24 sierpnia 2022

( Nie) boska energia i różniczka bez różniczki.

 Jak tak dalej pójdzie, to obawiam się, że wzrost ilości osób złorzeczących na własną sytuację, może spowodować, że energia myśli pójdzie nie w tą stronę co należy lecz w przeciwną. Skutkiem tego , ktoś tam , gdzieś tam, wciśnie paluszkiem czerwony guziczek lub wyda równie denny jak nastroje społeczne rozkaz i wszyscy wyparujemy znienacka w najmniej spodziewanym momencie (bezbolesna opcja optymistyczna) lub będziemy brać nogi za pas i zwijać się jak w ukropie opuszczając domowe pielesze w tym co na grzbiecie i pod pachami ( żałosna i litościwa opcja pesymistyczna). 

Tak czy siak w ogólnym rozliczeniu i tak każdy wyjdzie na swoje:

a-kto przeżyje, ten będzie dalej żyć ze sobą i z innymi

b-kto umrze, ten zostanie wyzwolony z okowów ciała/ materii

I jak tak patrzę na to co napisałam, to mi wychodzi, że bez tego guziczka i dennego rozkazu mamy dokładnie to samo ( a i b). Różnica między powyższymi skutkami tzw. energii pozytywnej i negatywnej  , to jakość życia i ilość żyjątek do wykarmienia . 

Wychodzi więc na to, że opuszczając swoje " Ja jestem" , każdy kierunek  którym wędruje energia  jest w porządeczku, bo efekt końcowy i tak jest ten sam. 

Kto wie, być może tak właśnie myśli siła wyższa...Bo kto by się tam przejmował jakimś  Jankiem muzykantem czy  Czerwonym Kapturkiem, o innych płastugach, żarłaczach, wymarłych i żyjących dinozaurach i zlodowaciałych mamutach nie zapominając.

Tak czy siak wszystko ma swoje wymagania.. energetyczne. Także tego, no...wychodzi na to, że to co świetliste, to nasz pan i władca-  jaśnie nam panująca ...Energia. Nawet jeżeli nie przyłożymy do niczego ręki, to i tak jest coś co nas pcha do działania. Oczywiście do czasu, dopóki nie wykończymy się sami lub zrobią to za nas inni.  I wszystko wiadomo :

a. trza wyzionąć ducha - tak mówi ciało 

b. trza opuścić ciało - tak mówi duch (oddech) i zabiera ze sobą resztę ferajny. 

Ps. Chyba jestem jednak nieco wk......na, bo normalny, zdrowo nierąbnięty człowiek to o tej porze albo śpi albo robi na 3-ciej zmianie.



16 sierpnia 2022

Filozofia starego piernika.

 Z wiekiem, skonstatowałam ostatnio, zrobiłam się strasznie przyziemna. I nie wiem czy tak wszyscy mają, z powodu  dołka ( tego wykopanego w ziemi) w perspektywie, czy to raczej bagaż zebranych doświadczeń staje ramię w ramię z siłą ciążenia i skłania człowieka do pochylenia się nad ziarnkiem piasku?

Ech, rozmarzyłam się z tym ziarnkiem piasku, bo póki co, to z powodu tej przyziemności , postanowiłam wreszcie sięgnąć po śledzie z piernikiem. Tak, tak. Nie tylko zdarza mi się czasem pierniczyć głupoty, ale najwyraźniej stary piernik ze mnie wychodzi na....stare lata. Nic więc dziwnego, że skoro ciągnie swój do swego, to musiałam wreszcie trafić na odpowiednie śledzie. 

Stały sobie, a raczej leżały, w oleju, pokrojone na kawałki, w ładnym owalnym opakowaniu. W miarę przezroczystym. I chociaż kawałków nie dało się policzyć ( liczykrupa też mi wyszła przy okazji ), to można było zorientować się w proporcji: śledzie-cebulka. Okazało się, że produkt jest tym razem bezcebulowy, więc obawa przed połamaniem zębów na niezjadliwych białych krążkach (tudzież krajance  wielokrotnego użytku), odpłynęła . A nawet potruchtała z wdziękiem.

 Lekko różowy kolor śledzika co prawda nie zachęcał wzrokowo, ale masa śledziowa w czystej oleistej zalewie zrobiła swoje. Zdobycz zakamuflowałam w lodówce i czekałam na odpowiednią chwilę. Wreszcie nadeszła. 

Wyciągnęłam ostatnią starą cebulę z dna koszyka, która czekała 3 m-ce na specjalną okazję. Ach, co to był za rarytas! Mięciutka, kruchutka, aż trzeszczało podczas krojenia. Wreszcie krążki zaległy na różowiutkich niczym niemowlę śledziach.

 Wtręt: 

Dwa wcześniejsze okazy( cebuli) odbyły służbę czuwając w oknie . Wypuściły mierny szczypiorek, który stanowił  punkt zaczepienia dla wzroku szukającego zieleni w kuchni.  Pozostałe sztuki, po uporczywej saunie w towarzystwie innych warzyw, zostały spożyte w postaci zupy- kremu. Tym razem nie dałam wyprowadzić się na manowce! Najpierw udają, że dadzą  się zjeść na surowo, a potem czekaj człowieku, aż się wyleżakują w domowym ciepełku do czasu zjadliwości. A jak przegapisz właściwy moment, to wiadomo....smród  się niesie i można się jedynie obejść smakiem.

Jeszcze tylko chlebuś i ciepłe mleczko na ugaszenie pragnienia...po uczcie. No i przystąpiłam do degustacji...cebulka słodka i miękka, mniam, mniam.  I nie tylko ona. Słodki okazał się też śledzik, który chociaż słony, to jednak ...z niego też piernik. Jako i ze mnie wyszedł. A to wszystko to wina...korzennych przypraw, a najbardziej to chyba jednak goździk i cynamon było czuć w smaku. Tak że już sama nie wiem czy to ode mnie tak jedzie piernikiem, czy to te śledzie....

Ps. Ech, życie...jak to wszystko się popierniczyło od czasu wybuchu tej wojny na Ukrainie...Jak tak dalej pójdzie, to i nad tym ziarnkiem piasku będę się chyba rozwodzić....

Ps. 2. Mam nadzieję, że mnie w nocy nie będzie suszyć i mleczko zrobi swoje... 

Ps.3 Dodatek specjalny : 



12 sierpnia 2022

Subiektywizm normalności.

 Znowu zostałam " babcią"? Jak się okazało poniewczasie, Filuś i Fellunia nie na darmo wysiadywały jajka. Jedno okazało się być zalężone. Tak więc odchowana Figa ma już ponad 2 miesiące. Wychowanie ptasiego krewnego to wyzwanie nie lada. W każdym razie czuję się członkiem stada. Aż chce się żyć.. Taka akceptacja to skarb :-)

Ps. Każdy ma swoje przyjemności/nieprzyjemności....

10 sierpnia 2022

Nic ciekawego... to tylko żale jak ta lala!

 Męczą mnie ostatnio koszmary/ humoreski wszelakie:

a. niesiatkarskie zagrywki z  podwyżkami cen za wszystko, 

b. pogrywanie na nerwach zamiast na instrumentach ,w wykonaniu nie tylko mediów i otoczenia,

c. pieczenie wielu pieczeni na jednym ogniu przez polityków różnych opcji,

d. wiszący w powietrzu wirus i zagęszczona atmosfera międzynarodowa zamiast znanego i przyjaznego smogu,

e.  liczne pionki w grze zamiast figur,

f.  łączenie (nie)przyjemnego z (nie) pożytecznym bliżej nie sprecyzowane/ sprecyzowane indywidualnie.

I skoro już otworzyłam tę puszkę Pandory, to nie omieszkam wylać swe żale  zamiast pomyj . A wszystkie związane z ludzką naturą - jak jeden mąż/ żona :  " że też, kurka wodna,  nie można najeść, napić, wymyć , wysrać się na zapas, no i co kto tam jeszcze chce". Bo czy życie wtedy nie byłoby prostsze? Potem by tylko człowieka ubywało, ubywało aż do całkowitej mumifikacji...a może nawet zdołałby człek wyschnąć na wiór? 

A potem wiadomo....Trochę kleju/ żywicy, prasa , ciśnienie i mamy płytę wiórową ...jak ta lala, a nie jakiś tam proch, który tylko robi zadymę...

Ps. Miało być prawie o czym innym, a wyszło prawie jak zwykle. Takie to prawo.

07 sierpnia 2022

Sodoma i Gomora z Ja Jestem.

 Hmmm...od czego by tu zacząć? Może od przewrażliwienia/ uwrażliwienia ?

Od kiedy zaczęłam zauważać u siebie powielanie niektórych zachowań rodziców znacząco zwiększyłam kontrolę na sobą. Być może dlatego, że nie chcę być nimi w żadnym wydaniu. Skutek jest różny. Raz jestem z siebie zadowolona, a innym razem  nie za bardzo. Nerwy puszczają  jak szwy w przyciasnych spodniach i wtedy pozostaje świecić oczami/ doopą za własną niesubordynację. Refleksja przychodzi wtedy po fakcie, np:" znowu byłam moim ojcem/ matką, a nie sobą", co na pewno nie wyszło mi na zdrowie.

 A tyle czasu człowiek strawił na tym by być sobą....Całe dotychczasowe życie...Tyle doświadczeń takich i siakich, miłych i niemiłych, by dotrzeć do własnego Ja Jestem ( JHVH), a tu znowu wychodzi na wierzch utożsamienie z rodzicem/ opiekunem/ grupą środowiskową czy innym diabłem iwanem i czar pryska...A już tak dobrze Się czułam ze Sobą.

A najbardziej to chyba boli utożsamianie się z ocenami innych na swój temat. Zwłaszcza gdy nas nie łechcą mile, a pokazują jak bardzo różni się nasze mniemanie o sobie z mniemaniem otoczenia. I nie ma tu większego znaczenia czy otoczenie nas dobrze zna  czy nie, bo przecież tak do końca i my sami nie poznaliśmy siebie, a jesteśmy ciągle w trakcie procesu usuwania niechcianych naleciałości, aż do  momentu  kiedy znikają wszystkie bolączki cielesne i duchowe rozterki.  Łącznie z wszelkimi przerostami (nie tylko prostaty czy ego) i niedostatkami. Przynajmniej na chwilę.Tę jedną, niezapomnianą, kiedy można wreszcie spocząć w spokoju i być ŚP.

 I wszystko byłoby pięknie, ale nie wiadomo czy to już wreszcie koniec zbierania doświadczeń  w ciele, czy zakończyliśmy proces poznawczy czy czeka nas znowu gleba ( ziemia)i  wszystko zaczyna się od nowa. Ponowne narodziny, nowe życie, poznawanie siebie i zdobywanie kolejnych doświadczeń ....No i spotykanie dawnych znajomych, którzy w międzyczasie również zmienili ciało i pod przykrywką nowych postaci i nazwisk, znowu rozpoczną włażenie w doopę i rozpieszczanie do granic niemożebnych lub nękanie cudacznymi ocenami by uprzykrzyć nam żywot, w odwecie za niewyrównane rachunki krzywd z poprzedniego wcielenia. 

Sodoma i Gomora z tym życiem!

 


01 sierpnia 2022

Nie powiem...czyli o dzikich/ oswojonych lokatorach.

1. Nie powiem.... czasem zdarza mi się wstać lewą/ prawą nogą lub obiema naraz, z różnych powodów :

a. kiepski tematycznie sen/brak wymarzonego snu/ wyśniony sen

b. nieprzespana noc/przespana noc

c. inne

2. Nie powiem...w ciągu dnia targają/ nie targają biednym człekiem rozmaite emocje. Ale przeważnie ciągną  tą smycz raz w te raz we wte, a czasem potrafią się nawet zerwać z uwięzi. Co za los. I tłumacz się potem człowieku, że rzuciłeś talerzem o ścianę...czy że zakląłeś pod nosem ( w delikatnym wydaniu) lub poleciała ci ręka nie tam gdzie trzeba  w stronę narzędzi kuchennych wysokiego ryzyka. Przecież nie każdy ma siłę by walczyć z własną słabością...

3. Nie powiem...zdarza się, że dobra/zła wola też bierze nad człowiekiem górę i co zrobisz? Przecież z wolą nie wygrasz. Nie ma szans, najwyżej można przeczekać jej humory a przy okazji posłuchać co ma serce do powiedzenia,  czy motyle w brzuchu nadal się trzepią z wystarczającą siłą czy padły z niedożywienia...

4. Nie powiem...rozum czasem też bierze górę, ale ogólnie wiadome jest że licho nie śpi i tylko czeka by pomieszać szyki. Ileż można być na czuwaniu, przecież czasem trzeba przymknąć oko. Nawet i kilka razy w trakcie życia, ale potem wiadomo, sumienie( o ile w ogóle przyszło na świat razem z nami) nie pozwala/ pozwala nam spokojnie zasnąć, ale o błogim bujaniu w obłokach można w ogóle zapomnieć. A wtedy wiadomo....patrz p. 1

5. Nie powiem...no i jeszcze ten instynkt zachowania gatunku i przetrwania. Ten też ma swoje wymagania . Dobrze, że tylko do czasu....menopauzy/andropauzy, bo potem jest nieco bardziej uległy i skłonny do kompromisów. O ile oczywiście mu hormony nie dadzą czadu i wcześniej człek nie odwali kity!

Pytam się więc : jak tu żyć, skoro ani chwili spokoju nie można zaznać. Zawsze COŚ mną chce rządzić., jakaś siła wyższa. A ja, biedne ciało, łapię tylko ten oddech by wszystkim   prawomocnym  lokatorom dogodzić i ledwo zipię. 

Nie ma to jednak jak ruch/ sport/ praca fizyczna.  Nareszcie mogę coś zrobić dla siebie. Bo żeby zaspokoić tylu  pracodawców (lokatorów) to przecież trzeba mieć płuca.... jak... miechy kowalskie.


Wystarczy chcieć?

 Zanim rozprawię się z siłą wyższą, skomentuję wczorajszą wypowiedź jaka padła w mediach w temacie robienia zapasów przez klientów sklepów z rozmaitościami. Stwierdzono, iż nie zabraknie ani cukru, ani innych podstawowych produktów spożycia codziennego, więc nie ma co siać paniki i robić nadmiernych zapasów. 

Tymczasem powód czynienia ponadwymiarowych zakupów jest u swej podstawy całkiem inny. Ludzie kupują teraz więcej, żeby za to samo nie płacić więcej, bo przecież nigdy nie wiadomo kiedy inflacja powie:" Stop. Muszę odpocząć. Mam dość tej wspinaczki". 

Tak więc sprawdza się stare powiedzenie, że punkt widzenia zależy od miejsca/punktu siedzenia. A z wieży widokowej przecież lepiej obserwować krajobraz, a nie to co co robią mrówki w kopcu.

Po upuszczeniu powietrza z balona wczorajszej emocji, poranna informacja usłyszana w radio , że wzrosły dwukrotnie ceny papieru toaletowego, bo tak bardzo wzrosły ceny gazu, z którego korzystają zakłady odpowiedzialne za m.in.ten produkt doraźnego wykorzystania, nie wywarła na mnie już większego wrażenia. W razie co, zawsze można przerzucić się na materiałowe chusteczki do nosa wielokrotnego użytku, liście chrzanu, trociny czy inny susz zalegający na wykoszonych trawnikach. Wystarczy chcieć...