Było, minęło. Czasu kijem się nie zawróci, tak jak i wody. Popełnione błędy wychowawcze z czasem dadzą o sobie znać i nie pomoże bicie się w piersi. Ale co tam. W sumie każde pokolenie ma swoje wady i zalety, które uzależnione są w pewnej mierze od czasów w jakich się żyje i dorasta, a nie tylko od stworzonych przez rodziców/ opiekunów/państwo warunków do indywidualnego rozwoju.
Okres odbudowy państwa ze zniszczeń wojennych mamy już dawno za sobą, przeobrażeń ustrojowych związanych z demontażem żelaznej kurtyny również . Nastał wreszcie okres upragnionych swobód i długo oczekiwanej wolności gospodarczej. Doczekaliśmy się wreszcie urlopu tacierzyńskiego i rodzinnego dodatku wspierającego (500+). Nareszcie są warunki by stworzyć szeroki wachlarz możliwości poznania zdolności lub beztalencia potomstwa. Pytanie tylko czy jest na to czas i cierpliwość?
Czas na obserwację dziecka podczas zabawy i podczas innych zajęć domowych/niedomowych. Czy chce nam się dostarczać nowych bodźców w celu poznania/ rozwijania aktualnych zainteresowań dziecka? A może wolimy/musimy pozostawić to odpowiednim placówkom i umyć ręce, ograniczając się do weekendowo-świątecznych wypraw w znane/nieznane ?
Czym jest podążanie za dzieckiem ( wg.mnie)? Jest ono obserwacją dziecka podczas wspólnie spędzonego czasu i dostarczanie/stwarzanie możliwości do rozwijania rozpoznanych przez nas zdolności, predyspozycji i zamiłowań. Oczywiście wszystko do czasu.
I chociaż zawsze pozostaniemy dziećmi, to i tak kiedyś przyjdzie czas żeby dorosnąć i wreszcie zrobić użytek też z tego co o sobie wiemy . Oczywiście o ile będziemy mieć ku temu warunki.
Ty durniu/blondynko/ palancie/idiotko może nam zatem towarzyszyć do końca życia, zwłaszcza gdy wyrzucamy coś sami sobie. Samokrytyka pod własnym nosem jest bowiem o wiele łatwiej przyswajalna niż wtedy gdy słyszymy ją z ust innych, np. przyłatanych rodziców (przełożonych) w wieku dziecinnym (w porównaniu do naszego rocznika), od własnych dzieci, które wybiły się na niepodległość na naszych lub cudzych ramionach i mają krótką pamięć, od współmałżonka/partnera życiowego z przerośniętym ego zamiast z rozkwitłym w całej okazałości poczuciem humoru i własnej wartości.
Ale przecież to nic nowego...to tylko taka spóźniona refleksja . Zresztą już wspominałam, że mam spóźniony zapłon.
Ps. Może nawet jeszcze napiszę coś w odpowiedzi na komentarz Stokrotki? "....nie trzeba przejmować się tym jak ludzie oceniają innych...." A może i nie napiszę? Przecież nie tylko ciało ma być fit, ale i mózg też. Więc lepiej samemu zastanowić się jak to z tą oceną jest. Podobno myślenie nie boli... :)
Tymczasem nasunął mi się inny wątek : o modzie na fit .
Na własnej skórze przyszło mi kiedyś doświadczyć czym jest połączenie niskiego poczucia własnej wartości z rzeczywistością tj. z oceną ( wypowiedzianą w dobrej wierze) innych na mój temat. Wyszedł z tych składników niezbyt smaczny shake....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz