Na wstępie uprzedzam, że może być niesmacznie, więc co bardziej brzydliwi- mogą ten wpis sobie odpuścić...
Jak to nigdy nie wiadomo kiedy nasze słowa będą miały sprawczą moc. Nie minęło kilka dni od tekstu z dn 21.11 i odkryłam u siebie wzórek. Wzgórek nie należący bynajmniej do tych związanych z anatomiczną budową człowieka zwanego kobietą.
Wzgórek wymacałam na głowie. Po wstępnej selekcji ostatnich uderzeń- nie stwierdziłam, by prócz wieku coś więcej mi stuknęło. Krokiem następnym było typowe drapanie się po głowie podczas ponadnormatywnie intensywnych myślowych poszukiwań i ciach. Stało się....łupież, a raczej jego miejscowe osiedlenie. Byłam zdruzgotana. Po wydrapaniu/zeskrobaniu szczotką newralgicznego punktu- postanowiłam, że nie będę już więcej wspominać o chwilowej przypadłości , bo nie chcę ponownego rozprzestrzenienia się grzybków drożdżopodobnych ...u siebie.
Oprócz prowadzonej walki z ,,białą, zimową,, przypadłością , trafiłam dzisiaj na informację, która jest uzupełnieniem wpisu z 25.11.. Już wiem kto był dostawcą wiadomości o zmianach w DNA. Redaktor HUbert K. prowadzący program ,,Kijek w kosmosie,,. No i proszę, samo sie wyjaśniło, podczas ogladania dzisiejszych informacji.
Ponieważ trwa u mnie nadal obserwacja placka z łupieżem, który zresztą towarzyszył mi okresowo w życiu jak święta bożego narodzenia i nie tylko te, to nawiążę nieco do tej plackowej , w dużym stopniu, corocznej uroczystości .
Postanowiłam prześledzić własną ewolucję podejścia do świąt, aż do chwili obecnej ( pomijam porządki przedświąteczne):
1. dzieciństwo, początkowy okres kojarzenia smaków, zapachów i przyjemności - czas oczekiwania na choinkę, poszukiwania słodyczy i czekanie na zastawienie stołu ,,od wielkiego dzwonu,,
2. późne dzieciństwo- czekanie na praktyczny prezent i wyżerkę, oglądanie telewizji innej niż zwykle
3. wiek młodzieńczy -czekanie na wyżerkę, uzgodniony prezent w postaci książki i dorzuconych owoców egzotycznych typu pomarańcze, poszukiwanie ulubionych filmów w tv, czekanie na moment kiedy można odejść od stołu
4. wczesna dorosłość- oczekiwanie na koniec życzeń i koniec wigili / świąt by wrócić do stałej regularnej normalności
5. późna dorosłość - traktowanie świąt jako dłuższej przerwy w pracy i łapanie chwil wytchnienia od normalności, bez zwracania uwagi na życzenia i symboliczne prezenty w postaci koperty podrasowanej zdrapkami, kuponami lotka , cukierkami i cytrusami
6. wczesna starość- radość z życzeń , symbolicznej skromnej wigili i prezentów skrojonych na miarę możliwości , krótkich odwiedzin w te i we wte z hebatą/kawą i ciastem w tle
7. obecnie: wreszcie czuję Ducha Świąt.
Wygląda na to, że albo sie nawróciłam albo wytargalam na światło dzienne ciemną stronę własnej natury, żeby się z nią skonfrontować. A po co?
A po to, żeby wyciągnąć wniosek:
- święta można właściwie tj. w Duchu celebrować gdy człowiek ma zaspokojone podstawowe potrzeby : miłości, szacunku, zrozumienia,szczerości czy co tam kto jeszcze potrzebuje, bo materia ( jedzenie, kasa, zdrowie itd) jest tylko do tego dodatkiem. I nie zastąpią wieloletnich zaniedbań ,,duchowych,,.
-przyjęte przez nas indywidualnie procedury/ rytuały świąteczne i stwarzanie właściwej atmosfery - to tylko narzędzia, które mają stwarzać wrażenie, że czujemy Ducha Świąt, chociaż wcale tak być nie musi.
-magia wszelkich świąt - zależy od tego czy mamy tego Ducha w sobie.
- to samo dotyczy zresztą i codzienności....
Ps. Teraz powinien pojawić sie post o grzybach w lesie....
Istnieja szampony a takze specyficzne srodki na lupiez. Nie ma co sie nim martwic (ani rozdrapywac) tylko zastosowac.
OdpowiedzUsuńU mnie tez swieta przechodzily rozne fazy dyktowane ukladem rodzinnym, dorastaniem dzieci itd. Nikt chyba nie ma swiat zawsze takich samych, nawet gust dekoracyjny jest zmienny.
O magii świąt w pewnym sensie i u mnie.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że historia życia zatacza koło i w pewnym wieku zaczynamy tęsknić za magią świąt.