29 lipca 2021

Takie tam skojarzenie fit z koanem. *

 "......nie trzeba przejmować się tym jak ludzie oceniają innych"- to jedno z tych zdań, które wśród wielu innych znalezionych w różnych pozycjach książkowych- skłaniają do zastanowienia . Osobiście wolę taką formę ćwiczenia umysłu niż wszelkiego rodzaju krzyżówki, sudoku  czy co tam jeszcze jest... Bo dlaczego by nie. Jest jeden mankament- dla jednych, a dla innych -plus. Trzeba mieć czas na zastanawianie/ analizę / medytację/ nad wybranymi zdaniami, więc rekordów czytelnictwa z pewnością się nie pobije. Za to jest duża szansa, że w ten sposób można skłonić ciało  do chwilowego wyciszenia. Zamiast więc rozpamiętywać przeszłość i grzebać we wspomnieniach wspaniałych chwil, lepiej zaprosić kogoś do rozmowy na dany temat ( a nie do dyskusji o tym kto ma rację) lub zrobić sobie indywidualny fitness dla szarych komórek. :)

Tymczasem, zastanawianie się nad jakimś pojedynczym stwierdzeniem, które przykuło naszą uwagę, pozwala na skupienie się na chwili obecnej i sobie (od wewnątrz)  by rozwiązać problem. W ten właśnie sposób porządkujemy się wewnętrznie. Ten sam proces ma miejsce gdy piszemy swoje przemyślenia na dany temat np. w poście.

Jest jeszcze jeden plus- w czasie gdy jesteśmy skupieni na sobie od wewnątrz, zwykle nie mamy odruchu sięgania po smakołyki lub inne lodówkowe delicje. Jest więc spora szansa, że przy okazji uwolnimy się od nawyków, które nie sprzyjają w podtrzymaniu pożądanej przez nas wagi. Wagi, która nam indywidualnie nie będzie szkodzić ( np.obciążenie układu kostnego i inne schorzenia ) i przeszkadzać w wykonywaniu codziennych czynności. Tym właśnie jest dla mnie bycie fit.

Ps. Wpis nie byłby pełny, gdyby nie padło tu słowo koan*. 

I warto zerknąć na stronę https://kartkazbrulionu.wordpress.com/. Jest nad czym myśleć...


* https://pl.wikipedia.org/wiki/Koan

Koan to szczególne ćwiczenie dla umysłu, poza myśleniem, które zalecane jest uczniowi przez mistrza chan. Specyficzna konstrukcja koanu przeczy logicznym założeniom, a tym samym uderza w przywiązania i przyzwyczajenia człowieka. Pierwotnie zwrot ten odnosił się do dokumentu z oficjalną transakcją lub do przypadku, który ustalił precedens prawny.

Zwyczajne ludzkie rozumowanie polega na budowaniu jednej rzeczy na szczycie innej, czyli jest dodawaniem czegoś do już istniejącej i umysłowo postrzeganej wiedzy. A więc jest również cofaniem się do przeszłości. Ma to swoje zalety, ale i wady. Między innymi to stałe stopniowanie powoduje, że umysł porusza się w sferze pojęć i wyobrażeń, traktując je jako konkretne zjawiska. Tak naprawdę porozumiewamy się z innymi słowami, określającymi pewne pojęcia, których właściwie nie rozumiemy. Nie są to nasze słowa, nasze nazwy, nasze pojęcia i zjawiska. Równocześnie umysł zmuszony do ciągłych rozróżnień: złe–dobre, brzydkie–piękne, moje–twoje – wpada w schematy i coraz bardziej się ogranicza. Każda informacja przechodzi przez raster przyzwyczajeń, przywiązań, chęci i niechęci, i zostaje przekłamana; większości informacji nie zauważa nawet nasza świadomość, mimo tego, że zostały postrzeżone.

Mistrzowie chan po to pracowali przez kilkaset lat nad koanami i techniką ich użycia, aby wyzwolić człowieka ze schematów, w które wpadł jego umysł oraz z nieprzetworzonych i nieprzyswojonych przez niego pojęć i abstrakcji.

 


27 lipca 2021

Nic śmiesznego to tylko o... podążaniu za dzieckiem.

Było, minęło. Czasu kijem się nie zawróci, tak jak i wody. Popełnione błędy wychowawcze z czasem dadzą o sobie znać i nie pomoże bicie się w piersi. Ale co tam. W sumie każde pokolenie  ma swoje wady i zalety, które uzależnione są w pewnej mierze od czasów w jakich się żyje i dorasta, a nie tylko od stworzonych przez rodziców/ opiekunów/państwo warunków do indywidualnego rozwoju. 

Okres odbudowy państwa ze zniszczeń wojennych mamy już dawno za sobą, przeobrażeń ustrojowych związanych z demontażem żelaznej kurtyny również . Nastał wreszcie okres upragnionych swobód i długo oczekiwanej wolności gospodarczej. Doczekaliśmy się wreszcie  urlopu tacierzyńskiego i rodzinnego dodatku wspierającego   (500+). Nareszcie są warunki by stworzyć  szeroki wachlarz możliwości poznania zdolności lub beztalencia potomstwa. Pytanie tylko czy jest na to czas i cierpliwość?

Czas na obserwację dziecka podczas zabawy i podczas innych zajęć domowych/niedomowych. Czy chce nam się dostarczać nowych bodźców w celu poznania/ rozwijania aktualnych zainteresowań dziecka? A może wolimy/musimy pozostawić to odpowiednim placówkom i umyć ręce, ograniczając się do weekendowo-świątecznych wypraw w znane/nieznane ?

Czym jest podążanie za dzieckiem ( wg.mnie)? Jest ono obserwacją dziecka podczas wspólnie spędzonego czasu i dostarczanie/stwarzanie możliwości do rozwijania rozpoznanych przez nas zdolności, predyspozycji i zamiłowań. Oczywiście wszystko do czasu. 

I chociaż zawsze pozostaniemy dziećmi, to i tak kiedyś przyjdzie czas żeby dorosnąć i wreszcie zrobić użytek też z tego  co o sobie wiemy . Oczywiście o ile będziemy mieć ku temu warunki. 

Ty durniu/blondynko/ palancie/idiotko może nam zatem towarzyszyć do końca życia, zwłaszcza gdy wyrzucamy coś sami sobie. Samokrytyka pod własnym nosem jest bowiem o wiele łatwiej przyswajalna niż wtedy gdy słyszymy ją z ust innych, np. przyłatanych rodziców (przełożonych) w wieku dziecinnym (w porównaniu do naszego rocznika), od własnych dzieci, które wybiły się na niepodległość na naszych lub cudzych ramionach i mają krótką pamięć, od współmałżonka/partnera życiowego z przerośniętym ego zamiast z rozkwitłym w całej okazałości poczuciem humoru i własnej wartości.

Ale przecież to nic nowego...to tylko taka spóźniona  refleksja . Zresztą już wspominałam, że mam spóźniony zapłon. 

Ps. Może nawet jeszcze napiszę coś  w odpowiedzi na komentarz Stokrotki? "....nie trzeba przejmować się tym jak ludzie oceniają innych...." A może i nie napiszę? Przecież nie tylko ciało ma być fit, ale i mózg też. Więc lepiej  samemu zastanowić się jak to z tą oceną jest. Podobno myślenie nie boli... :)

Tymczasem nasunął mi się inny wątek : o modzie na fit . 

Na własnej skórze przyszło mi kiedyś doświadczyć czym jest połączenie niskiego poczucia własnej wartości z rzeczywistością tj. z oceną ( wypowiedzianą w dobrej wierze) innych na mój temat. Wyszedł z tych składników niezbyt smaczny shake....

26 lipca 2021

Takie tam skojarzenie o robieniu na przekór.

Kiedy ktoś ci mówi, że "masz kwiatki w głowie"- nie przejmuj się, tylko  ruszaj w stronę ogrodu i Natury.

Kiedy ktoś ci mówi, że "nic z ciebie nie będzie"- nie przejmuj się, tylko sprawdź swoje możliwości w sporcie.

Kiedy ktoś ci mówi, że "jak można  tak nie myśleć" - nie przejmuj się i bierz się za majsterkowanie.

Kiedy ktoś ci mówi/ daje do zrozumienia, że "jesteś durniem/ głupia" - nie przejmuj się i bierz się za własny interes/szukaj hobby.

Kiedy ktoś ci mówi, że masz "słomiany zapał" - nie przejmuj się, służby mundurowe czekają.

Co tam jeszcze można by było dodać do tej mobilizującej motywacji?

22 lipca 2021

Z życia wzięta cz. 6. Problemy z zasilaniem.

 Były już problemy z liczeniem w tytule, więc nawiążę bezpośrednio do tematu. I chociaż nie będzie o siłach jakie należy włożyć do kopania dołków we własnym bądź cudzym ogródku, to warto mu się przyjrzeć ze względu na skalę. A skala dotyczy dwóch, a nawet trzech ogródków, do których wrzuca się węgiel, zamiast kamyczki na skalniak. 

Chodzi o, z deka już podstarzały,  konflikt z Czechami ( i po części z Niemcami) o Kopalnię Turów*. Zagłębiłam się najpierw w artykuł ( ukryty pod gwiazdką) na odpowiednią głębokość,żeby nie palnąć jakiegoś babola i znalazłam potrzebne informacje:

1. " Główną przyczyną podnoszoną w pozwie jest negatywny wpływ kopalni na regiony przygraniczne, gdzie zmniejszył się poziom wód gruntowych."*

2. I  takie info z 8 czerwca br.**

"Wiceminister spraw zagranicznych Czech Martin Smolek poinformował, że Czechy w najbliższych dniach przedstawią stronie polskiej projekt porozumienia w sprawie kopalni Turów. Szacowany koszt porozumienia dla Polski to, tak jak zapowiadano, 40-50 mln euro."

" Czesi oprotestowali wniosek o poszerzenie koncesji wydobywczej i jej przedłużenie do 2026 roku."

 "Kompleks w Turowie to trzeci po Bełchatowie i Koninie producent węgla brunatnego w kraju. Turów zatrudnia bezpośrednio ok. 3,6 tys. ludzi, wg PGE w otoczeniu kompleksu pracuje ok. 15 tys. osób."

3. " Kopalnia Turów razem z elektrownią zatrudnia ok. 3,6 tys. osób. To dominujący pracodawca w regionie i wraz ze spółkami zależnymi i rodzinami oceniamy, że ok. 60-70 tysięcy osób jest zależnych od funkcjonowania tych zakładów - zapewnia rzeczniczka PGE."***

 Były jeszcze podawane kwoty rzędu ok. 4-5 mln euro dziennie za niewykonanie wyroku TSUE.

I tak sobie pomyślałam , jak to tylko baba potrafi, że co by było gdyby zamiast płacić kary państwom ościennym ( jakby co), władować część tej kwoty w ludzi  i restrukturyzację? A resztę przeznaczyć na zakup potrzebnej energii, dopóki nie powstaną własne alternatywne rozwiązania, które zastąpią dotychczasowe źródła energii?

 Przecież mogę sobie czasem pobujać w obłokach? Od tego mam przecież fotel...


*https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/spor-polski-i-czech-o-turow-o-co-chodzi-w-tym-konflikcie/kckcmpf

**https://300gospodarka.pl/news/turow-kopalnia-5-mln-czechy-tsue

***https://www.money.pl/gospodarka/kopalnia-turow-do-zamkniecia-los-nawet-70-tys-ludzi-jest-zalezny-od-jej-funkcjonowania-6642079943785088a.html

21 lipca 2021

Z życia wzięta cz.5. Problemy z koncesją.

Trwają przepychanki w sprawie koncesji dla TVN-u.Proponuję alternatywne rozwiązania nie wymagające kontaktu bezpośredniego:

a. pociąganie za sznurki

b. przeciąganie liny

c. dolewanie oliwy do ognia

d. potępianie w czambuł

e. robienie zważonych min

Jest szansa, że  metoda e. zadziała, bo przecież po coś Temida nabyła wagę...Niech z niej zrobi wreszcie właściwy użytek. W przypadku problemów ze zgodnością pomiarów między ilością za i przeciw można skorzystać z Rad/wag - polskiego pochodzenia.

Punkt c. to kiepski wybór, bo z rzepaku  oliwy się nie zrobi, a jedynie olej, a tego szkoda do ognia. Lepiej posmarować właściwe ręce. Tym bardziej, że i do umycia rąk po wszystkim znajdą się chętni . 

Pociąganie za sznurki ( a )może się sprawdzić, gdy nie będzie wiadomo kto za nie pociąga . Zatem winno się to robić z ukrycia, w masce lub w przezroczystej przyłbicy, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że zrobił to jakiś jeden czy drugi zakuty łeb.

O przeciąganiu liny(b) można tylko pomarzyć, bo większość woli przeciągać strunę. Wiadomo dlaczego-sami gracze. Tylko tak jakoś zgrać się nie mogą. Może dlatego, że lubią na zimne dmuchać i mają większą wprawę na dętych? A może nadstawiają ucha nie tam gdzie trzeba?

A najlepiej to skorzystać z opcji d  jak leci i mieć wszystko w nosie. Za wyjątkiem ,oczywiście, much. Te trzeba pozostawić w spokoju, bo one najlepiej wiedzą co zrobić z wszelkim* .............. i np.kompostem czy  też ranami**.

* wstaw brakujące słowo

**https://www.youtube.com/watch?v=dcyJ7Cl_MHo

19 lipca 2021

Nic śmiesznego, to tylko o.... cnotach .

 Cnotliwy temat oklepany w telewizji i w internecie, trafił  wreszcie na tapetę pod moją strzechę.

 Dążenie do szczęścia i prostoty jest, jak się okazało po latach  doświadczeń, moim naturalnym stanem, więc staram się trzymać z daleka od wszystkiego co jest ze mną niezgodne. Przecież nie robię nic innego niż pozostali....i jest to niewątpliwie cnota uniwersalna. 

I tak by się przynajmniej zdawać mogło, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że cywilizacja posunęła się w latach, jak każde kolejne pokolenie i zmierza ku dziadostwu, o przepraszam, ku dziadowaniu, czyli przyszłej starości.

Tymczasem po latach renesansu, oświecenia, pozytywizmu i nowej powojennej Rzeczypospolitej - całkiem nienagle okazuje się, że odwieczne  dążenie do bycia szczęśliwym i zadowolonym z życia ma przysługiwać tylko jednej wybranej płci, a druga ma spełniać funkcje służebne. I to tylko dlatego, że powielany stereotyp cnót wszelako niewieścich przekazywano z pokolenia na pokolenia, z pradziadków na wnuków, z rodziców na dzieci , z matek na dzieci nienarodzone - przez całe tysiąclecia, aż do teraz.

I taki właśnie miał być początek tekstu o cnotach , ale złapałam się za głowę, potem za odnowioną cnotę i wreszcie przypomniałam sobie o  memach. Memach o Januszach i Grażynkach...Kto oglądał i czytał to wie o co chodzi. Ale do czego zmierzam...a zmierzam do imion. I nazwisk- tak przy okazji. A dlaczego?

A dlatego, że jak się przyjrzałam swoim bliższym i dalszym znajomym, poznanym w trakcie życia, łącznie z tymi z lat szkolnych, to nasunął mi się jeden ważny wniosek.

Posiadacze tego samego imienia są do siebie dość podobni pod względem cech osobowościowych i  intelektualnych oraz otwartości/ograniczoności  (= stopień elastyczności i akceptacji) na nowe.

Patrząc czysto subiektywnie, zawsze miałam bardzo dobre relacje z wszelkimi np. Ewami, Januszami, Jankami, Grażynami, Beatkami, Monikami, Zbyszkami, Grzegorzami i Tomkami, Danielami, Markami,Waldkami, Michałami,Wiesławami, Agnieszkami, Teresami, Małgorzatami, Renatkami, Andrzejami, Elami, Donatami, Dominikami,Wojciechami, Krzyśkami, Basiami, Olami,Pawłami, Przemkami, Irenkami, Izami...

Po prostu z pewną grupą imion funkcjonuję na podobnych wibracjach, ale jest też grupa imion, z którymi "nie idzie się dogadać", w ogóle. Są to dla mnie osoby z zupełnie innej bajki.

I mam w związku z tymi spostrzeżeniami, propozycję, a nawet postulat ogólnonarodowy, by najpierw przyjrzeć się imionom i cechom im przypisanym, zanim wybierze się kogoś na posła, senatora, o wyborze na ministra edukacji  naukowej czy rzecznika praw obywatelskich,  takoż nie zapominając o  liderach partii pływających czy stowarzyszeniach dla niestowarzyszonych wspólnot prezesów ...itp, itd.

I chociaż np. z Przemkami osobiście mogę się dogadać, to jest to dla każdej Katarzyny orka na ugorze mimo obopólnej sympatii. Aż podziwiam swoją imienniczkę, która figuruje w wiki  jako żona profesora ministra od cnotliwej edukacji i nauk wszelakich. Zaiste to musi z pewnością być kobieta o wielkich cnotach niewieścich, że wytrzymuje z tak wiernym, choć mało elastycznym umysłem, którego przeznaczeniem jest , jak sama nazwa/ nazwisko wskazuje( Czarnek) - górnictwo i węgiel, a nie nauka i edukacja. Bo tu potrzebny jest światły umysł....By nie rzec... oświecony, a nie ciemna masa.

Zatem proponuję przyjrzeć się jeszcze, tak przy okazji, np. panu Tomaszowi Grodzkiemu, Piotrowi Zgorzelskiemu  ( 3krotna biblijna zdrada  i zgorzel) i innym i zastanowić się czy z takimi nazwiskami, rzeczywiście nadają się na zajmowane stanowiska.Że nie wspomnę o cechach związanych ze znakiem zodiaku. Bo może zamiast grzebać w życiorysie , wystarczy spojrzeć do astrologii i księgi imion i już wiadomo, kto nami rządzi lub z kim wchodzimy w relację i czego możemy się w związku z tym po kimś spodziewać.

 Ile jest/ może być prawdy w tym co piszę? Najlepiej przyjrzeć się własnemu otoczeniu i swoim imiennikom i już będzie wszystko wiadomo...

Wiedza o imionach *z pewnością powinna być rozszerzona o wady, o których skromnie ani widu ani słychu. Być może reszta wyjdzie w praniu, gdy głęboko zastanowimy się jakie cnoty posiadają nasi znajomi, rządzący czy współpracownicy, a których cnót się nie uświadczy w ogóle. Nie tylko niewieścich . I nie tylko u siebie.:)

Dodane: Ps. Polecam też inne strony, na których jest więcej dokładnych informacji** :)

https://www.ksiegaimion.com/przemyslaw

** https://parenting.pl/imiennik

18 lipca 2021

Z życia wzięta cz.4. Babcia się buja.

 Zanim zabiorę się za oklepane już cnoty niewieście, pochwalę się dokonanym niedawno zakupem. Tak przy okazji, z okazji  niecodziennego dźwigania ciężarów znaczy się zakupów na dłużej, dokonałam wydatku całkiem luksusowego. 

Mam swój ulubiony kącik w sklepie, do którego czasem zaglądam, tak dla rozrywki . Bo przecież ileż można mieć gały wlepione w monitor? Trochę namacalności też się oczom i rękom należy, więc nogi poniosły mnie do owej sklepowej zatoczki. A tam, zachęcając kolorem "poszycia" stało, a raczej leżało coś  zbliżone kształtem do wełnianej skarpety będącej w letargu po długotrwałym praniu w zatłoczonym bębnie. Nie mogło być inaczej...musiałam przyłożyć się do owych kształtów.  Zaległam. Stopy sięgnęły wyglansowanych płytek, kręgosłup zapadł się w dołek razem z brzuchatym wałeczkiem. Jest dobrze pomyślałam. Brzucha nie ma jest tylko poprzeczna kreska.Głowa  nieco nienaturalnie wysunięta w przód dawała nadzieję, że prędzej spadnie na klatkę piersiową niż odchyli się niebezpiecznie do tyłu, przerywając smaczny sen. Ogólnie  mówiąc, nie byłam zachwycona ergonomią , ale od czego są poduszki? Upcha się tam i ówdzie i będzie git -pomyślałam , chociaż ciągle nie mogłam zrozumieć, dlaczego taki a nie inny kształt. Wstałam, obejrzałam konstrukcję i wreszcie zajarzyłam...o co chodzi.  Nareszcie ! 

No i przytargałam do mieszkania wersję light fotela na biegunach i od tamtej pory 'bujam się sama'. Nie ściągnęłam chwilowo pozostałych foliowych zabezpieczeń, bo miejscem docelowym tegoż sprzętu rekreacyjnego jest balkon. Tak się bujam.... ;-)

Instrukcja obsługi : 

1.Siadać z wielką ostrożnością na samym brzegu przy dolnej załamce, bo jak nie, to dostaniesz w łeb górną częścią, która się złoży. Zagrożenie to jest tylko do czasu dopóki "poszycie" nie rozciągnie się na tyle, by nie składać się podczas siadania delikwenta żądnego bujania. Po ulokowaniu  tylnej pulpy z przedziałkiem należy ciało umiejscowić w możliwie najwyższej pozycji , by z łatwością odchylić się do tyłu, korzystając z siły rąk i zaparcia się na podłokietnikach.

2. Pozostać dowolną ilość czasu z nogami uniesionymi w górze.

3. Przenosząc ciężar ciała w stronę nóg(pochylając się) wracamy do pozycji wyjściowej. Czasem odbywa się to z wielkim hukiem, wskutek uderzenia dolnej rurki o podłoże. Ale to w sumie szczegół, bo przecież jakaś podręczna izolacja z podłożonego klapka sprawę rozwiąże.

17 lipca 2021

Z życia wzięta cz.3. Problemy z inspiracją.

 To straszne... czekam na to drgnienie emocji, coby ruszyć z kolejnym tematem jak koń pod górę, a tu nic. Powodzie w Europie mnie nie ruszyły, o tyle o ile.Bo przecież lubię wodę, więc mam ją wreszcie zgoła na wyciągnięcie ręki i do tego bez zagrożenia, że mnie zaleje. 

Dziś wyjątkowo, od samego rana czyhałam na temat, który  pozwoli zabłysnąć na firmamencie blogosfery, a tu nic. Kolejne prognozy pogody pana Kreta na Polsacie przeszły bez echa, potem szybkie porównanie czy w TVN patrzą równie meteorologicznie . A tu co? Aaa zakwitły ziemniaki . I do tego w Lęborku. Reklamuje je znany pogodynek-geograf z wykształcenia ( o ile dobrze pamiętam). Obok niego rozłożone skrzyneczki pełne smacznych bulw, a za plecami towarzystwo trzymające "kubełki" z frytkami od nietuska Donalda. Zabrakło mi w tym całym ujęciu przedprognozowym oficjalnego komunikatu  ze strony "pyszne .pl" . 

Oblizałam się na myśl o ziemniaczkach z mizerią i zsiadłym mlekiem, popatrzyłam z bólem na ogórka chłodzącego się w lodówce i z niesmakiem wyciągnęłam wczorajszy rosół. Nie, pomidorowej z niego nie będzie. Przecież dwa dni pod rząd to samo, to nie monotonia. To doszukiwanie się nowego smaku po dobowym  leżakowaniu (zwykle w lodówce), zwane przegryzaniem..Na szczęście dzień dzisiaj chłodniejszy, więc i rosół nie będzie wymagał by się do niego rozebrać. Na szczęście zdjęcia z tego nie będzie, a co najwyżej mogę pokusić się o zrobienie fotki składanego leżaka/fotela , nazwanego przeze mnie"bujaj się sam".  Na szczęście leżakowanie poza lodówką nie powinno mi zaszkodzić. No i tak przy okazji jest duża szansa, że też się przegryzę...



14 lipca 2021

Z życia wzięta cz.2. Problemy ze szczepionką.

 Od jakiegoś czasu mamy nowych przodowników w Europie. Ba, nawet liderów. Liderów którzy przodują w akcji dzielenia ludzi na :

a. zaszczepionych dobrowolnie

b. zaszczepionych przymusowo

c. zaszczepionych warunkowo

d. z doraźnymi testami na potrzebę chwili

e. niezaszczepionych z różnych powodów

Przoduje niewątpliwie Malta, a ostatnio dołączyła też Francja i Grecja, np.wprowadzając obowiązkowe szczepienia dla pracowników domów opieki i służby zdrowia. O sąsiadach bezpośrednich nie będę się wypowiadać. Francja poszła nieco dalej, bo niezaszczepieni nie będą mogli korzystać z gastronomii, klubów, itp. rozrywek kinowo- kulturalnych dla zarabiających ponadprzeciętnie. Brakuje mi jeszcze zakazu korzystania z publicznych środków transportu oraz kabrioletów typu riksza, dorożka czy hulajnoga miejska. 

Ale to tylko przygrywka . Tym razem dzisiejsza poranna rozmowa w TVN 24 ze znanym lekarzem doktorem G. dolała weny do wpisu. Jak podają odgórne statystyki, mamy ponad albo ok.30 % wyszczepionego społeczeństwa. Nic dziwnego, bo właśnie tyle osób  potrzebuje wyjeżdźać za granicę w celach wypoczynkowo-rozrywkowych tudzież pracowniczych plus członkowie ich rodzin (dalsi i bliżsi krewni), oraz ci którzy z powodu owsików w doopie, muszą być w ciągłym ruchu. Nie, nie z powodu prowadzenia zdrowo-aktywnego stylu życia, ale z powodu stałej potrzeby brylowania w jakimś towarzystwie.

I ci właśnie obowiązkowi nad wyraz  zaszczepieni obywatele są potencjalnymi nosicielami, którzy przywloką  wirusa wraz ze swoim obywatelsko wypoczętym  rozluźnieniem, po powrocie z wakacyjnych hulanek. Bo przecież nie ci co siedzą zamknięci w czterech sklepowych ścianach czy na działkach, tudzież pracujący na wielkopowierzchniowym poletku lub w przydomowych ogródkach pod szkłem. 

Statystyka wyszczepialności pokazuje również, że za chwilę będzie się mówić, że 1/3 społeczeństwa to tzw. lepszy sort, a 2/3 to tzw. gorszy sort. 

Wprowadzenie obowiązkowych szczepień z pewnością nie wpłynie na ilość osób korzystających z ziemskich uciech, bo jest to uzależnione od budżetu jakim się dysponuje. Konieczność bycia zaszczepionym  może być tylko przeszkodą do wydania pieniędzy na wybraną formę wypoczynku lub zachętą do wybrania innych rozwiązań, które niekoniecznie będą zgodne z prawdą i prawem. Przecież Polak potrafi...

Mijanie się z prawem i prawdą jest dla przecież wielu sposobem na życie, tak samo zresztą jak korzystanie z praw, o których wiedzą tylko nieliczni. 

Czy grozi nam kolejna fala pandemii? Jest całkiem prawdopodobne. Kogo może objąć? Prognozuję, że może objąć  zaszczepionych i tych niezaszczepionych,  z którymi będą się stykać nosiciele po wakacyjno-rozrywkowo-pracujących dniach. 

Szczepić się  czy nie szczepić? 

Lepiej nie podejmować za kogoś decyzji odgórnie....


13 lipca 2021

Z życia wzięta cz.1. Problemy z liczeniem.

Właśnie obejrzałam rozmowę w Polsat News. Narodził się  nowy-stary spór. Spór o niedziele handlowe. Więc nie tyle z życia wzięte, ale z Polsatu.  Plusy i minusy wprowadzenia handlowych niedziel: 

1. wrócą rodzinne wyprawy do hipermarketów zamiast wydeptywania ścieżek i płoszenia zwierzyny w lesie, na traktach i duktach górskich oraz podczas przebierania nogami w parku na ławce i na działce

2. zamiana worów na ziemniaki (na zakupy łikendowe  dla rodziny) na podręczne worki na buty, mniejsze gabarytowo

3. dostaniemy świeższe produkty prosto z niedzielnej półki sklepowej, a nie z piątkowej czy sobotniej

4. skleroza podczas codziennych zakupów nie będzie boleć, bo będzie nie tylko " ta ostatnia niedziela"- jak w piosence

5. pracownicy przeniosą  niedzielne rosoły i poobiednie nasiadówki na soboty, w ramach akcji " niedzielny odpoczynek poza domem"

6. sklepiki osiedlowe i tak mają swoich stałych klientów, których nogi  nie poniosą dalej niż widzą czy sięga rozsypana sól w zimie

7. znowu będzie szansa na spotkanie dawno niewidzianych znajomych na neutralnym gruncie i z możliwością zachowania właściwego dystansu

8. dobrze jest mieć wolne w czasie tygodnia, gdy inni zasuwają do pracy i można wreszcie udeptać kapcie w sposób wskazujący na skrzywienie... zawodowe

A tak poza tym:

- wzrośnie liczba godzin nadliczbowych do podziału ( dla stałej ekipy pracowników) lub zatrudni się wszystkich urodzonych w niedzielę do pracy właśnie w niedzielę i święta. Tak wyjątkowo...z okazji szczęśliwego przyjścia na świat w dniu  św. odpoczynku.

Pewnie jeszcze sporo by się znalazło za i przeciw...zwłaszcza w obliczu nierozwiązanego odgórnie problemu: który dzień tygodnia jest tak naprawdę  tym siódmym, w którym powinno się odpoczywać?  Bo jak zacznę liczyć od wtorku to wychodzi mi , że poniedziałek...

07 lipca 2021

O różnej formie upustu emocji(?)

 To w sumie tylko takie ps. do poprzedniego wpisu. Chodzi o pracę zmianową. Różnie jest ona w różnych miejscach ustawiona. W przypadku gdy pracuje się stale na jednej zmianie- nie ma problemu, bo rytm dobowy organizmu jest ustalony. Jest możliwość poczynienia pewnych ustaleń w domu ( rodzinie), co do podziału obowiązków i czasu na przyjemności, itd. 

Czasem jednak grafik bywa taki, że pracownik pracuje na 3 różne zmiany w jednym tygodniu. I do tego w każdym tygodniu  grafik jest ustawiony inaczej. A nawet jeżeli by się powtarzał, to i tak nie zmienia to faktu, że taki system pracy jest najbardziej wyczerpujący i wymaga więcej czasu na odpoczynek. 

Po dłuższym okresie pracy, oczywiście , do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale dlaczego do złego? Czasem mam wrażenie, że ludzie ludziom lubią utrudniać życie, a zwłaszcza jeżeli ich to nie dotyczy. 

Zwykle pod pojęciem innowacji rozumie się coś lepszego, jakieś udogodnienie, ale po co zmieniać coś co jest dobre i zgodne z naturalnymi potrzebami.organizmu? Oczywiście z potrzeby....a źródełem takiej chorej potrzeby bywa przeważnie jakaś "góra".

Potrzeba wykazania się na zajmowanym stanowisku, pomniejszych przełożonych, żeby było widać, że się działa i coś robi jest ok. Sama potrzeba. Tyle, że niektóre wprowadzone zmiany często psują to co było dobre i sprawdzone w działaniu, bo nie zasięgnęliśmy opinii na dole. Nie chciało się zejść z chmur na ziemię i popytać- zrobić rozeznanie wśród pracowników niższego szczebla. Bo przecież mogli by nas posądzić o brak kompetencji czy niewiedzę...

Więc kontynuuje się jakąś własną lub cudzą głupotę w imię jakiś wziętych z kosmosu zasad i traci szacunek.  A ludzie poniżej tracą zdrowie, bo zwykle zależy im na wykonywanej pracy. A że przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, więc wszyscy tkwią w ....tym w czym tkwią.

Generalnie, jeżeli pracuje się na zmiany, to system wg. mnie powinien wyglądać tak np.  co 2 tyg. na innej zmianie lub stała jedna zmiana 1, 2 lub 3. I znikają problemy z grafikiem.

*

Teraz przyjrzę się  hierarchii- np.góra wprowadza pewne zmiany...odgórnie  ;-)  za pomocą prawa, firmy/ pracodawca podporządkowują się tym przepisom, a  indywidualni pracownicy, doraźnie - za zgodą przełożonego - w przypadku nagłej potrzeby, mogą zamienić się zmianami na jakiś czas. Bo przecież liczy się ilość (pracowników)na zmianie i wykonana praca.

Są pewne przepisy, które  powinny być wprowadzone centralnie, z pozostawieniem pewnej swobody pracodawcy/ samorządom ( niższy szczebel) , i wreszcie pracownikowi  (na dole).

Że pełna centralizacja nie jest możliwa, to jest wiadome, ale chodzi o to by rozdrobnienie było jak najmniejsze, w tych dziedzinach życia społecznego, w których jest to możliwe.

*

Ale być może jestem zacofana, bo nie jestem prawnikiem , ale  swoje przeszłam pracując w różnych systemach zmianowych. Gdy człowiek jest długotrwale zmęczony i zestresowany to wiadomo co się dzieje. Odbija mu , choruje. O wypadkach w pracy nie zapominając. I relacjach międzyludzkich tych codziennych też trzeba pamiętać, że są wtedy zakłócone.

A dlaczego "górę" powinien obchodzić "dół "i warunki życia ?  Bo zadowolony i zdrowy człowiek to dobry pracownik. I nie wymaga leczenia. I stąd się też biorą niektóre oszczędności...

Ps. A tak przy okazji, to ten nowy program z badaniami dla osób w wieku 40+  z jednej strony, a z drugiej strony info o zamkniętych oddziałach w szpitalach z powodu braku lekarzy  i personelu medycznego...stoi wg. mnie w opozycji zamiast w koniunkcji. 

I bądź tu mądrym i pisz wiersze....

Ps.Pozostaje mi więc dać upust nagromadzonym emocjom...

06 lipca 2021

Centralnie o władzy rodzicielskiej.

 Czas wrócić do mocy, czyli...... do tematu mocarstwowości. 

Ale póki co, podsumowując kwestie udanych związków, można skwitować je stwierdzeniem : nic się nie stało. Co oznacza, że gdy ludzie są dobrze dobrani, to życie we dwoje wygląda tak jakby się było samemu/mej: tylko czasem  człowiek  się na siebie wścieka, tylko czasem pluje w brodę, ale za to często  dogadza. Oczywiście w miarę  chęci i możliwości. A jedyna różnica między 1 a 2 polega  na zwiększonych potrzebach metrażu ( ogólnie pojętego np. powierzchni przechowywania i ilości sztućców czy też częstotliwości prania, itp)  Bo co dwoje to nie jedno, chociaż dwoje teoretycznie ma stanowić jedność. A jak jeszcze ta jedność się rozmnoży, to już w ogóle...z czasem mamy małe państwo w państwie.

Jeżeli państwo potraktujemy jak jedną  wielką rodzinę, w której jest wiele różnych charakterów i potrzeb, nie dziwota, że kłótnie o władzę są na porządku dziennym. Ale przecież pomniejszym gałęziom drzewa genealogicznego, nie zależy na tym kto rządzi, ale jak rządzi. Czyli czy wszyscy mają papu i papier toaletowy do podtarcia. Tak w skrócie. Więc nie ważne kto, ale jak.  Nie ważna nazwa ustroju politycznego, tylko jak sprawnie pracują poszczególne tryby gospodarki.

Żeby wszystko się zazębiało potrzebna jest kontrola poszczególnych mechanizmów, poprzez trzymanie wszystkiego w jednym ręku. Ten etap już przechodziliśmy za czasów PRL. Gdzie tkwił błąd? Tak na chłopsko-babski rozum biorąc, to lepiej pozostawić ten temat znawcom. Ale śmiem myśleć, że  skrajna odwrotność, czyli puszczenie wszystkiego samopas, bez żadnej kontroli - jest takim samym błędem. Tzw. pełna wolność gospodarcza, prowadzi do chaosu i bezhołowia, a w efekcie - do wewnętrznych podziałów  i postępującego  rozdrobnienia w ramach państwowej rodziny . Jak tu znaleźć złoty środek?

Przecież wszystkiego nie da się upilnować( na tym etapie), ale z drugiej strony wiemy jak jest z dziećmi puszczonymi luzem ( społeczeństwem) na poszczególnych etapach rozwoju. Jednym palma odbija, a innym nie.

A skoro mamy wielką rodzinę, to są  i określone  potrzeby na kolejnych etapach życia:

1.- początkowo wydalanie, papu i sen

2.- potem zabawki, wydalanie, papu i sen

3.- odzież, wiedza,, zabawa/ki , wydalanie, papu, sen

4.- praca, papu, wydalanie, zabawki i sen

5.- emerytura,wydalanie, papu, zabawki, sen

6.- głęboka starość - wydalanie, papu i sen,

7.- śmierć organizmu

Przez cały okres życia  towarzyszy nam zdrowie/choroba , które są albo chwilowe, albo długotrwałe ( okresowo  lub przez całe życie) i potrzebny jest tzw. własny kąt.

 A skoro już wiemy jak przebiega  rozwój cywilizacji i ku czemu też zmierzamy globalnie, w jakiejś dalszej planetarnej przyszłości, to pozostaje mi wrócić na łono RP.

Państwo reprezentowane jest przez rząd, który tak jak rodzice powinien wiedzieć ile ma kasy, ile potrzebuje i ile może wydać pieniędzy na zaspokojenie potrzeb swoich dzieci, na danym etapie rozwoju demograficznego.  

Rodzice zwykle wiedzą ile mają pieniędzy do zagospodarowania, ale..niektórzy członkowie rodziny mogą mieć przecież ukryte zaskórniaki ( szara strefa) tylko na własne potrzeby i niekoniecznie trzymać je w skarpecie ( w miejscu zamieszkania). Dlatego tej  części dochodu rodzice zwykle nie biorą pod uwagę. A a jedyne czego powinni pilnować, to to by pieniądze zostały w domu ( w kraju). Tak na  czarną godzinę, albo zarazę...

Taka to rodzinna  centralizacja...* ;)

Ps. Jest jeszcze coś co wymaga  poruszenia...bo związane jest bezpośrednio ze zdrowiem. I może warto by było pochylić się w związku z tym nad pewnymi odgórnymi zmianami....?

*https://pl.wikipedia.org/wiki/Centralizacja_(prawo)

Centralizacja – rozwiązanie normatywne, instytucjonalne, proceduralne i finansowe, którego istotą jest skupienie kompetencji i decyzji na najwyższym poziomie podziału terytorialnego państwa oraz hierarchiczne podporządkowanie organom i urzędom działającym na tym poziomie podmiotów funkcjonujących w terenie.

Centralizacja wiąże się z pozbawieniem samodzielności organów niższego szczebla (oraz funkcji samorządu lokalnego i terytorialnego)[1], uzależnieniem ich od organów centralnych. Łączy się również z zależnością osobową i służbową, odsunięciem instytucji społecznych od udziału w rządach.

Centralizacja teoretycznie daje możliwość spojrzenia na lokalne problemy z szerszej perspektywy, łatwiejszego znalezienia wspólnych rozwiązań, zrealizowania większych celów, zbierania i analizowania większej ilości danych, stawiania bardziej dalekowzrocznych prognoz, mobilizowania większych zasobów ludzkich, materiałowych i finansowych, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Centralizacja państwa jest charakterystyczną cechą państw totalitarnych (np. III Rzesza, ZSRR)[2].

Przykładami państw o scentralizowanej strukturze administracji publicznej są Grecja oraz Holandia.

Takie tam mrzonki o wsadzaniu wszystkich do jednego wora.

Myślałam o centralizacji i nawet napisałam część posta, który zamieszczę potem, bo po części inspiracją do tego wpisu był i on, ale dziś rano moje myśli wróciły do bloga " Mokurena" (Tokio po raz drugi) i podanych tam cen. Zainteresowały mnie już dużo wcześniej proporcje pomiędzy zarobkami a ceną danego produktu , ale tym razem moje myśli powróciły jeszcze do czasów premiera Mazowieckiego i historycznej " grubej krechy". I ta gruba krecha, mnie tak zainspirowała, a nie ówczesne jej przesłanie. Bo jak tak człowiek żyje i dysponuje określoną kasą, to wiadomo, że liczy się z pieniędzmi i wychodzi na koniec miesiąca lub tygodnia, że jest albo nad albo pod  krechą.

I tak popatrzyłam na te proporcje cen w Japonii, popatrzyłam na proporcje cen w Polsce, tak z grubsza. Bo przecież wiadomo, jak to z tymi średnimi zarobkami jest. I tak sobie pomyślałam, że jest sposób by wszystkich wziąć pod jedną kreskę i wrzucić do jednego wora. 

Jak? A tak....należałoby ustalić proporcje zarobki- cena pojedynczego produktu  i w zależności od przedstawionych zarobków ( wpływów), opłata za dany produkt miałaby być proporcjonalna. Tj. np. za 1l mleka = 2,4 zł   ktoś kto zarabia 2000 zł płaciłby 2,4 zł, a ktoś kto zarabia 10.000zł - proporcjonalnie 5 razy więcej tj. 12zł. 

I tak ze wszystkimi produktami....Tylko jest taki jeden mały problem....wszyscy musieliby mieć zapewnioną pracę lub być zarejestrowani jako firma (i zarobki pod kontrolą cyfrową państwa) i oczywiście być uczciwi. W ten to sposób nastąpiłoby wyrównanie rachunków, w gospodarstwach domowych. I najbogatsi byliby dużo bliżej rzeczywistości niż ma to miejsce dzisiaj. Poza tym nagle mogło by nastąpić odwrócenie wartości, że bycie biednym jest na topie ;-).

O innym plusie też wspomnę: sporo miejsc mogłoby się zwolnić na wyższych stołkach, bo przecież niektórych trzymają tam tylko pieniądze...

Ale to tylko takie tam mrzonki o równaniu różnic społecznych.

04 lipca 2021

Takie tam skojarzenie...że karma wraca.

 Jak ja się cieszę, że nie muszę nigdzie wyjeżdżać i jestem wolna od mediów społecznościowych . Nie przepadam za maglem . Wystarczy mi blog. :)

Tymczasem, komentarz Jotki : ''ale ja mam to szczęście, że żyję w związku, a swoboda jak u singielki:-)" dał mi sporo do myślenia.

I przy okazji wróciłam myślami do sytuacji, kiedy pomagałam znajomym " w chorobie". Wiadomo było, że powrót do zdrowia jest niemożliwy, a śmierć jest tylko kwestią czasu. Ale do czego zmierzam? Parę lat wcześniej, gdy znajomi nie byli jeszcze w związku, pomogli mi w znaczący sposób. I życie tak się potoczyło, że zdążyłam  wyrównać między nami rachunki. Takie niematerialne.

Po śmierci jednego ze współmałżonków, nasze relacje rozluźniły się, ale przyjemnie jest mieć zawsze otwarte drzwi.

 Tymczasem pech, a może szczęście? sprawił, że złamałam rękę. Byłam wtedy sama. Pominę nieistotne szczegóły, a przejdę do meritum. Ręka dość długo dochodziła do siebie, mimo własnej rehabilitacji.  I był jeden taki drobiazg, który jak się okazało , przeszkadzał nie tylko mnie, ale zwłaszcza mijanym sąsiadom . Ten drobiazg, to to że chodziłam przez pewien czas bez biustonosza. Plotek narodziło się co niemiara, tym bardziej że nikt nic o mnie nie wiedział. Ale na przestrzeni kilku lat pojawiły się różne sytuacje, które odwróciły "zły los" i ucięły wszelkie bajki.

Nikomu źle nie życzę, ale ponieważ sytuacje  lubią się powtarzać, więc po roku  jedna z pań złamała rękę w pracy, a pozostałym dokucza coś innego i musiały się wreszcie zająć sobą.

I jest coś na rzeczy w powiedzeniu, że karma wraca. Albo jako dobro, albo jako zło. W zależności od tego, której strony dotyczy i jak to odbieramy indywidualnie.

Ps. Jedną ręką biustonosza nie da się zapiąć, a jedyne co można zrobić( w tej sytuacji) to podrapać się po głowie...i świecić oczami zamiast 'cyckami'. Niektórzy lubią robić sensację z niczego i snuć domysły (na głos).

03 lipca 2021

O urokach boskiego życia.

 cudowne jest życie singla

gdy gaz* z odbytu prycha

nie straszna wtedy osoba

przy której bon ton znika.

 

cudowne jest życie singielki

gdy skóra z ciała obwisa

nie straszna wtedy osoba,

której napięcie zwisa.


cudowne jest życie staruszka

gdy ślina z ust pryska

nie straszna jest wtedy osoba

co trzyma właściwy dystans.


cudowne jest życie staruszki

gdy mocz z pęcherza płynie

nie straszna jest wtedy osoba

co  mokry pampers zwinie.


cudowne jest życie wolnego

gdy nie chce się w domu sprzątać

nie straszna wtedy osoba

co też nie będzie się krzątać.


cudowne jest życie wolnej

gdy włos  w nieładzie na głowie

nie straszna wtedy osoba

co myśli o tym podobnie.


cudowne jest życie bezżenne

bo można zawsze się urwać

lecz nie wiadomo z czego?

przecież to tylko chwilówka.


cudowne jest życie bezmężne

bo można sobie pohulać

nie wiąże wtedy zrzędzenie

że to "moja" połówka.


cudowne jest życie luzaka

bo można pojeść do syta

i nikt nie zamknie lodówki

gdy pas od spodni zazgrzyta.


cudowne jest życie luzaczki

gdy zmarszczek na twarzy przybywa

bo nikt podczas kłótni nie wytknie

 że latek mi nie ubywa.


Cudownie jest żyć samotnie,

bez strachu o akceptację

bo przecież trzeba być chorym

by kochać codzienną lustrację?

 

Kurze nie starte przez tydzień

panoszą się na meblach

kto by się tam przejmował ?

przecież to tylko detal.

Łazienka moczem waniajet 

odświeżacz tu nie pomoże

trzeba zakasać rękawy

bo robi się niedobrze.

Kuchnia się obraziła- ma na nas wywalone

lodówka brudem ocieka- zamyka swoje podwoje.

 

Aż jeść się odechciewa 

i życia... tak przy okazji

więc może dyla na imprę**?

z partnerem/ką co się nie obrazi, 

że tylko czasem spotkanie...

lecz za to z jaką pompą?  koszulka, gajerek,

 lśniący but, 

fryzura prosto z salonu 

i równie piękna partnerka - wolna i bez welonu. 

Takie to życie też bywa . Jest pięknie, jest bród/brud.

Lecz nie ma się czym przejmować, wszak singiel

jest jak Bóg....

Samotny i doskonały. 

Sam dla siebie.

 

*  metan?

** impreza


02 lipca 2021

O budowaniu gniazda i wąchaniu skarpet.

 Tak się zastanawiałam, czy wypada nasrać we własne gniazdo?  I doszłam do wniosku, że nie ma co się powstrzymywać, bo przecież na okrągło ludzie to robią. Tyle tylko, że nie zawsze są tego świadomi, z powodu perspektywy. Patrząc na Polskę jako gniazdo- wyrażamy się w różny sposób o jej plusach i minusach, patrząc na Europę czy Unię E.- też potrafimy zmyć głowę niektórym i pojechać od góry do dołu po znajomych. O rodzinie nie wspominając ( publicznie nie mówi się o tym wprost, tylko używa zamienników). 

Ale zamiast robić we własne gniazdo, może lepiej zastanowić się jak je dobrze zbudować?

Z reguły ludzi dzielimy na (podział podstawowy)

a. młodzi z różną wiedzą/ niewiedzą na temat związków

b. starsi z różnym doświadczeniem i wiedzą /niewiedzą na temat związków

Przy czym  jedni klasyfikują wg. :

1. wieku, 

2. inni wg. indywidualnych zachowań 

3. wg. dojrzałości tzw. emocjonalnej czy innej

4. pozostali wg. dojrzałości duchowej

5. inni wg.stanu posiadania ( zawód, wykształcenie, majątek, status, itp).

Młodym z racji wieku jest łatwiej  dogadać się, chociażby z tego względu, że  nie niosą ze sobą balastu przeszłości i są bardziej otwarci na wypracowanie własnego szablonu w związkach niż ma to miejsce w przypadku osób starszych. 

Podział podstawowy na starszych i młodszych, tylko pozornie związany jest  z wiekiem i doświadczeniem, bo w dużej mierze dotyczy też rozwoju tzw. uczuć wyższych. Tu główną rolę odgrywa otoczenie, w jakim wychowujemy się i to z czym przyszliśmy na świat (np. doświadczenia z okresu prenatalnego czy ciało duchowe)

*

 Jak można przekonać się czym jest wyższe uczucie? Bardzo prosto: wystarczy przyjrzeć się swojej wielkiej pasji. Poczynając od codziennego picia piwa pod ławką na skwerku, poprzez nałogowe czytanie nawet podczas jedzenia, czy siedzenie w garażu i dłubanie w drewnie, takoż kompulsywnym robieniu zakupów itp.

Wszystko to co wskazuje , że mamy/ uwielbiamy coś, co :

a. pochłania nas w dużej mierze

b.tak organizujemy sobie czas by go mieć dla naszej pasji czy innego nałogu

c.nie przeszkadza nam brak akceptacji otoczenia dla niej/niego ( szkodliwej lub wręcz przeciwnie)

d. nie drażnią nas drobiazgi,  które są związane z przedmiotem/podmiotem naszego uwielbienia

e. żeby zrealizować się w ...( miłości do...)  jesteśmy w stanie znieść wiele przeciwności, łącznie ze zmianami, jakie wskutek tego mogą się pojawić ( też niekorzystne, gdy nasza uwaga jest skierowana w niewłaściwym kierunku np. hazard itp. )

Jak widać i nałogi mogą wskazywać na coś pozytywnego, chociaż same w sobie tym nie są.

Tak punktowo i pokrótce można scharakteryzować uczucie wyższe, które albo jest w związku między dwojgiem ludzi, albo go nie ma. Bo obie strony muszą czuć dokładnie to samo, żeby wszystko grało. Wtedy żadne szablony nie są potrzebne albo inaczej - jest jeden i ten sam.

Także warto przyjrzeć się swoim pasjom, by zobaczyć czy to tylko chwilowa ekscytacja czy coś bardziej trwałego. Bo nagle może się okazać, że nie ma w nas nic z uczuć wyższych, bo nie spełniamy warunków ( a-e itp.) i skaczemy z kwiatka na kwiatek, od jednego/nej do drugiego/giej ekscytacji. I dziwimy się, że z nikim nie możemy dłużej wytrzymać albo ktoś z nami.  A to  proste- brak uczuć wyższych. Chwilowo lub długotrwale. Więc nie ma co podskakiwać , bo nawet gdy złapiemy  poprzeczkę na wyższym poziomie to ileż czasu można na niej wisieć bez własnego podparcia?( własnych uczuć) . Warto powisieć na drążku aż do bólu , żeby się przekonać co nas czeka...

Więc dość szybko schodzimy z chmur na ziemię...Małostkowość i drobiazgowość to ziemski poziom, a nie niebiański. I te drobiazgi w życiu codziennym stają się najbardziej dokuczliwe, chociażby z racji ich powtarzalności. Dotyczy to związków, które połączyła emocja (chwilowa lub  bardziej długotrwała) i lęki ( mniej lub bardziej uświadomione), a nie wyższe uczucie.

Uczucie, jeżeli już wiemy czym jest  i czujemy miętę, musi być skierowane we właściwym kierunku. Jeżeli  jest tylko jednostronne, to wiadomo, że drugą stronę ( tą bez miłości) będzie drażnić wiele rzeczy. A to, że skarpetki schowane/ nie schowane w szafce w przedpokoju, a nie w komodzie, czy innej szufladzie w meblościance, że noże w suszarce stoją czubkiem do góry/ do dołu, że siedzi i prowadzi bloga/nic nie robi zamiast zająć się czymś innym, że gazeta odłożona/ nie czyta gazet, itp. bzdety. Dużo tych, że....

A im dłużej trwa związek, tym gorzej i frustracja narasta. U obu stron. Więc albo zaczyna się prowadzić drugie życie, równolegle do pierwszego , udając że wszystko ok., albo ludzie się rozstają albo żyją siłą przyzwyczajenia i przysięgi małżeńskiej, bo poczucie obowiązku stawiają na 1-szym miejscu. I szukają odpoczynku od domu i tego co stworzyli , uciekając w....hobby i inne nałogi, które z kolei pośrednio  wskazują im czym jest prawdziwa miłość ( uczucie wyższe) i że to właśnie muszą w sobie odnaleźć. I kółko się zamyka.

Ps. Chwilowo nie narobiłam do własnego gniazda. Może dlatego, że przestałam wąchać skarpetki po ściągnięciu, a może dlatego, że lato przyszło i gołe stopy?