o wyższości prawa naturalnego nad prawem stanowionym przez człowieka. Jak wskazuje Prawo Naturalne cała przyroda podzielona  przez człowieka ( tzw. systematyka organizmów* )- to "prawo stanowione" , tj. chodzi mi o taki podział, jak poniżej:

Gatunek: szałwia lekarska
Klasa: Magnoliopsida
 
A jak ma się to do UE i sytuacji RP w tym całym prawnym galimatiasie związanym z wyższością świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy? 
A mam takie wrażenie, że związek jest . Nasza Najjaśniejsza Rzeczypospolita jest na etapie wypuszczania części nadziemnej zwanej popularnie łodyżką, podczas gdy państwa wspólnie decyzyjne, nawet jeśli niektóre są z niedorozwojem,  są na ustabilizowanej od lat pozycji , bo mają liście. A niektóre rozkwitły olśniewająco w ostatnich latach okresu powojennego, z powodu  podlewania przez  osobistego prywatnego ogrodnika i innego dobrego wujaszka Sama ( plan Marshalla**). 
Tymczasem Polska pnie się  do góry wypuszczając pędy, też tzw. dziczki, które przecież powinno się co jakiś czas przycinać, żeby nie zabierały innym potrzebnych składników pokarmowych. I jak wiadomo, wszystko zależy od ogrodnika- jak przytnie i czy ma w ogóle ma odpowiednie do tego narzędzia.
  UE zdaje się je mieć, ale czy rzeczywiście ogrodnik posiada odpowiednią wiedzę jak się do tego zabrać? Bo może się okazać, że czasem lepiej odpuścić i być miejscowym wujaszkiem Samem, bo pędy mają zdrowe korzenie, chociaż stosunkowo kiepsko się prezentują w porównaniu do osłabionych nadmiernie wybujałym kwiatem sąsiednich odgałęzień...
 
Się rozpisałam, a przecież w skrócie podsumowałabym to tak. Rehabilitować można się i samemu, chociaż proces będzie zdecydowanie dłuższy niż za pomocą odpowiednich urządzeń i narzędzi zewnętrznych (typu UE). I do jednego i do drugiego potrzebny jest właściwy program. Spór o kompetencje TS(prawiedliwości) czy TK(onstytucyjny, krajowy) będzie trwał, dopóki wszystkie państwa nie będą mówić jednym wspólnym językiem, że chcą zjednoczenia i podporządkowania jednemu wspólnemu nadrzędnemu prawu, traktującemu wszystkie podmioty  jednakowo.

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Systematyka 

**https://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_Marshalla

04 października 2021

Zebrałam się wreszcie do kupy i odnalazłam perpetuum mobile*.

 Dzień zaczął się dość niewinnie i przewidywalnie. Wstałam nieco za wcześnie, poszłam do kuchni i zachłysnęłam się sokiem pomarańczowym , pociągając łyka wprost z butelki. Wykasłałam się na dobre i złe, poczułam znajome wiercenie w jelitach i poszłam odsiedzieć swoje w świątyni dumania.

 A że życie nie znosi pustki, to po uwolnieniu dwunastnicy z zaległości, nadszedł czas by przekąsić śniadanie według tradycyjnej i sprawdzonej receptury. Kostka serka topionego( podobno ze szczypiorkiem) i słaba kawa - niby to po turecku .Taka z fusami, wiecie, chociaż to przecież mielonka z ziaren, ale skoro tak się przyjęło...to niech będzie, że po turecku.

Ponieważ chlebusiem delektowałam się na kolację, w ilości wskazującej na dwa posiłki, więc bezkanapkową tłustością serka mogłam się nacieszyć do woli. Pojedzona i najedzona mogłam wreszcie zastanowić się kolejny raz nad życiem. I tak doszłam do odkrywczego wniosku związanego z , jakby nie patrzeć, szambiastymi priorytetami. I stwierdziłam, że życie w swej biologicznie istotnej treści, kręci się wokół treści. I to dało mi przyczynek do podzielenia swojego życia na  dwa etapy:

a. okres niekontrolowanego i nieświadomego wydalania stolca

b. okres kontrolowanego wydalania strawionych treści przy większym lub mniejszym nacisku wewnętrznym i/lub nacisku odgórnym ( tj. chęć przyspieszenia  procesów biologicznych lub zwolnienia hamulców, za pomocą tzw.czynników zewnętrznych)

Etap życia b. ( be) może rzeczywiście być be, zwłaszcza gdy nie przywiązujemy wagi do tego co jemy i co wydalamy, zwłaszcza wtedy gdy nasze skupienie /uwaga ukierunkowane są na czerpaniu z życia garściami i zatrzymywaniu, a nie wydalaniu. Tymczasem nadchodzi oczekiwany czas wolny od wszelkich zajęć, kiedy można wreszcie o dowolnej porze i dowolną ilość czasu spędzić na ulubionej desce od sedesu i nic( czas, obowiązki) i nikt ( towarzystwo) nie będzie nas poganiać. I tu też nas może spotkać niespodzianka. Zatwardzenie. 

I tak sobie pomyślałam, że kocham tą porę roku, kiedy wreszcie pojawiają się śliwki , bo ich garść zjedzona późnym popołudniem może zdziałać cuda w jelitach ( rano). 

Dzisiejszym cudem okazał się też post. I chociaż nie jest to " Świat według Garpa"**, a  tylko " życie według 'w temacie' ", to jakby nie patrzeć dotyczy ono wszystkich żyjątek i kręci się wokół jednej, a raczej trzech podstawowych czynności, które pociągają za sobą całą resztę...Można by nawet rzec, że są silą napędową życia na Ziemi , takie danie główne i nasze małe, ale jare "must have" : oddychanie, jedzenie i sranie. Reszta jest tylko przystawką...

 

*https://pl.wikipedia.org/wiki/Perpetuum_mobile

**https://www.gloskultury.pl/swiat-wedlug-garpa-recenzja/


25 września 2021

Takie tam o rozwoju cywilizacji i enigmie.

 Czasem zdarza mi się pomyśleć, a nawet zastanowić. 
Tym razem zaciekawiły mnie emotikony. Jak wiele zmieniło się w przeciągu kilku lat. Zasób  pisma obrazkowego powiększył się na tyle, że dysponując odpowiednio wypasionym sprzętem i umiejętnościami, można w zasadzie porozumieć się bez słów, a jedynie za pomocą pisma obrazkowego. 
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że treść i przekaz jest ten sam, ale różnie może być odczytany. 
Jak wiadomo pismo obrazkowe* to nie wymysł współczesności,  także, tego no,  jak widać, zdążamy powoli w kierunku starożytności, a nawet czasów z deka "klinowych". 
A może, kurcze blade,  w ogóle nigdy jej nie opuściliśmy( jaskini) i Platon ma rację? 
 
I jestem ciekawa czy ktoś zrozumie co takiego miałam na myśli w zdaniu 1. i 2.( traktuję jako pomoc)

1. 👆🌙     😛🍗 🐓     🐢 🍷  ☕      🌇 🎥  🎧        💓🐖🙋.
2. 👆🌙  ✋    🐢 😍👪      🐢 🙏 👻 🎥           💓🐖 🙋.
 
Znaki jak to znaki- mówią wiele, ale czy rzeczywiście są odbierane jednakowo przez wszystkich? 
Ps. Jak kogoś zainteresuje odpowiedź, napiszę w komentarzu. 
 
* https://www.focus.pl/artykul/historia-pisma-jakie-sa-jego-rodzaje-i-jak-sie-rozwijalo
więcej :  *https://pl.wikipedia.org/wiki/Pismo
 
 

19 września 2021

Rozważania nad władzą absolutną na polskim folwarku.

 Z dzisiaj....

Wyrywkowo obejrzałam "Śniadanie Rymanowskiego" , potem na TVN 24 " Kawa na ławę" przykuła moją uwagę. Przypomniałam sobie jeszcze o wieczornym programie p. Agnieszki Gozdyry ( Polsat) i tak w ogóle innych też, o które czasem zahaczam. Popatrzyłam z boku na to wszystko i co zobaczyłam?

 Zobaczyłam władzę absolutną we współczesnym wydaniu.A może raczej jej namiastkę... Prowadzący program  powinien dzierżyć w dłoni nie tylko berło i jabłko, ale i zegarek, żeby kontrolować upływający czas programowy. Winien mieć również pod ręką dzbanek z zimną wodą: do studzenia emocji , cucenia omdlałych z nerwów takoż przywracania  zamotanych do realnej rzeczywistości. Się rozmarzyłam z tymi gadżetami...

I tak mi się nagle zamarzyło: a może by tak powrót do rozbicia dzielnicowego i rządów pana feudalnego ?

 Miałby taki samorządowiec absolutny władzę absolutną na własnym folwarku, jak prowadzący własny program dziennikarz, podległą mu służbę pilnującą realizacji ( wytycznych), doradców bez praw decyzyjnych (oczywiście), no i parobków wykonujących polecenia, a zamieszkujących na danym terenie. 

I od tego w jaki sposób by pan rządził, zależałby wtedy stan posiadania folwarku i dobrobyt jego mieszkańców. Własne odrębne prawa regulujące stosunki  byłyby przyczynkiem do wzrostu w siłę lub upadku władcy i poddanych, więc siłą rzeczy pan i władca musiałby być na wysokim poziomie. 

Im mniejsza komórka/ folwark/ dzielnica/ społeczność- tym łatwiej jest się ludziom na danym terenie dogadać.

 Czyli np.wzorzec amerykański przeniesiony na polski grunt mógłby się sprawdzić. Ludzie migrowaliby na tereny odpowiadające im pod względem prawnym , ideologicznym i stosunków społecznych, o specyfice rolno-przemysłowej regionu nie zapominając.

A co nas czeka z Unią? Czy za jakiś czas zobaczę zamiast przedstawicieli polskich ugrupowań politycznych Jaśnie Nam Panującego  Dziennikarza uciszającego gości z europejskiego wielonarodowego podwórka, którzy będą robić dokładnie to samo, co teraz robią nasi rodzimi dygnitarze?  Jeżeli tak ,to będą  walczyć o odrębne narodowe racje i prerogatywy, a wtedy o porozumienie najprawdopodobniej będzie jeszcze trudniej...

Ale po co mi się martwić na zapas...Mnie od tego głowa nie będzie boleć...


17 września 2021

Pogaduszki na czasie.

 Znowu mnie naszło na zadawanie sobie pytań i pisanie odpowiedzi. Pewnie dlatego, że pytanie o stosunkowo nieduży przyrost osób zaszczepionych i tego powody- obiło mi się o uszy w TV. Prof. Horban coś tam klecił w odpowiedzi, ale nie zdołałam wysłuchać, więc...zadałam je też sobie. 

Swoje powody mam,żeby się nie szczepić, ale jakbym miała odpowiedzieć jak widzę całą sytuację, to wypunktowałabym to tak. 

% zaszczepionych jest równy sumie poniższych ( lub niektóre % się pokrywają):

= % zadowolonych z warunków życia i możliwości stworzonych przez państwo

= % zadowolonych z osiąganych zarobków i satysfakcji z pracy

= % osób,które biorą aktywny udział w życiu społeczno-politycznym

= % osób, którym zależy na życiu z w/w powodów

=% osób, którzy  mają możliwość i czas by skorzystać ze szczepień

Pozostali, niezaszczepieni należą do grup typu:

- co ma być to będzie

- swoje przeżyłam/em więc mi nie zależy

- nie jestem królikiem doświadczalnym

- niech się walą za swoimi szczepionkami

Jak skłonić ludzi niezadowolonych z życia do zaszczepienia? 

Trzeba uczynić ich zadowolonymi, żeby chciało im się żyć. Prosta odpowiedź- a działanie w dużej mierze niewykonalne. W pojedynczych przypadkach i owszem, ale na pewno nie na większą skalę. A antydepresyjny telefon zaufania tu nie pomoże.

Czasy się zmieniły, przeżywają najsilniejsi. Nie tylko pod względem zdrowia, ale i majątkowym. Mamy przecież demokrację, wolność i co kto tam woli...

Ja wolałam sobie zadać jeszcze jedno pytanie:

 Jaki jest związek między wzrostem inflacji a wprowadzeniem euro? 

1.Inflacja rośnie, bo jest więcej pieniędzy w obrocie (także wskutek niekontrolowanych podwyżek pensji).

2. Wyższe:

a. stawki za pracę 

b. ceny za wszystko

sprzyjają przeliczaniu wszystkiego na euro i porównywaniu. 

Im więcej pieniędzy w obrocie, tym łatwiej będzie potem dokonać przewalutowania.

3. Kto na wszelkich przewalutowaniach przeważnie traci? Ci, którym  najwolniej rosną zarobki,emerytury, renty, ciułacze pospolici wszelkiej maści niezainteresowani inwestowaniem oszczędności w cokolwiek poza nieoprocentowanym kontem czy skrytką w piekarniku starej kuchenki.

Taki mamy raj...ale przecież mogę się mylić. Tak jak w przypadku wspomnianego kiedyś miodu pitnego. To była jednak "Wściekła pszczoła"  a nie dzika :)


16 września 2021

Komórkowa refleksja o glebie i pomidorach.

 Gdyby nie pewne sytuacje , nad pewnymi rzeczami przechodzi się do porządku dziennego i nie mają większego znaczenia. 

Tymczasem zbieżność numerów telefonicznych, skłoniła mnie do napisania czegoś o rodzinnych powiązaniach. Zbieżność owa polega na tym, że jest taka sama 3-cyfrowa końcówka numeru telefonu. I tak sobie pomyślałam.... Zupełnie jak w życiu. Początek i przebieg ( środek) - całkiem inny, ale koniec taki sam. Gleba , panie szanowny, gleba.

I jest jeszcze inny aspekt tego filozofowania. Czasem jedynym rodzinnym podobieństwem/ połączeniem jest końcówka numeru telefonu. Oprócz oczywiście genów...

Tymczasem wczoraj podano w jakiś wiadomościach, że w Japonii( ?) cesarz zatwierdził nową odmianę pomidorów,zmodyfikowanych genetycznie, które mają za zadanie regulować ciśnienie tętnicze u konsumentów(?), ze względu na zawartość jakiejś tam substancji. Ale muszę poszukać więcej info w tym temacie, żeby sprawdzić czy się nie przesłyszałam...Bo nie przepadam za sianiem nieprawdziwych informacji.

Ale za to jest pewne, że rusza nowa edycja " Rolnik szuka żony", więc wygląda też na to, że  proceder siania i zbierania naturalnych leków/farmaceutyków nadal będzie się rozwijał. I pomyśleć, że kiedyś leki były tylko z... " ziemi..." 

Ps. Ale odchodząc od  w/wspomnianej genetycznie zagranicznej pomidorowej modyfikacji, to chociażby ze względu na zawartość potasu*, warto pomidorki mieć ciągle na uwadze. 

* https://www.doz.pl/czytelnia/a14728-Potas__niedobor_i_nadmiar_potasu_w_diecie_wystepowanie_dawkowanie

*https://pl.wikipedia.org/wiki/Potas

13 września 2021

Tortowy Brexit czyli powrót do przeszłości jest możliwy.

 Zmotywowana wcześniejszym komentarzem De Lu  postanowiłam jeszcze wczoraj dodać swoje trzy grosze w oddzielnym wpisie. Dzisiaj doszły tylko niewielkie zmiany, tak dla zamknięcia tematu.

Najważniejszy dla obecnego kształtu UE jest traktat lizboński z 2007 roku. W imieniu Polski podpisany przez Lecha Kaczyńskiego. Zaś traktat z Masstricht (z 1991 roku, kiedy Polska do UE nie należała, więc przystępując do niej wiedzieliśmy do czego przystępujemy) wprowadził między innymi wspólną walutę (w ramach dobrowolności przy spełnieniu pewnych warunków ekonomicznych) i współpracę w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. Ta druga sprawa zaczęła Polsce przeszkadzać dopiero po objęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę (2015 rok). To dość znamienne, bo chodzi o podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości „jedynie słusznej” partii. Na tym ma polegać niezawisłość i niezależność władzy sądowniczej?
Jesteś w błędzie w ocenie Brexitu. Twórca tego kroku sam przyznał, że to był błąd, choć już po niewczasie. W. Brytania miała pretensje o wysoką składkę. Okazało się, że teraz Unii nie płaci, ale za to nie ma dotacji i wypadła z traktatu z Masstricht i Schengen. Efekt: wysokie cła, które „zjadają” niewielkie zyski po Brexicie i problemy z napływem siły roboczej.

 

 Co do części pierwszej komentarza nie będę się wypowiadać ponownie, bo już to wcześniej zrobiłam.      

Przejdę od Brexitu. Osobiście nic mi do tego, bo nie interesuje mnie zarówno ocena twórcy Brexitu, czy kogoś innego, bo każdy patrzy na życie i wydarzenia przez swój pryzmat. A jego ocena nie jest moją oceną. :)

Był taki film" Powrót do przyszłości"....tymczasem jak się okazuje można też wrócić do przeszłości. Do stanu przed wejściem w związek...Niestety nie będą to już czasy dziewictwa i niewinności, które zostały bezpowrotnie stracone, ale .....czy aby na pewno jest to powrót do gorszego?

Wszelkie zmiany czy to związane ze wstąpieniem czy wystąpieniem, połączeniem czy odstąpieniem od umowy/ unii/ związku, wiążą się albo z otwartością na nowe , albo z otwartością na powrót starego. I chociaż mówią, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, to przecież rzeka już nie jest ta sama , bo postęp dociera w różne kąty.

I tak w ogóle to nie jest źle, bo  "stary angielski system" otrzaskał się przez lata w unijnych labiryntach , więc przez porównanie do wcześniejszego okresu niewinności i niezależności, mógł dokonać świadomego wyboru powrotu w domowe pielesze. Między byciem panem dla siebie, a byciem jednym z wielu ( w UE) dla wielu jest przecież różnica........

 Wstąpienie w związek czyli wejście w jakiekolwiek układy międzyludzkie/międzypaństwowe tak jak i "rozwód" zawsze pociągają za sobą jakieś skutki. Jak nie psychiczne, to majątkowe, albo i jedno i drugie.

W tym przypadku  (za i przeciw Brexitowi) równie dobrze może to wyglądać tak:

Obserwatorzy  z zewnątrz  widzą polewę (UE) na angielskim cieście, która według jednych  nie trzyma się kupy i spływa, a  według innych jest ok, bo wsiąka w biszkopt, dodając mu wilgotności.

A jak to wygląda od wewnątrz od strony zwykłego okruszka , albo warstwy z kremem? Albo nikt ( prócz polityków) nie zwracał  uwagi, że na górze jest jakaś polewa , która stanowiła  przykrywkę dla wierzchniej i bocznej całości , albo zainteresowana była ta warstwa, która miała w tym interes i była najbliżej polewy. Czyż nie tak wygląda życie? 

Ale jedno jest chyba pewne. Ta unijna polew(k)a z pewnością była dla wszystkich jakimś ciężarem ( z powodu ponoszonych kosztów), którą puszysta konsystencja musiała udźwignąć, mimo że położono biszkopt na ładnej, obrotowej paterze.

Patrząc z pozycji pełnojajecznego ciasta biszkoptowego, być może po Brexicie może ono wreszcie odetchnąć pełną piersią, bo wróciły dawne , albo na szczęście nie zdążyły ulec zmianom pod wpływem nacisków UE,  wypracowywane latami własne standardy i udane przepisy na kremy, poncze do nasączania czy inne smakowito - owocowe warstwy.

 Przejściowe problemy z aklimatyzacją w nowej - starej rzeczywistości pobrexitowej  są przecież do ogarnięcia. To jak powrót do dawnego domu rodzinnego, w którym wszystkie kąty są znane i należy tylko odkurzyć czy zmienić umeblowanie,  co nieco odświeżyć, załatać dziury, czyli wyremontować dobrze znaną chałupkę. Dokupić brakujące wyposażenie i wybrać odpowiednią ekipę, która zadba o szczegóły. I co wtedy otrzymamy? Jesteśmy na nowym, ale na starych śmieciach.

I przecież wiadomo jak to z wszelkimi remontami w domu bywa - trzeba być przygotowanym na koszty. Mogę tylko przypuszczać, że "wybijając się  na niezależność" przewidywano  konsekwencje. I dobrze policzono wszystkie za i przeciw. Nie tylko głosy w społeczeństwie. Przecież trochę czasu to trwało, a nie że zrobiono coś z dnia na dzień czy w czasie weekendowej metamorfozy.

  Czy warto chwalić się  przed obcymi( zagranicą) powrotem do lepszego?  Czasem nie warto, bo jak wiadomo ludzie/ państwa są zazdrośni. Rywalizacja trwa. Więc  lepiej  uśmiechać się milcząco lub uskarżać na uciążliwości życia po rozwodzie ( Brexicie) niż epatować publiczną radością.

A jak jest z tymi trudnościami po wyjściu spod pieczy UE, to najlepiej wiedzą sami zainteresowani. Tam na dole...