04 października 2021

Zebrałam się wreszcie do kupy i odnalazłam perpetuum mobile*.

 Dzień zaczął się dość niewinnie i przewidywalnie. Wstałam nieco za wcześnie, poszłam do kuchni i zachłysnęłam się sokiem pomarańczowym , pociągając łyka wprost z butelki. Wykasłałam się na dobre i złe, poczułam znajome wiercenie w jelitach i poszłam odsiedzieć swoje w świątyni dumania.

 A że życie nie znosi pustki, to po uwolnieniu dwunastnicy z zaległości, nadszedł czas by przekąsić śniadanie według tradycyjnej i sprawdzonej receptury. Kostka serka topionego( podobno ze szczypiorkiem) i słaba kawa - niby to po turecku .Taka z fusami, wiecie, chociaż to przecież mielonka z ziaren, ale skoro tak się przyjęło...to niech będzie, że po turecku.

Ponieważ chlebusiem delektowałam się na kolację, w ilości wskazującej na dwa posiłki, więc bezkanapkową tłustością serka mogłam się nacieszyć do woli. Pojedzona i najedzona mogłam wreszcie zastanowić się kolejny raz nad życiem. I tak doszłam do odkrywczego wniosku związanego z , jakby nie patrzeć, szambiastymi priorytetami. I stwierdziłam, że życie w swej biologicznie istotnej treści, kręci się wokół treści. I to dało mi przyczynek do podzielenia swojego życia na  dwa etapy:

a. okres niekontrolowanego i nieświadomego wydalania stolca

b. okres kontrolowanego wydalania strawionych treści przy większym lub mniejszym nacisku wewnętrznym i/lub nacisku odgórnym ( tj. chęć przyspieszenia  procesów biologicznych lub zwolnienia hamulców, za pomocą tzw.czynników zewnętrznych)

Etap życia b. ( be) może rzeczywiście być be, zwłaszcza gdy nie przywiązujemy wagi do tego co jemy i co wydalamy, zwłaszcza wtedy gdy nasze skupienie /uwaga ukierunkowane są na czerpaniu z życia garściami i zatrzymywaniu, a nie wydalaniu. Tymczasem nadchodzi oczekiwany czas wolny od wszelkich zajęć, kiedy można wreszcie o dowolnej porze i dowolną ilość czasu spędzić na ulubionej desce od sedesu i nic( czas, obowiązki) i nikt ( towarzystwo) nie będzie nas poganiać. I tu też nas może spotkać niespodzianka. Zatwardzenie. 

I tak sobie pomyślałam, że kocham tą porę roku, kiedy wreszcie pojawiają się śliwki , bo ich garść zjedzona późnym popołudniem może zdziałać cuda w jelitach ( rano). 

Dzisiejszym cudem okazał się też post. I chociaż nie jest to " Świat według Garpa"**, a  tylko " życie według 'w temacie' ", to jakby nie patrzeć dotyczy ono wszystkich żyjątek i kręci się wokół jednej, a raczej trzech podstawowych czynności, które pociągają za sobą całą resztę...Można by nawet rzec, że są silą napędową życia na Ziemi , takie danie główne i nasze małe, ale jare "must have" : oddychanie, jedzenie i sranie. Reszta jest tylko przystawką...

 

*https://pl.wikipedia.org/wiki/Perpetuum_mobile

**https://www.gloskultury.pl/swiat-wedlug-garpa-recenzja/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz