30 kwietnia 2021

Od plwociny do wycinki czyli o znaczeniu planetarnych koligacji.

 Są takie chwile, kiedy człowiek czuje się, mówiąc oględnie, wypluty. I doprecyzuję, że pisząc "człowiek" mam w tym momencie na myśli siebie, mimo że wygląda to na uogólnienie. W każdym razie ja tak mam. Pomijam kwestie zmęczenia czysto fizycznego, bo bardziej wiążę ten stan z psychiką. Być może są to chwile gdy opuszcza mnie (pozornie) nadzieja lub wiara, co ma wpływ  na rozłożone na łopatki, chwilowo,  samopoczucie i  zdołowane poczucie beznadziejności. Tymczasem wystarczy rozejrzeć się dookoła, zbadać swoje relacje z otoczeniem . Być może pojawiła się sytuacja bądź osoby, które poruszyły struny nadszarpnięte w przeszłości? W każdym razie im silniejsze było to szarpnięcie/przeżycie, tym gorzej dla współczesności. Dlatego warto przyjrzeć się temu bliżej .

Niezaprzeczalnie  są/były w naszym otoczeniu osoby, które indywidualnie uznajemy za toksyczne, chociażby z tego powodu że pochodzą z innej planety (nawiązanie m.in. do postu z 26.04) i kontakt z nimi powoduje uszczerbki w naszym ciele energetycznym. Odbija się to niekorzystnie na stanie naszej psychiki, bo jak to się zwykło mówić " łapiemy nerwa" ( w przypadku osobowości zaczepno-obronnej) lub wycina nas na pewien czas i czujemy się jak dętka. Pozbawieni powietrza...i energii. 

Nic dziwnego, że tam gdzie jest  konieczność utrzymania bezpośredniego kontaktu z dużą liczbą osób, zawsze znajdzie się jakaś czarna owca ( nie ubliżając zwierzątku), która będzie  podcinać komuś skrzydła, pomimo zaokrąglonego pyszczka i stania czterema nogami na ziemi. Praca przez internet czy w ogóle bycie w wirtualnym świecie ma więc swoje niezaprzeczalne plusy. Jest możliwość utrzymania dystansu i w razie czego można się ewakuować.

Mnie,wskutek wspomnianego wycięcia ,odechciewa się pisania czy w ogóle wszelkiej aktywności dodatkowej poza tym co niezbędne i konieczne do przeżycia następnego dnia. Tak mnie wycina. W zależności od ponownego zastrzyku energii od otoczenia lub wskutek opuszczenia toksycznej/stresującej sytuacji , dopiero wtedy człowiek wraca do sił (czyli zdrowia ogólnie pojętego) .

I nikt mnie nie przekona, że w niechcianym i nieakceptowanym przez nasze wnętrze  towarzystwie można się dobrze rozwijać.  O wypuszczaniu kwiatów i wydawaniu owoców -nie ma co mówić.  Chyba , że pod przymusem, co zresztą nie daje nadziei na lepsze jutro. Nikomu. 

Dlatego hasło  "rybki do wód" i "nasionka w ziemię "ma swoje znaczenie. Przecież każdy chciałby żyć w przyjaznym dla siebie otoczeniu. Skowronek na pewno nie podporządkuje się życiu sowy. Bo chociaż mają wspólne środowisko i wiele podobieństw zewnętrznych to jednak są to gatunki pochodzące z innej bajki. 

W przypadku ludzi jest nieco trudniej. Trzeba odnaleźć swoje planetarne korzenie( połączenie).



28 kwietnia 2021

Od nadziei do roboty z boską pomocą.

 Tak się czasem zastanawiam co jest źródłem nadziei? Dla mnie , tak mi się w tym momencie wydaje, jest to możliwość podejmowania decyzji dotyczących własnego działania. Chociażby w niewielkim zakresie. Jak szeroki  to może być zakres? Jest  to uzależnione od aktualnej sytuacji i okoliczności w jakich się człowiek znajduje. A porzucając prywatę...

Szukanie źródła nadziei na zewnątrz w jakiejś Sile Sprawczej, jest według mnie związane z wewnętrznym prze/czuciem, że coś jest, co nas wspiera w życiu, ale nie kojarzymy tego z własnym wnętrzem ( Iskrą w nas ), mimo że przecież stamtąd  czerpiemy  moc. Wiara, że coś pochodzi z zewnątrz, jest związana najprawdopodobniej z tym, że wszyscy jesteśmy energetycznie połączeni  i czujemy , że działa coś poza nami , coś co jest niekontrolowane przez ego-umysł (bazujący na zmysłach). Stąd wrażenie istnienia  Zewnętrznej Siły Sprawczej.Czujemy to wewnętrznie  tzw. szóstym zmysłem. I  owszem to jest ale nie jest Bytem od nas odrębnym, bo  z powodu tego energetycznego połączenia tkwimy we wzajemnych zależnościach. Gdy wszystkim jest po drodze...(na poziomie energii)  następuje realizacja, czyli spełnienie naszych zamiarów, planów czy oczekiwań. Wtedy uznajemy( mówimy), że zrobiliśmy coś z boską pomocą.


26 kwietnia 2021

Podbój kosmosu z ziemskiej perspektywy.

 W zasadzie poprzedni post powinien mieć tytuł " Technologia wiary czyli również o źródle twórczej weny""..., ale niech już pozostanie w pierwotnej wersji. Tym razem, kontynuując iskrzący i energetyczny temat nawiążę  do stwierdzenia, że mikrokosmos to odzwierciedlenie makrokosmosu( i na odwrót ). 

Obraz rozgwieżdżonego nieba  wygląda jak odbicie lustrzane ludzkich Iskierek. Jedne są bliżej, a inne dalej od człowieka ( ziemi). Giną i rodzą się na nowo , wybuchają, zapadają w sobie , tworzą odrębne galaktyki grupując się jak ludzie w określonej przestrzeni ( nie tylko zawodowej ) . Podobieństwa  można by było mnożyć. 

Mity o bogach, którzy zeszli na ziemię i połączyli  z ludźmi zdają się potwierdzać wojownicy wszelkiej maści walczący nie tylko w ringu, ale i w życiu codziennym. Badacze wszelkiej maści, artyści, i inne  grupy zawodowe, zdają się być potomkami kontynuującymi tradycje rodzinne, ale nie te ziemskie, ale pochodzące ze wspomnianego mitycznego Nieba. Dlatego mamy na ziemi do czynienia z ludźmi z powołaniem, albo po prostu wykonujących jakiś wyuczony zawód ( bez wewnętrznego połączenia z własnym Niebem) ale pozwalający utrzymać się przy życiu. Bez tej Iskry ( bożej - jak to popularnie się mówi). 

Podbój kosmosu, z tej perspektywy, może zatem wyglądać zupełnie inaczej. Chodzi o dotarcie do własnej gwiazdy( Iskierki na niebie), ale tu na Ziemi.

25 kwietnia 2021

Nadzieja na skuteczność wiary.

 Po wpływem  rozmowy nieco odbiegającej od głównego tematu posta  DeLu ( https://delator1004.blogspot.com/2021/04/dr-judy-i-nie-tylko-jej-teorie.html) zdecydowałam się poruszyć temat "skuteczność wiary".  Oczywiście przedstawiam tu swój punkt widzenia i odbierania rzeczywistości, więc ...luzik. 

Żeby wiedzieć o czym  pisać :) wsparłam się tu https://sjp.pwn.pl/slowniki/wiara.html 

wiara

1. «określona religia lub wyznanie; też: przekonanie o istnieniu Boga»
2. «przekonanie, że coś jest słuszne, prawdziwe, wartościowe lub że coś się spełni»
3. «przeświadczenie, że istnieją istoty lub zjawiska nadprzyrodzone»
4. pot. «grupa ludzi zżytych ze sobą»
5. daw. «wierność komuś lub czemuś»

Jak widać pod pojęciem wiary kryją się różne kierunki, w jakich może poruszać się energia  zwana wiarą. Pomijam punkt 4 i 5 ponieważ nieco odbiegają od tego o czym chcę pisać, chociaż wiara w wierność np. małżeńską czy w kumpelską zażyłość ( wiara w wiarę) też się tu mieści. Wyodrębniłabym  z p. 2 ,jako dodatkowy punkt ,przeświadczenie że coś się spełni/sprawdzi. Dotyczy ono zakładanych ( i osiąganych lub nie) w trakcie życia celów. 

Nawet brak efektu  jest...w gruncie rzeczy efektem wiary, bo punktem wyjścia była wiara. Jest to taka  ISKRA, która tli się w człowieku i powoduje, że człowiek podejmuje działania. Nawet jeżeli jest to bezruch.

W zależności od sytuacji, miejsca i własnych potrzeb albo z niej korzystamy świadomie, albo nieświadomie. Jej skuteczność ( bez względu na rodzaj) jest zatem  wynikiem świadomości i nieświadomości w takim samym stopniu. Otoczenie w jakim przebywamy i sytuacje życiowe sprawiają, że wyżej podzielona wiara zmienia formę w zależności od potrzeb. 

Jej skuteczność uzależniona jest nie tylko od tego jak mocno w coś wierzymy, albo nam się wydaje że wierzymy, ale od podejmowanych działań w otoczeniu w jakim przebywamy (co oznacza, że mocno w coś wierzymy jest poniżej wyodrębnione kolorem )Wzajemne oddziaływania pomiędzy źródłami ( ludźmi) wiary (energia myśli) powodują że albo dzieje się oczekiwane albo nie. Nie żyjemy bowiem osobno, ale stanowimy energetyczną całość z otaczającym nas światem. 

Nazewnictwo dotyczące Siły Sprawczej jest różne w zależności od tego co do kogo przemawia ( =jest zgodne z kimś na danym etapie życia) i zależne od  miejsca urodzenia, wychowania  i przebytych doświadczeń życiowych. Odwoływanie się DO czegoś/kogoś niematerialnego jest jak szukanie dostępu do  ISKRY. 

Skuteczność wiary zależy zatem bezpośrednio od tego czy znajdziemy to wewnętrzne połączenie z...(tu użyję popularnego słowa) z Najwyższym, co jest równoznaczne z wcześniej użytym popularnym stwierdzeniem, że w coś się mocno wierzy lub wcale (= jest łączność z wewnętrzną Iskrą lub jej nie ma). Ale sama ISKRA ciągle jest. Gdy jest z nią połączenie mówimy, że wszechświat ( ludzie i otoczenie) nam sprzyja . Osiągamy cele. Gdy go nie ma - napotykamy  przeszkody, które nam pokazują właściwą drogę ( rezygnacja czy chwilowe porzucenie ). Mamy wtedy do czynienia z czymś co uznajemy za nieskuteczność wiary- z punktu widzenia indywidualnych  interesów.

No i tyle...w temacie :)

24 kwietnia 2021

Leg(u)alny spacer do serwisu czyli złóż to sam.

 Przeczytałam kolejny raz swój poprzedni post i zadałam sobie pytanie o te lęki które nie dają mi spać. No nie, to akurat żart, na razie na sen nie narzekam. Ale lęki są. I z czym są tak naprawdę związane? Ano z tym, że nie posiadam gruntownej wiedzy w danym temacie. Np.wiedzy pozwalającej na radzenie sobie z  problemami które pojawiają się w związku np. z użytkowaniem laptopa. Z powodu instrumentalnego używania i bycia samoukiem  większość haseł  specjalistycznego języka jest mi obca, a poruszanie się poza wyznaczonymi granicami zwykłego klikania jest jak wyprawa  na Marsa.  Jedyne co wiem to to, że lecę, ale każdy ruch może spowodować utratę środka komunikacji. Owszem, są filmiki wspomagające, ale z racji konserwatywnych umiejętności, tj.potrzeby bezpośredniego nauczania, w moim przypadku trafiają w próżnię. Wybieram zdecydowanie tłumaczenie jak krowie na miedzy.

Co do telefonu o bardziej złożonej konstrukcji niż "zadzwoń i odbierz", jak i w wielu innych urządzeniach- producent zakłada, że wszyscy są informatykami. Brak jest szczegółowej instrukcji obsługi dla laika, który dostaje coś pierwszy raz do ręki, a nie ma go kto nauczyć. 

Nie wszystko  można znaleźć w internecie (i trzeba go mieć).Przy tej ilości produktów wyszukiwanie różnic i podobieństw i działanie metodą prób i błędów prowadzi zwykle do... serwisu . Wychodzi więc na to, że co bardziej skomplikowane urządzenia są skierowane do konkretnej grupy zorientowanych postępowych odbiorców lub o określonych możliwościach finansowych, pozwalających na ewentualne prywatne dokształcenie tudzież posiadających kogoś kto urządzenie będzie obsługiwał. Tak właśnie tworzą się elity i kasty w społeczeństwie. Pozazawodowe.

Nie każdy chce się dzielić posiadaną wiedzą za darmo, bo odbiera sobie czy innym możliwość zarobkowania. Poza tym czas. Trzeba go mieć dla innych pod dostatkiem i chcieć.I kółko się zamyka. 

Ignorancja dotyka wielu. Jak nie w jednej dziedzinie życia to w innej. 

Ale wracając do elektroniki....

Wzdycham do czasów, kiedy wszystko co potrzebne było w komplecie. Teraz zauważam, że chcąc zarobić sprzedaje się poszczególne elementy osobno. Tendencja zdaje się podążać w stronę Adama Słodowego i programu "Zrób to sam"  tyle, że w wersji " Złóż to sam". Dokup taki czy siaki kabelek, takie czy siakie mocowanie czy inne dodatki. A może ktoś woli mieć full wypas za odpowiednią cenę, niż bujać się po sklepach w poszukiwaniu brakujących elementów? 

Ale może właśnie o to chodzi ? O tę jazdę w tę i z powrotem, zużycie paliwa i czasu, i robienie tłumu w sklepie. A może też o to, że tych potrzebnych dodatków łączących poszczególne urządzenia jeszcze nie ma. Bo ktoś nie pomyślał, że coś z czymś trzeba będzie połączyć.  I potem trzeba główkować nad jakąś samoróbką. 

Tu znów powtórzę, kolejny raz: O tempora! O mores!  I co mi pozostaje? 

Lizać rany własnej ignorancji i główkować jak iść z postępem czasu, ale żeby się nie nachodzić. Bo osobiście wolę spacer tzw. manualny . Nie napiszę że legualny*, bo mnie albo zbesztają albo wyśmieją...:) 

Ps. Ale pocieszam się codziennie, że też pewnie mam jakiś dar...

*Leg/s =noga/i

23 kwietnia 2021

Postępowe lęki (nie)cyfrowe.

 Nie będę ukrywać, że są we mnie olbrzymie pokłady niepewności i proporcjonalnie- strachu, a tuż obok wykopaliska  złośliwości o różnej wartości . Przeraża mnie postępująca w zawrotnym tempie cyfryzacja wszystkiego i wszystkich . Elektronika (z informatyką) wdzierają się w najintymniejsze zakątki mieszkania. Wodomierz (odczytywany na odległość) zdaje się spoglądać z dezaprobatą na pośladki przymierzające się do deski z czułością , czajnik elektryczny (już od dawna podejrzewam) jest we mnie zakochany, a odbiornik TV z dezaprobatą przygląda się dłubaniu w nosie i odwraca wzrok, zamykając  w sobie. Laptop z telefonem ciągle monitorują aktywność na łączach i wzdychają z niesmakiem gdy zbyt długo pozostają w bezruchu. Niestety,jak się okazuje  przedmioty codziennego użytku są tylko pozornie martwe. Żyją swoim życiem i też potrzebują ruchu.

Mimo strachu jaki we mnie wzbudzają wszelkie próby uczynienia ze mnie  numerka, poddaję się dzielnie kolejnym zmianom wprowadzanym przez ministerstwo od cyferek i widzę.... jak szybko gaśnie we mnie nadzieja na normalność. Taką ludzką. Korzystanie z internetu i domowej elektroniki bynajmniej nie świadczy o akceptacji  licznych  cyfrowych udogodnień.Być może dlatego, że dotyczą one zainteresowanych i zaawansowanych w temacie. A ze mnie przecież taki anty-k .I może właśnie dlatego skóra mi się marszczy na tyłku gdy myślę o postępie, mimo że może kiedyś na znak fotokomórki coś mnie podmyje i zmieni pampersa. I mimo szansy na inne przyjemności nie ukrywam, że to taka miłość na odległość. Dobrze wiedzieć, że jest , ale lepiej niech nie dochodzi do zbliżenia. Wolę pozostać w stanie nienaruszonym ... bo przecież im mniej eksponat nadgryziony zębem czasu - tym lepiej. 

A tu się zbliża spis powszechny wielkim krokami...I może zapuka do drzwi jak dawniej bywało?

22 kwietnia 2021

Roboty do roboty czyli o nienarodzonym Super dziecku.

 Najpierw były plany co do narodzin nowego dziecka . Potem pojawiły się zapowiedzi , że odbędzie się ślub. Wreszcie pojawili się zaproszeni goście, a  potem  wszystko odwołano, bo ciąża okazała się urojona. Tak bym podsumowała ostatnie wydarzenie ze świata piłkarskiego. A że podsumowanie na początku postu? Przecież jak widać, nie tylko mnie zdarza się coś zrobić na odwrót. Bogatemu wszystko wolno...;-)

Nie mnie wtrącać się w kwestie tworzenia Super Ligi, ale jej przykład dobrze pokazuje, że niektórzy zapominają, kto jest źródłem ich dochodów ( majątku) i dla kogo "pracują" . Tak bardzo stawiają się ponad innymi. I tu zonk. Nawet bogactwo nie wyrwie nikogo z zależności międzyludzkich.  Komuś najwyraźniej popier....liło się w głowie. I jak tu wierzyć właścicielom-prezesom?

 Skoro to miałaby być taka Super Liga to chyba na braki nie powinna narzekać? Czyżby i tu wdarł się wirus biedoty i narzekania? Więc nie Super i nawet nie okręgówka, tylko DNO .

Super Liga i owszem ma szansę powstania .W przyszłości. Automaty do gry- piłkarze- roboty. Każdy ruch idealny i dopasowany do - kto wie- być może kwadratowej piłki?  Przyszłość rysuje się w całkiem mechanicznych barwach...Coraz ciężej będzie znaleźć człowieka, bo wszystko ukryte za automatem. Jak nie telefonicznym ( jak to ma miejsce obecnie w wielu rejonach świata) to rozmówca będzie pozbawiony uczuć wyższych.

A liga robotów już istnieje, taki ranking.Na czyje potrzeby? Najprawdopodobniej na potrzeby ich twórców, żeby poprawiać niedociągnięcia i braki i stworzyć  wreszcie ideał. Tym razem nie na swoje podobieństwo. Wystarczy, że ludzie są niedoskonali i bycie bogiem to za mało gdy chodzi o automaty.

A jeżeli ktoś cierpi na nadmiar gotówki niech sobie rzeczywiście stworzy na własne potrzeby taką mini-maszynerię do wywoływania emocji . Oprócz prywatnych podróży po orbicie ziemskiej czy na księżyc, może przecież sobie zafundować Super Ligę Piłkarzy-Robotów. No chyba, że wreszcie zejdzie  z chmur na ziemię. Wśród ludzi z pewnością na brak emocji nie można narzekać.

21 kwietnia 2021

Uwodnione* smaki dzieciństwa.

 Po kolejnym okresie tzw. chudych lat, mam wreszcie chwilę wytchnienia. Wróciły dawne np. kawowe przyzwyczajenia, tyle że nie w postaci mechanicznego pośpiechu (w spożyciu) podczas przerwy w pracy, ale w postaci uważności na smak. I nie z powodu poczucia niemożności i braku, tym razem, ale z powodu luzu, że znów mogę sobie  pozwolić. Tak więc dogadzam sobie jak tylko wypasiona rogacizna rodzaju żeńskiego  potrafi...Nie żebym trawniki obrabiała, jeszcze nie teraz, ale odkrywam nowe smaki dzieciństwa z racji posiadanego metrażu w metryce (i na ciśnieniomierzu) wskazującego na możność spożywania kawy.  A w jaki sposób zadziało się? Ponownie poznałam smak kawy z ekspresu , którą chwilowo zastąpiłam  zwykłą parzoną z mlekiem waniliowym ( lub czekoladowym) .  Udało mi się podrasować ją na tyle, by zaspokoić spragnione zmysły. Wreszcie odważyłam się  na więcej i pociągnęłam łyk samego mleczka smakowego z niewielkiego kartonu. Raz i drugi. Oniemiałam. Smak rodem jak lody kakaowe czy waniliowe z lat dzieciństwa. Tyle, że nieco odchudzony, bo 1,5%. Nic, tylko wlać do formy i zamrozić. I cieszyć się  mlecznym ...sorbetem.  Tyle, że po co czekać tak długo...skonstatowałam. Przecież wystarczy schłodzić i sączyć przez zakrzywioną rureczkę. Mniam...

Latka lecą...a smak ciągle ten sam. Wypasiony w dzieciństwie. 

Szczegóły dotyczące uwodnienia...tu:

* https://pl.wikipedia.org/wiki/Hydratacja

19 kwietnia 2021

Owcza wataha.

 Wyraźnie dziecinnieję. Chociaż i co do tego mam pewną wątpliwość, bo może nigdy nie wydoroślałam i całe życie było udawaniem dorosłego na potrzeby chwili? Tak, żeby dorównać metryce, która nieubłaganie pokazuje zmieniające się cyferki- lucyferki. 

I do tego ta moda, która powraca co ileś lat. Co prawda tkwi w nieodmienionej formie podstawowej i tendencjach, ale zmienia się chociażby we wzornictwie, kolorystyce czy wykorzystanych materiałach. Też jest jak zegar. I chociaż coraz bardziej mniej dokładny, bo rozmyty przez wysublimowane gusta nabywcy poszukującego czegoś mu najbliższego, ale zmienia się jak pory roku, tyle że bardziej rozwleczone.

O skórze i włosach nie wspomnę, bo  obserwuję codziennie. Nie tylko na sobie czy innych, ale i na powierzchni Ziemi. Marszy się, wybrzusza, zapada i napina aż miejscami pęka w szwach.

Pomimo następujących zmian zewnętrznych odkryłam ponownie,parę lat temu, że nadal siedzi we mnie dziecko. A może dopiero po raz pierwszy? Ale nie takie dziecinne tylko dorosłe.Takie, które lubi poczytać czy obejrzeć bajeczki dla dorosłych. Już bardziej w internecie niż w telewizji. 

Porównując postęp zdziecinnienia mogę przyznać bez ogródek, że przeszłam z poziomu Reksia i pomysłowego Dobromira na poziom Różowej Pantery. Z bajek Andersena na np. Kroniki Mikołaja Miki. Awans wewnętrzny zdaje się być chwilowo nie do przebicia, chociaż rzeczywistość stanowi nie lada konkurencję...

Ale jest pewien niuans. Bycie dorosłym dzieckiem wygląda jak bycie owcą w wilczej skórze. I jak tu żyć skoro wokół prawie same wilki w owczej skórze? Mlaskają, oblizują wargi, szczerzą zęby udając roślinożerców i pożerają wzrokiem...Chwilowo. 

Pozostaje mi uzbroić się w.... cierpliwość. Przecież jest szansa, że pojawi się wreszcie jakiś pasterz z psem i ogarnie tę watahę....

17 kwietnia 2021

Widełki normalności.

 Że normalność niejedno ma imię jest  widoczne gołym okiem. Apetyt na dobra jadalne i niejadalne mamy różny więc cóż się dziwić, że wskaźnik BMI u każdego wygląda różnie. A gdyby tak stworzyć widełki  a'la BMI na dobra materialne, w ramach których funkcjonowałoby społeczeństwo na danym terenie? I tu pojawia się problem- jedni będą chcieli zrzucić wagę a inni ani rusz! Bo okazuje się że wielu lubi nadwagę.

Materialnym anorektykom zresztą też może pasować ich stan posiadania, bo się do niego zdążyli przyzwyczaić, a odchudzone potrzeby nie generują apetytu na więcej bo brak jest zainteresowania instrumentami grającymi  innym  na zmysłach. W miarę jedzenia  apetyt rośnie i dotyczy to również niejadalnej (niezjadliwej) strony życia.

Patrzę i widzę, że inspiruje mnie to gdzie zwracam oczy. Co wzbudza moje zainteresowanie. Pomijam  maniery wyniesione "z domu "na plecach trzymające za rękę przyswojone schematy myślowe opiekunów, która to parka często stanowi mur nie do przeskoczenia, nie pozwalający iść własną drogą.Wtedy wszelkie działania buntownicze  są  walką z wiatrakami, bo nie o to w gruncie rzeczy chodzi, tylko o pozbycie się upiorów siedzących w głowie. Normalnie powinien wystarczyć "Upiór w operze". 

Kieruję więc oczy ku ptactwu i obserwuję zachowania. Dieta zróżnicowana w zależności od terenu przebywania, gniazdko do wysiadywania, zmieniane upierzenie co jakiś czas, bez strojenia się w cudze piórka. Przemieszczanie się własnym sumptem.

Czegóż więcej można chcieć? Może zmiany tych widełek?...Bo ostatnio znów nabrałam apetytu na ptaszka. Owieczkę już mam i.... zebry.




 

16 kwietnia 2021

Gdybanie po uszy.

Są ciągi liczbowe, więc dlaczego nie mogłoby być ciągu gdybania? Postanowiłam pociągnąć temat. Nie jest to co prawda konferencja prasowa, ale na zadane pytania wypada odpowiedzieć. A że odpowiadam sobie jak dziecko w przedszkolu...to co mi tam. Przecież człowiek- człowiekowi nierówny.

1. Co by było gdyby wszyscy Ci, którzy są  twórcami obowiązującego prawa , byli uczciwi?

- Być może nie byłoby możliwości przekrętów...

2. Co by było gdyby nie było możliwości przekrętów? 

- Być może ludzie by nie oszukiwali jeden-drugiego...

3. A co by było gdyby ludzie się nie oszukiwali? 

- Być może wszyscy by byli równi...

 Hmmm, ale przecież i tak nikt tego nie chce. Więc po co nam uczciwe prawo?

 

Być może właśnie dlatego część populacji go nie przestrzega...Często ma się wrażenie, że każdy patrzy jak cię wyrolować...Instytucjonalnie i w świetle istniejących stworzonych przepisów na własne instytucjonalne (firmowe)potrzeby.

Bardziej rozgarnięci szukają możliwości ominięcia gnębiących ich przepisów (tzw.szukanie dziur w systemie)by przetrwać i stają się w ten sposób uczestnikami  gry. Co potem wygląda jak podcinanie gałęzi na której się siedzi, gdy walczą z tym w czym  są zakopani po uszy. Więc czy chociażby z tego powodu nie lepiej przymknąć na wiele rzeczy oczy?

O równości tu i teraz nie ma co marzyć...Halo, tu Ziemia!

Ps. A tak swoją drogą ....ciekawe kto zostanie rzecznikiem praw obywatelskich i jakie to ma znaczenie z której opcji politycznej wywodzi się kandydat, skoro obywatele mają tak różne poglądy polityczne?

 

15 kwietnia 2021

Czasy - ludzie - zmiany czyli luźne myśli.

 Ludzie się zmieniają więc czasy się zmieniają. Zmieniają się potrzeby-zmienia się otoczenie. Ono zaś oddziałuje na ludzi, którzy albo podążają za zmianami, albo nie. I kółko się zamyka. Cywilizacja kołem się toczy.Ponieważ zmieniają się czasy ,a wraz z nimi ludzie, byłoby dziwne gdyby nie zmieniało się prawo i związane z życiem codziennym pojęcia.

Dawne pojęcia i rządzące nimi reguły ulegają zmianom w zależności od tego w jakim kierunku podąża społeczeństwo. Wiele pojęć się zdezaktualizowało, a część w ogóle straciła na znaczeniu. 

Np. taka wolność.Wolność przed wiekami wyglądała inaczej, bo inne były potrzeby "społeczne", a inaczej wygląda obecnie. Trudno powiedzieć w związku z tym, że jest lepiej lub gorzej w jakimś względzie z ogólnego punktu widzenia. Natomiast patrząc przez pryzmat własnych potrzeb- każdy będzie miał własną ocenę tego co ma miejsce w danej rzeczywistości historycznej, i w jakim stopniu jego pojęcie danego pojęcia ( tu wolności)pokrywa się z tym funkcjonującym w społeczeństwie tu i teraz.

Na ile można wierzyć kronikarzom i innym twórcom dokumentującym współczesne im czasy? Być może wszystko zależy od tego w jakich kręgach się obracają i na czyje zlecenie działają. Bo że w dobrej wierze i że za friko to raczej trudno uwierzyć.No chyba, że stać kogoś jest/było np. na pisanie pamiętnika... Wtedy mamy obiektywnie subiektywny obraz życia (mniej lub bardziej prawdopodobny), w zależności od wyobraźni twórcy albo tego w jakim stopniu trzyma się rzeczywistości ( faktów) i ulega emocjom.

Oko, które nie śpi.

 Ciekawe czy  człowiek odchodzi w Nieznane dlatego, że nie ma już nic do zrobienia na tym świecie ...Nie z racji wieku i towarzyszących chorób i niemożności, ale dlatego  że wykonał swoją pracę. Tą energetyczną. Był źródłem radości i złości, wzbudzał emocje takie i siakie. U siebie i innych. A może to wszystko w ogóle nie ma znaczenia, a jest tylko wytworem umysłu obserwującego samego siebie i innych w procesie życia ? W każdym razie równie dobrze może być on nazwany Okiem, które nie śpi, bo przecież nawet sny których nie pamiętamy odbiły się w nim ( umyśle) echem.

14 kwietnia 2021

Śmieszna recepta.

No i przypomniałam sobie...co tam jeszcze zalegało mi na wątrobie i gniotło. To sprawa leków wziewnych dla osób cierpiących np.na astmę czy leczących się na reumatoidalne zapalenie stawów, które obok remdesiviru* mają wspomagać organizm w dochodzeniu do zdrowia ( tak  oficjalnie podano w mediach). No i proszę,  mam prawie odpowiedź na wcześniej postawione pytanie: jaki jest klucz, którym kieruje się wirus w wyborze swojego miejsca zamieszkania czyli żywiciela. A że jak wiadomo 'prawie' robi różnicę, to pomyślałam, że jest całkiem prawdopodobne, że covid w ogóle nie lubi astmatyków  czy reumatyków i  brane leki nie mają tu żadnego znaczenia? Kto wie, co tam w tej małej główce, a raczej bezgłowiu siedzi i jak myśli? Ano właśnie. To wie....Twórca. Taki czy siaki.Gorzej gdy własny twór( dziecko) jest puszczone samopas...wtedy  wszystko jest możliwe. Nawet i to, że jak nagle się wirus pojawił- tak nagle zniknie. I lepiej żeby to nie było z powodu smogu czy innych mniej życzliwych substancji wentylujących płuca.

 A może by tak gaz rozśmieszający rozpylić w powietrzu? Bo podobno śmiech to zdrowie... Gorzej że niektórzy mówią  że ze śmiechu też można umrzeć...(być może gdy człowiek śmieje się do rozpuku?). Ale to i tak lepsze niż z covidem pod respiratorem...

* remdesivir- https://www.medonet.pl/koronawirus-pytania-i-odpowiedzi/leczenie-koronawirusa,to-jedyny-lek-na-koronawirusa--remdesivir-powstal--by-leczyc-inna-chorobe,artykul,36597460.html

13 kwietnia 2021

Wirus marudy.

 Nie od dziś jest mi wiadomo, że gdy potrzebuję  pogadać- siadam do  lapcia i mielę ozorem ,a raczej klawiaturą, ile wlezie. Z pewnością ma to związek z potrzebą bycia wysłuchanym . Tak od początku do końca, bez żadnych wtrętów , które nie pozwalają złożyć myśli do kupy i odciągają od sedna przemyśleń. 

Zebrało mi się znowu na wynurzenia w temacie  covida baraszkującego w  szczepionce. Szczepionka jak to szczepionka-jest środkiem ochrony osobistej. Niestety nie zatrzyma  wędrówki wirusa. Będzie sobie krążył dopóty, aż niezaszczepieni nie osiągną chwilowej odporności stając się ozdrowieńcami. Z czasem wirus będzie mutował jak ciocia grypa i zbierał żniwo wśród słabszych osobników. Bo na to, że zniknie z powierzchni Ziemi , na tym etapie , raczej nie ma co liczyć. I tak dotarłam do końca tematu, o którym wiem na pewno, że....akurat  nie o tym chciałam napisać (nie tę kwestię poruszyć), ale co sobie pomarudziłam to moje. Czyżby to nowy wirus? Wirus internetowej marudy?

11 kwietnia 2021

Ponadczasowa szczepionka.

Tak w związku z czasem.. i chwilowym mottem : ,,Jest takie miejsce na pępku Świata,W którym i bieda bywa bogata! (Bj 0.0) (https://kronikimikolajamiki.blogspot.com/2021/04/s-day.html?showComment=1618053942998#c7321130087228763130) '' - też nie zdążyłam  zapytać o pozwolenie, ale liczę na wyrozumiałość...

Czasem....:) zdarza mi się trochę posłuchać mądrości innych na youtube. Np.o tym jak się wzbogacić i na czym zaoszczędzić chcąc do czegoś dojść. No i dowiedziałam się, że pierwszy błąd jaki się popełnia to zakup np.bardzo drogiego telefonu . Wybory zbędnych przedmiotów zbytku , według vlogowego youtubera zależą od ilości zaoszczędzonej/odłożonej gotówki z myślą o przyszłym biznesie, a drogi smartfon czy wypasiony laptop, mają być uzewnętrznieniem wymarzonego statusu. 

Idąc tym tropem, przyjrzałam się swoim nadprogramowym zakupom- zgoła bezcelowym- i popadłam w zadumę nad moją  bezmyślnością. Statusu społecznego sobie w ten sposób nie podniosłam, morale też nie, tyle że serducho zadowolone. No i psychika też, z powodu egoistycznego dogodzenia sobie. Dogodzenia sobie tak jak tylko bogaty może sobie pozwolić, bo bez martwienia się o dalszą przyszłość i zastanawiania się czy podołam. 

W sumie, w ciągu 2 m-cy wydałam dużo mniej niż  wspomniane pojedyncze dobro materialne , a radochy na parę lat wystarczy, o ile zdrowie na to pozwoli. I sąsiedzi. Bo jak się okazuje chorych na głowę i nie leczonych jest cały świat i nikt nie wynalazł na to lekarstwa. Jedynym ratunkiem jest szczepionka ( połączenie dusz)- ale to nas najprawdopodobniej czeka  po śmierci, gdy przestajemy patrzeć na życie przez pryzmat naszego ego.

09 kwietnia 2021

Czas na zmiany.

 Nadszedł wreszcie czas. Zmieniłam strefę czasową na blogu, bo przecież kiedyś i tak by trzeba było to zrobić. A myślałam, że to z automatu....i ktoś/coś to za mnie zrobi. Niestety, przeliczyłam się. Trzeba było zebrać się do kupy i zrobić co należy, żeby nie wprowadzać w błąd odwiedzających. :) Nie ma to jak dobra motywacja...

06 kwietnia 2021

Nieunikniona pewność.

 Tak się czasem zastanawiam: co wzmacnia bardziej układ odpornościowy- optymizm czy wrodzony pesymizm? Tak czy siak to nie to samo co wewnętrzna siła. W sumie  oba przeciwstawne pojęcia są związane tylko z podejściem do życia i problemów, a nie ze stanem ducha i stąd ta rozbieżność, która sprawia, że zachowania organizmu w stanie choroby są nieprzewidywalne. I w gruncie rzeczy nie ma wpływu na nasz układ odpornościowy czy jestem opty czy pesymistą. Jedni czerpią odporność i siłę ze słabości, a inni z mocy. Jednych motywuje nagana a innych nagroda. Zabawny tekst -dobrze nastraja do życia, dołujący- przygotowuje na najgorsze.Zatem ....strachy na lachy! Jedno jest pewne- Nieuniknione :-)

Odporność czy oporność stadna?

 Jest z pewnością kilka koncepcji i formułek określających tzw. odporność stadną, ale ponieważ staram się ćwiczyć umysł, więc wymyśliłam sobie własną regułkę- na własne potrzeby. Co prawda moim ulubionym stadem kieruje myśl przewodnia,, im mniej tym więcej'', więc w skrócie wygląda to tak: odporność stadną dzielę na dwa rodzaje:

 1. z uzasadnieniem ewolucyjnym

2. z uzasadnieniem biologicznym

Pierwsza jest związana z faktem iż w miarę rozwoju cywilizacji uzyskuje się różnorodne farmaceutyki pochodzenia naturalnego lub sztucznego, mające chronić populację przed ewoluującymi mikrobami , z których to wytworów korzysta większość ludzi, bez względu na znane i nieprzewidywalne osobniczo- konsekwencje.

Druga (odporność stadna) opiera się na fakcie iż większość populacji nie korzysta  w ogóle z żadnych zabezpieczeń i w ten sposób przeżywają jednostki z aktualizującym się układem odpornościowym, dając teoretycznie silniejszych następców, w przetrzebionej liczebnie populacji  z jakimiś rozpoznanymi lub nie powikłaniami. 

Zawsze mamy wybór, dopóki nie nastąpi odgórny podział na zaszczepionych i niezaszczepionych, stymulowany prawami czy rozporządzeniami poszczególnych jednostek gospodarczych, w ramach których funkcjonujemy społecznie lub od czego jesteśmy uzależnieni, np. wakacyjne wyjazdy za granicę (uzależnione od bycia zaszczepionym) . Utrata możliwości decydowania o sobie, w ramach narzuconych wyższych celów "altruistycznych"- jest całkiem możliwa, zważywszy że wolność zdaje się być coraz bardziej reliktem minionych epok, a tzw. demokracja zdaje się być tylko słowem bez pokrycia. Już od dawna. Chyba, że dotyczy ona korporacji, banków itp. organizacji kierujących się własnymi prawami, będącymi ponad konstytucją i zwykłymi obywatelami..

I jak tu się uodpornić? Na wiele chorób społeczno-ekonomicznych nadal szczepionki nie ma. Społeczeństwa chorują i jak to w przyrodzie bywa...przeżywają najsilniejsi. Nie tylko finansowo, ale i psychicznie. Odporność stadna czy oporność? Oto jest pytanie. Sie rozpisałam.....Ładny skrót...nie ma co.