Nie marzę. Czekam. Czekam na moment, w którym znów zacznie mi się chcieć i wrócę do... rytuałów tybetańskich*. I niby nie jest to problem, ale chwila obecna nie sprzyja powrotowi do ćwiczeń. I chociaż jest czas i miejsce, ale brak mi tej wewnętrznej iskry. I pandemia nie ma tu nic do rzeczy. W każdym razie znowu zaczęło mi się zbierać, więc jest całkiem spora szansa. Najwidoczniej potrzebna mi była dłuższa przerwa.Zainteresowanym polecam książkę z ćwiczeniami .
Ps. Może przyjdzie mi jeszcze coś do głowy, a może nie? Niewątpliwie jestem chwilowo przymulona. Póki co sięgam od czasu do czasu po kawał kiełbachy dla podkręcenia metabolizmu, bo potem wraz z ćwiczeniami zmienią mi się kulinarne zainteresowania ( w sposób całkiem naturalny). A tak w ogóle to czuję zbliżające się zmiany, ale z czym będę je jeść** - nie wiem.
* np.tu : https://www.taniaksiazka.pl/zrodlo-wiecznej-mlodosci-piec-tybetanskich-rytualow-przywracajacych-zdrowie-i-witalnosc-peter-kelder-p-599348.html
** =czego dotyczą
Nie odebrałam tego jako użalanko, wszyscy miewamy gorsze dni, ale zaakceptowanie pewnych stanów to chyba dobre zjawisko?
OdpowiedzUsuńP.S.
Usuńzajrzałam do linku, ciekawie brzmi, ale leniwa jestem i wszelkie rytuały kolejno zarzucałam, trzymam kciuki za Ciebie:-)
Niestety posiadanie pasji( papużka) nie rozwiązuje problemu kondycji i podtrzymania wydolności organizmu na właściwym poziomie. Ale martwić nie ma się o co- zawsze są dwa wyjścia- w te albo we wte.
Usuń