Hmmm...od czego by tu zacząć? Może od przewrażliwienia/ uwrażliwienia ?
Od kiedy zaczęłam zauważać u siebie powielanie niektórych zachowań rodziców znacząco zwiększyłam kontrolę na sobą. Być może dlatego, że nie chcę być nimi w żadnym wydaniu. Skutek jest różny. Raz jestem z siebie zadowolona, a innym razem nie za bardzo. Nerwy puszczają jak szwy w przyciasnych spodniach i wtedy pozostaje świecić oczami/ doopą za własną niesubordynację. Refleksja przychodzi wtedy po fakcie, np:" znowu byłam moim ojcem/ matką, a nie sobą", co na pewno nie wyszło mi na zdrowie.
A tyle czasu człowiek strawił na tym by być sobą....Całe dotychczasowe życie...Tyle doświadczeń takich i siakich, miłych i niemiłych, by dotrzeć do własnego Ja Jestem ( JHVH), a tu znowu wychodzi na wierzch utożsamienie z rodzicem/ opiekunem/ grupą środowiskową czy innym diabłem iwanem i czar pryska...A już tak dobrze Się czułam ze Sobą.
A najbardziej to chyba boli utożsamianie się z ocenami innych na swój temat. Zwłaszcza gdy nas nie łechcą mile, a pokazują jak bardzo różni się nasze mniemanie o sobie z mniemaniem otoczenia. I nie ma tu większego znaczenia czy otoczenie nas dobrze zna czy nie, bo przecież tak do końca i my sami nie poznaliśmy siebie, a jesteśmy ciągle w trakcie procesu usuwania niechcianych naleciałości, aż do momentu kiedy znikają wszystkie bolączki cielesne i duchowe rozterki. Łącznie z wszelkimi przerostami (nie tylko prostaty czy ego) i niedostatkami. Przynajmniej na chwilę.Tę jedną, niezapomnianą, kiedy można wreszcie spocząć w spokoju i być ŚP.
I wszystko byłoby pięknie, ale nie wiadomo czy to już wreszcie koniec zbierania doświadczeń w ciele, czy zakończyliśmy proces poznawczy czy czeka nas znowu gleba ( ziemia)i wszystko zaczyna się od nowa. Ponowne narodziny, nowe życie, poznawanie siebie i zdobywanie kolejnych doświadczeń ....No i spotykanie dawnych znajomych, którzy w międzyczasie również zmienili ciało i pod przykrywką nowych postaci i nazwisk, znowu rozpoczną włażenie w doopę i rozpieszczanie do granic niemożebnych lub nękanie cudacznymi ocenami by uprzykrzyć nam żywot, w odwecie za niewyrównane rachunki krzywd z poprzedniego wcielenia.
Sodoma i Gomora z tym życiem!
Mam troche inaczej bo oczywiscie zyjac w innych warunkach polityczno-gospodarczych i poprawnej polityce jestem do nich przystosowana ale duzo wynioslam od rodzicow/zycia rodzinnego i widze ze wychowujac wlasne dzieci wzorowalam sie na nich, choc wybiorczo. Nawet moj syn czyli calkiem inne pokolenie, stara sie cos z tego co pamieta z wlasnej mlodosci, przekazac synom, urodzonym w 21 wieku. Sa wartosci zyciowe ktore warto zachowac i stosowac.
OdpowiedzUsuńJestem wiec inna niz moi rodzice a jednak mam w sobie wartosci od nich nabyte - i daja sie pogodzic ze wspolczesnoscia.
Wydaje mi się, że wiele zależy od tego , czy "wzorzec wychowawczy" ( o ile w ogóle jakiś jest) jest odpowiednio dobrany do dzieci. Gdy uwagę rodziców/opiekunów/ środowiska pochłaniają tzw. ważniejsze sprawy( w ich mniemaniu) trudno jest znaleźć czas na obserwację zachowań dziecka, a o zastanawianiu się nad wnioskami i szukaniem rozwiązań oraz metod ( co działa /nie działa)można w ogóle zapomnieć. Niektórzy rodzice/ opiekunowie mają to we krwi ( powiedziałabym zachowanie intuicyjne), a inni w ogóle . Z różnych przyczyn ( też z powodu powielania starych metod z pokolenia na pokolenie). Brak odpowiedniego podejścia do dziecka skutkuje potem negacją ( być może siebie?) lub brakiem akceptacji przeszłości ( a przez to być może teraźniejszości?).
UsuńWartości? Jeżeli nie od najbliższej rodziny, zawsze można czerpać od ludzi, których uważa się za autorytet. Ale że jest zróżnicowanie w potrzebach to i autorytety bywają różne.
Tak myślę.
Od tego się nie ucieknie. Nie ucieknie się od naśladowania otoczenia, a zwłaszcza osób, które w jakiś sposób zwróciły naszą uwagę. I dobrze! Dobrze, kiedy "wzorzec" nie ma cech patologicznych jakichś.
OdpowiedzUsuńA branie przykładu z Rodziców jest podstawą wychowania.
Myślę, że co do zasady tak; rodzice/ rodzina jeżeli bazuje się na naturalnych instynktach. A jeżeli mamy do czynienia z ich zaburzeniem u podstawy( rodzice/ rodzina), to wiadomo- cały układ jest zaburzony, w tym i potomstwo. A potem pozostaje dochodzić do siebie( równowagi wewnętrznej) przez resztę życia....
Usuń