24 października 2023

Wewnętrzna dysfunkcja.

 Złapałam chwilę oddechu i poczytałam trochę na blogach. Tym razem wpis u Teatralnej, o strachu, nasunął mi przemyślenia, które chciałabym uwiecznić na piśmie, i do tego w necie, żeby skonfrontować  z tym co myślą inni. Oczywiście niekoniecznie w komentach, bo wystarczy, że każdy kto chce- będzie w sosie własnym rozkminiał temat.

Teoretycznie od strachu do stresu jest niewielka droga, ale pomyślałam sobie o własnych przeżyciach dnia codziennego,które miałam okazję zbadać, pod kątem poziomu stresu i okazuje się, że takie połączenie ( strach-stres) wcale nie jest takie oczywiste.

Gdybym miała napisać osobną formułkę dotyczącą obu, stwierdziłabym że strach przynależy do osobowości i jego środowiskiem naturalnym jest psyche, a stres (i jego poziom)  to  reakcja obronna i sygnał organizmu  , który neguje to co wyprawia nasza osobowość. To znaczy, mówiąc ściślej, zwykle wtedy kiedy myślałam że mam wysoki poziom stresu- wcale tak nie było, a wtedy gdy myślałam, że właśnie się relaksuję np. nagrywając filmik i bawiąc się tym, wyszło mi coś wręcz przeciwnego. I  w pozostałych sytuacjach potwierdza mi się to spostrzeżenie. 

W momencie gdy jestem spokojna, opanowana ( takie mam wtedy wrażenie na swój temat)- stres sobie hula jak wiatr w pustostanie. 

Wypełniając dokumenty, kiedy potrzebna była koncentracja i mając wszystko pod ręką, tętno skoczyło mi tak, że ...lepiej nie mówić. Cieszę się, że przeżyłam.Być może związane to było z radością, że za chwilę będę mieć z głowy kolejny  problem, którego nie ma jak obejść, przeskoczyć czy odłożyć na później, a może dlatego że telefon wybił mnie z rytmu? Czort wie.

W każdym razie cieszę się z inteligentnego zegarka, dającego takie możliwości obserwowania siebie i tego co do tej pory było ukryte przed wzrokiem. 

Ale w wielkim strachu ( dla mnie osobiście) to raczej nie chciałabym się znaleźć, żeby sprawdzić poziom stresu. Na początek może jakiś dobry horrorek w TV by się przydał, w przyzwoitych godzinach, żebym nie zasnęła przedwcześnie. 

A dzisiaj od rana- wszystko ,,w normie,,. Ale nie będę chwalić dnia przed zachodem słońca, bo za dnia też się można czasem porządnie wystraszyć. Cały wic polega na tym, że wobec takich osiągów, jak te powyżej- to wniosek jest taki, że nigdy nie wiadomo co/kto człowieka ( albo może tylko ja tak mam?), w sensie organicznym, tak naprawdę kręci, co straszy, a co bawi i dołuje. Bo nagle okazuje się, że ciało wie swoje, a ego-osobowość i psyche wie swoje  i wcale się nie zgadzają w poglądach na życie. Ot, taka dziwna dysfunkcja. Wewnętrzne skłócenie. Prawie jak w jakimś państwie. Mobilizacja i zgodność dopiero w momencie zagrożenia bezpośredniego. Dla obu.

Ale że  mam ( i używam) od jakiegoś czasu wielofunkcyjny wykrywacz/ czytacz siebie to szybko rozpracuję czego/kogo unikać bezpośrednio lub jakich sytuacji...Bo lubię w zgodzie żyć...ze sobą. Ale to też dobrze by było sprawdzić, czy aby prawdę napisałam ( zaraz zerknę).

Kto wie, może nawet dożyję jakiejś alkoholowej setki..w pokoju.

Ps. Zbliża się Halołin i trzeba czymś postraszyć blogowe pijące towarzystwo:

,,Nie znacie dnia ani godziny, 

kiedy wpadnę w odwiedziny.

Trzeźwa w sztok, bo taki  urok

ktoś na mnie rzucił

Może z blogowej rodziny?,,

8 komentarzy:

  1. Ja bym nie wierzył temu mądremu zegarkowi. Ja bym go wyrzucił... Nie będzie sztuczna inteligencja mówić mi co czuję pod swoją kopułą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym zapomniał, ale nie zapomniałem (autopromocja):

      Jest salonik niemały, nieduży
      Czas w nim raczej nie bardzo się dłuży
      Na kominku nalewka dojrzewa
      A pod oknem szumią dwa drzewa...



      Usuń
    2. Co tam czujesz pod swoją kopułą to chyba żadna inteligencja Ci nie powie, prócz własnych nerwów...
      Mnie mówi, że wiele rzeczy robię wbrew temu co czuję. Czasem z powodu przyjęcia odpowiedzialności za własne wybory, zamiast zrzucenia winy na innych....A potem po prostu pewne rzeczy trzeba przejść ( dostać w kość)...żeby się wyzwolić / uwolnić z niechcianych , szkodliwych/toksycznych sytuacji/ relacji.

      Usuń
    3. Autopromocja wyborna.
      Czas się w saloniku raczej nie dłuży,
      nalewka na kominku dojrzewa
      pod oknem szumią dwa drzewa?
      Toć to na piętrze lub parter wysoki
      muszę pomyśleć nim chwycę się pod boki
      i dam upust wyobraźni mej:
      już , już widzę jak proszę: nalewki mi polej...

      Usuń
    4. Na powitanie głowę mą skłonię
      I nalewki hojnie poleje ma ręka
      Bo od nalewki wypitej w salonie
      Nie nadejdzie rankiem kaca udręka!

      Usuń
    5. Z gracją w lot za kielich chwycę
      może nawet do dna wychylę
      choć nie wiem czy gospodarza zachwycę
      takowym mym ....obejściem...
      Na razie ślinkę przełknąć mi wypada
      bo czas mi nie sprzyja.
      Taka na drodze zawada...

      Usuń
  2. Ja miałam się relaksować na Krecie i faktycznie tak było, ale nagle przed rejsem motorówką dopadł mnie jakiś atak paniki( bo nie był to zawał) i do dziś nie wiem z jakiego powodu...bo sama ten rejs zamówiłam i cieszyłam się jak dziecko!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może ujawnił się w tej sytuacji jakiś lęk z dzieciństwa...związany z wodą lub z utratą ,,gruntu pod nogami,,.( też w przenośni) -lęk związany z relacjami w domu- rodzinie.

      Usuń