06 sierpnia 2021

Nic śmiesznego to tylko o.... indywidualnym nauczaniu.

 Żyje człowiek już tyle lat na świecie, a ciągle dowiaduje/uczy się czegoś nowego . Tamtym dawniejszym razem było to wyznanie jednego z rodziców na łożu śmierci. A czego się dowiedziałam? Padły słowa::" dałaś nam ( tj.dziadkom) takie kochane wnuczęta". 

 I jak to u mnie- po takim wyznaniu - nastąpiło  tąpnięcie. Nie osunęłam się co prawda na podłogę, bo udało mi się dowlec do domu, ale pozostał , mówiąc powierzchownie delikatnie - ból, niesmak i rozgoryczenie. A mówiąc wprost- wkurwiłam się na maksa. Całość rozmowy podsumowałam już w myślach i na spokojnie: "urodziłam się/ zostałam urodzona po to by rodzice mieli pociechę z wnucząt". Niezbyt przyjemna refleksja , ale za to wyjaśniła mi bardzo wiele.

Jak się po czasie okazało, to był po prostu całkiem zwyczajny, kolejny stopień uwalniania się od złudzeń stwarzanych przez otoczenie na własne potrzeby. Potem pojawiły się kolejne rodzinno-nieświąteczne doświadczenia. Ale jak mówią "co nas nie zabije to nas wzmocni", więc pękały kolejne bańki wyobrażeń.  Na szczęście, po okresie klęsk i sromoty związanym z brakiem ulubionych bajek, pustka i rzeczywistość okazała się  całkiem znośna. I to właśnie nomen omen, z tego powodu, że zabrakło  złudzeń. Wreszcie poczułam się ustabilizowana życiowo, bo  wiedziałam na czym stoję. Nic więc dziwnego, że wróciło nie(do)rozwinięte  wcześniej zainteresowanie fotografią.

Podsumowałabym to tak: dopóki człowiek ma złudzenia co do świata i ludzi - jest skupiony wyłącznie na sobie i otoczeniu w jakim żyje, a w momencie gdy jest ich pozbawiony-zaczyna dostrzegać życie wokół. :)

Co za przekorny los...

*

A skąd to wszystko się wzięło?  Ten cały dysonans i galimatias? 

 Śmiem przypuszczać, że spora część ludzi myśli, że ich dzieci/wychowankowie myślą lub powinny myśleć czy zachowywać podobnie jak oni,  powinny  mieć takie samo zdanie, poglądy czy po prostu lubić to samo co rodzice/opiekunowie, z powodu np. ilości czasu razem spędzanego, poświęcanej uwagi  czy pieniędzy. Dlatego snuje się potem często złudne marzenia dotyczące przyszłości wychowanków, którzy zwykle prócz genów i zapisów w urzędach, nie mają z nami nic wspólnego i wymagają indywidualnego podejścia. Gdy tego brak, mamy potem do czynienia z problemami osobowościowymi i konfliktami też tzw. międzypokoleniowymi, związanymi także z tym, że w trakcie życia:

1. bierze/nie bierze się pod uwagę różnicy doświadczenia życiowego ( rodzice/opiekunowie), lub neguje się je (młodzi)

2. nie pozwala się/pozwala się na rozwój zainteresowań sprzecznych z poglądami/ zainteresowaniami rodziców/opiekunów

3. wychowuje się/nie wychowuje dzieci na swoje podobieństwo , wg. wzorców przekazanych nam przez naszych rodziców/opiekunów, bez dokonania korekty związanej z czasami i miejscem w jakim się żyje

4. wychowuje się/nie wychowuje się dzieci negując wzorce wg. których  byliśmy wychowywani, bo nam "nie wyszły na zdrowie"

I wreszcie po latach dociekań i zastanawiania się nad pytaniem : po co tu jestem? wychodzi na to, że:

a. być może moim indywidualnym sensem życia było to, by wreszcie zacząć widzieć życie wokół, a nie  złudzenia na jego temat ?

b. bez względu na zastosowane (lub nie) środki i metody wychowawcze , swoje i tak trzeba przejść


9 komentarzy:

  1. Wywód długi, może dlatego czasami mam problem z podsumowaniem, chyba brak mi ilorazu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowanie...niestety słowa nie oddadzą sensu tego co chcę przez nie powiedzieć. Ten pozostaje w sferze czucia pozarozumowego. I nic na to nie poradzę...iloraz tu nie pomoże...
      Jest za to całkiem prawdopodobne, że znajdą się osoby , które będą to czuły...bo też przeszły z jednej strony na drugą.

      Usuń
    2. jakie strony masz na myśli?
      jotka

      Usuń
    3. Trudno określić, bo dopóki w czymś tkwisz, to nie masz świadomości, że jest coś innego, że można inaczej patrzeć na życie -z innej perspektywy?. Jest całkiem możliwe, że wiele osób po prostu nie potrzebuje tego doświadczenia/ zmiany?
      Może pośrednio można to skojarzyć z dokonanym przewartościowaniem? A może wyjdzie to w kolejnym wpisie?

      Usuń
    4. Być może, czekam niecierpliwie, bo zgadzam się, że czasami trudno wyrazić słowami o czym się myśli ...

      Usuń
  2. Przepraszam, że dość obcesowo komentuję Twoje przeżycia, ale chyba format blogu do tego upoważnia.
    Wyznanie jednego z rodziców na łożu śmierci...
    Według mnie bardzo naturalne i wzruszające.
    Trudno oczekiwać żeby ktoś na łożu śmierci przeprowadzał rzeczową analizę pozytywów i negatywów kilkudziesięciu lat życia - rodzic wspomniał tylko jedną rzecz, tę która w sposób naturalny łączy pokolenia.
    Jedno z końcowych stwierdzeń - "..widzieć życie wokół, a nie złudzenia na jego temat".
    Wydaje mi się, że choćbyśmy bardzo się starali, to ostatecznie i tak głównie docierają do nas złudzenia.
    Życzę żeby były pozytywne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno była to wreszcie normalna rozmowa dwóch dojrzałych osób. Jedna dojrzała do tego, by w tej formie wyrazić ile oczekiwań zostało spełnionych , a druga(ja) była gotowa by się z tym zmierzyć.
      Zrozumienie, że każdy mierzy swoją miarą/ patrzy przez swój pryzmat, zajęło mi trochę czasu, chociaż od zawsze o tym wiedziałam. Ale sam proces zrozumienia wymaga doświadczenia, a nie wiedzy o czymś.
      Problem tkwił w tym, że ponieważ nie było właściwych/ zdrowych tzw. normalnych relacji, więc i nie było tego naturalnego połączenia, o którym Lechu wspomniałeś.
      Wypowiedziane zdanie o wnuczetach(w dobrej wierze) wywołało u mnie reakcję wręcz przeciwną. A wynikało to z braku znajomości własnego dziecka.

      W ślad za zrozumieniem przychodzi wybaczenie, więc pozostało mi tylko wspomnienie, które mogłam wykorzystać do tekstu. Może da komuś powód do przemyśleń?
      Nic nie jest wcale takie oczywiste, jak się wydaje.

      Usuń
    2. "..proces zrozumienia wymaga doświadczenia, a nie wiedzy o czymś."
      Bardzo mądre zdanie - dziękuję.

      Usuń
    3. Oj i nie wiem co powiedzieć. Może w następnym tekście uda mi się dodać coś jeszcze...

      Usuń