23 stycznia 2024

O nieodrobionych pracach domowych i orlim gnieździe.

 Co prawda, nie śledzę prasy zagranicznej ze zrozumiałych, poliglotycznie, względów/ braków, ale odnoszę intuicyjnie  wrażenie , że kto jak kto , ale Polacy górują nad pozostałymi nacjami w konkurencji zwanej ,, skłócenie polityczne,, w orlim/ własnym gnieździe/ w ojczystym łonie.

Nie bez znaczenia jest fakt, że czasy współczesne sprzyjają rozprzestrzenianiu wszelkiej informacji, w tym plotek, przeinaczeń i innych fejków, co czasem może zmylić przeciwników, mniej lub bardziej rozwiniętych umysłowo, co do stanu psychicznego danego państwa. 

W porównaniu do czasów najdawniejszych, kiedy to bębnami , ogniem lub z pomocą przeczołganego do utraty tchu piechura zdzierajacego podeszwy ( przy bliższych odległościach) tudzież konnego, internet, telefonia, telewizja i w ogóle elektryka ( to co niewidzialne) jawić się może jako zmaterializowane na ziemi , Bóstwo. Ale tak po prawdzie to nie chcę teraz pisać o tym zstąpieniu z ,,niebios umysłu,, ale o stopniu kłótliwości politycznej wpisanej w daną mentalność narodową , co ma olbrzymie znaczenie w połączeniu z szybkością rozchodzenia sie wszelkiej informacji.

Historia poszczególnych państw pokazuje, obok istniejacych dat i przypisanych im wydarzeń, jak ewoluowała lub nie, mentalność poszczególnych społeczeństw ( w tym polityczna).

Patrząc przez pryzmat tej ewolucji, nasza narodowa, tj.orła białego , mimo tzw. bolesnych doświadczeń historycznych, najwyraźniej zatrzymała się w miejscu lub pozostała upośledzona, może nawet od czasów powstania państwa( urodzenia), skoro powstało powiedzenie o Polaku, który ,,przed i po szkodzie głupi,,. Kto jest jego twórcą już nie ma znaczenia, ale najprawdopodobniej był to ktoś spoza gniazda orła białego , kto w nie narobił, chociaż wykluczyć nie można iż mógł to też być ktoś pokroju Stańczyka( info dla niewtajemniczonych- królewski błazen-patrz obraz), a więc niejako ,, z rodziny,,.

Nic więc zatem dziwnego, że spoglądając z zewnątrz na nasze narodowe gniazdo polityczne, można odnieść wrażenie, że orzeł to już dawno stąd wyfrunął, a mamy gniazdo os/ szerszeni politycznych, które skaczą sobie do oczu, zamiast zgodnie współpracować, tj. karmić larwy i pilnować gniazda.

A jeżeli w gniazdku/tyglu mamy do czynienia z wiecznie wrzącym/ hałaśliwym konfliktem( ze względu na szybkość rozchodzenia sie informacji) który ucicha tylko w momencie ataku najeźdźcy,  to nic dziwnego, że na drodze cywilizacyjnego rozwoju spotykało nas to co spotykało w określonych momentach historycznych .

 Pielęgnujemy te wspomnienia, do tej pory, ucząc historii, genealogii itp.ale nauk z tych przedmiotów nie wyciągamy. Przecież to nie matematyka czy fizyka....Brak konkretnych  jednostek, wzorów i zadań do wykonania- tak to postrzegamy...I w tym tkwi błąd.

Są jednostki - mniej lub bardziej wybitne tzw. wzory do naśladowania),

Są wzorce tzw. gotowce do podłożenia, zapisane w faktach: takie zachowanie- prowadzi do takiego skutku.

Są zadania do wykonania w związku z tym. Ale wygląda na to, że żadna praca domowa nie została odrobiona, lub bardzo  niewielka, mentalnie i historycznie część, skoro mamy to co mamy.  Zamiast piekielnie smakowitej kuchni orła białego-wrzący tygiel.

I chyba nie zanosi się na lepsze, skoro to co na górze ( też we wpisie, we władzach/ w głowie/ w mentalności narodowej) przenosi się odgórnie na sam dół, tj.  też do szkół...

Ale nie ma się co dziwić, bo przecież wylęgarnia os jest w ziemi ( jak podaje Wiki), a nie tam hen,  na wysokościach......w orlim gnieździe....

Ps. Co ja jadłam/ piłam wczoraj i przedwczoraj, że taki wpis popełniłam? No tak, roczna kapusta kiszona (kwas jak cholera!),  niedobór snu z dwóch dni i gorączka przedremontowa...Tyle w garze...

07 stycznia 2024

O życiu intymnym jelita i prawdopodobnych wydatkach.

 Zmotywowana tekstem http://w-lustrze.blogspot.com/2024/01/czysta-energia-cz3-oze.html#c3386674752804658294 nie byłabym sobą, gdybym sobie nie pomarudziła i w tym temacie. 

Żeby dłużej nie przedłużać zacznę , jak zwykle standardowo , od majtek/bokserek czy innej bielizny liściasto/trawiasto/figowej osłaniającej części intymne. 

Tak, tak. Właśnie z tym asortymentem wiąże się pośrednio a nawet przylegle temat wpisu: o prawdopodobieństwie szczęśliwego życia i wydatkach... też energetycznych.

Mam dość ładne majty, które ,, odziedziczyłam,, po koleżance, która dawno, dawno temu, w szale zakupów nabyła parę rzeczy z przednią ( wybiegającą w przyszłość) myślą o osiągnięciu pożądanej przez siebie wagi. Niestety, wieloletnie plany perspektywiczne legły w gruzach, a podczas przeprowadzki ,zmuszona przewożonymi gabarytami , dokonała  selekcji nabytej wcześniej garderoby. Dostałam więc: kilka par ometkowanych dziewiczych majtosów, dwie kiecki, dwie książki, kurtkę i buty. Wszystko nadal modne...jak dla mnie.

 A wracając do tematu...uogólniając, majtek. Z nimi kojarzą się ,przede wszystkim, osłonięte miejsca, okryte czasem niepamięcią lub przesłonięte zasłoną milczenia. Tymczasem ja, zanurzę się śmiało w czarną dziurę odbytu/ końcowego odcinka jelita chcąc dotrzeć do sedna.

 Pod wpływem własnych doświadczeń łazienkowych i osiągniętego stanu wyczerpania po wypróżnieniu z zaparciem, stwierdzam bezdyskusyjnie, że tzw. dolny wydatek energetyczny, z racji fizjologicznego umiejscowienia ,,czarnej dziury,, zdecydowanie przewyższa wydatek energetyczny osiągnięty podczas orgazmu ( przynajmniej w moim przypadku).

I chociaż na stare lata pozostaje zwykle ta oddolnie waniająca strawionymi w różnym stopniu, przyjemność , to pamięć minionych chwil z psychicznymi hormonami szczęśliwości  i błogości zapisała się w mrokach (nie)pamięci. 

Korzystając  z okazji , kolejny raz, pragnę zachęcić do zastosowania właściwej indywidualnie diety, żeby po zejściu z deski klozetowej czuć się jak młody bóg/ bogini , a nie jak przeczołganym/ ną  po bagnach ....żywieniowej rozpusty. 

Nareszcie odkryłam do czego ,tak naprawdę ,służą  środki ułatwiające wypróżnienie: oszczędzają naszą energię, m.in. na umiejscowione w głowie / w Psyche , w ośrodku nagrody- oragzamiczne przyjemności.

 Przecież gdzieś tą życiową energię trzeba zużyć....

A tak w ogóle, bo bliższym zastanowieniu, nasuwa się takie pytanie : jaką jednostkę należy zastosować  i wzór fizyczny, do właściwych wyliczń by otrzymać porównywalne wyniki? Wzór na ...wykonaną pracę : W=F( siła) x s ( droga) czy może wymierny będzie pomiar (nie) prawdopodobnego ubytku kalorii( w kcal) ?

 A może sprawdzi się założenie, że: ile bierzesz od życia tyle masz oddać? Bez względu na to z której strony. Od dołu czy od góry....?

Ps. Może powinien być osobny wpis, ale mam jeszcze taką hipotezę:

Jeżeli nowe życie jest poczęte podczas orgazmu , to może potem mamy szczęśliwych ludzi?

 A może mamy nieszczęśliwych? A to z powodu  takiego wydatku psycho- energetycznego organizmów rodzicielskich, że tygodniowe zaparcie to przy nim pryszcz? 


03 stycznia 2024

Refleksja na/o czasie.

Czy wszystko podlega presji czasu? 

Jak nie zmieniające się pory roku, to ,,wędrówka słońca na niebie,,, a w dalszym wszechświecie -narodziny i umieranie nieznanych nam bliżej starych i nowych-tworów...

Im bliżej ziemi/ ludzi/ życia tym szybciej biegnie Czas? A może On stoi w miejscu jak słońce,  a życie ciagle w piętkę goni?

Nikt nikogo nie zmusza do życia na czas prócz................


A może po prostu oddaliśmy mu się bez reszty, a wszelkie nieświadome i podświadome zachowania ucieczkowe, karane są....jakimś uzależnieniem/ nałogiem/ rozpadem/dysfunkcją? Niczego przyspieszyć się nie da (np. wyjścia z jakiejś choroby) ani tym bardziej opóźnić odejścia....gdy przyjdzie na nas Czas.

Może trzeba  spojrzeć prawdzie w oczy i zgodnie z przyjętym powiedzeniem: ,,przyszedł na kogoś czas,,/ na mnie już czas ( opuszczajac jakieś miejsce,uroczystość itd.) przyznać , że Ten to dopiero ma nad wszystkim kontrolę...


02 stycznia 2024

O prawie do wiecznego odpoczynku.

Teoretycznie , dobrze by było od razu pociągnąć temat życia wiecznego i tego co może sie tam potem dziać, więc to czynię coby i praktyka była zaliczona. 

Po wczorajszym wpisie nasunęło mi się takie spostrzeżenie, że jednak jest coś na rzeczy z tą modlitwą ,, Wieczny odpoczynek , racz im dać Panie,,....

Wyraźnie wskazuje, że Tam wcale nie musi być tak różowo jak myślimy i że dla niektórych prawdziwa robota to dopiero  Tam będzie. Dla tych co sobie bumelują  na całego i odwalają życiową fuszerkę do oporu czyniąc innym życie niemiłym....

Przecież podział musi być i sprawiedliwości musi sie stać zadość. Jak nie tu to Tam  swoje trzeba zrobić/ odpracować...lub .....wiecznie odpoczywać.

Wybrańcy będą oczywiście ,, wiecznie odpoczywać,, zgodnie z zanoszonymi prośbami żyjących. Tyle, że nie wiadomo, teoretycznie, jakie są boskie kryteria . Bo znamy tylko ludzkie. 

Z drugiej strony, skoro wszyscy jesteśmy dziećmi Wszechświata, to najprawdopodobniej podział na Dobro i Zło tj. energię wznoszącą nas na odpowiednie wysokości (np.budowanie nieprzesadzonego poczucia  wartości u innych) i jej przeciwieństwo-podcinającą nam skrzydła i dołującą , jest stale aktualny. Wszyscy mamy taką samą podstawę energetyczną ( paleta barw i energii), czyli ŹRÓDŁO,    z którego czerpiemy w danej sytuacji nasze zachowania, a to co  wybierzemy to już nasz indywidualny wybór podlegający końcowej ocenie. Do tego właśnie służy Wolna Wola. Do dokonywania wyborów.

A skoro już mowa, ponownie, o podcinaniu skrzydeł, to nie byłabym sobą jeżeli nie wspomniałabym, o.... związywaniu nóg/rąk.  Taka dygresja...

Podczas spaceru z psem, jesienią, dostrzegłam dziwnie zachowująceo się gołębia.

Podeszłam bliżej i okazało się, że młody (miał jeszcze resztki żółtego upierzenia) ma związane łapki i  palce u jednego odnóża) .Oczywiście nie mógł ani latać,  ani nigdzie uciec. Wzięłam go więc na (p)odchowanie do pudła na balkon. Łapki uwolnione, palce nie odpadły, bo sznurek/ wstążka nie zdążyły się wbić podczas prób latania/ chodzenia.

Z obserwacji wysnułam wniosek, że był  nieco,,opóźniony,, w rozwoju ze względu na nienaturalną,,niesprawność,,. W każdym razie na balkonie doszedł do siebie i po ćwiczeniach skrzydełek, wreszcie odważył  opuścić tymczasowe lokum.


 Część siatki balkonowej ,,rozszczelniłam,, tak   żeby mógł wchodzić i wychodzić. Nie omieszkałam też go ,,zaobrączkować ,, ściągniętym z chleba tostowego giętkim paskiem z datą przydatności do spożycia, która była tą samą- kiedy go znalazłam.

Pierwszy spacer w towarzystwie:


I tak młode dorosło...Wczoraj opuścił tymczasowe gniazdo . Najprawdopodobniej ,,przygruchał,, sobie właściwe  towarzystwo . Kto wie może czasem wróci na wyżerkę do pudła na balkonie, zwłaszcza gdy będą młode do odkarmienia? 
Ale od wiosny, to wiadomo, sprzątanie balkonu pod wakacje dla papużek i wstępu nie będzie. 

(I taka ciekawostka: początkowo porozumiewał się ze mną w dość ciekawy sposób/próba przypodobania się (?) dopóki nie poczuł się panem na balkonowych włościach próbował naśladować świergolenie papużek falistych, które słyszał dochodzące z pokoju.)

Także nie tylko podcinanie skrzydeł innym, ale i ,,wiązanie,, rąk/nóg będzie brane pod uwagę. 

Więc ze względu na ten wieczny odpoczynek warto jeszcze za życia,  póki mamy czas, powalczyć ze sobą i z własnymi słabościami... Bo do MOCY one nie należą, a dają tylko jej złudzenie...

Ps. Dodatek specjalny. Gołąbek przyleciał o 9.30 sprawdzić stan jedzonka w pudle i poleciał. No cóż, okres lęgowy za pasem...

01 stycznia 2024

Stara przejściówka noworoczna.

 Od czego by tu zacząć?

 Najlepiej od początku- tak mówią, tyle że z tym początkiem , jak było, to do tej pory nie za bardzo wiadomo. Zresztą za długo by opowiadać...Dlatego zacznę od końca. Oczywiście od końca starego roku.

Wczorajszy dzień zapowiadał się dość przeciętnie, jak na pożegnanie starego (roku) przystało. Wszystko szło zgodnie z planem przedwczorajszym: rano - (do)karmienie skrzydlatych i nie tylko, obowiązkowy spacer, potem odwiedziny na cmentarzu .

 I tu zaczęły się schody, bo zamiast ,, chodzonego,, zaliczyłam 2 minutowy bieg do powrotnego autobusu. Całe szczęście, że plecak był już pusty, bo dzwonienie zniczami, wiadomo....babci nie przystoi. Wypompowana z oddechu klapnęłam upocona, jak zmokła kura, na siedzenie i cieszyłam się myślą o relaksującej kapieli przedpołudniowej.

Wszystko szło zgodnie z bieżącym planem wypoczynkowo-pracującym, aż zbliżył się wieczór tzw. sylwestrowy. Pranie staroroczne schło na suszarce, a ja ubrana tradycyjnie w piżamę jak na tą porę świątecznego dnia przystało, zaległam z myślą o złapaniu 4 -godzinnej drzemki do godz. 24-tej, zanim zacznie się ,,strzelanina,,.

 Tymczasem ledwo zagłębiłam się lekki sen, a tu ryp, ryp i przerwa. Umęczona walką z samą sobą , wstałam, ubrałam się i zasiadłam przed telewizorem. Na HGTV zawsze mogę liczyć, więc co mogłam to łyknęłam. Potem doszła jeszcze komedia o ,,wiecznym ,,studencie. Sprzątnęłam też wysuszone  pranie.

 Szampana otworzyłam o 22.30, bo nie wiedziałam czy doczekam przewidywanej kalendarzowo zmiany czasu.

Doczekałam  i do tego w pełni świadomości. Do tego stopnia, że zauważyłam znaczącą poprawę jakościową nocy sylwestrowej. ,,Strzelanina,, trwała dużo krócej niż zwykle, więc załapałam się na głębszy sen zanim pęcherz obudził mnie o 5-tej. Pofolgowałam sobie w łóżku do 7-mej, a potem wiadomo...(do)karmianie, spacer, itd...

A ponieważ jak głosi przysłowie: jaki 1 -szy dzień kolejnego roku, taki cały rok, to wygląda na to, że spędzę go przynajmniej w miedzynarodowym towarzystwie:

- tatar ( na śniadanie)



-włoch ( na przepitkę), który dzisiaj  przestał.... gazować



-sułtan ( na deser)



-znajomi króliczka 




No i oczywiście ( inter)Net i Blogger...

Weszłam więc w Nowy Rok na całego i mam nadzieję, że w całości z niego wyjdę...Jak się potoczy reszta dnia - się okaże. Tak czy owak, po wczorajszym doświadczeniu, tj. biegu po cmentarzu  i  długim wannowym relaksie, który wybił mnie z wczesnego , przedpółnocnego szampańskiego snu,  już wiem czego mam na pewno nie robić....

I chociaż niektórzy mówią: wyśpisz się po śmierci, to ja wolę jeszcze za życia....Tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że Tam to taki Raj, że 24h na nogach.... i bez żadnego odpoczynku.



Korzystajmy z życia.... póki czas...;-)