Prrofilaktycznie, żeby nie zapomnieć o kole życia, zwanym także kołem fortuny...
Zamieszczę zdjęcia, coby było wiadomo o czym będzie mowa. Niestety nie posiadam zdjęcia wózka, w którym będąc w wieku niemowlęcym byłam wożona, ale pojazd jakiś był, bo lata 60-te to już zaawansowana motoryzacja. Nawet w PRL-u.
Osiągnąwszy wiek pozwalający na rower zwany składakiem, doświadczałam i tej przyjemności, dopóki siodełko nie zaczęło mnie uwierać w doopę. Taka jakaś niewymiarowa byłam z tą nadwagą wyhodowaną na parówkowej, pasztetowej i kaszance. Tak mi to dało w kość ogonową, że na długo rozstałam się z samodzielnym i autonomiczym acz niezbyt ergonomicznym środkiem zaradczym na nieco przyciasne obuwie.
Pominę okres wożenia się jako pasażer, ze zrozumiałych dla mnie trumatycznych względów i przejdę do okresu radosnych dwóch kółek, których używalność ograniczały przez jakiś czas posiadane fundusze i priorytety. Zdjęcie poniżej. Ze dwie dekady temu...
Taki paradoks, a nawet, rzekłabym, swoiste dowartościowanie...Na pamiętkę tego okresu zostawiłam zdjęcie, które przetrwało najcięższy okres negacji siebie...
A że życie lubi sobie czasem zakpić z człowieka, to zamiast ciągnąć wózek życia ( z zakupami) przez okrągły rok, postanowiłam na jesień życia dać odpocząć rękom i nogom przynajmniej okresowo, by zakosztować ponownie wiatru we włosach, na dwóch kołach.
Zaskoczyłaś mnie i to dwa razy.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze wcześniejszą informacją o hulajnodze - dziękuję za zdjęcie, po drugie zdjęciem sprzed dwóch dekad.
Na motocyklu jechałem tylko 2 razy w życiu - jako pasażer oczywiście.
Dawno, dawno temu, na WFM-ce - wtedy najadłem się strachu. Nie tak dawno temu, w Wietnamie - tu też najadłem się strachu, ale łagodziła go świadomość, że już nie mam wiele do stracenia.
Natomiast Twoje wizualne wspomnienie motocyklowe napawa mnie lękiem pełnym respektu.
Siebie też zaskoczyłam, że zdecydowałam się zamieścić te zdjęcia. Co do respektu...i lęku- też mam spory. Myślę, że ważne by w danym momencie być świadomym na co i na ile można sobie pozwolić. Nie przeceniać własnych umiejętności. Lepiej mile się zaskoczyć niż niemile rozczarować i ponosić tego konsekwecje. Tym bardziej, że jest się w większym stopniu narażonym na urazy i zależnym od innych uczestników ruchu.
UsuńA cóż to za cudo motocyklowe(marka)? Mazda?
OdpowiedzUsuńNoo, Maszyna robi wrażenie!
Mam zdjęcie na karuzeli, jak wiruję wokół własnej osi. Byłem nieprzytomny z wrażenia i nie tylko.
Tencozawsze
Marka jako taka nie ma większego znaczenia, ale pojemność i moc silnika już tak. To był taki średniaczek, a raczej połówka...Ważne że pasowaliśmy do siebie jak ulał.Z boku jest skrót wskazujacy na markę, wiec można wyguglać. Rocznik lata 80-te, ,,podpicowany,, przez pierwszego właściciela.
UsuńPojemność i moc...
OdpowiedzUsuńJestem w tym temacie całkowitym lajkonikiem...(na biegunach)
Marki (producenci) bardziej do mnie przemawiają.
Pozostanę w niewiedzy.
Nic to-w każdym razie nie jest to, ani "Sokół", ani "Junak".
Jako pasażer czułem zawsze wielki szacun dla jeźdźców ...
Tencozawsze
Marka: Kawasaki.
OdpowiedzUsuńKonik na biegunach też fajny. Osobiście nie odważyłam się brać pasażera za wyjatkiem instruktora i jazdy po mieście kilka dni przed egzaminem. Chciał sprawdzić jak sobie radzę. Ale to było na innym sprzęcie. Na 250-tce.
Różnych ludzi można podziwiać za różne rzeczy...może za to co stanowi dla nas problem?
Tak.
OdpowiedzUsuńTakim problemem jest nieraz brak zdolności do prowadzenia pojazdów mechanicznych(w moim przypadku).
Dla własnej wygody jestem zazwyczaj pasażerem-najczęściej na "gapę" i w dodatku dość uciążliwym...
Stąd mój respect.
Tencozawsze
Nie ma lekko, zawsze jest się dla kogoś uciążliwym, z róznych powodów. Lepiej fizycznych niż psychicznych? Trudno porównać, bo zależy to raczej od talentów otoczenia -jak sobie radzi z ,,niepełnosprawnościami,, /odmiennością innych.
Usuń