Ponieważ moje zainteresowanie np.polityką wynosi "tyle o ile" to mogę całkiem spokojnie napisać coś o władzy.
Takie ogólne spostrzeżenia, żadne tam picie w jakimś kierunku, ale są pewne powtarzalne cechy, na które zwróciłam uwagę. Oczywiście nie dotyczą każdej władzy, bo jak wiadomo za pojęciem " władza" stoją konkretni ludzie( a nie jest to słowo bez pokrycia, ale za to coś za czym można się skryć) , więc od wybrańców nominowanych odgórnie lub " oddolnie" zależy później co będzie się dziać. A dziać się może różnie - zarówno na szczycie Olimpu, jak i tam poniżej.
A że władza to szerokie pojęcie: sięga układów w rodzinie, w pracy, i innych grupowych zależności,to.....
Po wstępnym przynudzaniu nadszedł czas na konkrety. Czas dołożyć do pieca, zamiast węgla, swoje trzy grosze zauważonych prawidłowości :
1. każda władza musi się wykazać, żeby udowodnić sobie i i innym, że pracuje i nie bierze pieniędzy za darmo, co prowadzi ,w wielu przypadkach , do licznych "błędów i wypaczeń" , marnotrawienia dobra np.narodowego i innych debilnych posunięć.
Koszty ponosi oczywiście zawsze społeczeństwo, bo przecież do władzy głupich nie wybierają...
2. wprowadza swoje rządy i " unowocześnienia", które w porównaniu do poprzedniej władzy mają wykazać jej wyższość nad poprzednikami, co prowadzi do przerwania ciągłości obranego wcześniej kierunku , zamiast kontynuować dobre a zmieniać złe ( niedostosowane do bieżącej sytuacji ekonomiczno- polityczno- społecznej)
3. zwykle ciężko jest się jej pozbyć, ponieważ ludzie pilnujący swojego nosa tj. indywidualnej sytuacji ekonomiczno-związkowo-rodzinnej nie mają czasu by zajmować się górą, domagającą się swoimi działaniami zwrócenia na nią uwagi. Przynajmniej do czasu dopóki wprowadzone " odgórnie" zmiany nie zakłócą wypracowanej indywidualnej stabilizacji ( protesty określonych grup) lub do wyznaczonego (odgórnie) czasu wyborów.
W ten to sposób funkcjonuje władza. Bowiem, jak wiadomo pod presją (społeczną w tym wypadku) robi się różne głupoty...Przynajmniej do czasu umocnienia się na wyżynach. bo potem pozostaje tylko odreagować nagromadzony stres...
Ps. Gorzej/ lepiej jest gdy robi się z siebie psychola czy gdy się nim jest....będąc u władzy?
Zależy czy psychol jest niebezpieczny czy nieszkodliwy...
OdpowiedzUsuńTo samo dotyczy też normalnych...
UsuńAle swoją drogą, to mam takie wrażenie, że to co uważa się czasem za nienormalne -jest normalne, a to co normalne jest całkiem od czapy.
Szacuneczek za ten tekst.:-))
OdpowiedzUsuńIle w nim prawdy każdy musi sobie sam dać odpowiedź :-)
UsuńNiestety, mam bardzo przykre doświadczenia z władzą - bezpośrednim przełożonym. Gdy stanowisko przerasta człowieka, to wyłażą z niego najbardziej parszywe cechy.
OdpowiedzUsuńTo, że człowiek nie jest odosobniony, to żadne pocieszenie. Jeszcze gorzej gdy rzutuje to na późniejsze życie...
UsuńAaa...myślę, że problem tkwi w tym, że nie zawsze jesteśmy świadomi swoich cech, no i przy okazji stopnia dopasowania/ dostosowania do stanowiska. Mnie wyszło kilka upierdliwości/wad gdy pracowałam jako sprzątaczka ( jeden z wielu poznanych przeze mnie zawodów- zresztą dość krótko).
UsuńOczywiście sama odeszłam...ale bynajmniej nie z powodu tego odkrycia :-)
Jeżeli chodzi o władzę, problem tkwi przede wszystkim w wodzie sodowej i nieumiejętnością pracy z ludźmi.
UsuńDodałabym jeszcze (nie)zgodne z realiami procedury, których przestrzegania egzekwuje się/ olewa na różnych poziomach lub mają działać jak straszak/ karta przetargowa.
UsuńKażda władza nie boli do chwili, kiedy obywatela zaboli. A przecież władza zawsze dba o siebie i sama się wyżywi.
OdpowiedzUsuńNikt nie wie co komu w duszy gra, ani co siedzi w głowie...Czasem nawet sam zainteresowany, dopóki nie pozna siebie....ech...
Usuń