Tymczasem oprócz papużek życie umilają mi znalezione gołębie. Ledwo ostatni z pomarańczową obrączką -usamodzielnił się, ledwo posprzatałam przechodnie pudło, a już kolejny gość zawitał w balkonowe progi. Na pomarańczowych obrączkach, żeby było ,,do pary,,. Na obu łapkach...
I żeby było weselej, to bez żadnych oznaczeń związkowych czy nr.tel. Widoczna była też czarna taśma (opaska) na jednej łapce. Był spuchany tak bardzo, że nie miał siły odlecieć i było to widoczne gołym okiem, więc zabrałam go na chwilowe podreperowanie sił.
Dwa dni u mnie gościł . Był oswojony z człowiekiem i ludzką ręką. Jak widać na zdjęciach - rasowiec( srebrniak) to nie jest, a raczej dziecko mezaliansu....ale że sympatii do gołębi nie ukrywam, to widocznie miał stanąć mi na drodze podczas spaceru z psem.
Nie upłynęło wiele dni od wylotu poprzednika i znalazłam następną niemotę. Najprawdopodobniej wyrzuconą z gniazda. Gołębica jest chyba trochę opóźniona w rozwoju, bo mimo upierzenia nie lata i widać że ma chwilowy lęk . Znowu uczę latać kolejnego gołąbka...Na razie ćwiczenia odbywają się na balkonie. Z ręki na rękę i z ręki na miękkie lądowisko. Ptaszysko lubi siedzieć mi na ramieniu , a gdy czuje się zmęczone ćwiczeniem- układa się na łapkach w dłoni i przybiera pozycję jak podczas wysiadywania jaj. I jak tu dalej ćwiczyć?. Jeszcze z miesiąc....i pewnie pójdzie do swoich. Też zaobrączkowałam opaska z chleba z datą ważności...Taka niespodzianka z okazji dnia wiosny...
Ech te ptaszyska...
To piękne, co robisz.
OdpowiedzUsuńRobię to co czuję. Ocena innych jest oceną innych. Fajnie gdy nie jest się samemu/samej i ma się w czymś wsparcie. To budujące, co napisałaś.
UsuńMłoda gołębica w kilka dni po napisaniu posta opuściła tymczasowe lokum. :)
OdpowiedzUsuń