To co da się zauważyć, bezsprzecznie, to ciągły wzrost cen. Wraz z nim, niestety, wzrósł mój apetyt. Spoglądam na siebie z lekkim niedowierzaniem, bo jak tak można. Co za słabość ducha! Zamiast zaciskać pasa, postanowiłam trzymać portki w zębach i patrzeć ile jeszcze we mnie wlezie przed zimą. Wszak dobrze byłoby nabrać właściwej tkanki, ale tylko tyle by nie trzeba było zmieniać rozmiaru czegokolwiek prócz dziurki w pasku . No i zaczęłam jesienne szaleństwa zakupowe.
Zamiast "śledzika na raz", który nota bene, jest raczej na mój jeden ząb, kupiłam pół kilo matiasów ( potem przeliczę ilość) .Na dwie kolacje powinno wystarczyć. Niestety, śledzi nie doczekał sos tatarski, który zużyłam wcześniej zamiast majonezu ( kupiony jeszcze po starej cenie) więc pozostaje mi zanurzyć się w jego wspomnieniach podczas kolejnej śledziowej uczty.
Herbatniki petitki 40 g + (w ramach promocji), mają stanowić zadośćuczynienie dla podniebienia łaknącego czasem odmiany.
Zabezpieczyłam również swoją żytnią potrzebę. 0.5 kg płatków zamiast 0,5 l to chyba dobry zamiennik?
Z politowaniem skonfrontowałam cenę "miksełka" z niektórymi margarynami i wyszło mi, że chyba w ogólnym rozrachunku zdrowotnym wyjdę na swoje. Więc zwyciężyły tym razem prostopadłościany zawinięte w przysłowiowe "sreberka".
Nie umknęły mojej uwadze zasmażane buraczki z cebulką i inne....ulubione / osławione wiórki, świetnie nadające się do zrobienia barszczu czerwonego na szybko. Są dla mnie tym czym dla innych " śledzik na raz". A tak. Taki słoik buraczków ( tych zasmażanych) to wciągam na raz. Jako drugie danie. Wspieram w ten sposób ostatnio swoją morfologię, nieco zubożałą po odbytych właśnie prześwietleniach.
No i pozostały ...soki.
Ponieważ wyciskanie soków na masową skalę pozostawiłam innym, pozostało mi jedynie poprzebierać w firmach, cenach i zawartości cukru. Pomijam sok pomidorowy, bo ten to zwykle biorę w ciemno, zwłaszcza dopóki nie zmienią ustawienia asortymentu w sklepie. Po omacku. to i tak będziemy się przemieszczać gdy się świeczki w domu skończą i będzie dobrowolne odgórne zaciemnienie....
A na deser oczywiście...wpis. Trzeba pisać póki jeszcze można korzystać z prądu dla celów prywatnych, bo rokowania są kiepskie....
Ech,że też nie mogę pisać na zapas...Na cholerę ma się coś zestarzeć przedwcześnie lub stracić na ważności/aktualności i być więcej niż niestrawne?
Przecież lepiej jak się coś zestarzeje już po konsumpcji....
zdecydowanie lepiej kiedy zestarzeje się już po konsumpcji.
OdpowiedzUsuńa jak zabraknie prądu - pisać można nadal - ołówkiem w zeszycie. masz zeszyt?
Jakieś luźne kartki...wielkości 7x4 cm, ale lepiej zachować je czyste( w razie braku papieru do podcierania)....To takie jednopalcówki...
Usuń