28 września 2022

O błędach Natury i staniu na głowie.

 Co to ja chciałam powiedzieć/ napisać ?...

Aaaa, że czasem mam wątpliwości czy ewolucja Natury poszła we właściwym kierunku. Bo może gdyby ewoluowały ryby,a nie człowiecza małpa, to bylibyśmy już dawno w Raju z koralowcami trawiąc krzem w czystopiaszczystej postaci, a nie lizali foliowane sreberka z masełka czy wsuwali z apetytem wybrzuszone smakowicie środki spulchniające nie tylko z kurczaka czy innych produktów. Ech...

Mam jednak wątpliwość czy aby rozum i logika  nie spłatały nam figla. Bo jak wiadomo wszystko ma swój + i - . A może to wszystko to wina niepo(c)hamowanego u niektórych osobników apetytu na życie?

Wyjaśnienie całości procesu jest całkiem proste . 

Śmiem twierdzić, że gdy organizm jest w równowadze ( fizycznej i psychicznej), to i apetyt ( ten na życie  też) jest umiarkowany. A gdy apetyt jest umiarkowany to  nadprogramowe potrzeby mogą nie istnieć. 

 Niestety wraz z rozwojem ludzkiej cywilizacji ewoluuje też pojęcie " umiarkowania", a rozum w całkiem logiczny sposób uzasadnia nam swoje wygórowane żądania wobec otoczenia i samego siebie. W ten sposób dochodzi do walki wewnętrznej w człowieku, walki gatunkowej i międzygatunkowej o zaspokojenie wszelkich indywidualnych i gatunkowych potrzeb, bez względu na to czy są one  pożądane i korzystne czy  wychodzą nam (z )czasem bokiem, a nawet dwoma. 

Bo jak wiadomo wszystko co jest ponad i poniżej - wymaga uregulowania. Nie mylić ze zrównaniem...z ziemią. Wtedy jedne parametry trzeba obniżyć, a inne podwyższyć, żeby cały organizm dobrze funkcjonował, czyli wrócił na właściwe dla siebie tory.

Takie oto wnioski nasunęły mi się po lekturze własnych wyników (morfologii i innej diagnostyki). Wszak:" gdy chemia w ciele gra, to psychika nie siada!"

Ludzkość i jej  ewolucja pokazuje,że  wszystko jest odwrócone do góry nogami....

Ps. Tak się teraz zastanawiam...jaki to musi być rozstrój i demolka w organizmie , żeby człowiek zamiast o świętym spokoju myślał np. o wojnie i zniszczeniu...




27 września 2022

Niespodziewana niespodzianka.

 Czasem zdarza mi się odebrać jakąś paczkę dla córki zamówioną na mój adres, ale tym razem nikt-nic nie zamawiał, a dostałam sms o przesyłce. I do tego z informacją o jakiś zakupach poczynionych w empiku. Początkowo przyjęłam to jako żart usuwając wiadomość.

 Po niedzieli okazało się, że "książki/ paczka (  podmiot domyślny)cyt. "chcę do domu". W ten sposób ponowiono próbę kontaktu. Podany był nr.przesyłki, kod odbioru w Krakowie i jakiś tam link oraz zaproszenie do skorzystania z rabatu 20%. 

Znalazłam tel empiku, wysłałam im sms z całkiem innego nr.tel.  podając namiary paczki , o którą nie zamierzałam zabiegać. Wycieczka do Krakowa może i byłaby miła, ale ..." nie dla psa kiełbasa ( wieprzowa) więc... głupiemu radość.

Ps.  A może.... są to wymyślne sposoby zdobywania  klientów...? A może .... była to zwykła pomyłka w cyferkach?

21 września 2022

Nic ciekawego...to tylko o słabości konsumpcyjnego ducha.

To co da się zauważyć, bezsprzecznie, to ciągły wzrost cen. Wraz z nim, niestety, wzrósł mój apetyt. Spoglądam na siebie z lekkim niedowierzaniem, bo jak tak można. Co za słabość ducha! Zamiast zaciskać pasa, postanowiłam trzymać portki w zębach i patrzeć ile jeszcze we mnie wlezie przed zimą. Wszak dobrze byłoby nabrać właściwej tkanki, ale tylko tyle by nie trzeba było zmieniać rozmiaru czegokolwiek prócz dziurki w pasku . No i zaczęłam jesienne szaleństwa zakupowe. 

Zamiast "śledzika na raz", który nota bene, jest raczej na mój jeden ząb, kupiłam pół kilo matiasów ( potem przeliczę ilość) .Na dwie kolacje powinno wystarczyć. Niestety, śledzi  nie doczekał sos tatarski, który zużyłam wcześniej zamiast majonezu ( kupiony jeszcze po starej cenie) więc pozostaje mi zanurzyć się w jego wspomnieniach podczas kolejnej śledziowej uczty. 

Herbatniki  petitki 40 g + (w ramach promocji), mają stanowić zadośćuczynienie dla podniebienia  łaknącego czasem odmiany. 

Zabezpieczyłam również swoją żytnią potrzebę. 0.5 kg płatków  zamiast 0,5 l to chyba dobry zamiennik?

Z politowaniem skonfrontowałam cenę "miksełka" z niektórymi margarynami i wyszło mi, że chyba w ogólnym rozrachunku zdrowotnym wyjdę na swoje. Więc zwyciężyły tym razem prostopadłościany zawinięte w  przysłowiowe "sreberka".

Nie umknęły mojej uwadze zasmażane buraczki z cebulką i inne....ulubione / osławione wiórki, świetnie nadające się do zrobienia barszczu czerwonego na szybko. Są dla mnie tym czym dla innych " śledzik na raz". A tak. Taki słoik buraczków ( tych zasmażanych) to wciągam na raz. Jako drugie danie. Wspieram w ten sposób ostatnio swoją morfologię, nieco zubożałą po odbytych właśnie prześwietleniach.

No i pozostały ...soki. 

Ponieważ wyciskanie soków  na masową skalę pozostawiłam innym, pozostało mi jedynie poprzebierać w firmach, cenach i zawartości cukru. Pomijam sok pomidorowy, bo ten to zwykle biorę w ciemno, zwłaszcza dopóki nie zmienią ustawienia asortymentu w sklepie. Po omacku. to i tak  będziemy się przemieszczać gdy się świeczki w domu skończą i będzie dobrowolne odgórne zaciemnienie....

A na deser oczywiście...wpis. Trzeba pisać póki jeszcze można korzystać z prądu dla celów prywatnych, bo rokowania są kiepskie....

Ech,że też nie mogę pisać na zapas...Na cholerę ma się coś zestarzeć przedwcześnie lub stracić na ważności/aktualności i być więcej niż niestrawne?

Przecież lepiej jak się coś zestarzeje już po konsumpcji....



18 września 2022

O piekielnych surowcach i reinkarnacji.

 Z wrzosami wiąże się wiele różnych przesądów, więc postanowiłam sprawdzić na własnej skórze ile w nich prawdy. Niewątpliwe jest to, że rzuciły na mnie urok. Najprawdopodobniej nie tylko wskutek wchodzenia na stronę blogerki ( tu: https://wrzosy.wordpress.com/), ale może coś wisi w powietrzu? Jak by nie patrzeć, to co nieco pasują  do poruszanego tematu, ze względu na ich symbolikę* ( 1. zdj.z błyskiem, 2- bez lampy).



 I skoro już posłodziłam ten post, to czas na powrót na ziemię. Oba kwiatki wsadziłam do jednego naczynia upychając ziemię i postawiłam w zasięgu wzroku. No i mnie naszło...a raczej natchło .... ;-) ...z tą ziemią.

Jak wiadomo, ze względu na toczący się konflikt, mamy niezłe chocki-klocki i zawirowania energetyczne. Różnego rodzaju. Z żywnością, chorobami i energią. Kupę pokładów węgla na terenach Polski, które najprawdopodobniej będą zalegać pod ziemią, trochę własnego gazu czy innych drewnianych surowców energetycznych, w tym owiany sławą chrust.

I tak sobie pomyślałam, nawiązując do wpisu " (Nie)boski misz-masz medialny" , że kto wie czy wskutek reinkarnacji, w przyszłym wcieleniu - jeden czy drugi człeczyna nie stanie się takim właśnie energetycznym surowcem....Jedni będą leżakować latami jako skamieniałości, a inni trafią do pieców grzewczych, czy innych pomp ciepła, zwanych religijnie piekielnymi kociołkami lub zajaśnieją fioletowym światłem kuchenki gazowej/ piekarnika podgrzewając wodę lub pokarm dla swoich niesubordynowanych następców lub dając pachnący wypiek pozostałym , innego karmicznego przeznaczenia.

Także, wiadomo już dlaczego kontroluje się szczelność różnych instalacji....może dlatego, że niektórzy ciągle uciekają przed swoim przeznaczeniem? Nawet tym duchowym....

A taki np. diamencik czy inny kryształ górski, zebrane z pietyzmem roślinki - oprawione, oszlifowane, poddane np.obróbce bębnowej, zatopione w żywicy, po lekkich zawrotach głowy i dentystycznej/ jubilerskiej ręcznej obróbce, lądują na aksamicie , czy na innych piersiach/ w uszach/ na ręce i nic tylko słuchają samych zachwytów nad sobą...

Przy takiej perspektywie to chyba warto się zastanowić kim chciałabym być w nieoznaczonej przyszłości...

 

*https://www.wrozka.com.pl/magia/magia-przedmiotow/7826-jezyk-symboli-wrzos

 https://abcflorysty.pl/znaczenie-kwiatow-co-oznacza-wrzos/


 

 

 

12 września 2022

Czarna owca i ankieta 40 +

 Czekam na wynik kobiecego badania, mam do zrobienia kolejne podstawowe i planowaną wizytę u specjalisty.

Póki co odbyłam pielgrzymkę pieszą do przychodni, aby zamiast zostać zbadaną i dostać skierowanie na RTG, dowiedzieć się że trzeba zrobić kompleksowe badania na NFZ , bo kto to widział, żeby tyle czasu nie dbać o siebie, że wszystko musi oczywiście przejść przez komputer(internet) i profil zaufany, oczywiście po wypełnieniu odpowiedniej ankiety 40+. Inaczej ni ch..a. 

Skończyły się skierowania odręczne na badania diagnostyczne, za wyjątkiem RTG ( na szczęście dostałam kod).

W związku z powyższym doszłam do wniosku, że bliżej mi do opuszczenia tego padołu, niż myślałam. Postanowiłam, że zafunduję sobie niezbędne badania prywatnie, i tylko na mój prywatny użytek żeby wiedzieć w razie czego z czym  mam stanąć oko w oko, także podczas prywatnej wizyty u lekarza.

Pomijam fakt, że muszę dymać kawał drogi autobusem na RTG, bo przychodnia ma podpisaną gdzieś tam dalej umowę, zamiast móc zrealizować zakodowany cel w dowolnym najbliższym pacjentowi punkcie, bo raz na 10 lat dobrze byłoby skontrolować czy mam czym oddychać, czy dycham ostatkiem sił...Więc muszę znaleźć czas. Nie ma przeproś.

Przy tych wszystkich przepychankach internetowych i próbach uszczęśliwienia/ uzdrowienia na siłę czarnej owcy 40+, coraz częściej odnoszę wrażenie, że jak nie NFZ, to banki z propozycjami zagospodarowania czasu i pieniędzy na pożyczkę, albo fotowoltaika zamiast zająć się czymś pożytecznym, sprawdzają czy jeszcze żyję lub ile mi ewentualnie zostało. 

Przecież refundowane i podobno dobrane indywidualnie szczegółowe badania  dla 40+ powiedzą wiele. A jacyś państwo , tam gdzieś, na wysokoodpowiednim szczeblu, z uciechą będą zacierać ręce prognozując na podstawie algorytmów ile zaoszczędzą kasy na  nie wydanej emeryturze z powodu wcześniejszego zgonu nieleczonego/ leczonego pacjenta, lub ile może ludzia kosztować ewentualne leczenie  i ilu osobom zagubiona owieczka zasili kieszeń zaskórniakami mniej lub bardziej opodatkowanymi. 

No i tak mi się przypomniała gra w trzy karty, w której każda karta wygrywa...Karta, a nie pacjent. W tym przypadku ...ankieta 40 +, bo pacjent za resztę i tak będzie musiał bulić z własnej kieszeni, chcąc dostać się przed np. zgonem do specjalisty. 

Najpierw głaskanko, tiu, tiu,tiu badania za darmo, refundowane przez społeczeństwo, a potem ryp po łbie i bulisz człowieku jak za ...zboże.

Więc może lepiej bez tego  darmowego lukru i cukrzenia, bo skoro mamy gospodarkę wolnorynkową....a nadmiar cukru w cukrze szkodzi?

Ps. Chciałam napisać, że współczuję sobie i wszystkim innym odciętym od darmowych badań przez np.brak profilu zaufanego , ale ugryzłam się w język i zmieniłam zdanie. Przecież jak wiadomo, nie ma nic za darmo....

Tyle tylko, że ja w to nie wchodzę... ;-)  tj. w to za darmo. Może dlatego, że wolę odejść/ żyć na własnych warunkach? 

I jak tu dogodzić wszystkim? Nie dogodzi się...

 


11 września 2022

( Nie) boski misz-masz medialny.

 Przypowieść o zagubionej owcy i zgubionej/ znalezionej drachmie ( wpis u Lecha tu: http://bloginglife2.blogspot.com/2022/09/niedzielny-zgubiony-grosz.html#comment-form ) skłonił mnie ponownie do refleksji.  

Okazuje się, że media to jednak ważna rzecz. Nie tylko te media wodociągowe czy inne przydomowe kanalizacje i sieci energetyczne, ale te radiowo-netowo-telewizyjne również. I jakby nie patrzeć, to co na dole - to na górze.

Przyjmując, że istnieje coś co tym wszystkim zarządza , to( nie) boska hierarchia mogłaby wyglądać tak  właśnie- medialnie. Mamy jednego nadawcę ( a i b) i wielu odbiorców ( c)::

a. - na tzw.górze - Stwórca = Źródło wszystkiego = coś stałego i niezmiennego, nieokreślonego, nieograniczonego

b. - poniżej - dobro i zło ( nazewnictwo umowne) - czyli działające w przestrzeni przeciwstawne siły, które są źródłem i inspiracją do działania dla świata postrzeganego przez umysł i nasze zmysły( świat materialny) oraz ducha (przeczucia, wrażenia itp-świat niematerialny)

c. - odbiorniki - ( nie)chodzące, (nie)stojące, (nie)śpiące, (nie)srające i (nie)wołające jak kot na puszczy ludzkie nasienie oraz wszystko to co wokół nas. Tyle, że odbieramy na różnych częstotliwościach, całkiem innych niż piasek nadmorski czy zmutowana rzeżucha w postaci jadłodajnego krzewu, o innych wychowankach ludzkiego intelektu nie zapominając, typu ogołocone  nanotechnologie czy inne odpadki (nie) medyczne, inne zwierzaki i płetwonogie.

Nie dość, że jesteśmy zależni od głównego Nadawcy ( źródła), to wchodzimy sobie nawzajem w częstotliwości i jesteśmy bynajmniej nie neutralni, ale postrzegani przez innych jako dawcy lub biorcy energii, a więc poprzez pryzmat dobro-zło, z indywidualnego punktu widzenia ( w danym momencie). 

W zależności od tego z kim przestajemy i jacy jesteśmy , albo współgramy ( odbieramy na tych samych falach), albo nie . Jeżeli nie , to wiadomo- albo udajemy ( co odbywa się kosztem własnego zdrowia= rozstrojenie naszego mechanizmu-organizmu) chcąc przynależeć do danej grupy, albo robimy w tył zwrot i szukamy swoich częstotliwości w szerokim świecie, żeby poczuć się bezpiecznie , bo będziemy nareszcie wśród swoich. Oczywiście do czasu, dopóki nie zmienimy własnych częstotliwości, bo wtedy gra zaczyna się od nowa...Aż do ...usranej śmierci. Wszak nieprzyswojone resztki wydalamy ostatkiem mechanicznych sił naszego organizmu.

 A potem, wiadomo....czas na rozliczenie duchowe: zgromadzony materiał dowodowy, czyli rozliczenie za energię, z której osobiście korzystaliśmy w trakcie żywota ( zwaną potocznie dobro-zło, czyli tzw. Bóg-Diabeł) trafia na tzw. Sąd Ostateczny. A po podsumowaniu, wiadomo.... Częstotliwość na jakiej funkcjonujemy podczas rozprawy sądowej warunkuje nasze następne wcielenie....

Nie ma co , pośmiertna perspektywa jest dla nas ciągle zagadką...Powrót na Ziemię ( i jeżeli już to jako kto/co) czy inne piekiełko? A może jednak pozostaniemy w niebiesiech i będziemy śpiewać hosannę na wysokościach w chórze anielskim?

 Ps. Jak na niedzielę przystało...sprawiłam się całkiem, całkiem...

09 września 2022

Liryczna inflacja i drugie dno.

 Tyle trąbi się o inflacji*, że nie sposób usnąć w spokoju zanim nie przeliczy się moniaków w kieszeni. Dzisiaj wzbogaciłam się o całą stówkę. Wiadomo, człowiek zdołowany patrzy pod nogi i ani mu w głowie obserwacja gwiazd na niebie, zwłaszcza w ciągu dnia. No to i znalazłam... Przytachałam znalezisko, obmyłam i pod lupę, coby sprawdzić szczegółowe dane. No i popłynęłam....aż do roku 1998, kiedy to wybito monetę. No to jednak nadszedł czas na rozliczenia i zrobienie właściwego użytku z płynącego z monety przesłania: " czas na po-rachunki z inflacją" pomyślałam.  Więc, jakby się tu z nią rozprawić? 

Tak na mój babski rozum to może by tak dać wszystkim takie podwyżki , aby przywrócić dawne( takie) proporcje cenowe jakie istniały przed inflacją na poszczególnych szczeblach zawodowych.

 I niby wszystko byłoby ok, tyle że problem tkwi w braku kontroli/ wpływu na sektor pozabudźetowy ( umownie nazwę to szarą strefą), co związane jest z panującą nam szczodrze gospodarką wolnorynkową. Bo kto jej niby dodrukuje  banknoty, czy skontroluje proporcje ( zarobki  na danym podrzędnym stanowisku - cena produktu), skoro każdy chce się nachapać i skorzystać ze sprzyjających warunków do zrobienia zapasów papieru nie tylko toaletowego na ciężkie czasy.

A jak wyglądają relacje w gospodarce wolnorynkowej, to wiemy nie od dziś, np. bank obniża % na lokatach do minimum i stawia klientów przed faktem dokonanym, a kiedy podnosi oprocentowanie, to trzeba przyjść i się prosić o zmianę. A powinno to działać  automatycznie. Taka to "wolno(ś)ć Tomka/u w swoim domku."  

I niech sobie wszyscy podnoszą te ceny aż do upadłego, a my im w zamian: prasa, farba, papier , druk = nowy 500 i 1000zl banknot i produkcja saszetek na masową skalę zamiast portfeli/portmonetek. No i oczywiście kieszenie w nogawkach spodni mają być aż do kostek...To takie niby drugie dno szalejącej inflacji. Zmiany w modzie: szerokie nogawki, długi kołnierzyk, brakuje jeszcze powrotu....krempliny** i bistoru i  mielibyśmy powtórkę z rozrywki...

Ps. Wiem, wygłupiłam się, ale kto mi zabroni? Dopóki karty w grze, to wszystko się może zdarzyć... Nawet i to że będą leciały żaby z nieba, a nie.... liry.( to ten znaleziony bilon). 

No i zrobiło się lirycznie...

* dla zainteresowanych  szczegółami : https://www.ecb.europa.eu/ecb/educational/explainers/tell-me-more/html/what_is_inflation.pl.html

** https://pl.wikipedia.org/wiki/Kremplina


07 września 2022

Kamienie milowe ludzkiego żywota.

 Tyle się ostatnio mówiło o kamieniach milowych, dzięki którym będzie możliwe wydębienie od Unii Europejskiej środków na pokowidowy KPO, że przypomniałam sobie, że kiedyś niemałą atencję przykładałam do minerałów. Prócz bajecznego skojarzenia ( " Kot w  butach" i wiersz  J. Brzechwy " Siedmiomilowe buty")*, kamienie szlachetne, półszlachetne  i w ogóle  wszelkie inne marmurowe lastryko o różnej twardości i wytrzymałości zajmowały, swojego czasu, sporą część mojego umysłu. Nie dlatego bynajmniej, że mam niespełnione predyspozycje do noszenia  biżuterii czy cięcia kamyków, ale jak zwykle z powodów metafizycznych. Jak to dawniej bywało. 

Przy okazji, przypomnieć należałoby również różne formacje skalne, które od wieków cieszą zwichnięte nogi turystów, w tym świętokrzyskie gołoborze**, czy liczne kamyczki wyścielające nieoczyszczone do tej pory nieużytki rolne i wpadające pod leciwy pług czy inną agro-maszynerię .

Ale jak to z wiekiem czasem bywa, że zmieniają się gusta i guściki, to  i mnie tąpnęło. Okazuje się, że to wszystko to pryszcz. Że większość życia moją uwagę pochłaniały bzdety a  powinno zaprzątać całkiem coś innego. Nie mniej wyrafinowanego niż wspomniane powyżej cudaki polityczne i cuda Natury. 

To coś, to oczywiście ....nasze własne, dobrze znane, samodzielnie wytworzone....kamyczki mniej lub bardziej szlachetne, które są jak zawrót głowy, a nawet bardziej bolesne. I nie chodzi mi o te zamieszkujące dobrze odżywione, prowadzące się niewłaściwie nerki czy pęcherz żółciowy/ wątrobę , ale o te zwykle zapomniane, będące na szarym końcu, że się tak wyrażę, kamienie.... kałowe.***

Oczywiście jak wiadomo,wszystko do czasu. Dla pojedynczego ludzia, który zamierza żyć długo i szczęśliwie? nieszczęśliwie, pierwszoplanowe wraz z wiekiem i wzmożonym bólem, stają się , zgodnie z powiedzeniem, że "ostatni będą pierwszymi" , nie kamienie milowe, lecz właśnie one- kamienie kałowe. I nagle okazuje się,  że są takie minerały, których za wszelką cenę chcielibyśmy się pozbyć....a nie zatrzymać.

O tym jak to zrobić bez robienia z łazienki/ toalety kącika czytelniczego, miętoszenia w rękach  starego kapcia codziennego użytku, który może się jeszcze przydać jako gryzak oraz bez zagrożenia udarem (niesłonecznym) , opowiada fragment zamieszczony tu: ****

Nie byłabym sobą gdybym nie dodała coś od siebie, z racji obecnej sytuacji politycznej: 

"żeby pokonać kamienie milowe,

 należy zwyciężyć kamienie kałowe"

Ps. Wpis jest całkiem nieźle nafaszerowany (*), bo jak wiadomo niektóre połączenia są skutecznym środkiem przeczyszczającym i mogą zastąpić z powodzeniem lewatywę.


*https://pl.wikipedia.org/wiki/Kot_w_butach

 https://wiersze.juniora.pl/brzechwa/brzechwa_s03.html

**https://www.google.com/search?q=go%C5%82oborze&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

*** https://www.medonet.pl/zdrowie,kamienie-kalowe,artykul,16328344.html

****https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,jak-poprawnie-robic-kupe--to-nie-powinien-byc-temat-tabu--fragment-ksiazki-,artykul,28676177.html