28 grudnia 2023

Słów kilka o wspólnocie mydlin i obywatelskiej samodzielności .

 Nie ma co się krygować i kryć za zasadami dobrego wychowania/miłości do bliźniego/ dowolnie przyjętymi wartościami, tylko kiedyś trzeba wreszcie z siebie wyrzucić, nagromadzone też w młodocianym wieku, przemyślenia. Skonfrontowane z rzeczywistoscią spostrzeżenia, związane są z fenomenem życia ,,starczego,,. A czego dotyczy ten fenomen?  Oczywiscie tzw. spokojnej starości, której zwykle nie można doczekać, chociażby z tego względu, że życie przewrotne jest ( z punktu widzenia naszego ego) i to czego ono pragnie jest przeważnie albo niemożliwe do osiagnięcia, albo okupione wcześniejszymi  poświęceniami. Zwłaszcza wtedy gdy to czego chcemy stoi w opozycji do ( umownie) Wszechświata.

Czym jest Wszechświat z punktu widzenia naszej osobowości?

A. to zbiór rozmaitych regulacji , nie tylko prawnych, które żyją swoim życiem tak samo jak my. Odziałujemy na siebie wzajemnie w trakcie żywota. I nie zawsze jest to miłość odwzajemniona.

B.to coś określonego/ nieokreślonego lub nienazwanego/ nazwanego funkcjonującego w naszej Psyche jako tzw. Siła Wyższa. W tym aspekcie również możemy mieć/ żywić wybiórcze uczucia , zależnie od sytuacji i targających nami emocji.

C.niewielki wycinek otaczającej nas indywidualnie rzeczywistości, w której się poruszamy i czujemy  dobrze/ źle. Zwany też w skali mikro-strefą komfortu. Oczywiście przewrotnie.

D.no i ten astronomiczny/astrologiczny, gwiezdny oraz obserwowany gołym okiem ( Natura) i uzbrojonym w kosmiczne soczewki.

Co dla kogo jest Wszechświatem i w jakim stopniu, to odrębna sprawa, ale fakt jest faktem, że ciagle zachodzą wzajemne oddziaływania.

Po sprecyzowaniu tego dość pojemnego pojęcia mogę przejść do wyrzucenia z siebie co gniecie watrobę i sprawia, że nawet pity litrami alkohol nie powstrzyma jej gnicia, o śledzionie i trzustce nie zapominając.

A mianowicie to, że życie człowieka zdaje się być prowadzone wbrew tzw. prawom Naturalnym. Z obserwacji życia wynika że :

1.wszystko co jest - jest odrębnym, samodzielnym bytem.

2. każdy byt jest w pewnym stopniu powiązany z innymi, lecz funkcjonuje=żyje jako organizm, niezależnie, chociaż czasem z pomocą np. dodatkowych urządzeń podtrzymujących życie , innych środków 

3. komórki ( w tym tzw. rodzinna) rozmnażają się i odchowują ,,młode,,, aż do momentu uzyskania przez nie samodzielności, czyli do momentu kiedy są zdolne/ niezdolne do utrzymania się przy życiu. To samo dotyczy gwiazd, planet czy innych odlotowych czarnych/ białych dziur, prawa, wierzeń, języków, tradycji...

Tak właśnie postrzegamy życie. I nie ma w tym nic dziwnego, za wyjątkiem tego, że element Wszechświata zawierający się w p. A próbuje wcisnąć nam kit, poprzez niektóre prawne regulacje, że jest wręcz przeciwnie. Że jesteśmy ciągle powiązani pępowiną z komórkami macierzystymi i że musimy w uzasadnionych przypadkach udowodnić, że jest inaczej , że my to nie one, tj. że nie jesteśmy wielbłądem ani jego poganiaczem i stanowimy odrębną mentalnie (ale nie zawsze genetycznie) jednostkę.

 I chociaż mamy przysłowiowego garba  na grzbiecie to albo jest to po prostu plecak z bagażem życiowych doświadczeń, który dźwiga się do końca swoich dni, albo butle z tlenem(mieszanką gazów), które mają nam ułatwić przeżycie podczas życiowej zawieruchy jaką jest dorzucenie nam ciężaru nieodpowiedzialnego/ zamotanego ziomka.

W odwrotnych sytuacjach, trzeba udowadniać nieznanemu nam otoczeniu , ukrytym w  słowie np.państwo/przepis, że jesteśmy dziećmi wielbłąda, chociaż już z daleka po garbie widać, że tak, bo ten garb pasożytujący na ciele żyjącej rodziny-to właśnie my.

Tak czy owak, nie jest lekko, bo wszystko co dobre ma swoje niezbyt miłe przeciwieństwo . Patrząc na życie z tej perspektywy, można by wysnuć wniosek, że:

-im mniej powiązań/ związków/uzależnień -tym większa szansa na spokojnie szczęśliwe życie 

-niektórzy podświadomie/nieświadomie uwielbiają cierpienie i towarzyszące mu pokrewne uczucia, więc wikłają się w rozmaite nieprzyjemne sytuacje i spełniające ich zapotrzebowanie, relacje ( co można zmienić- na szczęście)

Ale ponieważ odbiegłam nieco od sedna postu, po tak rozbudowanym wstępie  czas przejść do babciowych konkretów/spostrzeżeń:

-kultywowanie tradycji rodzinnych/ genealogicznych z punktu widzenia jakiejś wspólnoty terytorialnej i prawnej ma na celu utwierdzenie społeczności w niej funkcjonujących, że obowiązek dbania o miejscowych nie spoczywa na np.państwie, ale na tzw. rodzinie. I chociaż tworzy się programy tzw. prorodzinne i przeznacza środki, to ich źródłem jest haracz ściągnięty wcześniej od rodzin/ jednostek zamieszkujących dany teren. W przypadku braku rodziny czy kogokolwiek ,komu można by było przypisać obowiązek dbania o np.leciwego i ,,zapyziałego starucha,, ( w różnym wieku) najlepiej jest zamknąć oczy i poczekać na zgon niewygodnej dla wszystkich jednostki, a potem obciążyć kosztami piątą wodę po kisielu, coby nie uszczuplić budżetu państwa/ wspólnoty.

Bo taka to właśnie jest ta wspólnota. Co moje ( wszystkich) to nie do ruszenia przez wszystkich, a jedynie tych na wierchuszce. A co twoje genetycznie- to twój osobisty obowiązek  by wziąć na swoje barki/utrzymanie. 

Tak więc rola obywatela w państwie polega na utrzymaniu państwa i na utrzymaniu siebie. Tak samo jak i zapewnienie sobie indywidualnie bezpieczeństwa, itp, miejsca pracy, itd...

A jaka jest w takim razie rzeczywista rola państwa w państwie prócz narzucania i pilnowania/ egzekwowania wywiązywania się obywateli ze swoich obowiązków, skoro o wszystko człowiek musi starać się/ zabiegać sam? 

Czy patrząc z takiego punktu widzenia, wszelkie granice państwowe i administracyjne nie powinny zniknąć, skoro i tak wszystko ciąży na każdym pojedynczym człowieku....?

Ale wracając do tej wymarzonej spokojnej starości w gronie rodzinnym  lub nie i fenomenu życia wiecznego.., to śmiem wątpić czy coś takiego w ogóle istnieje, czy nie daliśmy sobie zgodnie z kultywowaną regionalnie tradycją wmówić, że jak nie dla pierwszego to chociaż dla drugiego warto żyć...A prawda leży oczywiście gdzieś indziej....

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.  Ale nie te na własne potrzeby, ale na potrzeby innych...Tych ze ,,wspólnoty,,,oczywiście.  Przecież muszą z czegoś żyć...

Bo taka to właśnie wspólnota jest...., że każdy pilnuje swojego interesu.

 Może czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu, a nie mydlić oczy społeczeństwu, sąsiadom? I tu też tkwi problem, bo jak wcześniej wspomniałam, każdy indywidualnie ma przemyć sobie oczy...Nikt za niego tego nie zrobi odgórnie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz