29 grudnia 2023

Postanowienie poświąteczne.

 Święta spędziłam na bogato, czego wyrazem był poprzedni wpis. I chociaż sama wigilia była tradycyjnie chuda, to już w pierwszy i drugi dzień wolnego zaszalałam. Zjadłam 4 cukierki mieszanki Mieszko, jeden po drugim. Cukier zaskowyczał z radości i osiągnął swoje nieznane dotąd apogeum.

Kawa podkręcona słodyczą smakowała wybornie, chociaż nie po swojemu, a kawał kiełbachy z piersi kurczaka (ok.25cm -chyba z Morlin) na śniadanie  doszczętnie zakręcił mi w głowie . Nic zatem dziwnego, że przeładowana i dowartościowana smakowo-cieleśnie na maksa, napisałam dramatycznie obfity wpis o prawach Wszechświata. Tym bardziej, że środa poświąteczna dopełniła dzieła. Zadowolenie z odhaczonej kolejnej ,,urzędniczej,, sprawy sprzyjało dalszej rozpuście. 3 kawałki ciasta na rozgrzewkę przedobiednią dopełniły dzieła zniszczenia poświątecznych postanowień związanych z odpuszczeniem sobie ponadnormatywnej wyżerki.  Poprawione zostały ( te makowe słodkości) dostanymi w spadku poświątecznym, gołąbkami ( ryż z odrobiną  bliżej niesprecyzowanego w smaku mięsiwa) bez zaprawionego na bogato mąką, sosu pomidorowego. Tu byłam wybredna...jak już mam jeść mąkę, to wolę w pieczywie...

Śledzie po żydowsku napoczęłam wczoraj na śniadanie. Tak z okazji zbliżającego się Nowego Roku i karnawału . Piernik  równie poświąteczny( kawałek) odłożyłam na balkon, na czarną godzinę, która może nadejść wraz z rozpoczęciem remontu. Akurat zdąży się ładnie zestarzeć. Przecież nie będę raczyć się młodocianym... w tym bałaganie...

Więcej grzechów nie pamiętam....

No może za wyjątkiem  jeszcze jednej nieczystej myśli o mentalnym środku antykoncepcyjnym. Przyszło mi do głowy, że zanim się człowiek weźmie do właściwej roboty poprzedzonej właściwymi gatunkowi ludzkiemu zalotami, pomyślał : ,, czy chcę, żeby moje dzieci przeżywały/ doświadczały w życiu tego samego co ja ?,,

Przecież nie wszyscy muszą być szczęśliwi/ nieszczęśliwi...

No i skoro  wiadomo teraz, że: ,, jakie jedzenie - takie myśli,, to być może warto zmienić coś w swojej diecie tak na Nowy Rok?

Dlatego właśnie życzę  wszystkim, już tak na zapas,  bogactwa jadła i zadowolenia z postów....:-) Jako i ja jestem zadowolona....

28 grudnia 2023

Słów kilka o wspólnocie mydlin i obywatelskiej samodzielności .

 Nie ma co się krygować i kryć za zasadami dobrego wychowania/miłości do bliźniego/ dowolnie przyjętymi wartościami, tylko kiedyś trzeba wreszcie z siebie wyrzucić, nagromadzone też w młodocianym wieku, przemyślenia. Skonfrontowane z rzeczywistoscią spostrzeżenia, związane są z fenomenem życia ,,starczego,,. A czego dotyczy ten fenomen?  Oczywiscie tzw. spokojnej starości, której zwykle nie można doczekać, chociażby z tego względu, że życie przewrotne jest ( z punktu widzenia naszego ego) i to czego ono pragnie jest przeważnie albo niemożliwe do osiagnięcia, albo okupione wcześniejszymi  poświęceniami. Zwłaszcza wtedy gdy to czego chcemy stoi w opozycji do ( umownie) Wszechświata.

Czym jest Wszechświat z punktu widzenia naszej osobowości?

A. to zbiór rozmaitych regulacji , nie tylko prawnych, które żyją swoim życiem tak samo jak my. Odziałujemy na siebie wzajemnie w trakcie żywota. I nie zawsze jest to miłość odwzajemniona.

B.to coś określonego/ nieokreślonego lub nienazwanego/ nazwanego funkcjonującego w naszej Psyche jako tzw. Siła Wyższa. W tym aspekcie również możemy mieć/ żywić wybiórcze uczucia , zależnie od sytuacji i targających nami emocji.

C.niewielki wycinek otaczającej nas indywidualnie rzeczywistości, w której się poruszamy i czujemy  dobrze/ źle. Zwany też w skali mikro-strefą komfortu. Oczywiście przewrotnie.

D.no i ten astronomiczny/astrologiczny, gwiezdny oraz obserwowany gołym okiem ( Natura) i uzbrojonym w kosmiczne soczewki.

Co dla kogo jest Wszechświatem i w jakim stopniu, to odrębna sprawa, ale fakt jest faktem, że ciagle zachodzą wzajemne oddziaływania.

Po sprecyzowaniu tego dość pojemnego pojęcia mogę przejść do wyrzucenia z siebie co gniecie watrobę i sprawia, że nawet pity litrami alkohol nie powstrzyma jej gnicia, o śledzionie i trzustce nie zapominając.

A mianowicie to, że życie człowieka zdaje się być prowadzone wbrew tzw. prawom Naturalnym. Z obserwacji życia wynika że :

1.wszystko co jest - jest odrębnym, samodzielnym bytem.

2. każdy byt jest w pewnym stopniu powiązany z innymi, lecz funkcjonuje=żyje jako organizm, niezależnie, chociaż czasem z pomocą np. dodatkowych urządzeń podtrzymujących życie , innych środków 

3. komórki ( w tym tzw. rodzinna) rozmnażają się i odchowują ,,młode,,, aż do momentu uzyskania przez nie samodzielności, czyli do momentu kiedy są zdolne/ niezdolne do utrzymania się przy życiu. To samo dotyczy gwiazd, planet czy innych odlotowych czarnych/ białych dziur, prawa, wierzeń, języków, tradycji...

Tak właśnie postrzegamy życie. I nie ma w tym nic dziwnego, za wyjątkiem tego, że element Wszechświata zawierający się w p. A próbuje wcisnąć nam kit, poprzez niektóre prawne regulacje, że jest wręcz przeciwnie. Że jesteśmy ciągle powiązani pępowiną z komórkami macierzystymi i że musimy w uzasadnionych przypadkach udowodnić, że jest inaczej , że my to nie one, tj. że nie jesteśmy wielbłądem ani jego poganiaczem i stanowimy odrębną mentalnie (ale nie zawsze genetycznie) jednostkę.

 I chociaż mamy przysłowiowego garba  na grzbiecie to albo jest to po prostu plecak z bagażem życiowych doświadczeń, który dźwiga się do końca swoich dni, albo butle z tlenem(mieszanką gazów), które mają nam ułatwić przeżycie podczas życiowej zawieruchy jaką jest dorzucenie nam ciężaru nieodpowiedzialnego/ zamotanego ziomka.

W odwrotnych sytuacjach, trzeba udowadniać nieznanemu nam otoczeniu , ukrytym w  słowie np.państwo/przepis, że jesteśmy dziećmi wielbłąda, chociaż już z daleka po garbie widać, że tak, bo ten garb pasożytujący na ciele żyjącej rodziny-to właśnie my.

Tak czy owak, nie jest lekko, bo wszystko co dobre ma swoje niezbyt miłe przeciwieństwo . Patrząc na życie z tej perspektywy, można by wysnuć wniosek, że:

-im mniej powiązań/ związków/uzależnień -tym większa szansa na spokojnie szczęśliwe życie 

-niektórzy podświadomie/nieświadomie uwielbiają cierpienie i towarzyszące mu pokrewne uczucia, więc wikłają się w rozmaite nieprzyjemne sytuacje i spełniające ich zapotrzebowanie, relacje ( co można zmienić- na szczęście)

Ale ponieważ odbiegłam nieco od sedna postu, po tak rozbudowanym wstępie  czas przejść do babciowych konkretów/spostrzeżeń:

-kultywowanie tradycji rodzinnych/ genealogicznych z punktu widzenia jakiejś wspólnoty terytorialnej i prawnej ma na celu utwierdzenie społeczności w niej funkcjonujących, że obowiązek dbania o miejscowych nie spoczywa na np.państwie, ale na tzw. rodzinie. I chociaż tworzy się programy tzw. prorodzinne i przeznacza środki, to ich źródłem jest haracz ściągnięty wcześniej od rodzin/ jednostek zamieszkujących dany teren. W przypadku braku rodziny czy kogokolwiek ,komu można by było przypisać obowiązek dbania o np.leciwego i ,,zapyziałego starucha,, ( w różnym wieku) najlepiej jest zamknąć oczy i poczekać na zgon niewygodnej dla wszystkich jednostki, a potem obciążyć kosztami piątą wodę po kisielu, coby nie uszczuplić budżetu państwa/ wspólnoty.

Bo taka to właśnie jest ta wspólnota. Co moje ( wszystkich) to nie do ruszenia przez wszystkich, a jedynie tych na wierchuszce. A co twoje genetycznie- to twój osobisty obowiązek  by wziąć na swoje barki/utrzymanie. 

Tak więc rola obywatela w państwie polega na utrzymaniu państwa i na utrzymaniu siebie. Tak samo jak i zapewnienie sobie indywidualnie bezpieczeństwa, itp, miejsca pracy, itd...

A jaka jest w takim razie rzeczywista rola państwa w państwie prócz narzucania i pilnowania/ egzekwowania wywiązywania się obywateli ze swoich obowiązków, skoro o wszystko człowiek musi starać się/ zabiegać sam? 

Czy patrząc z takiego punktu widzenia, wszelkie granice państwowe i administracyjne nie powinny zniknąć, skoro i tak wszystko ciąży na każdym pojedynczym człowieku....?

Ale wracając do tej wymarzonej spokojnej starości w gronie rodzinnym  lub nie i fenomenu życia wiecznego.., to śmiem wątpić czy coś takiego w ogóle istnieje, czy nie daliśmy sobie zgodnie z kultywowaną regionalnie tradycją wmówić, że jak nie dla pierwszego to chociaż dla drugiego warto żyć...A prawda leży oczywiście gdzieś indziej....

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.  Ale nie te na własne potrzeby, ale na potrzeby innych...Tych ze ,,wspólnoty,,,oczywiście.  Przecież muszą z czegoś żyć...

Bo taka to właśnie wspólnota jest...., że każdy pilnuje swojego interesu.

 Może czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu, a nie mydlić oczy społeczeństwu, sąsiadom? I tu też tkwi problem, bo jak wcześniej wspomniałam, każdy indywidualnie ma przemyć sobie oczy...Nikt za niego tego nie zrobi odgórnie..

24 grudnia 2023

O hazardzie i życiu w zgodzie z Naturą.

 Nadejszła wiekopomna chwila rozluźnienia i nie jest to typowa biegunka, tylko tematyka hazardu, jakim jest gonitwa....myśli. A wszystko tj. dzisiejszy post, związany jest z tym, że po załatwieniu spraw zaprzątających mój umysł bez reszty, wreszcie mogę odsapnąć iście wigilijnie. 

Nie wiem jak Wy, ale  z moich doświadczeń wynika, że są pewne dziedziny życia, które  porafią zawładnąć człowiekiem do tego stopnia, że dopóki nie zostanie poświęcony im odpowiedni czas, tak umordują, jak grajacy non stop, włączony na cały regulator, telewizor. Oczywiście u sąsiada...za kruchą ścianą.

Nie wiem, być może zaprogramowana jestem na takie a nie inne priorytety i wtedy one przejmują nade mną władzę? I chociaż czasem dają mi się wyspać, bo organizm/ciało fizyczne swoje musi wydębić, to cały myślowy kołowrotek zaczyna się od nowa po zaspokojeniu potrzeb cielesności: sisiusiu, kupka, piciu, papu czy co tam jeszcze potrzeba jej na rozgrzewkę. 

Czy to dobre czy o złe jest? Nie wiem. Być może to się nazywa obowiązkowość, a może zakrawa to na szaleństwo...Tak czy owak, dopiero po uspokojeniu gonitwy myśli, mogę myśleć i mówić o relaksie i odpoczynku.

Chcąc uszczegółowić -co jest źródłem męczarni dla umysłu- to jest to świat zewnętrzny, a więc to co jest w dużej mierze poza naszą kontrolą. Bo bezpośredni wpływ to mamy tylko na siebie, a reszta naszych działań to tylko popłuczyny tego wpływu. Nie mam na myśli tu relacji zawodowych, bo te kierują się innymi zależnościami. W każdym razie, dobrze by było być tego świadomym, chociażby z tego względu, że ma to decydujący wpływ na uspokojenie naszego umysłu i tego maratonu myśli, nie zawsze zresztą racjonalnych.

To,  co w czasie biegunki / karuzeli myślowej umęczy człowieka najbardziej, to urojenia związane z naszymi ukrytymi lękami, które w danej sytuacji gonią do światła jak ćmy. I dopiero po czasie spalają się w ogniu rzeczywistości, gdy nękające nas sytuacje zostaną rozwiązane lub sprawy wyjaśnione. Ale póki człowiek nie jest świadomy działających w nim mechanizmów i targających lęków- spala się niczym świeca. I ubywa go w zastraszajacym tempie. No i wiadomo skąd się bierze to nasze kurczenie wraz z wiekiem....

Chcąc powstrzymać proces psychicznego obkurczania, dobrze by było unikać sytuacji indywidualnie stresogennych  w miarę możliwości. 

Jest to powód do izolowania się niektórych od świata zewnętrznego, nad którym nie ma się kontroli, aby przetwać jak najdłużej w dobrej formie umysłowej,  co przekłada się bezpośrednio na stan naszego zdrowia fizycznego. I chociażby dlatego warto czasem oddać się medytacji czy czego tam komu potrzeba, by wstrzymać myśli ( jak Kopernik słońce) , i ruszyć co kto tam może...(np. wzruszyć ziemię w ogródku/ doniczce, przysłowiową dupę, itp.), bo przecież bycie w zgodzie z Naturą przynosi nam największe ukojenie. 

Ile w tym jest prawdy? Być może tyle na ile poznaliśmy siebie i własne ograniczenia.

Spokojnych świąt czy wręcz przeciwnie. Czego tam sobie życzymy....

18 grudnia 2023

Takie tam... o byciu na swoim utrzymaniu.

Można by pomyśleć, że znów opuściła mnie twórcza wena, ze względu na obecną sytuację, ale to nie to. Po krótkim namyśle, a raczej oddaniu się rozmyślaniom, znalazłam potwierdzenie obecnego stanu w starej zasadzie Kahunów, która prawi, że ,, energia podąża za uwagą,,. 
Po odrzuceniu stwierdzenia, iż nie interesuje mnie w tej chwili świat zewnętrzny i skupiam się tylko na realizacji indywidualnego ego-celu ( wspomniany wcześniej remont), co mogłoby być powodem zaparcia twórczego, stwierdziłam że: stresujace umysł myśli i krążące negatywne emocje odcinają człowieka od jego plastycznej natury, umiejscowionej w prawej półkuli mózgu.
Po takim naukowo-badawczym odkryciu, od razu poczułam się na tyle dobrze, że złapałam przysłowiowy wiatr w żagle i mogłam spokojnie odpalić bloga. Stwierdzenie iż  znowu zostałam chwilowo półmózgiem straciło zatem na ważności, co wcale nie zmienia faktu, że są takie dziedziny życia, o których mogę powiedzieć, że przysłowiowa tabaka w rogu i jej ciemnota to słońce na bezchmurnym niebie w samo południe, w porównaniu do niemocy życiowej jaka mnie czasem ogarnia. 
Tymczasem wracając do sedna, czyli stwierdzenia iż energia podąża za uwagą, rozgryzając problem związku między stresogennym życiem a brakiem twórczości, zauważyłam: 
-niewielki stres, który można odreagować w sposób twórczy, sprawdza się jako mechanizm napędowy dla wszelkiej działalnosci człowieka
-stres indywidualnie odbierany jako silny- działa przywalająco i ogłupiająco, co skłania otoczenie do używania/ dawania do zrozumienia, że odbiegamy poziomem od normalnej głupawki i totalnie jesteśmy odklejeni od rzeczywistości, o dwóch lewych rękach do określonych prac- nie zapominając.

Tymczasem to wszystko, to skutek odcięcia dopływu życiowej energii do naszego mózgu, a raczej tej jego półkuli, z której powinniśmy w danym momencie skorzystać. Należało by  teraz przyjrzeć się własnym czynnikom stresogennym i w miarę możliwości pozbyć się tych, których źródłem jesteśmy my sami. To nic, że przeszłość może być ich pozornym źródłem. Aktualnie są w nas i od nas zależy co z tym zrobimy.
Przy bliższym wglądzie, okazuje się, że otoczenie zewnętrzne wcale nie jest niczemu winne, a tylko odbija nasze ułomności poprzez określone sytuacje, których twórcą ,w dużej mierze( w połowie) jesteśmy my sami.

Po takiej refleksji, stwierdziłam że : obwinianie innych o własne bolączki nic nie zmienia, a może jedynie rozjuszyć niewinnego ,, rogacza,, ( wtedy mówimy o tym :diabelski świat). 
Skutki owego przeniesienia winy( negatywna energia) na skubiącego spokojnie siano/ paszę cielaka mogą być  tylko opłakane.
Jak wiadomo miłe i pozytywne smaczki, głaskanko i poklepywanko to chętnie się przyjmuje, a cierpkie i gorzkie słowa....wypluwa lub broni przed przyjęciem. 
W skrajnych przypadkach rozeźlenia, z powodu obrzucenia  ,,gównem,, , można dostać ze złości białej gorączki ,tzw. amoku. Wszak jesteśmy tylko ludźmi.

Taka powinna być normalna reakcja, z tym pluciem ( nie przyjmowaniem do siebie), ale ponieważ każdego człowieka dopadają jakieś mary ( np.chory z oburzenia) to przeważnie bierze się wtedy wszystko jak leci (do siebie), a ułomna Psyche łyknie/zrobi wtedy wszystko, bez grama refleksji, byle poczuć się lepiej. 
I tu czają się pułapki, bo można się  otumanić, zamiast wyjść z otępienia spowodownego odcięciem od własnego źródła energii. Bo jak wiadomo nie ma to jak być na ,, swoim  utrzymaniu,, a nie zależnym od energii innych...
I tak dotarłam do meritum na samym końcu: nie dajmy się ponieść negatywnym emocjom, bo skoro energia podąża za uwagą, to lepiej ją spożytkować na coś dobrego....

10 grudnia 2023

Rogate przemyślenia emerytki na remontowym haju.

 Żeby od czegos zacząć i nie było o suchym pysku, to zacznę od...zdjęcia.... napitku ziołowego... upolowanego w Biedronce.



Musi być coś na rzeczy z tymi rogami i jeleniem, bo to nie pierwszy raz kiedy pojawia sie u mnie przedmiot z wizerunkiem rogacza. I ten krzyż między/nad rogami jest dość charakterystyczny. W rozszyfrowanie tego ,,życiowego kodu,, na miarę kodu Da Vinci, nie zamierzam sie bawić, bo najprawdopodobniej z czasem przyjdzie mi poznać tą tajemnicę. Póki co przestawiam organizm na życie w odmiennym rytmie, bo wiele się zadziało tej jesieni. Poczynając od bycia pełnoprawną emerytką i na tym kończąc. Na razie czekają mnie niezbędne przeróbki w mieszkaniu. Remont łazienki oraz kuchni. Bez szaleństw i nowych mebli, ale żeby było funkcjonalnie i praktycznie. Wreszcie zawieszę szafki kuchenne tam gdzie ich miejsce. Mam nadzieję, że przetrwam. Ile to już było tych remontów? Wolę nie liczyć. 

 Tymczasem przeniosłam kabel telewizyjny w odpowiednie miejsce, żeby skorygować ustawienie w pokoju. Mam nadzieję, że ptaszki i pies też dadzą radę.

Powyższy trunek zamierzam napocząć z okazji zakończenia tego etapu , więc będę czekać z wywieszonym na brodzie jęzorem i o wspomnianym suchym pysku na zaspokojenie smakowej ciekawości. No i powód do skosztowania będzie jak szyty na miarę garnitur do łazienki i kuchni. Ten drugi, to co prawda ,ze zleżałego nieco materiału,  ale nie ma co wybrzydzać. Wszak zioła też lepsze po wysuszeniu lub w syropie. Tfu, w likierze....

30 listopada 2023

Takie tam, żeby uczcić tradycję andrzejkową.

 Nie omieszkałam skorzystać z okazji  by sobie powróżyć. Wczorajszy wieczór spędziłam przy świeczce, którą potem , zgodnie z tradycją, przepuściłam/przelałam przez dziurkę od klucza i utopiłam w wodzie. 

To co otrzymałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nawet cień rzucony na ścianę nie pozwolił mi rozszyfrować wróżby na ten rok, chociaż pewne skojarzenie miałam.

Dzisiaj po 13-tej powtórzyłam cały proces, chcąc porównać wczorajszą przepowiednię do czegoś osadzonego w realiach teraźniejszości.  Oba uzyskane ,,dzieła,, poniżej. Wczorajsze- po lewej, a z dzisiaj- po prawej stronie.


Może ktoś bedzie miał jakieś skojarzenia...

Ps.Butów nie ustawiałam....z wiadomych powodów.

28 listopada 2023

Takie tam o skarpetach i życiu wiecznym.

 W wolnych chwilach oglądałam Top Model, czasem przerzucałam się na polskiego Voice,a  na tvp2 lub klikałam pilotem po wybranych ulubionych kanałach w poszukiwaniu czegoś co zamiast zapałek utrzymało by powieki w pionie. Niestety,  zmęczenie organizmu okazało sie być tu siłą wyższą i własne ego-chęci musiały paść przed nim na kolana ( pokora). 

Przy okazji Top Model, miałam możliwość podziwiać własne skarpety, które uznałam za stosunkowo frywolne jak na swój wiek, mimo że nie miały wszystkich kolorów tęczy.


Ale jakby nie patrzeć,  to stanowią dobry przyczynek by wejść na wyższe rewiry świadomości, o których już kiedyś wspominałam. Nie dość, że kazdy z nas jest w danym momencie na jakiejś fali ( wibruje z określoną częstotliwością , co znajduje odzwierciedlenie w palecie barw, to pod koniec naszego żywota osiągamy  ściśle określony kolor , związany ze stanem naszej świadomości. O poziomach świadomości pisałam wcześniej i załączałam link( można zerknąć też i tu :    http://www.okti.pl/zarzadzanie/mapa-swiadomosci-model-hawkinsa). 

Jest całkiem prawdopodobne, że osiągnięta za życia barwa uplasuje nas w  hierarchii zaświatów, w takim a nie innym miejscu, które sobie wypracowaliśmy za naszego upojnego żywota. Wiadomo, im więcej serca tym bardziej różowo, wiedzy i rozsądku- bardziej  żółto i duchowości ( ogólnie pojmowanej) - tym bardziej niebiesko. I o tym mniej więcej mówią niektóre wizje  ,np. chrześcijańskie obraz,, Jezu, ufam Tobie,,)  . Gdyby poszukać dalej w innych dziedzinach np.ezoteryki czy filozofiach życia/ religiach/wierzeniach z pewnością znajdzie sie tego potwierdzenie.

  Przy mataczeniu, krętactwach itp. niskich pobudkach działania trudno oczekiwać przejrzystości i świetlistości niebiańskiego blasku jeszcze za życia, a pośmiertnie to już w ogóle. Zdechł pies i nic nie można  dla siebie zrobić. TU prawo przyczyn i skutków przestaje działać. I co zrobisz? Nic nie zrobisz...Swoje trzeba przejść na ziemi, by znaleźć się w ,,niebiesiech,, i na przysłowiowej wysokości . Lot w kosmos to nie to samo.

W  niereformowalnych przypadkach- gleba jak nic, czyli powrót na ziemię i szkółka ( życia) od nowa....Ale w jakiej postaci, to z grubsza wiadomo ( każdy wie co zrobił nie tak jak należy). Doświadczenia prawdopodobnie będą nieziemskie.

Już za życia można  na tej podstawie snuć wizje na życie po życiu, w zależności od tego co mamy do poprawienia/ ofiarowania. Być może  to, że mamy przestać ujadać/obszczekiwać innych, a może trzeba będzie nas poddać  szlifowaniu i osadzić w złotej szacie , bo tak będziemy sie wyróżniać wśród  kamieni szlachetnych? 

Co by nie było, to trzeba już zawczasu przygotowywać się do podróży w nieznane, a nie zostawiać wszystko na  ostatnie namaszczenie. Kluczy do bramy głównej jest wiele, ale trzeba je umieć w sobie znaleźć i nie zgubić. 

I teraz o zagubionych owieczkach można byłoby pociagnąć temat, bo życie wieczne może być tu ( na karuzeli życia non stop) lub tam ( bujanie w obłokach).

Zawsze mamy wybór co do siebie i wolną wolę by zrobić  właściwy użytek. Zwłaszcza co do długości fali / częstotliwości ( koloru) , na której chcemy dryfować /nadawać wraz z innymi życiowymi rozbitkami - fajtłapami....?....

c.d.n.?


22 listopada 2023

O żniwach energetycznych i Białej Damie.

Nie będę zaglądać nikomu do kieszeni, bo w rachunki związane z mieszkaniem, utrzymaniem samochodu czy rodziny itp.itd... każdy może sobie zajrzeć sam . 
Rachunek końcowy za energię tzw. osobistą, którą zużyliśmy w czasie życia- wystawia nam inny zakład energetyczny . Zwykle jest to firma zajmujaca się pochówkiem, jako dopełnienie wcześniejszych starań o zakwaterowanie nas w odpowiedniej lokalizacji. Niestety, wtedy trzymają się za kieszeń inni, bo nasze zieją pustką. A Energia zwana Duszą opuściła cialo.
Ale nie tak szybko, nie tak szybko- bo zanim dopniemy swego i wypniemy się na wszystko wokół, musimy na równi ze Śmiercią zebrać swoje żniwo. Różnica polega jedynie na tym, że Biała Dama  ( tak ją widzę) robi to tylko raz a dobrze/ definitywnie w przypisanym nam mentalnie momencie, a człowiek to ciągle macha tą kosą, ma żniwa non stop, na okrągło i tylko część energii własnej oddaje innym. Jakie są to proporcje zbiór/ zwrot-to kwestia indywidualna.
 Gdy tak sobie patrzę na pomiar stresu w ciągu dnia, spalone kalorie czy skaczące tętno bijące własne rekordy- to mam z grubsza obraz własnyh wydatków energetycznych. To , jak wiadomo, dzięki pomocy inteligentnego zegarka.
Inną metodą pomiaru osobistych wydatków energetyczno-emocjonalnych jest samopoczucie. Tu mamy dane bardziej ogólne napływajace od bogini Psyche. Możemy stwierdzić, że w danej chwili czuję się :

a. rewelka -mamy duży wydatek na rzecz otoczenia , ale otrzymujemy ze skarbówki życia zwanej  tu Sezamem- większy  zwrot . W różnej postaci: uśmiechu, spokoju, czasu czy czego tam nam wtedy potrzeba. W końcowym rozliczeniu mamy więc saldo na plus -ze sporą nadpłatą- i możemy wtedy tradycyjnie  przenosić góry , o zjedzeniu konia z kopytami -nie zapominając.

b. wujowo ( tracimy własną energię nadaremnie i rekompensujemy to sobie  w nabywaniu /pochłanianiu materii łatwo dostępnej , w tym także poprzez dołowanie/ umęczenie otoczenia na różne sposoby. To zamyka koło ( lub daje efekt jojo) , po którym się poruszamy więc w jakimś momencie mamy wszystkiego po przysłowiowe dziurki w nosie i chce nam się rzygać. Bo ileż można się kręcić na tej karuzeli/chodzić w kółko wokół drzewa po własnych śladach, bez uszczerbku dla zdrowia? 
I nie otoczenie jest winne tylko obrana przez nas ścieżka/ karuzela. Jaka by nie była, najwspanialsza wizualnie, mechanicznie, itp. to nam po prostu szkodzi...

c. tak sobie ( ten poziom wskazuje  na pozorne zrównoważenie/ autentyczne wyciszenie) . 

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że spokój czasem przeszkadza innym...Albo chcą nas uszczęśliwić na siłę, albo zdołować przy najbliższej okazji.Świadomie lub nieświadomie, bo przecież i tak odbieramy wszystko indywidualnie.

Co ciekawe cała energetyka i jej zarządzanie dotyczy nie tylko ludzi, zwierząt, roślin ( Natury) ale i organizacji naszego czasu, w tym codziennych czynności. 
A ponieważ wiadomo, że wszelki nadmiar i niedomiar to........
A bycie ,,tak sobie,, to stagnacja ( próżnia), bo brak wymiany energetycznej z otoczeniem, więc lewitujemy wtedy jak wolny elektron przez życie, dopóki ktoś tej bańki nie stłucze....
I tu można by było jeszcze dodać ,, lepiej później niż wcale,,, ale może to bańka mydlana jest , a ktoś lubi czystość...
A może to bańka z mlekiem, w którym ktoś lubi pływać? 
Za to Biała Dama nie ma sentymentów i nie certoli się, tylko robi swoje, w odpowiednim czasie. Przecież od/z  czegoś/kogoś musi mieć te wszystkie kolorki tęczy.

 Wiadomo....wszak wszystko to to widmo światła białego.


19 listopada 2023

O skubanej normalności rzeczywistości.

 Ponieważ gęsina jest ostatnio niesiona na fali reklamy kuchni staropolskiej, postanowiłam i ja wypowiedzieć się w tej kwestii. Pośrednio, a nawet ,rzekłabym , pobocznie.

 Ponieważ mam własne po-droby czyli papuzie towarzystwo, to nic dziwnego, że tematyka skubania obok osobistego okresowego zrzucania upierzenia na podłogę( nota bene) jest u mnie na porządku dziennym. 

No i właśnie w związku z tym skubaniem pojawiła się refleksja, która dotyczy, nomen omen, nowej definicji normalności. Regułka brzmi tak:

Normalność to ciągła oscylacja między  skubaniem a sknerstwem. 

W związku z nowym ujęciem ,,normalności,, zmienia swoje znaczenie również pojęcie,, skubaniec,,.

Skubaniec to człowiek, który daje się oskubać, a nie jak dotąd było zwyczajowo przyjęte- ktoś sprytny, radzący sobie w życiu, nie dający się oskubać. Obie strony człowieczego życia można przyporządkować temu pojemnemu słówku. 

A tak w ogóle, to ile nas jest teraz na świecie?

- A, to i tak bez znaczenia.

W sumie można napisać bezpardonowo, że każdy z nas jest  skubańcem . Jak nie z jednej to z drugiej strony medalu. A raczej z obu stron jednocześnie, w tym samym momencie.

Oskubanym można być z wielu stron, tak jak i skubać innych pod różnym kątem. Pośrednio lub bezpośrednio, świadomie lub nieświadomie: z uczuć, pieniędzy, dobytku i innych dóbr niematerialnych bliżej nierozpoznanych.

Ot, i tak wygląda normalne życie. Trzeba pilnować się, żeby nie dać się oskubać nie do ostatniego piórka, ale ...z ostatniego piórka.

I nawet jeżeli by to były cudze piórka , w które ustroiliśmy się, z braku własnych, to trzeba ich pilnować.

Wypijmy więc kielich normalności i wznieśmy toast za życie/śmierć ( może być w innej kolejności):

Dopóki ,,piór(k)o w grze,, 

- życie  jest!

Gdy piór(k)a brak

trafia nas szlag!

Tymczasem po stronie przeciwnej skubania mamy sknerstwo. Ta definicja równiez wymaga korekty:

Sknerstwo to pilnowanie własnych piórek podszyte lękiem.

Teraz sknerus rysuje nam się w zupełnie innych barwach, chociażby z tego powodu iż osoby mocno asertywne są większymi sknerusami niż ci dający się skubać ze wszystkich stron. Tymczasem, ponieważ każdy z nas jest w jakimś temacie sknerusem, to jest to nasza tzw. mocna strona. 

Wraz z wiekiem i z odmóżdżeniem zanika powoli zdolność do bycia skubańcem i sknerusem, czyli tracimy ostatnie piórka. W ten oto sposób przestajemy być aniołami na ziemi. A gdy nadejdzie czas i będzie już po wszystkim, dusza opuszcza ciało . Ale nie tak ,, o suchym pysku,, i na golasa, ale uskrzydlona, że ma okres zbierania przeciwstawnych doświadczeń już za sobą. Wreszcie ma go...gdzieś!

10 listopada 2023

Zdrowotny poligon doświadczalny.

Była sobie taka fraszka J. Kochanowskiego: Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz. Tam człowiek prawie widzi na jawie I sam to powie, Że nic nad zdrowie Ani lepszego, Ani droższego; Bo dobre mienie, Perły, kamienie, Także wiek młody I dar urody, Miejśca wysokie, Władze szerokie Dobre są, ale Gdy zdrowie w cale.

Co za traf, że akurat to słowo , ledwo zipie. Tak mało jest widoczne...I chyba nie bez przyczyny.

 Po latach życia w nieświadomości niemowlęcej i wieku młodszej młodzieży -co do ważności zdrowia- przeszłam na stronę przeciwną. Nie chwaląc się, ale pochwalę,  zacząłam wreszcie dbać o to zdrówko, jak na uświadomioną w temacie osobę przystało. Pełna wiedzy o zagrożeniach żywnościowych zewsząd napływających, postanowiłam stawić opór wszelkim cudzym dietom i kierować sie własnymi potrzebami organicznymi( że się tak wyrażę). Osiągnięty status zawodowy i dojrzały wiek po przejściach, sprzyjały mi niepomiernie, co znalazło odzwierciedlenie i tu i tam. 

Tymczasem obserwując pierepałki z osobami w podeszłym wieku, przyjemnie utrudniającymi otoczeniu żywot człowieka zadowolonego ze swojego dotychczasowego życia, oraz nagłe i niespodziewane zgony wśród zwykle nieznajomych osób, wniosek co do konieczności dbania o własną zdrowotność nasunął mi się taki: trzeba tak żyć/ dbać o zdrowie, żeby nagle umrzeć .

I może nie ze względu na innych, ale żeby nie być świadkiem własnego upadku i degrengolady. Ciekawe jaka dieta by była godna polecenia, żeby dopiąć swego? Miażdżycówka, ciśnieniówka, wyniszczające od ręki nałogi, adrenalinówka( np. pasja zagrażająca życiu) czy jakieś inne muchomorki roślinno-ziołowe...

Tak czy siak, wychodzi na to, że  zdrowie jako zdrowie to produkt z terminem ważności jest. 

A z produktami spożywczymi po tej uświęconej nadrukiem dacie to wiadomo co się dzieje . Najpierw przecena i wyprzedaż w promocji, a potem kosz i ewentualnie dostają drugie życie u freeganów.

 A człowieka, po terminie przydatności do życia, próbuje się zakonserwować lekami, łata odleżyny  , wycina nadpsute kawałki żeby .......

I tu warto zastanowić czy warto...............(tu można dokończyć zdanie we własnym zakresie)

Ps. A tak w ogóle to przecież w tekście fraszki- wyraźnie jest napisane,,w/cale,,. Na samym końcu- jak na koniec przystało.

07 listopada 2023

Myśli niedospane.

 Jest dobrze. Powoli wali mi na dekiel, więc humor dopisuje. Po godzinie snu, po wydarzeniach dnia, i nieudanej próbie zmuszenia się do przespania całej nocy jak na normalnego człowieka przystało-dałam za wygraną. 

A umęczyło mnie to wałkowanie  pewnie ze względu na myśli, które mnie nawiedziły niczym duchy . Tak sobie pomyślałam, że kiedy człowiek daje się sponiewierać przez życie do tego stopnia, że czuje się jak marny proch, to może sobie pozwolić na wiele. Chociażby z tego powodu, że jest tym ,,prochem marnym,, u tych czy tamtych stóp. Kto by tam co dzień zwracał uwagę na to co mu się do spodu obuwia przykleiło...Niech sobie woła jak małpa w puszczy, bo zwykle dopiero wtedy gdy się wdepnie w gówno lub   gumę do żucia, węszymy co  na spodzie buta waniajet lub klei nas do podłoża. Przeważnie już w mieszkaniu.

Tak więc najwięksi herosi wszelkich czasów, to ci cisi, niewidoczni i omiatani wzrokiem. Wberw pozorom. Krzyczą ale i tak nikt ich nie słucha.

Ale gdy  człowiek obrośnie w ego, to zaczyna go duma rozpierać. W różnym stopniu. Staje się  hałaśliwy, napastliwy, że bez kija, pieniedzy bądź innych atrybutów też władzy- ani przystąp.  

Dwa różne etapy życia/ dwie osoby a zachowania podobne. Ale za to jak różnie są odbierane przez otoczenie.  Pierwszy może ,,sr...ć,, wyżej niż siedzi i nikomu tym krzywdy nie zrobi, bo co on/ona  może...Najwyżej od butów się odklei, a typ drugi- to już może człowiekowi porządnie zaleźć za kołnierz/ skórę. Także z tymi relacjami przyjacielskimi to trzeba ostrożnym być...

Takie właśnie miałam przemyślenia wieczorne. I jak tu zasnąć w spokoju?

Może teraz mi się uda...

05 listopada 2023

Jaka święta taka aureola.

 Jak to było? Aaaa.,,kto nie ryzykuje ten nie pije szampana,,.

Zaryzykowałam...a owoce okazały się znamienne i widoczne gołym okiem.

Po poobrządkowym codziennym poranku, dzisiaj dość wczesnym, podjęłam wreszcie decyzję: czas wziąć porządną kapiel. A wszystko to z powodu owego szampana...Różowego, a jakże....

Przygotowania  rozpoczęłam od znalezienia korka do odpływu wody z wanny. Po operacji zakończonej sukcesem, przezornie przygotowaaam obiad, żeby mnie własne myśli nie poganiały. Potem napełniłam wannę wodą do połowy i przytargałam do łazienki pojemniczek z przefiltrowaną w ekspresie kawą do ulubionego pilingu. Szampan i pili-ng mają ze sobą wiele wspólnego, jak widać . Odbyłam 10 minutowy relaks z myciem głowy i upajaniem się szampanem.  Jego widokiem i zapachem- uściślając.

Potem wiadomo, trzeba było obudzić się ze snu, jak to z królewnami z bajki bywa i powrócić do rzerzeczywistości.


Maseczka wklepana w twarz, zakończyła proces odnowy. 

Jeszcze tylko wpis i po relaksie.



31 października 2023

Marzenie głowy na karku...

...albo marzenie ,, ściętej głowy,,.

 Jestem połowicznie uszczęśliwiona, bo nic nie zapowiadało, że trzeba będzie się dzisiaj wykąpać po całości. Ot, taka mała niespodziewana przyjemność. Nic to, że wymuszona, ale relaks prawie poranny był. Wizja przyszłości nabrała kształtów niemalże rubensowskich, znaczy - można pisać. Czas też chwilowo nie stanął na przeszkodzie, więc...

Po przydługim wstępie majacym wprawić mnie w trans , zobaczyłam wreszcie ...co? 

 Pospolite ruszenie z krzeseł niemalże całej administracji państwowej rozmaitego szczebla urzędniczego . Jedno państwo- jeden inteligentny mózg, który ma w głowie w poszczególnych szufladkach wszystko zapisane, co tylko człowiek zdołał wymyślić w kwestii zarządzania poszczególnymi dziedzinami życia. Wszystkie przepisy w małym paluszku. Zarządza wszystkimi komputerami, w które wyposażeni są wszyscy bez wyjątku. 

A jak funkcjonowało by państwo? 

Pracownicy administracyjni biegle obznajomieni z komputerem musieli by ruszyć w trasę do swoich podopiecznych w terenie, aby korzystając ze swoich umiejetności i wiedzy, wysłać w siną dal do Mózgu nad Mózgami pismo z prośbą taką czy siaką czy wypełnić wniosek o założenie rodziny  z prośbą o dobór odpowiedniego, pasującego do profilu psychologiczno-zdrowotnego partnera tudzież o wskazanie bezpośredniego rozwiązania jakieś sytuacji.

Jednym słowem biurokracja przeniosła by się z urzędów do prywatnych komórek mieszkalnych i grzanie krzeseł i picie kawki odbywało by się u petenta. W oczekiwaniu na rozporzadzenie od głównodowodzącego i wszechwiedzącego systemu można by było bez nerwów prowadzić biurkowo-towarzyskie życie urzędnika socjalnego z petentem, bez nerwów, że ktoś czegoś nie dopilnował, nie wiedział, zapomniał o przepisie czy w ogóle zajmował nieodpowiednie stanowisko.

 Wszak Sztuczna Inteligencja raczej nie kierowała by się osobistymi sympatiami i antypatiami, więc wszelkie celowe pomyłki i złośliwe wykluczenia można by było do lamusa przenieść.

Jest, niestety , jeden mały/duży szkopuł....za Sztuczną Inteligencją stoi człowiek...


30 października 2023

Wizja powyborcza a jawne łapówkarstwo.

Nadszedł ten Czas, kiedy zebrało mi się na osobiste podsumowanie wyników wyborczych. Mogę powiedzieć, że mam co prawda nieco skrzywione, ale za to świeże spojrzenie, chociażby z tego powodu, że ładnych parę lat trzymałam się od nich z daleka i wszelkie przepychanki słowne między politykami nie interesowały mnie w ogóle. 

Zatem rzućmy świeżym mięsem, o pardą, okiem, na te %:

a. PIS -35,38

b. KO -30,70

c. Trzecia Droga - 14,40

d. Nowa Lewica - 8,61

e. Konfederacja - 7, 16 

f. Bezpartyjni Samorządowcy - 1, 86 

g. Polska Jest Jedna - 1, 73

Rozdrabniać się nie będę, ani dzielić włosa na czworo, bo wynik wskazuje na przewagę tzw. opozycji do PIS mimo że niektórzy deklarują iż Polska jest Jedna a Bezpartyjni to bezpartyjni i że wchodzić z nikim w żadne układy nie zamierzają.

Tymczasem , po rzuceniu owym mięsem, pardą, okiem, na blogowe  usta ciśnie mi się takie spostrzeżenie, co do głosujacych za i przeciw:

1. wyniki PIS wskazują jak duża % -owo grupa społeczna odniosła realne korzyści z ich rządów, tj. poczuła na własnej skórze poprawę indywidualnej sytuacji życiowej : % spadku bezrobotnych+dofinansowanych przez w 500+ i namacalne wsparcie ( pieniądze w ręku) emerytów, nie stałe ceny w sklepach (co jest utopią w okresie raczkującej nadal gospodarki wolnorynkowej , chociaż próbuje podsakiwać wyżej niż siedzi). I chociaż pieniądze w postaci rozmaitej trafiły do wielu rąk i z chęcią były wzięte, to ze względu na posiadany status materialny, dla wielu nie miały większego znaczenia, a były dodatkiem na drobne wydatki . Stąd taki a nie inny rozklad wyników wyborczych, które wskazują iż:

1. Polska  to panie, bogaty kraj jest. Tylko 35,38 % było niedofinansowanych i w trudnej sytuacji.

A skoro tak, reszta to radzący sobie całkiem nieźle w życiu, i spokojnie mogliby się obejść bez tego wsparcia dla najuboższych i nie otrzaskanych z wymaganiami współczesności. A brali wszyscy jak leci. Dają- trza brać! Ot, i  jawni łapownicy. Ale głosu na ,,dobrego pana,, tfu, rozdającego pieniądze ,, Robin Hooda,, nie oddali. 

Tymczasem , szykują się nam zmiany. Patrząc w przyszłość zamkniętym okiem, widzę za jakiś czas powrót do starej , dobrej biedy , czyli powolne ubożenie tej właśnie grupy , która wspólnymi siłami niezjednoczonych ugrupowań, wygrała obecne wybory. Kto się zdąży ustawić to się ustawi. Wiadomo.

Co do wyborców PIS-u, dla nich bycie w dołku to był chleb powszedni, a może i nadal jest, więc powrót do korzeni nie będzie tak boleśnie odczuwalny jak dla opozycjonistów i pozostałych nieustawionych średniaków.

Po dwóch kadencjach rządów tzw. opozycji, o ile jeszcze bedziemy mieć wpływ na to co się wyprawia, szala znów przechyli się w drugą stronę. Ale która to będzie strona, to nie widzę, bo mi jakiś ptak wpadł w oko. Może trzeba patrzeć w górę, bo stamtąd nadejdzie oświecenie/wyzwolenie/zmartwychwstanie, a nie w dół...?

Ps. 1.Dodam, iż ani wcześniejsze ( opozycyjne) ani ostatnie rządy, nie zmieniły znacząco mojej osobistej sytuacji, więc nie mam się czego czepiać...Bo wiele w życiu każdego z nas, zależy  nie od władzy, ale od nas samych  na dole. Jaki mamy stosunek do życia i czy jest w nas coś więcej niż tylko chęć wyciągnięcia z otoczenia jak najwięcej, bez  żadnego wkładu własnego, jak najmniejszym kosztem energii, wiedzy i tego co mamy do dyspozycji w swoim miejscu pracy, bo mogłoby komuś polepszyć byt, a nie nam. 

Ps. 2. A kolejna wizja, będzie dotyczyć dalszej przyszłości, a może raczej chciejstwa jaka by mogła być (w związku z wprowadzeniem w życie Sztucznej Inteligencji) , na którą i tak się nie załapię, ale ziarno zostanie zasiane...


29 października 2023

Kalendarz odbiorczy ,,pawia,, i ćwiczenia oddechowe.

 Od czego by tu dzisiaj zacząć? Może od zmiany czasu?...

Tak , bo w związku z nią, przewidująco i przyszłościowo , zakupiłam już kalendarz na rok następny, zaciekawiona czy coś innego niż do tej pory jest przewidywane. Oczywiście, że nie rozczarowałam się, bo okazuje się, że co jak co ale wszystkie święta i uroczystości to są ruchome, a nie stałe. Jest to co prawda ograniczony zakres wahający się między poniedziałkiem a niedzielą, ale zawsze to coś, zamiast stania w miejscu i obchodzenia np. Walentynek tylko w poniedziałki, a dnia przyjaźni międzyludzkiej tylko w soboty. Przecież to byłby koszmar w biały dzień i pół nocy. W soboty nie można by się było do nikogo dostać,ani nic zrobić, bo tak byśmy się wszyscy obściskiwali po barach, po sąsiadach, czy wręcz na ulicach, a nie tylko w ścisku środków komunikacji wszelakiej i przybytkach kulturalno-muzealnych. 

Ech, a o Walentynkach w poniedziałek, to już w ogóle trzeba by było zapomnieć, bo jak tu tydzień zaczynać od amorów z bliską osobą, skoro ledwo się zipie po sobocie spędzonej w uściskach z obcymi?

Także dobrze, że święta wszelakie są ruchome, bo można sobie własny zegar biologiczno-imprezowy ustawić na wybrany, ulubiony dzień tygodnia i świętować co kilka lat, ale za to z przytupem. Bo co rok - prorok, i tak przez całe życie, to przecież w końcu może się znudzić.

 



A kalendarz, jak to kalendarz. Niby biurkowy jest, ale go powiesiłam ...Pod tegorocznym, jeszcze aktualnym, bo biurka się przewidująco pozbyłam, żeby mnie nie kusiło do zmiany stylu życia i zajmowanego stanowiska przy oknie z widokiem na zmieniające się pory roku, pory doby i (wpisanych w niecodzienny krajobraz) pracowników opróżniających kontenery z zawartością ,,zwrotną,,.

I wierzcie mi, że większość domowników/ mieszkańców chodzących do śmietnika nie jest wcale ululanych, ale trzeźwi jak kot podczas marcowania, a ,,pawie,, zostawiają  różnokolorowe i wielogabarytowe  o rozmaitej miękkości/ twardości: mieszane, papierowe, szklane, plastikowe  i inne meblowe. Tak, ptak a ptak, to wielka różnica, a pawie to już w ogóle ...

Ale skoro już o ptakach mowa, to okazuje się, że w naszych warunkach klimatyczno-europejskich pojawił się zamiennik pawia lub kolorowych papug. I chociaż nie jest zbyt lotny, to jednak jest na czym oko zawiesić. I do tego skoczek z niego pierwszorzędny. Nic tylko brać przykład...

 





I tu można by było pociągnąć od razu temat zbliżającego się sezonu zimowego i odlotowego sportu, albo perspektywicznego lotniska ,, na papierze,,, ale przecież w jakimś momencie  trzeba wziąć oddech...A nie tak wszystko na jednym...

27 października 2023

Niestrawione menu niedoszłej wróżki.

Dzisiejszy post miał być co prawda o czym innym, ale jak się okazuje, po dłuższym zastanowieniu, wszystko da się połączyć na ,,papierze,,.Wystarczy tylko chcieć. Zatem przystapiłam do stworzenia menu na dzisiaj: 

a. na śniadanie -peruczka 

b. na obiad - stare, ale jare i sprawdzające się w użytkowaniu oświetlenie własnego pomysłu



c.  na kolację - coś konkretnego trzeba wrzucić na ząb, żeby przetrwać do rana bez posiłkowania się byle czym https://www.muratorplus.pl/biznes/prawo/renta-szkoleniowa-zus-2023-komu-przysluguje-ile-wynosi-ile-trwa-kiedy-nalezy-sie-

I wszystko byłoby w porządku z trawieniem, stresem ? w ciągu dnia, gdyby nie to że  śniadanie zaczęłam od kolacji (c). Potem zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, że bez kija nie podchodź , i wyszło to co wyszło poniżej:

I jak tu potem nie straszyć...

Pozostaje zatem wychylić flaszkę na indolencyjne smutki niespełnionej/niewykorzystanej przeszłości i obejść się smakiem...


Ps.A tak swoją drogą, to co za traf, że po dociśnięciu herbatnika, taka niespodzianka się pojawiła. Najwidoczniej i z deseru udało mi się wycisnąć flaszkę trunku, albo to jakaś wróżba jest.. 
Można wróżyć z fusów, to dlaczego nie z własnoręcznie zrobionego deseru?

24 października 2023

Wewnętrzna dysfunkcja.

 Złapałam chwilę oddechu i poczytałam trochę na blogach. Tym razem wpis u Teatralnej, o strachu, nasunął mi przemyślenia, które chciałabym uwiecznić na piśmie, i do tego w necie, żeby skonfrontować  z tym co myślą inni. Oczywiście niekoniecznie w komentach, bo wystarczy, że każdy kto chce- będzie w sosie własnym rozkminiał temat.

Teoretycznie od strachu do stresu jest niewielka droga, ale pomyślałam sobie o własnych przeżyciach dnia codziennego,które miałam okazję zbadać, pod kątem poziomu stresu i okazuje się, że takie połączenie ( strach-stres) wcale nie jest takie oczywiste.

Gdybym miała napisać osobną formułkę dotyczącą obu, stwierdziłabym że strach przynależy do osobowości i jego środowiskiem naturalnym jest psyche, a stres (i jego poziom)  to  reakcja obronna i sygnał organizmu  , który neguje to co wyprawia nasza osobowość. To znaczy, mówiąc ściślej, zwykle wtedy kiedy myślałam że mam wysoki poziom stresu- wcale tak nie było, a wtedy gdy myślałam, że właśnie się relaksuję np. nagrywając filmik i bawiąc się tym, wyszło mi coś wręcz przeciwnego. I  w pozostałych sytuacjach potwierdza mi się to spostrzeżenie. 

W momencie gdy jestem spokojna, opanowana ( takie mam wtedy wrażenie na swój temat)- stres sobie hula jak wiatr w pustostanie. 

Wypełniając dokumenty, kiedy potrzebna była koncentracja i mając wszystko pod ręką, tętno skoczyło mi tak, że ...lepiej nie mówić. Cieszę się, że przeżyłam.Być może związane to było z radością, że za chwilę będę mieć z głowy kolejny  problem, którego nie ma jak obejść, przeskoczyć czy odłożyć na później, a może dlatego że telefon wybił mnie z rytmu? Czort wie.

W każdym razie cieszę się z inteligentnego zegarka, dającego takie możliwości obserwowania siebie i tego co do tej pory było ukryte przed wzrokiem. 

Ale w wielkim strachu ( dla mnie osobiście) to raczej nie chciałabym się znaleźć, żeby sprawdzić poziom stresu. Na początek może jakiś dobry horrorek w TV by się przydał, w przyzwoitych godzinach, żebym nie zasnęła przedwcześnie. 

A dzisiaj od rana- wszystko ,,w normie,,. Ale nie będę chwalić dnia przed zachodem słońca, bo za dnia też się można czasem porządnie wystraszyć. Cały wic polega na tym, że wobec takich osiągów, jak te powyżej- to wniosek jest taki, że nigdy nie wiadomo co/kto człowieka ( albo może tylko ja tak mam?), w sensie organicznym, tak naprawdę kręci, co straszy, a co bawi i dołuje. Bo nagle okazuje się, że ciało wie swoje, a ego-osobowość i psyche wie swoje  i wcale się nie zgadzają w poglądach na życie. Ot, taka dziwna dysfunkcja. Wewnętrzne skłócenie. Prawie jak w jakimś państwie. Mobilizacja i zgodność dopiero w momencie zagrożenia bezpośredniego. Dla obu.

Ale że  mam ( i używam) od jakiegoś czasu wielofunkcyjny wykrywacz/ czytacz siebie to szybko rozpracuję czego/kogo unikać bezpośrednio lub jakich sytuacji...Bo lubię w zgodzie żyć...ze sobą. Ale to też dobrze by było sprawdzić, czy aby prawdę napisałam ( zaraz zerknę).

Kto wie, może nawet dożyję jakiejś alkoholowej setki..w pokoju.

Ps. Zbliża się Halołin i trzeba czymś postraszyć blogowe pijące towarzystwo:

,,Nie znacie dnia ani godziny, 

kiedy wpadnę w odwiedziny.

Trzeźwa w sztok, bo taki  urok

ktoś na mnie rzucił

Może z blogowej rodziny?,,

22 października 2023

Dodatek specjalny z dodatkiem dedykowanym..

 Już sama nie wiem od czego zacząć...film odniósł tak ogromny sukces, że aż mi słów brakuje. 

W celu uzupełnienia zamieszczonej wcześniej instrukcji, należałoby dodać kartę gwarancyjną. I tak:

<Gwarancja na deser obejmuje wszystkie składniki przez cały okres przydatności ich do spożycia>

Dawkowanie:

- spożycie tzw. miękkie może odbyć się natychmiastowo - dla posiadających wystarczająco mocno osadzone uzębienie lub cierpliwość śliniankowo- żuchwową pozwalającą na rozmiękczenie w jamie ustnej początkowo zatwardziałych herbatników i opornych biszkoptów.

- spożycie  tzw. miękkie  i z opóźnionym zapłonem ( czas oczekiwania ok 30 min)- dla posiadaczy ubytków w uzębieniu, które nie dają gwarancji właściwego rozdrobnienia materiału stałego chwilowo nie rozmiękczonego ( biszkopty, pierniki, herbatniki)

- spożycie  tzw.twarde i od ręki - deser ze zgryźliwymi dodatkami ( owoce, bakalie, kawałki czekolady) - dla koneserów o stalowym uścisku szczęk

Zastosowanie:

- jako deser

- jako posiłek główny

- ot tak sobie, dla kaprysu

Tymczasem, przeglądając sklepowe półki , aby znaleźć ten jeden właściwy napitek, który by był godny polecenia  jako rozmiękczacz mózgu.. herbatników, znalazłam :

- wersja dla dzieci młodszych- grzaniec bezalkoholowy 

-wersja dla dzieci dorosłych - z dłuższą historią - taka ,,saska'' - może  smakować wybornie ( ale są różne smaki )

Tymczasem, podczas kręcenia filmu, poziom stresu   


 okazał się tak wysoki, że po jego ukończeniu, to tyle ze mnie zostało:

A tak ładnie na tej jasnej, gościnnej ściance się prezentowałam... w tej peruce.

 No cóż. Jaka celebrytka - taki deser.


Ps. Dodatkowe info dla Jotki: sweterek ma plecki zrobione ściegiem takim samym jak na ramionach, coby przewiew był. Wygrzebałam kiedyś, wiadomo gdzie...w grzebalni. Mieszanka akrylu z bawełną...

21 października 2023

,, Jak się robi w Try Miga,, ...premiera.

Nadeszła wielkopomna chwila. Premiera pierwszego gniota deserowego. Wszelkie słowa krytyki proponuję zachować dla siebie. Tutaj święci się tylko triumfy. Nawet dekoracja została położona. Smacznego będzie potem...

W następnym wpisie dodatek specjalny. ;)










20 października 2023

Zapowiedź.

 Nie ma lekko. Znów chodził za mną post o jedzonku. Jeszcze jednym z tych będących w spisie dań zakazanych, zwłaszcza przy niektórych schorzeniach. I chociaż mamy dość bogatą ofertę leków, suplementów, i  innych wspomagaczy trawienia / przyswajania ponadwymiarowych dobrodziejstw, które mają za zadanie znormalizować rozbuchane ego ulubionych deserów, to najskuteczniejszą metodą leczniczą jest jedzenie z zamkniętymi ustami i np.otwartymi oczami czy nozdrzami. Idąc za głosem cienia natury zwanego też diabłem za skórą, postanowiłam  kolejny raz podjąć się zbiorowego? wirtualnego żywienia. Tym razem nie w piśmie lecz w filmie. I do tego będzie to film odcinkowy, także na raz wspomnianego deseru się nie zje. Przy okazji nie omieszkam postawić się pod ścianką jak na postną celebrytkę przystało, żeby było wiadomo- kto jest  twórcą i wykonawcą. I będę oczywiście ''zrobiona''. 

Po kilku zdaniach wstępu- zacznę od zdjęć na ściance. To taka  przyczepka ( trailer) na przystawkę, bo nie wiem czy kawę zdążę podać. Ślinkę można już zacząć przełykać....


Na ściance, powyżej, a poniżej ...zrobiona własnoręcznie;

i podrasowana naklejkami





18 października 2023

Z notatnika problematycznej babci.

 Nie ma lekko. Gdyby nie kawa, a raczej zbierane z pietyzmem  fusy, to nie wiem czy bym się zdecydowała na mycie głowy. Taka czuję się chwilami zmęczona, że tylko myśl o kawowym obdzieraniu ze skóry jest w stanie zmobilizować mnie do całościowej kąpieli. Bo codziennie to lecę tylko kawałkami. Tymi które aktualnie waniają najbardziej. A ponieważ więcej czasu jest gdy wstanę o 4-tej rano to wtedy już od  świtu mam zmytą głowę . A jak jeszcze ,przez przypadek, ktoś- coś dołoży w ciągu dnia, to w ogóle - padam z nóg i do tego na twarz, zamiast na plecy, więc makijażu ,od dłuższego czasu, unikam jak ognia.

Chcąc uniknąć też ,,wiecznego leżakowania,, przed wyznaczonym mi odgórnie czasem, powinnam zabezpieczyć się we właściwy sposób. Oczywiście dostosowany do indywidualnych potrzeb: nie otwierać skrzynki pocztowej, nie odbierać telefonów, nie słuchać/czytać/ oglądać wiadomości , unikać wszelkich kontaktów międzyludzkich i , broń boże, nie robić żadnych ekscytująco-wykańczających rzeczy.  I pomyśleć, że niektórzy mają  już od urodzenia we krwi, tą dbałość/ niedbałość o siebie, a inni dopiero się  tego uczą.

Ale wniosek nasuwa się niejeden: czasem dobrze jest być nieukiem lub wagarować na lekcjach życia, bo nic tak , w gruncie rzeczy , nie wkurza jak... przesyt/ niedosyt. I z jednym i z drugim trzeba coś zrobić. A jak się już  wyleniło i wyliniało zawczasu, to zwykle zostawia się to co jest i pozostaje tylko jedno: machnąć na wszystko ręką....

Ale to też (z czasem) może być problem...

16 października 2023

O rajskich drzewach i rodzinnym upośledzeniu.

 Teksty Oko (https://w-lustrze.blogspot.com/) bywają inspirujące do potęgi n-tej. Idąc więc z duchem czasu ( który chwilowo mnie nawiedził) postanowiłam podryfować co nieco w przestrzeni pozaziemskiej, by przyjrzeć się  bóstwom układu słonecznego z pewnej odległości. Wiadomo, zbyt bliski kontakt grozi przegrzaniem organizmu i spopieleniem. Boska Hierarchia jest równoprawnie malejąca:

Na czele mamy boginię przyciągania wszelkiego - o nicku Grawitacja. Poniżej stoi bóstwo ruchu głównego - pierwszy z zakręconej pary mążmążków( tak , tak, mążmążków) Obrotowy i towarzyszy mu ( drugi z tatuśków) opiekun wszelkich zawirowań , nie tylko społecznych, zwany Wirowym. Z tego to związku, swojego czasu, narodził się znany nam wszystkim syn  Wiatr. 

Tak wygląda rodzina w komplecie: wiecznie żwawa ( do czasu) babcia Grawitacja,  rodzice tej samej płci* i ich najstarszy syn. Oni to właśnie są przyczynkiem do powstania świata materialnego w obserwowanej przez nas postaci. Reszta ziemskiego drzewa genealogicznego to tylko skutek licznych podziałów i połączeń, dewiacji i masturbacji, płodności i bez, podjazdowych wojenek i zawieranych pokojów. Różnorodność przyrody nie może zatem nikogo już dziwić, skoro rodzice nadal działają, a babcia trzyma się całkiem nieźle jak na swoje lata.

Tymczasem poza naszym mikroskopijnym układem słonecznym,czyli otwartym słoikiem z sosem własnym, w którym pływamy, istnieje coś dużo większego. I prawie nie do ogarnięcia naszym ptasim móżdżkiem, ze względu na posiadane możliwości  Za to bogini zwanej Sztuczną Inteligencją jest pewnie dużo bliżej do dalszej rodziny (tu https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/astronomowie-mogli-odkryc-pierwsza-planete-poza-nasza-galaktyka) niż nam ,zwykłym śmiertelnikom. 

Tymczasem , wychodząc poza wspomnianą materię, wraz z nią przyszły na świat wieloraczki zwane Wierzeniami. Ich babcią jest Świadomość, a rodzicami Umysł i Psyche. A jak rozwija się to drzewo genealogiczne, to już inna para kaloszy, ale do rodziny należy  też i ciocia zwana Parapsychologią...Ale czyja to córka?- to pytanie zostawiam zainteresowanym. Wszak wszystko to , to niematerialne dziedzictwo i ma swoich obrońców/wyznawców należących do rodziny.. A że jak wiadomo w materialnym ''świecie równoległym'' istnieją tak różne bliźniaczki jak Materia i Antymateria, więc nic dziwnego, że mamy Wierzących i Niewierzących. Bo Wszech-Świat to tak naprawdę powtarzalny jest, ale tylko jego jedną odsłonę jesteśmy w stanie ogarnąć, ze względu na nasze upośledzenie...

Umysłowe.

* płeć: ruch


15 października 2023

Rozterki elektoratki.

 Cisza wyborcza dzisiaj nastała, 

a mnie jak na złość - żółć zalała.

Chciałabym wszem i wobec ogłosić:

,,wreszcie zdecydowałam,,!.

i ku własnemu zdumieniu,

zagłosowałam.

Postanowiłam wreszcie

wziąć władzę w swoje ręce!

Tylko mam taki dylemat mały:

muszę pamiętać, że będą podziały.

Nie jestem jedyna do rządów chętna

Rządzić chcą wszyscy co głos oddali,

lecz nie wystarczy że jestem o-błędna-

tu coś innego waży na szali! 

 

Ps. Tak mnie jakoś dzisiaj wzięło.... a że doczytałam nareszcie co oznacza cisza wyborcza, to zamiast czekać do jutra ....

Wzięłam na wstrzymanie.

 Dzisiejszy wierszyk , wcześniej spłodzony

zamieszczę jutro, bo poroniony

został przedwcześnie

więc strach mnie zdjął wielki co niemiara,

że ktoś krzyżyk postawi, że... propaganda.

A że strzeżonego wiadomo kto strzeże

postanowiłam dać upust wierszyka premierze

w dniu powyborczo powszednim - zwanym.

Może nikt mi nie powie: wiersz nieudany! ?

Tak więc dopiero jutro się okaże

czy mam się poddać jakiejś karze

czy nagrodę (w zachwytach)odebrać mi przyjdzie:

,,z braku talentu wieszczego, 

możesz produkować się w...windzie,

albo na ścianie bloku jakiegoś..."!

 

 

 

13 października 2023

Piątek 13-tego...

Wstałam wcześnie, w radio nie grała muzyka.

Szum wody w czajniku -znamienny

Czas kawę zaparzyć  w try miga

bo pies czeka  ...promienny

na spacer nasz codzienny.

Potem, wiadomo, wyżerka

-ogarnąć pielesze trzeba:

sok (do śniadania) się wylał,

mleko zwarzyło - cholera!

Nic to, mówię do siebie-

posprzątać bałagan muszę

Nic to- mówię do siebie-

- takie poranne katusze

to dla mnie nie pierwszyzna

Nic to- mówię do siebie

- podobno ważniejsza ojczyzna 

od osobistej  prywaty...

Masło maślane  wyszło

w związku ze zmianą daty. 

Bez pomocy wszechświata,

na bank, nie dałabym rady.

Dziś piątek - jak byk- stoi w kalendarzu

13-stka drwi z człowieka

Ważą się losy świata...

Pech nigdy nie zwleka!








12 października 2023

Odwrotność postrzegania rzeczywistości.

 Opróżniłam właśnie skrzynkę pocztową z bogactwa ulotek przedwyborczych. Wszystkie nienachalnie( jak na druk przystało) zachęcały do udziału w nadchodzacych wyborach.

 Pomijam tu sprawę kandydatur, bo to w sumie tylko słupy dla programów politycznych poszczególnych partii. Bo przecież program jest ważny, a konkretny człowiek jest  jego twarzą ( a raczej wieloma twarzami). 

Tak się na tym świecie jakoś dziwnie porobiło, że niektórzy uprzedmiotowili się nie na żarty...W imię jakis zasad, programów, czy innych religii..Są ich reprezentantami, a nawet ambasadorami lub innymi przedstawicielami handlowymi...

Niektórzy są ich twórcami, oczywiscie, a potem to albo trzymają się raz obranej własnej linii np. partyjnej albo zmieniają ugrupowania i niekoniecznie przekonania, albo w ogóle porzucają własne dzieło ( niechciane dziecko), oddając je na pożarcie lub pod opiekę potrzebującym nowo/staropowstałym ujawnionym tworom. Sami pozostają wtedy bezideowcami. W ten sposób wcale nie muszą stosować się do owych zasad czy rozliczać z podjętych zobowiązań. Jeżeli rozliczenie robią  inni, to i tak wynik spłynie po nich jak po kaczce z powodu braku identyfikacji twórcy z własnym dziełem. W ten to prosty sposób ( brak utożsamienia) chroni się własne sumienie, osobowość czy co kto tam ma za pazuchą, przed atakami potencjalnie rozczarowanego a wcześniej zanęconego programem partyjnym- wyborczego narybku.

I do tego można w spokoju ducha( ?) robić co się żywnie podoba.,, Hulaj dusza - piekła nie ma.,, Wszak jedynym ograniczeniem są ...własne ograniczenia. 

Ale czy w przypadku braku jakichkolwiek zasad moralnych, etycznych, gospodarczych itp. można mówić o wolności czy raczej o wewnętrznym chaosie?

03 października 2023

Relaksujące spożycie na miarę.

 No i nastał nam kolejny przyjemny dzień... Odpaliłam się jak sprzęt na czuwaniu, więc trzeba skorzystać z przypływu twórczej weny. A tematem dzisiejszego wpisu są ....( tu fanfary)....ryby. W czym tkwi ich niezaprzeczalny, dla mnie ( zaznaczam) urok? Może w tym, że wreszcie dorwałam coś innego niż wędzoną makrelę czy namiętnie spożywane śledzie w różnej promocyjnej postaci. Tym razem był to....morszczuk. Też wędzony.

Pomna jednorazowego doświadczenia z leszczami, długo stałam nad rybką w zgrabnym pełnowymiarowym opakowaniu, zanim wyciągnęłam właściwy wniosek( bez korzystania z potentata wiedzy wszelakiej w telefonie) : mięsko powinno być dobre, bo cena przed obniżką za kg była o 1/3 wyższa niż wspomnianej  makreli. Zatem nie mogę powiedzieć/napisać, że poszłam w zakup w ciemno....

Napływająca na samą myśl o wyrafinowanym jedzonku ślina, powiedziała mi więcej: bierz dwie sztuki. Popatrzyłam na datę ważności i stwierdziłam, że dam radę z konsumpcją- przed jej upływem.

I dałam, ale zanim co to nie omieszkałam zajrzeć i poczytać o morszczuku. Skąd przybywa i jaką ma dietę, oraz oczywiście wartości odżywcze, żeby w razie co wiedzieć czego mogę się potem spodziewać u siebie: jakich efektów trawienno-upiększających. 

Potem to już poszło z górki, popiłam kwaśnym napitkiem na wspomaganie trawienia i oddałam się rozmyślaniom. Tak, takie doświadczenia mogłabym jeszcze powtórzyć, nie raz. Rybki działają  na mnie wybitnie odstresowująco....Trzeba chyba zwiększyć spożycie....

Ps. Dobrze jest znaleźć jakiś sposób na siebie...na miarę własnej kieszeni.

02 października 2023

Ewentualna ekonomia filozoficzna.

 Właśnie usłyszałam, że w zwiazku z inflacją, za wykroczenie będzie uważać się kradzież do 800 zł, w związku z czym 600 osób osadzonych za przekroczenie owej magicznej kwoty (500+ ?) zostanie zwolnionych w związku z tym iż nie załapią się w nowe ,,widełki,,.

I tak pomyslałam sobie, co by było, gdyby wprowadzono równie ruchomy wiek emerytalny? A uzależnione by to było np. od zapotrzebowania  rynku pracy na nie tylko nieudaczników życiowych. Ciarki mi przeszły po plecach na samą myśl o takim wahadełku ekonomicznym, bo ewentualny powrót z ewentualnej emerytury na ewentualne bliżej nie sprecyzowane stanowisko na obsadzonym przez znajomych królika, papugi, cielaka czy innej świnki wymagajacym i pełnym wyzwań w młodym odwiecznie zawsze składzie-rynku pracy , nie napawałby, ewentualnie, ewentualnym optymizmem wyizolowanego z życia pełnego poświęceń zawodowych, wydrwigrosza.

Uff...wysłowiłam się....

Ps. Ale , że nie wiem skąd u mnie te dzienne koszmary.....to nie powiem...

29 września 2023

Wolność kosztuje?

 Okazuje się , że nie tylko wolność kosztuje, ale wszystko. Kluczową sprawą jest oczywiście waluta. Jakie mamy rodzaje waluty w obiegu, uogólniając?:

- pieniądze

- czas

- zdrowie

- uczucia i emocje

Być może jeszcze by się coś tam wyszczególniło, ale i tak nie zmienia to faktu, że życie kosztowne jest . Jak się okazuje to mamy wiele do stracenia, bez względu na materialny stan posiadania. Czyli można stwierdzić definitywnie, że utracjusze z nas wszystkich są, bez wyjątku....

Ps. Wiem, że czasem jak coś palnę, to .....( tu można sobie dokończyć wedle uznania)....


24 września 2023

O ubywaniu.

 Przeczytałam najświeższy post u Stokrotki o kocie Cynamonku , a tymczasem w czwartek w godzinach południowych straciłam bliską przyjaciółkę. Papużkę. Niestety z powodu własnej nieuwagi. Tym większy więc mam do siebie żal. Nie będę opisywać okoliczności, ale w obliczu zagrożenia, że może się coś takiego powtórzyć, konieczność zamocowania siatki w oknie kuchennym jest nieuchronna. 

Każde rozstanie z odchowanymi ptaszkami sporo mnie kosztuje, a tym bardziej z pozostawioną po lęgach wiosennych- Famcią. Towarzyszyła mi w domowych obowiązkach od samego rana nawet gdy pozostałe ptaszki urzędowały na balkonie. No i stało się...

Jeszcze tego samego dnia słyszałam ją z oddali, ale poszukiwania i nawoływania nie przyniosły skutku. Mogę tylko mieć nadzieję, że ktoś ją znalazł osłabioną i przygarnął lub schroniła się gdzieś na balkonie i znalazła nowy dom. 

A jeszcze dwa tygodnie temu widziałam ( a najpierw usłyszałam)papużkę falistą , która też musiała komuś ,,wyfrunąć z gniazda,, w poszukiwaniu przygód. Dobrze, że na razie pogoda sprzyja i jeszcze nie ma jesiennych chłodów...

Pocieszam się, że czas zrobi swoje, ale bez względu na wszystko, z każdym odejściem kogoś bliskiego odchodzi ( a może umiera?) jakaś moja część. I nic już nie jest takie samo. Ile mnie jeszcze zostało? 

A na końcu to pewnie tyle tego jest ile zmieści się w urnie...