Zbliża się koniec roku drobnymi kroczkami,
Trzech Króli kalendarz nowy dźwiga.
Medycyna , jak zawsze, się rozwija.
Oj będzie zaraz zadyma
jak to jest z dzieciakami...
Tyle tytułem wstępu. Obudziłam się o czarnej godzinie to i myśli pojawiły się z czarnej dziury. Nadszedł czas by przejść do kalendarza na kilka pokoleń wstecz/ wprzód czyli do planowania rodziny na starość.
Tzw.kalendarzyk małżeński, jak wiadomo, ma swoją cierpliwość ograniczoną popędem i układami w rodzinie, więc i przydatność do spożycia jest różna. Nie zawsze jest respektowany. Tak samo zresztą jak prezerwatywa czy inna tabletka niekoniecznie po i dowcipna. Dzieciaki pojawiają się na świecie w sposób kontrolowany i/lub nieprzewidywalny nawet dla bociana,o wszystkich świętych i Mikołaju nie zapominając.
A rodzice jak to rodzice...( nie)muszą się standardowo cieszyć lub (nie)udają że nie ma problemu. Z dziadkami też bywa różnie. Wszak jakie dziecko taki potem dziadek/ babcia wyrośnie. Nie każdy nadaje się do zabawy (wychowania) ze świeżym narybkiem. Ale gdy narybek potem dorasta....itd.bywa różnie z koligacjami rodzinnymi.Więc...
... będąc babcią, wzięłam się wreszcie za ( po)rachunki rodzinne związane z rodzicielstwem. Takie tam ,spóźnione przemyślenia, wyrachowanie i mocno spóźniona symulacja umysłowa.
W głowie babcinej zalęgło się pytanie całkiem nie na czasie : kiedy byłoby najlepiej mieć dzieci? Ale zanim rozwiąże się tę łamigłówkę, dobrze byłoby zadać sobie pytanie dotyczące przyszłych perspektyw życiowych:
-czy w wieku tzw. poprodukcyjnym/ emeryckim itp. chcę się zajmować ewentualnymi wnukami czy nie?
1.Jeżeli nie, to wtedy najlepiej starać się o własne dzieci zdecydowanie po 40- stce ( lub w ogóle). Zanim je odchowamy będziemy mieć powyżej 60-tki, więc jest wielce prawdopodobne, że wydołamy fizycznie ( z psychiką różnie bywa) i finansowo żeby nasz przychówek stanął na własnych nogach. Gdy dorośnie i pojawią się mocno spóźnione wnuki mamy kolejną szansę od życia, że będziemy wystarczająco małosilny, schorowani i drętwi, że oddanie wnucząt pod naszą opiekę będzie wyglądało na chęć zamordowania wysuszonego rodzica rękami podrastających energicznie małolatów.
2. Jeżeli tak, chcemy zajmować się wnukami w wieku tzw. podeszłym, realizując swoje ciągle nie zaspokojone ambicje macierzyńsko-tacierzyńskie , wtedy proporcjonalnie wcześniej należy wyszukać chętnych do podzielenia się z nami swoimi genami. Jako młodzi rodzice a potem młodzi dziadkowie( w przypadku szczęśliwego biegu zdarzeń) ostatnie lata życia spędzimy na zaspokajaniu potrzeb dzieci i wnucząt, zamiast brylować na spacerach do/ z biblioteki, teatru czy siłowni czy latać jak kot z pęcherzem po leżakujących na działkach/ w domu sąsiadach z niewydolnością krążeniowo-oddechową po wyjeździe ukochanych wnucząt.
Ale zanim popuścimy wodze wyobraźni co do naszego przyszłego w pełni sił dziad(k)owania należy skonfrontować się z obecną starszą częścią rodziny. Zwłaszcza że trzeba będzie liczyć na ich pomoc, gdy nie zamierzamy siedzieć z założonymi rękami przy dzieciaku tylko wolimy życie towarzyskie w pracy. Niestety przedszkoli czy szkół dla chorych niedorostków nikt nie prowadzi, więc obowiązki ciążą albo na opiekunce albo na tzw. starszych.
Także z tym planowaniem rodziny, to wcale nie taka prosta sprawa jest, bo trzeba wziąć pod uwagę i to co chcemy potem robić w jesieni życia. Bawić/ uzdrawiać wnuki czy odpoczywać w spokoju leżakując na własnych warunkach lub będąc pod czujnym okiem dzieci i wnucząt, czy innej prywatnej opiekunki z powodu dorobienia się w trakcie życia nie tylko odcisków ale, tak całkiem przy okazji , niewydolności do spokojnego i niezmąconego niczym snu, z powodu której powstał ten post.
Ps. Ale żebym to ja taka mądra w młodości była, to bym .....
Taaa....Teraz to sobie mogę tylko na zimne odciski dmuchać...
mawiają że lepiej żałować za popełnione grzechy niż tego że się ich nie popełniło.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to nie przepadam za wspominkami, wiec grzeszenie mogłabym sobie śmiało darować...No ale i z robienia sobie na złość trzeba wyrosnąć....Ot, przewrotność niedojrzałości.
UsuńLubiłem "grzeszyć", oj lubiłem...
OdpowiedzUsuńTia, są grzechy, grzeszki i Grześki..., i /a sumienie kwiczy jak zarzynane prosię albo nie...
Usuń