30 listopada 2022

Właśnie daję upust emocjom.

 K....mać. To czego nie trawię, to  robienie komuś na złość. Świadomie i z premedytacją lub przez tzw. nieświadomą upierdliwość.

No, ale ludzie są różni, a odizolować się od wszystkich nie da rady. Homo sapiens działają sobie nawzajem  na nerwy i psują  i tak już zepsutą atmosferę. Jak tu więc  marzyć o zatrzymaniu zmian klimatycznych na Ziemi? Będą postępować nieubłaganie wraz z zanikiem czucia i wyczucia. 

Czucie i węch to podstawa.

Ps. Czasem trzeba zamknąć drzwi i zanim się je otworzy warto spojrzeć przez ...judasza.

28 listopada 2022

Poranne myśli ( nie)boskie.

 Tak mnie coś naszło, pod wpływem wydarzeń sportowych, żeby dać upust emocjom. To i naszła mnie znowu mądrość (nie) starożytna: A brzmi ona tak: " Każda epoka ma swoich bogów na Olimpie"

A potem ,oczywiście, następna rozkmina, związana z tradycyjnymi świętami , imieninami i innymi Andrzejkami, Mikołajami, chochołami, kadzidłami, Noblami i pozostałymi przekonaniami, masterszefami takoż idolami: " czy aby każdy człowiek ma swojego boga i w jakim stopniu jest nam nasz indywidualny/ zawodowy/ grupowy/klasowy/  itd... ideał potrzebny do życia?" 

Pomyślałam o wszystkich dotychczasowych wierzeniach mniej lub bardziej boskich by wreszcie zejść z własnego Olimpu na ziemię  i stwierdziłam już niebosko, ale tak zwyczajnie i po ludzku: "wszelkie bóstwo jest nam potrzebne, bo jest wtedy do kogo gardłować, gdy nas inni nie słuchają ".

Ps. Same złote myśli dzisiaj...Pewnie dlatego odkryłam zaległy komentarz...Jest czas na myślenie to sie robi porządki...

20 listopada 2022

Takie tam... osobiste przepychanki z epigenetyką.

 No i jestem. Z powrotem. Jakże odmieniona. Bo przecież nastał nowy dzień i nadal zrzucam naskórek. Jak nie tu, to tam i ówdzie. Dopadła mnie przy okazji nostalgia za dawnym, jak to w podeszłym kwiecie wieku bywa , i zebrało mi się na wspominki minionych ( nie)spełnionych marzeń.

Po przeczytaniu postu Jotki (" Kim chciałeś zostać?")i Szarabajki ( o epigenetyce)oraz komentarza u siebie pod poprzednim postem, przyszła refleksja związana z własnymi możliwościami/ niezdolnościami/ predyspozycjami do czegoś i tym co oznacza dla każdego z osobna słowo" nasi" i w którym momencie życia. 

No i jestem w kropce. Nie pierwszy już zresztą raz. Właśnie odkryłam własne pochodzenie.dzięki zastosowanej metodzie psychoorganoleptycznej  retrospekcji mentalno-oddechowej i ....Na pewno mam wiele wspólnego z rybami, skąd...wypływa oczywiście.... naturalna skłonność do.... pływania. Być może moi praprzodkowie wiedli życie urozmaicone dietą mocno rybną lub nadrzeczną , więc mogło to doprowadzić  do niekontrolowanych zmian genetycznych. Wypada mi zatem cieszyć się obecnie, że będąc w ludzkiej postaci, obywam się bez płetw, skrzeli i nie składałam swojego czasu ikry( skrzeku) po kątach. 

Innym wytłumaczeniem predyspozycji wodnych jest spożywanie przez np. rodziców i dziadków nadmiernych ilości wódki Bałtyckiej ( piwne i mocniejsze alkoproblemy  dziadka to pewnik), co mogło mieć pośredni wpływ na upośledzenie innych funkcji życiowych, związanych np. z radzeniem sobie z papierologią ( nie)codzienną za wyjątkiem tej toaletowej i czytelniczej w celach rozrywkowych. 

Nie będę ukrywać iż drób również mam we krwi, na co wskazuje zainteresowanie ptasiorami. I wszystko by było git i moje życie z pewnością  potoczyło by się inaczej, gdyby nie ta epigenetyczna pomyłka. Bo jak wiadomo są ptaszki, ptaszki i ptaszki. I okazało się, że w moim przypadku, dopiero na starość przyszło mi odkryć te moje ptaszki.  I dopiero teraz mogę powiedzieć, że to " nasi/ moi". Te skrzydlate - loty i nieloty, pływające i nie zawsze nurkujące.

Ps. Ale problem z "naszymi" jest niebagatelny. Zwłaszcza w obliczu istniejącej sytuacji.


16 listopada 2022

Nieświąteczne bombki.

 Nie jest dobrze- pomyślałam.

 Powolna wędrówka ( wiadomo czego)w jelitach przyprawiła mnie dzisiaj o poranne poty i odruch wymiotny. Trudno trawić wczorajszą kolację w spokoju, gdy człowieka dopada informacja, że 2 zagubione bombki przekroczyły granicę Polski, chociaż do  Bożego Narodzenia jeszcze miesiąc pozostał i nikt drzewek świątecznych nie ustawił.

Nie czekam na interpretację tegoż faktu przez innych, tylko rozpatruję to wydarzenie po swojemu. Jakie są  powody owego zdarzenia:

1. prowokacja -z jednej lub drugiej strony ( a już myślałam, że to ruskie z Białorusi strzelają, a nie z Ukrainy)*

2. przypadek związany np. ze stanem ludzia po/przed spożyciu, kiedy występują ograniczone możliwości oceny sytuacji i panowania nad sobą/urządzeniem.

Jakie zalecenia dla nas płyną z tej sytuacji?

1. Nie dać się sprowokować.

2. Trzymać się razem.

3. Zaciskać co kto może: zęby, pięści i oczywiście zwieracz odbytu, kiedy trzeba.

4. Kumulować własną energię, bo może się  przydać.

Ps. Im weselej -tym smutniej. Im przyjemniej - tym gorzej, itd. Ot, taka przewrotność.

* aktualizacja: wykluczono prowokację(?) , ale kto ich tam wie co może odwalić ruskiemu ludziowi będącemu na obcym terenie i z portkami pełnymi...strachu

15 listopada 2022

Dylematy boskiego zaraz-ka i reinkarnacja.

 No to skoro już wiem, kim jestem z punktu widzenia Wszechświata, to pozostaje mi wysnuć daleko idące wnioski. Aż trudno sobie wyobrazić - jak daleko. 

Nie tylko dlatego, że  namacalnym wyrazem odległości dzielących poszczególne składowe np. komórki rodzinnej jak i Wszechświata jest wyraz "zaraz". Często używany w określonych sytuacjach przez co poniektóre domowe wirusy, daje obraz tego jak wiele dzieli człowieka od realizacji czegoś( eony myśli i czynów). Z drugiej strony  patrząc, jest to forma uświadamiająca nam, że będąc jedynie zaraz-kiem na boskim ciele Wszechświata , chwilowo zakażony jest tylko jakaś  niewielka część, np. paznokieć Najwyższego, który albo może zostać przez Niego w nerwach lub w spokoju-obgryziony, albo obcięty - w ramach cotygodniowej higieny osobistej, albo  potraktowany właściwym środkiem przeciwgrzybiczym na miarę Pirolamu*.  Może się też okazać, że tak jak to miało miejsce w przypadku mitycznego Potopu i obecnych powodzi na naszym globie ( naszym niewielkim komórkowym nosicielu)- liczne i cykliczne polewanie wodą zarazy na niewiele się zdaje i jest tylko chwilowym utrudnieniem w rozmnażaniu boskiego ( nomen omen) pasożyta. 

Ten zaś pasożyt ,zwany tu zaraz-kiem, jak wiadomo, zmienia cyklicznie wszystkie komórki swojego ciała. Podobno co 7 lat jesteśmy odświeżeni na amen, więc można się spodziewać iż  boski Ojciec, który nas żywi bo jesteśmy jego częścią- przechodzi podobny proces. Tyle, że te lata boskich zmian należałoby przemnożyć przez odpowiednie eony lat pozaświetlnych , ze względu na proporcje boskiego ciała, wykraczające znacznie poza nasze pchle wyobrażenia.

Także, nie przeciągając i mówiąc/ pisząc w skrócie, śmiało można powiedzieć, że nasza pasożytnicza reinkarnacja to po prostu zwykła odnowa biologiczna boskiego paznokcia czy innego miejscowego naskórka. Chociaż ze względu na tę żółć, która nam się czasem ulewa- może to być i ten mniej przyjemny zapachowo organ pochłaniający i neutralizujący toksyny.

A skoro już zdobyłam świadomość swojego boskiego przeznaczenia i pochodzenia, to mogę wreszcie przestać się pluć i szarpać nerwy, próbując udowodnić światu ( tj. podobnym mnie współpasożytom) że jestem kimś więcej niż tylko pyłkiem u Jego stóp lub co gorsza-zaawansowaną grzybicą jego paznokcia.

Ps. Ale nie omieszkam dolać oliwy do ognia i pochwalić przy okazji siebie: rozwinęłam tu skrzydła. I mam nadzieję, że piórojady mi ich całkiem nie zeżrą. 

A jeśli to ja jestem piórojadem**? 

Kurcze - nie wygląda to dobrze.

* np.środek na grzybicę skóry i paznokci, łupież

**  https://www.odstraszanie.pl/a41,wszoly-jak-sie-pozbyc-co-na-wszoly.html

13 listopada 2022

Takie tam...niedzielne larum* pro zdrowotne.

 "....jako w niebie tak i na ziemi...." napisano, a więc zgodnie z zasadą akcja -reakcja, to  cyt. siebie ( i tych wszystkich którzy tak myślą) " to co w dole to na górze". I nie wygląda to dobrze.

A skoro nie ma nic prócz tego co jest i tam i tu, to poszybowałam myślami tam, by spojrzeć na naszą planetę z całkiem innej perspektywy. I co zobaczyłam na dole? Zobaczyłam żywy ziemski organizm, który boryka się z zarazą jaką jest człowiek. Nie dziwi więc, że człowieka i pozostałe populacje też dotykają okresowe zarazy mniej lub bardziej uciążliwe, bez względu na to czy są pochodzenia naturalnego czy sztucznego. Wszak to co w górze to na dole. 

Perspektywa życia na Ziemi dla następnych pokoleń nie wygląda, z takiej perspektywy, zbyt dobrze. Ziemię toczy najwyraźniej ludzki Toczeń ( kojarzy mi się też z nowotworem złośliwym, zwłaszcza te wszelkie zabiegi demograficzne)), a przy okazji inne choroby autoimmunologiczne mniejszego kalibru. Tyle, że nie zawsze podnoszony jest wrzask i rwetes. 

Jak wygląda więc bliższa/dalsza przyszłość Ziemi? Możliwości jest kilka, w zależności od tego kto wygra i dla kogo/czego co jest dobrem/złem:

a. znalezienie odpowiedniego lekarstwa na człowieczy toczeń i zatrzymanie choroby (bo cofnąć się jej nie da ze względu na poczynione, przez wieki i tysiąclecia , spustoszenie).

b. rozszerzenie zakażenia ludzkiego na sąsiednie obecnie eksplorowane kosmiczne  tereny- co grozi kosmiczną pandemią

c. stopniowe zmiany genetyczne na całej planecie, prowadzące do dewastacji zdrowych komórek i pierwotnego naturalnego materiału genetycznego. 

Za jakiś czas możemy być zatem potworkami zjadającymi się nawzajem,po przejściowym okresie odżywiania się tabletkami,  aż do momentu , w którym wszelkie procesy biologiczne na wszystkich poziomach Natury nie będą mogły przebiegać. Wtedy zginie zarówno choroba ( człowiek) jak i jej nosiciel ( Ziemia). Bo jak wiadomo, wszystko ma swój koniec. 

W obawie przed wyginięciem każda zaraza, która czuje pismo nosem, podejmuje wcześniej działania mające na celu zachowanie gatunku . Także poprzez badanie nowych terenów nadających się do ewentualnego zamieszkania. Poszukiwanie nowego gospodarza ( innego miejsca do rozmnażania) dla pasożytniczych wirusów to przecież normalka. Wszak życie na zdechłym truchle  lepiej  zostawić  beztlenowym pobratymcom.

U nich z pewnością   wszelkie impulsy elektryczne przebiegają na  innym poziomie i niewiele mają wspólnego z naszym osobistym indywidualnie znerwicowanym drzewkiem ...oddechowym.


*https://www.google.com/search?q=larum&i=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

" podnieść (podnosić, wszcząć, wszczynać) larum - podnosić krzyk; robić wrzawę; wszczynać alarm:..."

12 listopada 2022

Dzień po...świąteczny.

 Po ponownym przeczytaniu przedwczorajszego wpisu, wyszło mi niezbicie ( uwaga, przechodzę do meritum): że życie na Ziemi tu i teraz, to ten poszukiwany Raj. I jedynym problemem jest ...człowiek. 

Podsumowując: 

W poimprezowych, poświateczno-narodowych wczesnorannych rozważaniach wyszło mi, że myślenie  jest największym utrapieniem i najcięższą chorobą ludzkości. 

Szans na wybawienie niektórych z tego piekiełka raczej nie ma, a jedynym wyjściem by powrócili do zdrowia i normalności jest ponowna inkarnacja w jeden ze stałych elementów krajobrazu. Taki, w którym jedyne co jest to  świadomość że się jest, ale wszelkie myślenie i instynkty są wyłączone. Bo jakże inaczej mógłby wyglądać powrót do Natury jak nie przez bycie cichym obserwatorem rzeczywistości, bez żadnej możliwości mieszania i wprowadzania zamętu?

 Także , tego no...nie żebym siała jakiś defetyzm, ale...tak mi wyszło, w ogólnym rozliczeniu, że ...myślenie szkodzi.

Ps. Zaznaczam, że wczorajszy dzień odświętny spędziłam prawie jak nowonarodzone niemowlę. Nie używałam, nie nadużywałam i wieczorem grzecznie wypiłam mleczko (tym razem obyło się bez śledzika). Zatem wszelkie domysły co do stanu mojej poczytalności można kierować w stronę odpowiednich statystyk.

10 listopada 2022

Łopatologia stosowana w wigilię 11 listopada.

 Znów mnie nawiedziły myśli poranne. I kolejny raz ( już nie wiem który, bo przestałam liczyć) pojawiło się pytanie o sens życia.  Zawisło na drzewku wiedzy dobra i zła, a dokładniej mówiąc to na gałązce komórki nerwowej i dyndało poruszane wiatrem impulsów elektrycznych. I doczekałam się wreszcie zwarcia. Można rzec, że to był full kontakt więc rzuciło mnie na łopatki. 

Łopatki, jak to łopatki, kojarzą mi się nie tylko z osobistym szkieletorem i zabawą w piaskownicy, ale z tzw. łopatologicznym systemem nauczania czy wychowania. 

A od onego do rdzenia wpisu to już tylko mały krok. Bo jak (chyba) ogólnie wiadomo wkładanie komuś czegoś łopatą do głowy wymaga nie tylko precyzji, ale i delikatności, żeby tych drzewek nerwowych nie uszkodzić. Z prostego powodu. Grozi to w najlepszym wypadku - nerwicą, a w najgorszym -utratą sensu życia. A przecież o niego właśnie toczy się bój między dobrem a złem. I nie zawsze jest się tego świadomym.

 Dobro mówi: żyj, a zło: umrzyj. A może nawet jest odwrotnie? No ale co by nie było, to i tak odkryłam kolejny , a może nawet podstawowy sens życia/śmierci(?). A jest nim : wyrażenie siebie.

 Jest całkiem możliwe, że spora część naszego gatunku nawet nie wie co to znaczy. I ma to wiele wspólnego ze wspomnianą łopatą. Bo do głowy to jest potrzebna łyżeczka ginekologiczna, a nie łopata. Jak wszem i wobec wiadomo....rozmiar ma jednak czasem znaczenie.

Zatem wyrażam siebie w dostępne mi chwilowo sposoby, więc chyba żyję. Po śmierci to wiadomo. Ani się ubrać porządnie nie można, ani pogadać, ani poczytać, a o full kontakcie to już w ogóle można zapomnieć. Bo wszystko jest jednym. No i może się jeszcze okazać, że coś takiego jak pamięć istnieje tylko na poziomie komórki, a nie na poziomie ...widma/ Ducha.

Ps.Całkiem nieźle udał mi się początek dnia...Dzisiaj to taka wigilia święta niepodległości.

Niepodległość i niezależność/ indywidualność ma więc swoje znaczenie. Dzięki temu można siebie/ państwo wyrazić na różne sposoby czyli zaznaczyć że się żyje. Bycie zunifikowanym , z tej perspektywy, to prawie jak bycie widmem. Niby ciała nie masz, ale patriotyczne i indywidualne ego ból czuje gdy go łopatą po impulsach nerwowych ( elektrycznych) na....lają.


08 listopada 2022

Takie tam ...w imię czego?

 Tak mnie coś naszło o porannej ciemności, że zadumałam się nad ostatnimi zwycięstwami naszego skoczka D. Kubackiego. Pomyślałam, że co to by było gdyby nie ten podział na poszczególne państwa. Czy rywalizacja miałaby podobny przebieg i wywoływała tyle emocji? Bo przecież ten specyficzny smaczek sportowej walce nadaje też ten lokalny/ regionalny/ państwowy patriotyzm. 

Jakże inaczej przebieg np. zawodów sportowych byłby postrzegany, gdybyśmy mieli  do czynienia z podziałem na naszych( np.unijnych) i tych spoza Unii. A jeszcze inaczej byśmy odbierali wszelką rywalizację gdybyśmy się całkiem odtożsamili ( przestali identyfikować z jakimkolwiek podziałem). Nuda panie. Nuda.

Okazuje się więc, że źródłem naszych rozmaitych emocji, nie zawsze chwalebnych, jest identyfikacja z jakimiś poglądami/ schematami życiowymi/ wierzeniami/własnymi wyobrażeniami  na temat itd. Nic więc dziwnego, że  jest tyle powodów do bycia skonfliktowanym z otoczeniem. Jak nie w tym, to tamtym, człowiek często stara się udowodnić wyższość  świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocną i innymi racjami, więc zamiast żyć w spokoju ducha i błogim rozanieleniu mamy podjazdowe wojenki i oficjalne najazdy/  i inne nie tylko kłótliwe problemy w imię .... czego?

 A no właśnie....czasem warto się jednak zastanowić nad tym co Nami kieruje i czy nie warto dokonać zmiany w tym kierownictwie. Czy ważniejszy jest człowiek i spokojne życie czy istniejąca w  umyśle , nie zawsze zdrowym, mniej lub bardziej wypielęgnowana  idea, która ma wtedy nad nami władzę? 

A gdyby tak można było wszystkich prześwietlić umysłowo, to mogłoby się okazać, że normą jest bycie chorym na umyśle, a zdrowy umysł to tylko wyjątek potwierdzający regułę... Tylko jest jeden mały problem: jak wśród wariatów znaleźć tego normalnego wariata, który by był punktem odniesienia?

Ps. Ale  tak w ogóle, to nie ma się czym przejmować. Przecież  każda ocena i tak zależy  od tego kto obserwuje i z czego korzysta.  Wariat obserwujący wariatkowo...to brzmi dumnie.