03 czerwca 2023

Jestem tym kim jestem.

 Przyczepiła się do mnie ta epigenetyka,więc korzystając z okazji , postanowiłam rozwinąć myśl, która mi wpadła pierwsza do głowy. 

A wszystko zaczęło się od dzisiejszej kolacji...Wiadomo, żarełko to podstawa, a reszta przyjdzie z czasem. Równolegle z uzupełnianiem wydolności energetycznej  organizmu przyszła mi, ta rozpowszechniana z ust do ust, wspomniana, pierwsza mądra myśl tego wieczoru " jestem tym co jem." Serwowana w różnych sytuacjach, różnym ludziom.  Wraz z nią  skojarzyłam sobie , jakie czekają na mnie zagrożenia, związane z tym, że odżywiając własny materiał genetyczny poprzez ulubione produkty spożywcze,czyli stosowaną dietę, nie jestem jednak w pełni  świadoma co tam we mnie zachodzi w genach i jak szybko ulegnę transformacji w te lub we wte i co ze mnie wyjdzie.

Ponieważ jakiś czas temu odeszłam od bycia weganką, więc zamiast obserwować dalej zachowanie roślin strączkowych i zieleniny w obliczu różnych sytuacji życiowych, powinnam zacząć obserwować drób - co już się dzieje od kilku lat ( kiedyś gołębie, teraz papużki) i swininkę ( niewiele, ale jednak jest). Krówki też- ze względu na spożywane produkty mleczne. Warto być zorientowanym w temacie  chorób dotykających zwierzaki , które się spożywa po przetworzeniu, tj.po odpowiednich zabiegach w spa: konserwacji,wymasowaniu , solarium ( piekarnik ) i/lub termie ( gotowanie), bo przecież to wszystko ma swoje znaczenie.  

O inteligencji, zdolnościach i predyspozycjach spożywanych produktów ( jeszcze za życia danego zwierzaka ) nie zapominając.  Należy jeszcze dodać do tego cały proces technologiczny i....moja przyszłość może rysować się wcale nie w takich czarnych barwach jak myślę- w obliczu zmian jakie zachodzą w moich genach jeszcze za mojego życia.

Rozumiem teraz ,skąd się u mnie wzięły niektóre skłonności, np. do babrania w błotku( to wszystkie zjedzone schabowe, mielone, smalec, boczek, kaszanka i kiełbasa zwyczajna i.... bardzo dawne czasy )..., do leżenia na ziemi wśród traw ( okres roślinożercy), pływania ( ilość zjedzonych śledzi i makreli oraz paprykarza i sałatki pikantnej zrobiła swoje). A że człowiek daje się wydoić jak krowa - to też widocznie skutek nieodpowiedniej diety i powstałych zmian w genach. I pewnie wiele by jeszcze wymieniać...skąd się taka a nie inna osobowość wzięła, ale pytanie o np. skłonność do depresji - też skłania do szukania przyczyn w pożywieniu. Może to ze względu na drób chowu klatkowego lub swininkę bez wolnego wybiegu? czort wie...A całkiem możliwe jest też, że wszelkie choroby psyche to skutek procesu technologicznego, który wszędzie musi maczać swoje palce, po to żeby z czegoś żywego i oddychającego , zrobić coś np. martwego i nadającego się do spożycia?

Patrząc z takiej perspektywy , wszelkie alkohole zdają się nie ingerować w sferę genów. Niestety- tylko pozornie. Jak się okazuje to zboże się zbiera, nie tylko na mąkę, ale ze względu na ten ferment, który sieje...Bo fermentacja alkoholowa musi być, żeby te procenty były na właściwym poziomie...

A skoro procenty to wiadomo, co się od razu nasuwa...Inflacja-deflacja, pieniądze, banki, pożyczki - kredyty i inne cywilizacyjne choroby współczesności...Ciekawe co trzeba jeść, żeby się tam załapać...

Ale wracając do tematu.  Skoro " jestem tym co jem " to chyba też " jestem tym co piję" ?

Ps. Kurcze , znowu to poczucie winy...

Wiem już skąd się wzięło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz