Po kolejnym okresie tzw. chudych lat, mam wreszcie chwilę wytchnienia. Wróciły dawne np. kawowe przyzwyczajenia, tyle że nie w postaci mechanicznego pośpiechu (w spożyciu) podczas przerwy w pracy, ale w postaci uważności na smak. I nie z powodu poczucia niemożności i braku, tym razem, ale z powodu luzu, że znów mogę sobie pozwolić. Tak więc dogadzam sobie jak tylko wypasiona rogacizna rodzaju żeńskiego potrafi...Nie żebym trawniki obrabiała, jeszcze nie teraz, ale odkrywam nowe smaki dzieciństwa z racji posiadanego metrażu w metryce (i na ciśnieniomierzu) wskazującego na możność spożywania kawy. A w jaki sposób zadziało się? Ponownie poznałam smak kawy z ekspresu , którą chwilowo zastąpiłam zwykłą parzoną z mlekiem waniliowym ( lub czekoladowym) . Udało mi się podrasować ją na tyle, by zaspokoić spragnione zmysły. Wreszcie odważyłam się na więcej i pociągnęłam łyk samego mleczka smakowego z niewielkiego kartonu. Raz i drugi. Oniemiałam. Smak rodem jak lody kakaowe czy waniliowe z lat dzieciństwa. Tyle, że nieco odchudzony, bo 1,5%. Nic, tylko wlać do formy i zamrozić. I cieszyć się mlecznym ...sorbetem. Tyle, że po co czekać tak długo...skonstatowałam. Przecież wystarczy schłodzić i sączyć przez zakrzywioną rureczkę. Mniam...
Latka lecą...a smak ciągle ten sam. Wypasiony w dzieciństwie.
Szczegóły dotyczące uwodnienia...tu:
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Hydratacja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz