09 lutego 2023

O przetwórstwie ryb i wyborach.

 Czuję się jak wypluta. Teoretycznie powinnam teraz położyć się na podłodze, pooddychać z tym problemem-robiąc sobie sesję , ale okoliczności mi nie sprzyjają. Ptaszki zażywają kąpieli, świergolą, wrzeszczą i pokrzykują. więc mam ubaw z obserwacji przepychanek przy " basenie". 

Parę minut wcześniej przeczytałam zaległe wpisy u Aisab, o sekcji zwłok kolejnych RP u Andrzeja ( Anzai), o nieudanych wspominkach ( Między Ziemią a Księżycem...), popatrzyłam na zadowolone ptasiory i pomyślałam, że wiem. Tak, nieskromnie dokonałam kolejnego odkrycia, na własny użytek, którym to użytkiem pragnę się podzielić.  Już wiem dlaczego mamy to co mamy obecnie w skali państwa czy nawet ogólnoświatowej. Skąd taka a nie inna historia i dzieje...

Ponieważ nie od dziś wiadomo, że ryba psuje się od głowy...więc żeby zapobiec nieprzyjemnemu ciągowi dalszemu należałoby zawczasu oddzielić głowę od reszty tułowia tj. zanim łeb zacznie się psuć. Wniosek nasuwa się zatem taki:

- trzeba nam wybierać ryby żywe , a nie zdechłe podwędzane/ zakonserwowane w oleju/ marynacie czy innych sosach udające świeżość

- ryby powinny pochodzić z wolnego wybiegu i żyć w szczęśliwym otoczeniu, a nie dopiero szukać/ upatrywać tego szczęścia gdzieś tam na górze, poza swoim naturalnym wodnym środowiskiem ( no chyba że są to latające ryby , które wykształciły zdolność do ucieczki przed atakującymi je drapieżnikami)

No bo nie od dziś wiadomo, że szczęśliwa ryba - to szczęśliwe otoczenie będzie chciała sobie stworzyć, a nie pełzające, a zmarnowana życiowo i/lub nieapetycznie nadgryziona, to wiadomo do czego się nadaje...(do przetwórstwa i na przemiał), a nie do zarządzania. Ta zepsuta...to być może od razu powinna iść na nawóz, coby zasilić swoim rozkładem właściwą masę/ kompost/ czy inne pomniejsze organizmy. Ale wymądrzać się nie będę, bo do tej pory nie wiem ile tej mączki rybnej zjadłam  i w czym i do czego mi ona była potrzebna...

Ale ciasteczek czy czipsów o smaku wędzonej makreli to nie uświadczysz...tak swoją drogą. A o smaku krewetek, cebulki czy sera żółtego i owszem...są.

Ale co tam kulinaria, przecież to o szczęśliwym państwie miał być post. O szczęśliwym w przyszłości, bo chwilowo to mam wrażenie, że nieszczęścia chodzą parami, potem łączą się w związki i z czasem przekazywane są w genach i dziedziczone.  A szczęście tak w ogóle to dość często myli się z zepsuciem...

I tak sięgając początków naszej państwowości, czyli też tych tradycyjnie pierwszych ryb, to jak tak się temu wszystkiemu dobrze przyjrzeć, to nie wygląda to dobrze....księgi (u)rodzaju, ucieczki, wyjścia, potopy, Sodoma i Gomora,cierpienie, krzyże, rzucanie kamieniami i inne wojny, podatki -  więc i przewidywany Armagedon zdaje się być nieunikniony. 

Ale z drugiej strony mamy przesłanie i drogowskaz ze strony ryb: miłość jest tym czego potrzeba, żeby czuć się szczęśliwym...

Przecież kto lepiej może o tym wszystkim wiedzieć niż ta ryba, która się zepsuła, bo wie czego jej zabrakło do szczęścia?

4 komentarze:

  1. Ptaszydła drą dzioby od rana, czując(widząc?) wiosnę przez szybę. Po raz kolejny mają zamiar założyć rodzinę : Stefan i Młody (dwie suki) chcą na siłę oszukać naturę i rzeczywistość. Może i jajka z tego będą, ale starość nie radość(w tym płeć), czyli kolejne wydmuszki. Wielki wrzask, a słuchaczom (czytaczom) potencjalny ból głowy?
    Wystarczy zdjąć im szmatę z kraty i pokazać trochę słońca, by uwierzyły, że ten ich jazgot na stare lata coś wniesie...
    Ni chu, chu, w ich klatce, to nie one decydują o wolności . Kiedyś dostaną szansę i wybór, ale będzie to ich ostatni lot kormorana łebkiem w wodną toń, raczej. Albatrosem być nie każdy może, to przy tych papugach może pozostać?
    Z ryb filet z sandacza, wg etykiety złowionego w wodach śródlądowych, odpowiednią techniką połowu, jak na tę porę roku wymaganą przez idiotów od ślimaków i małży. Złowiony filet jest, niestety, bez głowy, a szkoda, bo "policzki" sandaczowe są przysmakiem. Także, im większy rybi łeb, tym dłuższa przyjemność dla podniebienia-oczywiście bez wrzasku ukochanych, pierzastych oszustek matrymonialnych.
    Również początków naszej(potomkowie Gotów) państwowości dopatrujemy się w pierzastych, a konkretnie-w pawiach. Orłów nie ma co szukać- same podróbki i bez krzyża na zamkniętej koronie.
    parkingowy

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym temacie na serio! Całkiem na poważnie!.
    Na monetach założycieli państwa(denarach?) dopatrzono się pawia, gołębia, albo innego pierzastego...
    Podobnie z rybą, założycielem nowego porządku świata był Bóg, który objawił się pod postacią Ryby, jako symbolu.
    Dopiero potem zaczęło się przetwórstwo i człeczyna stanął przed wieloma wyborami.
    parkingowy

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach te wspomnienia z młodości!
    Nigdy nie jadłem pawi łyżeczkami, ani nie widziałem puszącego się pawiego ogona. Braki do wybaczenia?
    Natomiast stroszenie ogona u moich podopiecznych jest coraz bardziej częstszym zjawiskiem i ten zgiełk poranny!
    Z tym zrozumieniem różnie bywa. Przemawia doświadczenie- jak się zobaczy na własne oczy..., a wtedy wyobrażenia a real stają w dużej konfrontacji.
    Moja nauka w seminarium nie trwała długo, ktoś wypił mszalne wino i zjadł opłatki. Zdążyłem jednak zobaczyć jakieś freski z rybą(rybami?) w katakumbach romskich na wycieczce-stąd ta moja własna skóra powinna być teraz bardziej zrozumiała. Może?
    Zobaczę przepis na pieczonego pawia, ostatnio kupiłem królika i żadnego ogonka nie było! Barbarzyństwo!
    parkingowy
    p.s. Chodziło o "polskiego" denara, gdzie mnie tam do cesarstwa-parking to nasz cały świat. Czasami dostajemy napiwki b. dziwne monety się trafiają...

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby jest ten wolny czas, ale, jak się czyta, pisze i komentuje-to go nie ma.
    Egzaminy zdane, a od niedzieli plus 8 i w wolne można śmignąć do lasu, albo na plażę! No i wyspać się wreszcie, ryby śpią z szeroko otwartymi oczami?
    parkingowy

    OdpowiedzUsuń