03 października 2023

Relaksujące spożycie na miarę.

 No i nastał nam kolejny przyjemny dzień... Odpaliłam się jak sprzęt na czuwaniu, więc trzeba skorzystać z przypływu twórczej weny. A tematem dzisiejszego wpisu są ....( tu fanfary)....ryby. W czym tkwi ich niezaprzeczalny, dla mnie ( zaznaczam) urok? Może w tym, że wreszcie dorwałam coś innego niż wędzoną makrelę czy namiętnie spożywane śledzie w różnej promocyjnej postaci. Tym razem był to....morszczuk. Też wędzony.

Pomna jednorazowego doświadczenia z leszczami, długo stałam nad rybką w zgrabnym pełnowymiarowym opakowaniu, zanim wyciągnęłam właściwy wniosek( bez korzystania z potentata wiedzy wszelakiej w telefonie) : mięsko powinno być dobre, bo cena przed obniżką za kg była o 1/3 wyższa niż wspomnianej  makreli. Zatem nie mogę powiedzieć/napisać, że poszłam w zakup w ciemno....

Napływająca na samą myśl o wyrafinowanym jedzonku ślina, powiedziała mi więcej: bierz dwie sztuki. Popatrzyłam na datę ważności i stwierdziłam, że dam radę z konsumpcją- przed jej upływem.

I dałam, ale zanim co to nie omieszkałam zajrzeć i poczytać o morszczuku. Skąd przybywa i jaką ma dietę, oraz oczywiście wartości odżywcze, żeby w razie co wiedzieć czego mogę się potem spodziewać u siebie: jakich efektów trawienno-upiększających. 

Potem to już poszło z górki, popiłam kwaśnym napitkiem na wspomaganie trawienia i oddałam się rozmyślaniom. Tak, takie doświadczenia mogłabym jeszcze powtórzyć, nie raz. Rybki działają  na mnie wybitnie odstresowująco....Trzeba chyba zwiększyć spożycie....

Ps. Dobrze jest znaleźć jakiś sposób na siebie...na miarę własnej kieszeni.

6 komentarzy:

  1. Tak.
    Rybki samo "zdrowie".
    Dlatego przy zakupie należy mieć dwie zasady, miejsce połowu i producent.
    Każdy produkt ma termin ważności i na to trzeba mieć baczenie, bo przeceniane są -wiadomo kiedy.
    Obecne przepisy sanitarne nie pozwalają na tradycyjne wędzenie mięs, wędlin, ryb itd. Chodzi bardziej o zapach i smak , niż o konserwowanie produktu solą, temperaturą i dymem. Te obecne "wędzenie" i konserwowanie -to już inna technologia. Warto poczytać na opakowaniu. Ostatnio trafiłem na dobrą rybkę wędzoną trawel, czy podobna nazwa-nawet zapomniałem, bo była na zakąskę.
    Także, z umiarem...
    Leszcz, to rybka nie doceniana przez Polaków z powodu dużej ilości ości. Leszcz powyżej 2 kg to przysmak nad przysmakami(wędzony 24 godz. w zimnym dymie), ze średniego ok. kilograma wychodzi kapitalny wywar z warzywami, natomiast te poniżej kg są doskonałe na kotlety, czy pulpeciki. Niestety, filetowanie takiej drobnicy, a następnie mielenie na gęstym sitku jest dla niektórych ponad siły. Jak ktoś jest przewrażliwiony na rybny zapach w kotletach niech doda szczyptę szafranu- i po bólu.
    Ostatnio oglądałem w sklepie sandaczyka mrożonego w "multiwaku", szczegółowe dane, producent itd, wszystko gra, ale najważniejsza wiadomość to miejsce połowu- Jezioro(dla niektórych Morze) Aralskie- no i tu zaczęły się dylematy...
    Smacznego i zdrówka
    Młot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa...dziękuję bardzo. Mnie najlepiej smakuje tradycyjna forma spożycia,, na żywca,,. Kotleciki czy inne kucharzenie nie leży w mojej naturze. Babrać na stare lata to się mogę ewentualnie z sałatkami -śledziowymi czy innymi - pod hasłem wymyslnie domowym:,, tak połączyć żeby dało się zjeść,,
      Nie zapominajmy jeszcze o Rybach z horoskopu....

      Usuń
  2. Polacy na ogół smażą ryby na "chrupko" i to są wióry. Na surowo spożywać "tatara" z siei, sandacza, czy sielawy strach ze względu na robaki(nicienie) i nie ma gwarancji o świeżość. No to preferuję ryby gotowane, lub przyrządzane na parze z warzywami. Specjalność zakładu- ostre flaczki wigilijne z lina-tinca tinca(moczonego w mleku) i węgorz w galarecie(skłusowany w rzece).
    Jestem Baran.
    i
    Młot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baranie podniebienie wytrawne jest - jak czytam. Tatara z łososia miałam okazję spróbować. Całkiem, całkiem. Lina znam z nazwy, a tinca-tinca (moczony w mleku- jak czytam). to już w ogóle odlot. Może smakuje jak baranina.... bo ją też się podobno rozmiękcza w mleku....hi, hi. Z Młotem to ciężka sprawa ...nie wiem co prócz ,,wysokiej gorączki,, i pieca jest w stanie rozmiękczyć...

      Usuń
  3. Lina moczy się w mleku, jak jest nie "odpity"(karp odpija się w mało bieżącej wodzie na m-c przed sprzedażą), żeby nie było go "czuć" mułem. Zamiast baraniny proponowałbym jagnięcinę- kiedyś ten rarytas był częstym "gościem" na moim stole, podobnie było z uchą... Ale co tam...
    Młot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucha? Cos kiedyś słyszałam... o tej zupie? Mięska niewiele jem. Więcej nabiału, na zimno. Ale widzę, że smakosz z Ciebie Młocie..
      Za mną chodzi kilka wyrafinowanych sałatek, ale na razie odebrało mi chęć do ich zrobienia...Ale to pryszcz, bo jedzenie nie jest u mnie na pierwszym miejscu ( jak się okazuje)....

      Usuń