Tymczasem, przedświątecznie, obudził się wreszcie i mój wąż w kieszeni. Spał dość długo, być może z powodu poczynionego zapasu tłuszczyku w postaci 2 kostek świątecznego mixełka. Nie od dziś jest mi wiadome, że zamiast zwinąć się jak wąż ogrodowy, poszerzył swoją kubaturę o wymiar tych wysokoenergetycznych cegiełek. Tak na przekór inflacji i galopującym ciągle cenom. Te zaś, jak wiadomo wszem i wobec, dopóki nie dostaną zadyszki, to się nie zatrzymają, w przeciwieństwie do miłośnie ciepłego wężulka zalegającego w kieszeni zakupowej kurtki.
Tak więc obudził się i znowu zaczął wołać papu. Pomna na jego wołania poczyniłam świąteczne zakupy nieco wcześniej i albo dotrwają, albo zostaną pochłonięte wcześniej i trzeba będzie uzupełnić braki. Idąc z duchem czasu i inflacją pod rękę, oraz biorąc pod uwagę czarne myśli( i nigdy nie wiadomo czy trafione prezenty), postanowiłam w tym roku zaszaleć. Przecież trzeba węża nakarmić na zapas. Z prostej przyczyny: kto ich tam wie, czy będą jakieś następne święta , a jeżeli już to czy z wypasionym wężem w kieszeni czy z zagłodzoną wężową skórką? Także , tego no, mam dwie flaszki wina półwytrawnego ( białe i czerwone) i ten niezbędny pod nie podkład pokarmowy. Flaszki schowane w koszu wiklinowym, a żarełko mrozi się. Dodatki też się chłodzą, wszak mamy zimę, więc nie będę ich przecie grzać...Chrzan, ćwikła, musztarda, keczup i cytryna , razem z zapasowym majonezem zimują na balkonie. Podzielona na pół sklepowa wędlinka i oraz śledzie po grecku i świąteczne jaja okupują lodówkę. A wszystko to jak wiadomo, do czasu, bo ma swoją datę przydatności do spożycia. I nie jest to wigilia, bo wąż mógłby nie dożyć.
Także szaleję, chociaż to nie karnawał. Na prezenty wydałam mniej niż ostatnio ( 150 zł za wsio), ale oczywiście więcej, zgodnie z zasadą ;"mniej znaczy więcej". Choinki ubiegłoroczne nie postarzały się , bo klimat im widocznie służy. No i wiadomo...ewentualni goście ( termin do uzgodnienia)) też przyjdą ze swoimi wężami do wykarmienia. Rodzinna hodowla węży wraz z upływem lat i wzrastających na starość ( tfu...jesień życia) potrzeb - to podstawa...do dobrego zdjęcia.
Także, tego no:
Udanej handlowej niedzieli
życzy ....wąż z kieszeni.
To wina nowoczesnych czasów zepsutych. W dawnych lepszych czasach, kobiecy przyodziewek nie był wyposażony w kieszenie i wąż nie mógł kierować kobiecym życiem. Tylko raz w Raju pokierował, ale to jest wyjątek potwierdzający regułę...
OdpowiedzUsuńKieszeni nie było, ale nigdy nie wiadomo co tam w napierśniku/gorsecie/ woreczku na szyi czy pod halkami się kryło...
UsuńCzasy się zepsuły totalnie. Tyle kieszeni do ogarnięcia. I w każdej może kryć się wąż...
W tym roku zadziałam z moją Mamą na zasadzie uzgodnionego wcześniej desantu do rodziny. :) Weźmiemy co nieco do jedzenia, a za prezenty będą służyć zdrapki. Może uda się wygrać chociaż 100 złotych (zakładając pozytywnie). Ot i wszystko. :)
OdpowiedzUsuńStaram się dobierać muzykę jakoś taką różnorodną, nie zawsze mi wychodzi. :D
W tę środę pewnie będę wiedział coś niecoś więcej w temacie tych zmian w moim życiu.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Co do prezentów fajnie jest się dogadać , że tylko symbolicznie albo z wypasem. Kieszenie są różne i różne węże do wykarmienia :) Zdrapki, czy kupony lotka to był kiedyś stały element Mikołaja..
UsuńAle wiadomo,...dobra atmosfera i relacje robią resztę.
Pozdrawiam.
Ze wspólnikiem mamy wspólnego węża. Czasami udaje się coś spuścić z baku na drobne zakupy, dwa, trzy razy w tygodniu. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Taki dodatek.
OdpowiedzUsuńparkingowy
Dobrze, że to nie spirytus, bo trzeba by było starać się o następne pozwolenie...
UsuńWspólny wąż? To pewnie dwugłowa Hydra...