Ponieważ ubiegły tydzień w dużej mierze spędziłam na szamańskim,,wypędzaniu choroby ,, przez okno- to nie było czasu ani na maślane oczy do ptaków, a tym bardziej na maślaną reflksję. Mimo że motywacja była spora, bo masło się rozsmarowało i rozpływało w dziennikarskich ustach w wielu programach. Tymczasem ,wydawać by sie mogło, retoryczne pytanie-zadane przez p. Rymanowskiego w niedzielnym programie(,, Śniadanie R,,): ,,większość Polaków chyba je/ kupuje masło?,, - nie świadczy bynajmniej o retorycznej i oczywistej odpowiedzi .
Nie wiem czy należę do większości czy mniejszości, która masła nie spożywa, bo nie o to chodzi, ale bardziej o kwestie priorytetów.
Gdy mamy zapas gotówki / cyferek na koncie- do dyspozycji, jest w czym wybierać. Problem kupić masło czy margarynę do smarowania, czy jakiś masmix - nie istnieje. Przy ograniczonych zasobach, kiedy oszczędza sie na ważniejsze sprawy, według własnych priorytetów- rezygnuje sie np.albo z droższego, podobno wartościowego, jedzenia, wyjść na imprezy, wycieczek, czy innych przyjemności. Chwilowo lub w przeważającej części życia.
Dla jednych oszczędzanie na jedzeniu ( w tym na maśle- odkąd przestało być dobrem ,,podstawowym,, )jest jednym ze sposobów by zaspokoić inne potrzeby, które uważa sie indywidualnie za ważniejsze, np.leki , leczenie, naprawa czy kupno sprzętu, który po pół wieku ekspoatacji odmówił posłuszeństwa.
Dla innych będzie to oszczędzanie na ciuchach, książkach, wyjazdach urlopowych , leczeniu - żeby wystarczyło na dobre jedzenie, remont czy zmianę samochodu. Przykłady można mnożyć w nieskończoność....
I chociaż o walorach smakowo-zdrowotnych wiele napisano, to i tak w grę jeszcze wchodzi przyjemna struktura margaryny, która zawsze jest miekka i da sie rozsmarować po wyciągnięciu z lodówki , bo nie każdy ma czas by czekać przy porannych wiadomościach -aż masło odtaje. Przecież Pośpiech to drugie imię Cywilizacji.
Oszczędza się indywidulnie lub ,,rodzinnie,, albo.... wcale. Wtedy zamiast masła wchodzą w grę zamienniki, bynajmniej nie do rozsmarowywania.
Dlatego proponuję od dziś, z datą wsteczną ubiegłotygodniową, przyjąć za współczesny wskaźnik dobrobytu w Polsce- masło i jego miesięczne spożycie na mieszkańca. Bo przyjmując alkohol- otrzymamy wynik nie mieszczacy się w granicy błędu. Nawet gdy tą granicą jest nieskończoność.
Ps. Nie pytam czy używacie masła czy nie....i dlaczego, bo z tym spożyciem to różnie bywa, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z wypiekami , kremami itp. maślanymi uroczystościami.
A ja tam używam MASŁA - taką MA-m SŁA-bość.
OdpowiedzUsuńTo znaczy, taką SIŁĘ gdyż w którymś momencie margaryna była sztandarowym hasłem PRL a ja się SPRZECIWIŁEM.
Z sentymentu do Europy i bajek Andersena, używam masła duńskiego - Lurpak.
Porównałem ceny - kostka Lurpak - 400g = A$8 = A$20/kg
Masło polskie - chyba PLN10 - 200g = PLN 50/kg = prawie tyle samo.
Oczywiście średnie przychody rodziny w Australii są wyższe niż w Polsce, osobna sprawa, to obecnie większość Australijczyków ma azjatyckie korzenie a tam produkty mleczne nie są tak istotne.
Tak że żyję sobie tutaj jak pączek w maśle.
U mnie w domu, dopóki masło roślinne nie pojawiło się/zagościło na dobre- masło było podstawowym smarowidłem. Reszta mogła być mniej wykwintna. Dobrze, że wspomniałeś o lurpaku, to sprawdzę cenę w pobliżu ( i masła przy okazji).Pączkiem w maśle czasami też sie czuję, wtedy i Wena chętniej przychodzi ...
UsuńTo prawda, każdy oszczędza na czym innym.
OdpowiedzUsuńTak jak Glapiński pokazywał nam najtańszy chleb, tak teraz Błaszczak pokazuje masło w sejfie. Niby śmiesznie, ale niekoniecznie.
Populizm w czystej postaci...
jotka
staram się nie jadać tłuszczy zwierzęcych. więc i z masłem mi nie po drodze i nie wiem o co tyle krzyku...???
OdpowiedzUsuńBeautiful post
OdpowiedzUsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń