30 listopada 2023

Takie tam, żeby uczcić tradycję andrzejkową.

 Nie omieszkałam skorzystać z okazji  by sobie powróżyć. Wczorajszy wieczór spędziłam przy świeczce, którą potem , zgodnie z tradycją, przepuściłam/przelałam przez dziurkę od klucza i utopiłam w wodzie. 

To co otrzymałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nawet cień rzucony na ścianę nie pozwolił mi rozszyfrować wróżby na ten rok, chociaż pewne skojarzenie miałam.

Dzisiaj po 13-tej powtórzyłam cały proces, chcąc porównać wczorajszą przepowiednię do czegoś osadzonego w realiach teraźniejszości.  Oba uzyskane ,,dzieła,, poniżej. Wczorajsze- po lewej, a z dzisiaj- po prawej stronie.


Może ktoś bedzie miał jakieś skojarzenia...

Ps.Butów nie ustawiałam....z wiadomych powodów.

28 listopada 2023

Takie tam o skarpetach i życiu wiecznym.

 W wolnych chwilach oglądałam Top Model, czasem przerzucałam się na polskiego Voice,a  na tvp2 lub klikałam pilotem po wybranych ulubionych kanałach w poszukiwaniu czegoś co zamiast zapałek utrzymało by powieki w pionie. Niestety,  zmęczenie organizmu okazało sie być tu siłą wyższą i własne ego-chęci musiały paść przed nim na kolana ( pokora). 

Przy okazji Top Model, miałam możliwość podziwiać własne skarpety, które uznałam za stosunkowo frywolne jak na swój wiek, mimo że nie miały wszystkich kolorów tęczy.


Ale jakby nie patrzeć,  to stanowią dobry przyczynek by wejść na wyższe rewiry świadomości, o których już kiedyś wspominałam. Nie dość, że kazdy z nas jest w danym momencie na jakiejś fali ( wibruje z określoną częstotliwością , co znajduje odzwierciedlenie w palecie barw, to pod koniec naszego żywota osiągamy  ściśle określony kolor , związany ze stanem naszej świadomości. O poziomach świadomości pisałam wcześniej i załączałam link( można zerknąć też i tu :    http://www.okti.pl/zarzadzanie/mapa-swiadomosci-model-hawkinsa). 

Jest całkiem prawdopodobne, że osiągnięta za życia barwa uplasuje nas w  hierarchii zaświatów, w takim a nie innym miejscu, które sobie wypracowaliśmy za naszego upojnego żywota. Wiadomo, im więcej serca tym bardziej różowo, wiedzy i rozsądku- bardziej  żółto i duchowości ( ogólnie pojmowanej) - tym bardziej niebiesko. I o tym mniej więcej mówią niektóre wizje  ,np. chrześcijańskie obraz,, Jezu, ufam Tobie,,)  . Gdyby poszukać dalej w innych dziedzinach np.ezoteryki czy filozofiach życia/ religiach/wierzeniach z pewnością znajdzie sie tego potwierdzenie.

  Przy mataczeniu, krętactwach itp. niskich pobudkach działania trudno oczekiwać przejrzystości i świetlistości niebiańskiego blasku jeszcze za życia, a pośmiertnie to już w ogóle. Zdechł pies i nic nie można  dla siebie zrobić. TU prawo przyczyn i skutków przestaje działać. I co zrobisz? Nic nie zrobisz...Swoje trzeba przejść na ziemi, by znaleźć się w ,,niebiesiech,, i na przysłowiowej wysokości . Lot w kosmos to nie to samo.

W  niereformowalnych przypadkach- gleba jak nic, czyli powrót na ziemię i szkółka ( życia) od nowa....Ale w jakiej postaci, to z grubsza wiadomo ( każdy wie co zrobił nie tak jak należy). Doświadczenia prawdopodobnie będą nieziemskie.

Już za życia można  na tej podstawie snuć wizje na życie po życiu, w zależności od tego co mamy do poprawienia/ ofiarowania. Być może  to, że mamy przestać ujadać/obszczekiwać innych, a może trzeba będzie nas poddać  szlifowaniu i osadzić w złotej szacie , bo tak będziemy sie wyróżniać wśród  kamieni szlachetnych? 

Co by nie było, to trzeba już zawczasu przygotowywać się do podróży w nieznane, a nie zostawiać wszystko na  ostatnie namaszczenie. Kluczy do bramy głównej jest wiele, ale trzeba je umieć w sobie znaleźć i nie zgubić. 

I teraz o zagubionych owieczkach można byłoby pociagnąć temat, bo życie wieczne może być tu ( na karuzeli życia non stop) lub tam ( bujanie w obłokach).

Zawsze mamy wybór co do siebie i wolną wolę by zrobić  właściwy użytek. Zwłaszcza co do długości fali / częstotliwości ( koloru) , na której chcemy dryfować /nadawać wraz z innymi życiowymi rozbitkami - fajtłapami....?....

c.d.n.?


22 listopada 2023

O żniwach energetycznych i Białej Damie.

Nie będę zaglądać nikomu do kieszeni, bo w rachunki związane z mieszkaniem, utrzymaniem samochodu czy rodziny itp.itd... każdy może sobie zajrzeć sam . 
Rachunek końcowy za energię tzw. osobistą, którą zużyliśmy w czasie życia- wystawia nam inny zakład energetyczny . Zwykle jest to firma zajmujaca się pochówkiem, jako dopełnienie wcześniejszych starań o zakwaterowanie nas w odpowiedniej lokalizacji. Niestety, wtedy trzymają się za kieszeń inni, bo nasze zieją pustką. A Energia zwana Duszą opuściła cialo.
Ale nie tak szybko, nie tak szybko- bo zanim dopniemy swego i wypniemy się na wszystko wokół, musimy na równi ze Śmiercią zebrać swoje żniwo. Różnica polega jedynie na tym, że Biała Dama  ( tak ją widzę) robi to tylko raz a dobrze/ definitywnie w przypisanym nam mentalnie momencie, a człowiek to ciągle macha tą kosą, ma żniwa non stop, na okrągło i tylko część energii własnej oddaje innym. Jakie są to proporcje zbiór/ zwrot-to kwestia indywidualna.
 Gdy tak sobie patrzę na pomiar stresu w ciągu dnia, spalone kalorie czy skaczące tętno bijące własne rekordy- to mam z grubsza obraz własnyh wydatków energetycznych. To , jak wiadomo, dzięki pomocy inteligentnego zegarka.
Inną metodą pomiaru osobistych wydatków energetyczno-emocjonalnych jest samopoczucie. Tu mamy dane bardziej ogólne napływajace od bogini Psyche. Możemy stwierdzić, że w danej chwili czuję się :

a. rewelka -mamy duży wydatek na rzecz otoczenia , ale otrzymujemy ze skarbówki życia zwanej  tu Sezamem- większy  zwrot . W różnej postaci: uśmiechu, spokoju, czasu czy czego tam nam wtedy potrzeba. W końcowym rozliczeniu mamy więc saldo na plus -ze sporą nadpłatą- i możemy wtedy tradycyjnie  przenosić góry , o zjedzeniu konia z kopytami -nie zapominając.

b. wujowo ( tracimy własną energię nadaremnie i rekompensujemy to sobie  w nabywaniu /pochłanianiu materii łatwo dostępnej , w tym także poprzez dołowanie/ umęczenie otoczenia na różne sposoby. To zamyka koło ( lub daje efekt jojo) , po którym się poruszamy więc w jakimś momencie mamy wszystkiego po przysłowiowe dziurki w nosie i chce nam się rzygać. Bo ileż można się kręcić na tej karuzeli/chodzić w kółko wokół drzewa po własnych śladach, bez uszczerbku dla zdrowia? 
I nie otoczenie jest winne tylko obrana przez nas ścieżka/ karuzela. Jaka by nie była, najwspanialsza wizualnie, mechanicznie, itp. to nam po prostu szkodzi...

c. tak sobie ( ten poziom wskazuje  na pozorne zrównoważenie/ autentyczne wyciszenie) . 

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że spokój czasem przeszkadza innym...Albo chcą nas uszczęśliwić na siłę, albo zdołować przy najbliższej okazji.Świadomie lub nieświadomie, bo przecież i tak odbieramy wszystko indywidualnie.

Co ciekawe cała energetyka i jej zarządzanie dotyczy nie tylko ludzi, zwierząt, roślin ( Natury) ale i organizacji naszego czasu, w tym codziennych czynności. 
A ponieważ wiadomo, że wszelki nadmiar i niedomiar to........
A bycie ,,tak sobie,, to stagnacja ( próżnia), bo brak wymiany energetycznej z otoczeniem, więc lewitujemy wtedy jak wolny elektron przez życie, dopóki ktoś tej bańki nie stłucze....
I tu można by było jeszcze dodać ,, lepiej później niż wcale,,, ale może to bańka mydlana jest , a ktoś lubi czystość...
A może to bańka z mlekiem, w którym ktoś lubi pływać? 
Za to Biała Dama nie ma sentymentów i nie certoli się, tylko robi swoje, w odpowiednim czasie. Przecież od/z  czegoś/kogoś musi mieć te wszystkie kolorki tęczy.

 Wiadomo....wszak wszystko to to widmo światła białego.


19 listopada 2023

O skubanej normalności rzeczywistości.

 Ponieważ gęsina jest ostatnio niesiona na fali reklamy kuchni staropolskiej, postanowiłam i ja wypowiedzieć się w tej kwestii. Pośrednio, a nawet ,rzekłabym , pobocznie.

 Ponieważ mam własne po-droby czyli papuzie towarzystwo, to nic dziwnego, że tematyka skubania obok osobistego okresowego zrzucania upierzenia na podłogę( nota bene) jest u mnie na porządku dziennym. 

No i właśnie w związku z tym skubaniem pojawiła się refleksja, która dotyczy, nomen omen, nowej definicji normalności. Regułka brzmi tak:

Normalność to ciągła oscylacja między  skubaniem a sknerstwem. 

W związku z nowym ujęciem ,,normalności,, zmienia swoje znaczenie również pojęcie,, skubaniec,,.

Skubaniec to człowiek, który daje się oskubać, a nie jak dotąd było zwyczajowo przyjęte- ktoś sprytny, radzący sobie w życiu, nie dający się oskubać. Obie strony człowieczego życia można przyporządkować temu pojemnemu słówku. 

A tak w ogóle, to ile nas jest teraz na świecie?

- A, to i tak bez znaczenia.

W sumie można napisać bezpardonowo, że każdy z nas jest  skubańcem . Jak nie z jednej to z drugiej strony medalu. A raczej z obu stron jednocześnie, w tym samym momencie.

Oskubanym można być z wielu stron, tak jak i skubać innych pod różnym kątem. Pośrednio lub bezpośrednio, świadomie lub nieświadomie: z uczuć, pieniędzy, dobytku i innych dóbr niematerialnych bliżej nierozpoznanych.

Ot, i tak wygląda normalne życie. Trzeba pilnować się, żeby nie dać się oskubać nie do ostatniego piórka, ale ...z ostatniego piórka.

I nawet jeżeli by to były cudze piórka , w które ustroiliśmy się, z braku własnych, to trzeba ich pilnować.

Wypijmy więc kielich normalności i wznieśmy toast za życie/śmierć ( może być w innej kolejności):

Dopóki ,,piór(k)o w grze,, 

- życie  jest!

Gdy piór(k)a brak

trafia nas szlag!

Tymczasem po stronie przeciwnej skubania mamy sknerstwo. Ta definicja równiez wymaga korekty:

Sknerstwo to pilnowanie własnych piórek podszyte lękiem.

Teraz sknerus rysuje nam się w zupełnie innych barwach, chociażby z tego powodu iż osoby mocno asertywne są większymi sknerusami niż ci dający się skubać ze wszystkich stron. Tymczasem, ponieważ każdy z nas jest w jakimś temacie sknerusem, to jest to nasza tzw. mocna strona. 

Wraz z wiekiem i z odmóżdżeniem zanika powoli zdolność do bycia skubańcem i sknerusem, czyli tracimy ostatnie piórka. W ten oto sposób przestajemy być aniołami na ziemi. A gdy nadejdzie czas i będzie już po wszystkim, dusza opuszcza ciało . Ale nie tak ,, o suchym pysku,, i na golasa, ale uskrzydlona, że ma okres zbierania przeciwstawnych doświadczeń już za sobą. Wreszcie ma go...gdzieś!

10 listopada 2023

Zdrowotny poligon doświadczalny.

Była sobie taka fraszka J. Kochanowskiego: Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz. Tam człowiek prawie widzi na jawie I sam to powie, Że nic nad zdrowie Ani lepszego, Ani droższego; Bo dobre mienie, Perły, kamienie, Także wiek młody I dar urody, Miejśca wysokie, Władze szerokie Dobre są, ale Gdy zdrowie w cale.

Co za traf, że akurat to słowo , ledwo zipie. Tak mało jest widoczne...I chyba nie bez przyczyny.

 Po latach życia w nieświadomości niemowlęcej i wieku młodszej młodzieży -co do ważności zdrowia- przeszłam na stronę przeciwną. Nie chwaląc się, ale pochwalę,  zacząłam wreszcie dbać o to zdrówko, jak na uświadomioną w temacie osobę przystało. Pełna wiedzy o zagrożeniach żywnościowych zewsząd napływających, postanowiłam stawić opór wszelkim cudzym dietom i kierować sie własnymi potrzebami organicznymi( że się tak wyrażę). Osiągnięty status zawodowy i dojrzały wiek po przejściach, sprzyjały mi niepomiernie, co znalazło odzwierciedlenie i tu i tam. 

Tymczasem obserwując pierepałki z osobami w podeszłym wieku, przyjemnie utrudniającymi otoczeniu żywot człowieka zadowolonego ze swojego dotychczasowego życia, oraz nagłe i niespodziewane zgony wśród zwykle nieznajomych osób, wniosek co do konieczności dbania o własną zdrowotność nasunął mi się taki: trzeba tak żyć/ dbać o zdrowie, żeby nagle umrzeć .

I może nie ze względu na innych, ale żeby nie być świadkiem własnego upadku i degrengolady. Ciekawe jaka dieta by była godna polecenia, żeby dopiąć swego? Miażdżycówka, ciśnieniówka, wyniszczające od ręki nałogi, adrenalinówka( np. pasja zagrażająca życiu) czy jakieś inne muchomorki roślinno-ziołowe...

Tak czy siak, wychodzi na to, że  zdrowie jako zdrowie to produkt z terminem ważności jest. 

A z produktami spożywczymi po tej uświęconej nadrukiem dacie to wiadomo co się dzieje . Najpierw przecena i wyprzedaż w promocji, a potem kosz i ewentualnie dostają drugie życie u freeganów.

 A człowieka, po terminie przydatności do życia, próbuje się zakonserwować lekami, łata odleżyny  , wycina nadpsute kawałki żeby .......

I tu warto zastanowić czy warto...............(tu można dokończyć zdanie we własnym zakresie)

Ps. A tak w ogóle to przecież w tekście fraszki- wyraźnie jest napisane,,w/cale,,. Na samym końcu- jak na koniec przystało.

07 listopada 2023

Myśli niedospane.

 Jest dobrze. Powoli wali mi na dekiel, więc humor dopisuje. Po godzinie snu, po wydarzeniach dnia, i nieudanej próbie zmuszenia się do przespania całej nocy jak na normalnego człowieka przystało-dałam za wygraną. 

A umęczyło mnie to wałkowanie  pewnie ze względu na myśli, które mnie nawiedziły niczym duchy . Tak sobie pomyślałam, że kiedy człowiek daje się sponiewierać przez życie do tego stopnia, że czuje się jak marny proch, to może sobie pozwolić na wiele. Chociażby z tego powodu, że jest tym ,,prochem marnym,, u tych czy tamtych stóp. Kto by tam co dzień zwracał uwagę na to co mu się do spodu obuwia przykleiło...Niech sobie woła jak małpa w puszczy, bo zwykle dopiero wtedy gdy się wdepnie w gówno lub   gumę do żucia, węszymy co  na spodzie buta waniajet lub klei nas do podłoża. Przeważnie już w mieszkaniu.

Tak więc najwięksi herosi wszelkich czasów, to ci cisi, niewidoczni i omiatani wzrokiem. Wberw pozorom. Krzyczą ale i tak nikt ich nie słucha.

Ale gdy  człowiek obrośnie w ego, to zaczyna go duma rozpierać. W różnym stopniu. Staje się  hałaśliwy, napastliwy, że bez kija, pieniedzy bądź innych atrybutów też władzy- ani przystąp.  

Dwa różne etapy życia/ dwie osoby a zachowania podobne. Ale za to jak różnie są odbierane przez otoczenie.  Pierwszy może ,,sr...ć,, wyżej niż siedzi i nikomu tym krzywdy nie zrobi, bo co on/ona  może...Najwyżej od butów się odklei, a typ drugi- to już może człowiekowi porządnie zaleźć za kołnierz/ skórę. Także z tymi relacjami przyjacielskimi to trzeba ostrożnym być...

Takie właśnie miałam przemyślenia wieczorne. I jak tu zasnąć w spokoju?

Może teraz mi się uda...

05 listopada 2023

Jaka święta taka aureola.

 Jak to było? Aaaa.,,kto nie ryzykuje ten nie pije szampana,,.

Zaryzykowałam...a owoce okazały się znamienne i widoczne gołym okiem.

Po poobrządkowym codziennym poranku, dzisiaj dość wczesnym, podjęłam wreszcie decyzję: czas wziąć porządną kapiel. A wszystko to z powodu owego szampana...Różowego, a jakże....

Przygotowania  rozpoczęłam od znalezienia korka do odpływu wody z wanny. Po operacji zakończonej sukcesem, przezornie przygotowaaam obiad, żeby mnie własne myśli nie poganiały. Potem napełniłam wannę wodą do połowy i przytargałam do łazienki pojemniczek z przefiltrowaną w ekspresie kawą do ulubionego pilingu. Szampan i pili-ng mają ze sobą wiele wspólnego, jak widać . Odbyłam 10 minutowy relaks z myciem głowy i upajaniem się szampanem.  Jego widokiem i zapachem- uściślając.

Potem wiadomo, trzeba było obudzić się ze snu, jak to z królewnami z bajki bywa i powrócić do rzerzeczywistości.


Maseczka wklepana w twarz, zakończyła proces odnowy. 

Jeszcze tylko wpis i po relaksie.