01 maja 2022

Spóźniona refleksja o dogadzaniu sobie.

 Po usilnych staraniach ,w postaci dwóch podejść , w celu upolowania ulotkowego sushi wreszcie dopięłam swego. W pełnym sklepowym świetle  rozsądek  wypiął się i poszedł spać więc nawet nie spojrzałam na skład , by sprawdzić co tam będę jeść w rzeczywistości lub nie, tylko z wywieszonym po pas językiem zapakowałam tackę z produktem do koszyka (?) Nie, nie tym razem, bo nie wierząc własnym oczom, w szczęście ostatniego produktu, trzymałam upragnioną zdobycz w ręce ( razem z napojem jogurtowym ). 

Teraz pozostało mi wyczekać, aż pojawi się odwaga do konsumpcji "obcego" kulturowo dania.


Na początek poszła zagrycha w postaci  3 mniejszych krążków ( ledwo widoczne na samym dole okienka). Strach został przełamany. 

Wydatek nie poszedł na marne ( zdjęcie ulotki). Apetyt na resztę roladek wzrósł niepomiernie.



Co prawda miałam wybór, bo obok była porcja o większej gramaturze ( Sushi Toshii), ale lepiej ryzykować z mniejszym wydatkiem. 

Ryzyko się opłaciło, bo na sam koniec znalazłam ukryty w górnej części tacki-skarb.

Z powodu stopniowego otwierania i konsumowania - po zjedzeniu sushi sote ( tu: bez dołączonych dodatków)mogłam delektować się resztą:

1. Imbir marynowany zjadłam na surowo .

2. Z pasty chrzanowej ( o smaku chrzanu japońskiego wasabi)wycisnęłam  zielone balaski na jajko postwielkanocne. 



3. Sos sojowy czeka na zużycie w odpowiednim momencie. Może podprawię nim biały serek podczas robienia pasty?

Po satysfakcjonującej mnie w zupełności uczcie sięgnęłam na odwrotną stronę tacki, by dowiedzieć się co zjadłam. Nie było tam nic co by mnie mogło przestraszyć, więc mogłam spokojnie oddać się trawieniu. 

Potem popatrzyłam na opakowanie i pomyślałam, że może się przydać...( niewykorzystane przydasie po pewnym czasie lądują tam gdzie ich miejsce).

I skłamałabym gdybym napisała, że jadłam danie o suchym pysku. Nie obyło się bez wina. Najwidoczniej okres niewinności (= bez win)  mam już za sobą. W ten to sposób znowu straciłam dziewictwo.


Ps. No i nie wiem czy już mam się bać życia wiecznego czy nie? Wszak uleganie zmysłom i ich zaspokajanie to diabelskie sztuczki? A może czasem warto się rozbestwić?

4 komentarze:

  1. Poruszyłaś więcej tematów niż krążków sushi w pudełku.
    Po pierwsze jednak nieco współczuję, że zjadłaś tyle ryżu bez przypraw, na szczęście wino pozwalało zapomnieć.
    Po drugie - ucieszyłem się, że wykorzystałaś w dobry sposób wasabi - osobiście bardzo je lubię.
    Po trzecie - zastanowiło mnie dlaczego ta niewinna potrawa i okoliczności towarzyszące, przywołały refleksje na temat winy i kary. Czyżby zadziałało powiedzenie, że lepszy diabeł, którego znamy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam ryż bez przypraw, ale za to w jakiej skórce! Środek zrekompensował mi strach całkowicie.
      Dodatki hmmm...pasta chrzanowa nieco delikatniejsza od naszego rodzimego chrzanu ścieranego na tarce i podprawianego przedświątecznie, ale też zajzajer.
      Lepsze znane zło niż nieznane dobro?
      A co do refleksji, to wiadomo- gra słów i skojarzenia . Czyż alkohol ( w nadmiarze) nie sprzyja rozwiązłości i/lub braku kontroli nad sobą? I wtedy wychodzi to co człowiek ma za skórą...
      Lub po prostu :" w winie prawda( in vino veritas)"?


      Usuń
  2. Odwazna jestes - i wspaniale ze Ci smakowalo, ze nie zawiodlas sie.
    Ja odwrotnie, jem bardzo tradycyjnie niczego nowego (dla mnie) nie tykam sie.
    Jako ze sushi jest u nas bardzo popularne jak i inne rodzaje morskich owocow, probowano mnie namowic na malze czy ostrygi, nie pamietam ktore to bylo, i o malo nie zwymiotowalam. Raz ze to surowe a drugie jakies oslizle. Sushi pieknie wygladaja, sa wprost dzielami sztuki ale i tak omijam z daleka.
    Lubie chinskie potrawy ale unikam ich sosow i przypraw, zawsze odkladam nieruszane. Nic nie poradze ze tak mam, jedyna w rodzinie - wszyscy inni kochaja i czesto jedza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym wcześniej przeczytała jaki jest skład, nie było by problemu, bo jest to raczej coś na kształt... sushi :). Jak by było w przypadku oryginału? czy byłoby równie smacznie- nie wiem.
      Kiedyś koleżanka poczęstowała mnie zupą z owoców morza ( okres pracy za granicą). Pływały w niej też eskalopki. Przez grzeczność spróbowałam odrobinę, ale to nie mój klimat.

      Usuń