31 grudnia 2024

Do Siego Roku jak co roku.

 Do Siego Roku 2025!

Postanowiłam zacząć od życzeń jeszcze w starym roku, bo nie wiem w jakim będę stanie dzień po nocnym świętowaniu. Kartki noworoczne wysyłam dwie.  W wersji zdziecinniałej i zabawowej. I chociaż butelka w tle, to noc sylwestrowa jest równie dobrym dniem, jak każdy inny by ...nie pić....Tego co kto uważa za stosowne , czyli nie służy naszemu zdrowiu, pracy , relacjom międzyludzkim czy nawet delirce. 

Świąteczne kartki stworzyłam z dostępnych, podręcznych gadżetów niecodziennego użytku.



Bawcie sie dobrze, śpijcie zdrowo, czy tuptajcie z przytupem o pracy nie zapominając. Obściskujcie życzliwie w dowolnych konfiguracjach...

Ps.Nie jestem pierwsza i nie taka ostatnia.To nic, że sobie pochlebiłam....


30 grudnia 2024

Myślące pułapki i łaknienie.

 Oprócz dylematu tematycznego związanego z tytułem notki, nadal żyję w grzybowej rozterce. Wena nie chce chwilowo ruszać tego tematu, więc jej nie naciskam. Tymczasem pojawił sie w nowym wydaniu- temat z serii myślących zachcianek/ zachciewajek. I nie mam na myśli gadżetów, ale raczej sposób podejścia do łaknienia. Jak tu człeka podejść żeby łaknął? Tym razem chodziło o łaknienie oczu a nie żołądka. Wiemy, że oczy jak i nos żywią się też innymi produktami niż tylko żywnościowe.

Mnie , tak z rok temu, oczy złapały kolejny raz w pułapkę myślenia. Będąc w przydrożnym sklepie, wędrując wzrokiem po półkach regału, moją uwagę zwróciła taka mała szklana kopułka na spodeczku. A że zagotowało mi się, już pod moją kopułą, od myślenia- ,,a na co to jest?,, musiałam odkryć właściwe przeznaczenie. 

Okazało sie, że to najprawdopodobniej szklany pojemnik na cytrynę. Skoro tak, to od razu wyobraziłam sobie, że jak ,,elegancja -francja,, będę miała niemalże wykwintnie dworskie naczynie do przechowywania w elegancki sposób owego cytrusa. Wyobraźnia zrobiła resztę. Dokonałam zakupu. 

Myślałam, że w ten sposób częściej zacznę korzystać z cytryny.... Okazało sie , oczywiście , że myślenie/ łaknienie rozmija sie z rzeczywistością życia codziennego i wymagałoby to  zmiany wielu nawyków, związanych m.in. z nadprogramowym sięganiem do lodówki. Nie żebym miała ograniczony liczbowo zakres ruchów, ale...po co mi ale...

Tak więc kopulaste naczyńko swoje odstało w samotności, aż w końcu doczekało się połowicznego zastosowania. Zakupiona szklanka do herbaty ( jednak dobrze jest widzieć jej kolor) okazała się strzałem w dziesiątkę. 





Tak więc, nareszcie mogę prawie w pełni cieszyć się wykorzystaniem obu naczyń w przysposobiony sposób. A szklana kopułka , hm....może posłużyć w razie gdyby jakaś mucha sie plątała po płaskiej powierzchni...

Ps. Jest też całkiem możliwe, że owo cudeńko a,la sejmowy okrąglak powinno mieć inne przeznaczenie, tyle że poszłam po najmniejszej linii oporu...

Aaaa, przypomniałam sobie dowcip , prawie tak stary jak ... parlament...

Okrągła sala jest po to, żeby opozycja nie chowała sie po kątach.

23 grudnia 2024

O reklamie Ducha Świąt.

 Zanim całkiem zgrzybieję z rozpaczy, że ociągam się z wpisem o grzybach, może aż do wigilijnej nocy (?), przyszło mi do głowy coś takiego....

Pod wpływem oglądanej reklamy Magnezu: młodziakowi w autobusie drga powieka( z niedoboru tegoż pierwiastka), a usiadł tak (nie)szczęśliwie, że vis a vis siedzi babcia, której lico rozpromienia się na taką jawną (niekontrolowaną) atencję,tj. zachęcające mruganie okiem itd... Druga część reklamy dotyczy jego ozdrowienia ( tj.po uzupełnieniu niedoborów magnezu) i jest mniej radosna dla młodzieńca...

Tymczasem  pomyślałam sobie, pod wpływem powyższego, że  niektóre teksty tu napisane nadawały by się do tzw. stand up, ów. Tylko mam zgoła mały problem, że to że człowiek śmieje sie z siebie, nie oznacza że inni też będą sie śmiać z tego samego. Ot i tak pryskają marzenia o wielkiej scenie...

Zastanawiałam się też czy nie zmienić zdjęcia profilowego, które spełnia rolę odstraszacza, na coś bardziej przyjemnego dla oka. Chociażby tak na okres świąt...Ale co pstryknęłam fotkę, to było coraz gorzej...Mina uciemiężonej matki Polki, potem w zmarszczkach- matki boskiej bolesnej, psa , który ma przejść na vege . Przykłady niezadowolenia można by było mnożyć. Postanowiłam więc, że narysuję siebie taką jaką chciałabym być. A ponieważ znam siebie na wylot, to zrobiłam to z zamknietymi oczami. Dostępny pod ręką mazak okazał się równie podsuszony jak ja, stąd i niewyraźna mina . Zarys twarzy okazał się trafiony, jak i fryzura w jej najlepszej wersji, po użyciu pianki zwiększajacej objętość i wałków 4cm( średnicy)

Jeden rzuk oka na włosy-tego oka po prawej stronie zdjęcia, ledwo widocznego- bo tak się zamaskowało; usta wygięte w talerzyk deserowy odwrócony do góry dnem, bo zapomniałam o bananie.No i wystrzępiona grzywka, ze względu na zacięcie z jakim rysowałam.

Owal twarzy pozostawia wiele do życzenia, ze względu na zarys brody, która mogłaby tak wyglądać po niekontrolowanych ostrzykiwaniach , na myśl o których aż wcięło mi nos, pozostawiając tylko zmaltretowane oddychaniem kreskowate dziurki ....we włosach. 

Dla jednych- jedno pociągnięcie pędzla, a dla mnie jedno pociągnięcie mazaka-owal, włosy i grzywka. Reszta była rysowana już na wyczucie. Wychodzi więc na to, że nie dość że brak mi talentu plastycznego, to i z wyczuciem- nie za tęgo. Póki co, zamieszczam arcydzieło poniżej i w profilu, bo nie mam pewności czy to nie jest obraz mojej Duszy, albo... Ducha Świąt. I nie ma sie co martwić tym obrazem, bo przecież i tak każdy widzi  to co chce zobaczyć. Niektóre arcy-dzieła są przecież tak nieoczywiste...



22 grudnia 2024

Radosna twórczość artystyczna.

 No i wszystkie przedświąteczne ,,ale,, mam nadzieję, że wykorzystałam w poprzednim wpisie, więc ze spokojną głową mogę kontynuować.

W tym roku postanowiłam zasiąść do kolacji wigilijnej będąc ,,glamour,, . Zakupiłam nawet odpowiednie atrybuty, żeby podkreślić wagę tegorocznych świąt, ze względu na tego świątecznego Ducha.

Nie mam zielonego pojęcia jak będzie z resztą stroju, ale miejscowo będę błyszczeć. 
Zaopatrzyłam sie też profilaktycznie w karafkę ( ze szkalneczką dedykowaną- na górze), żeby wodę jak za dawnych czasów bywało ,ze szkła żłopać, a nie z plastiku. Kolorystycznie wpisała sie w obrus, a tematycznie też, bo ptaszyska jak malowane...

A ponieważ zakończyłam świąteczne przygotowania przed czasem, to nadszedł czas na perspektywiczne myślenie o zabawie Sylwestrowej.


Mnie co prawda nie podnieca łodyga z natki pietruszki, ale migocąca dekoracja - już tak. Oczywiście do czasu jej zastopowania, żeby nie przedobrzyć z bodźcami i móc spokojnie pójść spać.

Jedzie jedzie dyskoteka
światełkami mruga z błyskiem
będzie  Gwiazdor i Sylwester 
cucić śpiących nad urwiskiem.
Światła dadzą im po oczach
śpiewu tłumu nikt nie przerwie,
bo na ustach wszystkich- Zgroza!
Nikt tu nie ma kiełbi we łbie!

Ps. Tak mobilizuję się do następnego wpisu, żeby z wprawy nie wyjść i nie zapomnieć języka ,,w gębie,,.


20 grudnia 2024

Przedświąteczny konsumpcjonizm formalny.

 Czytanie ,, Sekretnego życia...idzie mi jak po grudzie, z przyczyn ode mnie niezależnych. Myślałam że może zjedzone w międzyczasie pieczarki przyspieszą wpis o grzybach, ale nie. I chociaż jestem nadal w połowie książki i miałabym podstawę by sformułować parę błyskotliwych zdań, ale najwidoczniej jeszcze nie czas. Być może święta obrodzą kilkoma wpisami.

Tymczasem w ramach przedświątecznego czytania wpisu u Ultry( https://bezpukania.wordpress.com/)  oddałam się , przewidująco, dużo wcześniejszym zakupom spożywczym. Coby nie robić tłoku przed kasami w ostatniej chwili . 

Ziemniaki, pietruszkę i marchew kupiłam- w razie gdyby mi sie zachciało warzyw na parze, śledzie w oleju mam, pierogi z kapustą i grzybami- gotowce- są. Chleb w zamrażalniku studzi szron razem z kupioną wcześniej (w kawałku) kiełbasą i pasztetem, barszcz czerwony w koncentracie - jest, zakwas barszczu białego- rozświetla czeluście dolnej półki w szafce.

 Tiramisu, tak jak i strucla z serem, stanowią zabezpieczenie świątecznej słodyczy.  Oba przetestowałam wcześniej, żeby nie władować się na minę...Minę niezadowolenia, że nie wiedziałam co brałam.



Jogurt naturalny o mniej i bardziej greckiej konsystencji  oraz owocowy- są. Razem z innym nabiałem zapełniają serową półkę. 

Rybka po grecku pójdzie na pierwszy wigilijny ogień, żeby bezboleśnie dotrwać do punktu kulminacyjnego  Gwiazdki.

Zaopatrzyłam się też już wcześniej w grzańca zakonnego tj.benedyktyński z nutą pomarańczy. W razie gdyby nastąpiło ochłodzenie światecznej atmosfery, ale przypuszczam, że obejdzie sie bez....

Ps. Ale gdyby w natłoku relaksu i lenistwa blogowego, zapomniało mi się o życzeniach, to wolę już teraz: życzę wszystkim takich świąt jakich kto sobie życzy. W ten to sposób mam już kwestie formalne z głowy.

A teraz czas na zrzutkę, tak dla przypomnienia, że jeszcze trwa:https://zrzutka.pl/4r5r89

19 grudnia 2024

Na przeszpiegach.

Zmotywowana maślaną tematyką udałam sie na przeszpiegi. Zawedrowałam  wreszcie do sklepu wielkopowierzchniowego, korzystając z ciepłego dnia. Oczywiście na hulajnodze. Sprawdziłam maślane ceny. Oscylowały w granicach prawie 9 do 11zł za 200g cegiełkę ( w tym lurpak) smarowidła.

Przy okazji trafiłam na choinkę dla krasnali- na świąteczny stół i  wersję zdrowych olejów w stanie stałym. Nie, nie kupiłam, to tylko miejscówka ( na mleku) do zdjęcia .



15 grudnia 2024

Nic ciekawego....takie tam o wskaźnikach spożycia.

 Ponieważ ubiegły tydzień w dużej mierze spędziłam na szamańskim,,wypędzaniu choroby ,, przez okno- to nie było czasu ani na maślane oczy do ptaków, a tym bardziej na maślaną reflksję. Mimo że motywacja była spora, bo masło się rozsmarowało i rozpływało w dziennikarskich ustach w wielu programach. Tymczasem ,wydawać by sie mogło, retoryczne pytanie-zadane przez p. Rymanowskiego w niedzielnym programie(,, Śniadanie R,,): ,,większość Polaków chyba je/ kupuje masło?,, - nie świadczy bynajmniej o retorycznej i oczywistej odpowiedzi .

Nie wiem czy należę do większości czy mniejszości, która masła nie spożywa, bo nie o to chodzi, ale bardziej o kwestie priorytetów. 

Gdy mamy zapas gotówki / cyferek na koncie- do dyspozycji, jest w czym wybierać. Problem kupić masło czy margarynę do smarowania, czy jakiś masmix - nie istnieje. Przy ograniczonych zasobach, kiedy oszczędza sie na ważniejsze sprawy, według własnych priorytetów- rezygnuje sie np.albo z droższego, podobno wartościowego, jedzenia, wyjść na imprezy, wycieczek, czy innych przyjemności. Chwilowo lub w przeważającej części życia. 

Dla jednych oszczędzanie na jedzeniu ( w tym na maśle- odkąd przestało być dobrem ,,podstawowym,, )jest jednym ze sposobów by zaspokoić inne potrzeby, które uważa sie indywidualnie za ważniejsze, np.leki , leczenie, naprawa czy kupno sprzętu, który po pół wieku ekspoatacji odmówił posłuszeństwa. 

Dla innych będzie to oszczędzanie na ciuchach, książkach, wyjazdach urlopowych , leczeniu - żeby wystarczyło na dobre jedzenie, remont czy zmianę samochodu. Przykłady można mnożyć w nieskończoność....

I chociaż o walorach smakowo-zdrowotnych wiele napisano, to i tak w grę jeszcze wchodzi przyjemna struktura margaryny, która zawsze jest miekka i da sie rozsmarować po wyciągnięciu z lodówki , bo nie każdy ma czas by czekać przy porannych wiadomościach -aż masło odtaje. Przecież Pośpiech to drugie imię Cywilizacji.

Oszczędza się indywidulnie lub ,,rodzinnie,, albo.... wcale. Wtedy zamiast masła wchodzą w grę  zamienniki, bynajmniej nie do rozsmarowywania. 

Dlatego proponuję od dziś, z datą wsteczną ubiegłotygodniową, przyjąć za współczesny wskaźnik dobrobytu w Polsce- masło i jego miesięczne spożycie na mieszkańca. Bo przyjmując alkohol- otrzymamy wynik nie mieszczacy się w granicy błędu. Nawet gdy tą granicą jest nieskończoność.

Ps. Nie pytam czy używacie masła czy nie....i dlaczego, bo z tym spożyciem to różnie bywa, zwłaszcza gdy mamy do czynienia  z wypiekami , kremami itp. maślanymi uroczystościami.


Oczekiwanie na...

 Czekam na program ,,Śniadanie Rymanowskiego,,, bo odniosę sie potem do fragmentu - ,,maślanej tematyki,, - z poprzedniej niedzieli. 


Żeby umilić czas , zamieściłam dekor  dużego pokoju. I ja w oczekiwaniu na program. Dzisiaj szczęśliwie ubrana:

A teraz dość prywaty i selfiaczków. Dziecko zostało dopieszczone. ;-)

13 grudnia 2024

Nic ciekawego....takie tam o ewolucji atrybutów władzy.

 Tyle ciekawych tematów umknęło, bo chwilowo zabrakło mi czasu na pisanie. Zmęczenie każe korzystać z okazji, że chce sie wczesnym wieczorem spać. I nie jest to zmęczenie fizyczne, ale psychiczne, więc tym bardziej - nie ma weny. Wena lubi ludzi wypoczętych i zadowolonych( nawet chwilowo) i do tego z długimi włosami. Przynajmniej ta, która do mnie przychodzi...

Tak, tak. Zauważyłam że zawsze po każdym skróceniu/ zmianie fryzury muszę trochę odczekać aż zostanę przez nią rozpoznana. Po pewnym czasie wszystko wraca do normy. Zupełnie jak z papużkami- muszą rozpoznać że ja to ja, tyle że w innym stroju/ z mokrymi włosami/ innym fryzie. 

Tym razem wszystko nastąpiło szybciej, bo po 13 latach zamiast samodzielnie dziergać włosy nożyczkami- oddałam głowę w fachowe ręce.Wróciłam zadowolona z efektu- zupełnie jak nie ja. Na wszelki wypadek obyło sie bez modelowania -  gdybym  musiała z płaczem wsadzać głowę pod kran- niezadowolona z własnej decyzji. Mikołaj okazał sie łaskawcą-więc wystarczyło i na wspomniane wcześniej lampki ( na karniszu) i na fryzjerkę.


Innych wydarzeń, które zaprzątnęły chwilowo moją głowę/ włosy-nie pamiętam. Najprawdopodobniej poszły na ....ścięcie . I już wiadomo, kto ma władzę w swoich rękach....Fryzjer/ka.

A ponieważ , tak przy okazji komentarza, pojawił się temat atrybutów - nie tylko świątecznych, to sięgając czasów zamierzchłych trzeba mieć na względzie, że wszystko zaczęło się od Weny twórczej i.....jej znakomitego dzieła - kamienia łupanego. Tak więc nawet te nożyczki fryzjerskie mają w Niej swój początek.

Ps. Pomożecie? 

Pomożemy! 

Kocia zrzutka :https://zrzutka.pl/4r5r89


08 grudnia 2024

W drodze do świąt.

 Dzień wczorajszy nie należał do typowych. Nie miałam czasu na.... nic. Ciągle  było coś, jedno po drugim i w powiązaniu. Na koniec, zamiast zasiąść przed telewizorem by łyknąć jakiś film/program przed snem, stwierdziłam że nie będę tym razem przyjmować pozycji robaczka na plecach z podkulonymi kończynami tylko po to, by zasnąć w niewygodnej pozycji, a potem transportować się lunatycznie na właściwe miejsce sennej zapaści...Nie tym razem...Po chwilowej obserwacji zaokiennego krajobrazu miejskiego obfitującego w zaparkowane pojazdy oraz zignorowaniu domofonu( o tej porze? przecież prawie 20 ta wybiła!) -przetarłam oczy i padłam na brzuch.  Profilaktycznie ,tuż po spacerze z psem wzięłam kąpiel, więc nawet widmo niezjedzonego grejpfruta, który ostatnio wszedł na kolacyjną tapetę, mnie nie przeraziło: odbiję  sobie dzisiaj. 

Tak ogólnie to mogę być zadowolona z tego tygodnia, bo choinka przybrała na wadze , a zaopatrzenie w lampki jednobarwne , które znalazły się na właściwym miejscu, tj. na karniszu-dopełniło wcześniejszą wizję . 

Poza tym zrobiłam też dekor na drzwi lub na stół, korzystając z nabytych =odratowanych świecidełek. Całość wyniosła mnie 18zł ( 12 zł - sztuczna zielona baza, zakup ubiegłoroczny)

Szczyt mojego rękodzieła chwilowo dekoruje podsuszoną skórkę z grejpfruta . Kolorystyka nie należy do moich ulubionych, ale ten biały nalot imitujący śnieg, złagodził pobudzone bycze zapędy. :-)
Jeszcze tylko, może być w środek- świeczka i ... w drogę- zgodnie z przysłowiem . 

06 grudnia 2024

Nie mogłam sie oprzeć...

 Oto czym chciałam sie z Wami podzielić:


Oprócz skojarzeń z piwną reklamą ,,jesteśmy na ty,, mam i takie związane ze ,,znajomymi,,  z letniej ławeczki , kiedy wymiana uprzejmego ,,dzień dobry,, rozjaśnia mrok letnich dni i krótkich nocy. 

04 grudnia 2024

Plackowe konotacje i magia świąt.

Na wstępie uprzedzam, że może być niesmacznie, więc co bardziej brzydliwi- mogą ten wpis sobie odpuścić...

 Jak to nigdy nie wiadomo kiedy nasze słowa będą miały sprawczą moc. Nie minęło kilka dni od tekstu z dn 21.11  i odkryłam u siebie wzórek. Wzgórek nie należący bynajmniej do tych związanych z anatomiczną budową człowieka zwanego kobietą. 

Wzgórek wymacałam na głowie. Po wstępnej selekcji ostatnich uderzeń- nie stwierdziłam, by prócz wieku coś więcej mi stuknęło. Krokiem następnym było typowe drapanie się po głowie podczas ponadnormatywnie intensywnych myślowych poszukiwań i ciach. Stało się....łupież, a raczej jego miejscowe osiedlenie. Byłam zdruzgotana. Po wydrapaniu/zeskrobaniu szczotką newralgicznego punktu- postanowiłam, że nie będę już więcej wspominać o chwilowej przypadłości , bo nie chcę ponownego rozprzestrzenienia się grzybków  drożdżopodobnych ...u siebie.

Oprócz prowadzonej walki z ,,białą, zimową,, przypadłością , trafiłam dzisiaj na informację, która jest uzupełnieniem wpisu z 25.11.. Już wiem kto był dostawcą wiadomości o zmianach w DNA. Redaktor HUbert K. prowadzący program ,,Kijek w kosmosie,,. No i proszę, samo sie wyjaśniło, podczas ogladania dzisiejszych informacji.

Ponieważ trwa u mnie nadal obserwacja placka z łupieżem, który zresztą towarzyszył mi okresowo w życiu jak święta bożego narodzenia i nie tylko te, to nawiążę nieco do tej plackowej , w dużym stopniu, corocznej uroczystości .

Postanowiłam prześledzić własną ewolucję podejścia do świąt, aż do chwili obecnej ( pomijam porządki przedświąteczne):

1. dzieciństwo, początkowy okres kojarzenia  smaków, zapachów i przyjemności - czas oczekiwania na choinkę, poszukiwania słodyczy i czekanie na zastawienie stołu  ,,od wielkiego dzwonu,, 

2. późne dzieciństwo- czekanie na praktyczny prezent i wyżerkę, oglądanie telewizji innej niż zwykle

3. wiek młodzieńczy -czekanie na wyżerkę, uzgodniony prezent w postaci książki i dorzuconych owoców egzotycznych typu pomarańcze, poszukiwanie ulubionych filmów w tv, czekanie na moment kiedy można odejść od stołu 

4. wczesna dorosłość- oczekiwanie na koniec życzeń i koniec wigili / świąt by wrócić do stałej regularnej normalności

5. późna dorosłość - traktowanie świąt jako dłuższej przerwy w pracy i łapanie chwil wytchnienia od normalności, bez zwracania uwagi na życzenia i symboliczne prezenty w postaci koperty podrasowanej zdrapkami, kuponami lotka , cukierkami i cytrusami

6. wczesna starość- radość z życzeń , symbolicznej skromnej wigili i prezentów skrojonych na miarę możliwości , krótkich odwiedzin w te i we wte z hebatą/kawą i ciastem w tle

7. obecnie: wreszcie czuję Ducha Świąt.

Wygląda na to, że albo sie nawróciłam albo wytargalam na światło dzienne ciemną stronę własnej natury, żeby się z nią skonfrontować. A po co?

A po to, żeby wyciągnąć wniosek:

- święta można właściwie tj. w Duchu celebrować gdy człowiek ma zaspokojone podstawowe potrzeby : miłości, szacunku, zrozumienia,szczerości czy co tam kto jeszcze potrzebuje, bo materia ( jedzenie, kasa, zdrowie itd) jest tylko do tego dodatkiem. I nie zastąpią wieloletnich zaniedbań ,,duchowych,,. 

-przyjęte przez nas indywidualnie procedury/ rytuały świąteczne i stwarzanie właściwej atmosfery - to tylko narzędzia, które mają stwarzać wrażenie, że czujemy Ducha Świąt, chociaż wcale tak być nie musi. 

-magia wszelkich świąt - zależy od tego czy mamy tego Ducha w sobie.

- to samo dotyczy zresztą i codzienności....

Ps. Teraz powinien pojawić sie post o grzybach w lesie....ale nie tych do zbierania.... ;-)

Ps. Miałam też okres zupełnej negacji świąt, gdy kalendarz poszedł w odstawkę, a wszelkie życzenia były by pustymi frazesami.