Nie będę nikomu mydlić oczu, że taka zapracowana jestem, ale nie da się ukryć, że odkąd pojawi się zgaga, to człowiek zaczyna chodzić ,,w koło Macieju,,. Dopadła i mnie więc ledwo nadążam z krążeniem między kuchnią a pokojami: telewizornią, papugarnią i blogowym biurkiem. I do tego z rękami pełnymi kolejnych naczyń z płynami gaszącymi pożar w przełyku. Od tego krążenia wydeptałam masę przemyśleń, związanych z życiem:
To w środku, to coś na kształt punktu podparcia- środka ciężkości. Jak widać - szerokie horyzonty i otwartość pozwalają swobodnie przemieszczać sie po powierzchni , a przez to zapewniają bezpieczeństwo w razie jakiejś obsuwy oraz dają poczucie stabilizacji i równowagi. Wiele zależy od naszego punktu podparcia czyli punktu ciężkości...Jego usadowienie może być tak różnorodne, że ma się wrażenie że Ziemia jest piegowata- to te najbardziej widoczne gwiazdy, które błyszczą na ziemskim firnamencie , jak nr.6. Kto jest kim- nie ma znaczenia.
Ile ludzi -tyle różnych punktów podparcia- na lewo ,na prawo, na górze, na dole itd, bliżej i dalej od środka. A niektórzy są nawet jedną nogą są poza...np. rys.nr.2, 5. żyją w rozdwojeniu....z różnych powodów, w tym zdrowotnych.
I chociaż wydawać by sie mogło, że każdy punkt podparcia jest dobry, to z punktu widzenia zachowania równowagi- tylko punkt centralny, rys nr. 1 ( zwany doskonałym, boskim, ,,złotym środkiem,,)i te w pobliżu są gwarantem , że mamy szansę na osiągnięcie życia wiecznego. Nawet jeżeli miałby to być tylko zapis w genach ...
Przecież reguła jest ogólnie znana: przeżywają jednostki najsilniejsze pod każdym względem, czyli rozumowym,emocjonalnym i fizycznym wziętymi razem do kupy. Reszta ludzkiego materiału genetycznego idzie na przemiał, tj. może liczyć tylko na ulotną, cmentarno-świąteczno-rocznicową pamięć najbliższych ( rodzina, znajomi), państwową ( tradycja) czy wirtualnie/ podręcznikowo dyskowo- encyklopedyczną.
I skoro już mowa o ciężarze gatunkowym...to spójrzmy teraz na wagę naszych przekonań i podejścia do życia.
Osobiście wolę szerszą powierzchnię, po której mogę sie przemieszczać ( rys. górny na dole) niż być zafiksowaną tylko na własnych stopach (rys.dolny- egocentryzm) i ciągle uważać by nie spaść z własnego piedestału. Tym bardziej, że nigdy nie wiadomo gdzie sięga NASZ OSOBISTY punkt podparcia, chociaż można to przeczuwać zwłaszcza wtedy gdy ludzie nas unikają......I tu bym zaprzeczyła wysnutej tezie, bo egocentryzm nie jest w stanie dostrzec takich niuansów...Wszak wtedy skupieni jesteśmy tylko na sobie...
W ten to sposób, chwilowa zgaga pozwoliła mi rozwinąć kulisto-okrężny temat....bo dreptanie/ stanie w miejscu mi najwyraźniej nie służy. Nawet na blogu...
Matkobosko.
OdpowiedzUsuńA ten punkt podparcia to co? Bo odnoszę wrażenie, że go nie mam.
Zawsze jakiś jest, gdzieś tam jesteśmy umocowani..Każde doświadczenie życiowe i to jak reagujemy na nie- wskazuje nam nasze aktualne połączenie ze źródłem (= p. podparcia=punktem odniesienia) .
UsuńToż to niemal praca naukowa, a wagę wywaliłam, denerwowała mnie!
OdpowiedzUsuńWspięłam sie chyba na wyżyny zgagi...i nawodnienia ćwierć mózgu. A dlaczego tylko ćwierci- napiszę w następnym wpisie...
Usuńmasz blogowe biurko?
OdpowiedzUsuńa na pierwszym obrazku są dwa ślady lewej stopy i trzy prawej. to jakaś wskazówka?
Tak nazywam biurko (z Jisk) zakupione z myślą o stworzeniu sobie właściwych warunków ( w danej chwili) do siedzenia przy lapciu lub tablecie i skrobania na blogu wypocin w oparciu o dane wirtualne sklecane w większe całości w procesie łączenia komórek nerwowych za pomocą impulsów elektrycznych...w celu słownej materializacji owych idei.
UsuńŚlady powtórzeń, to dreptanie w miejscu czyli próba przeskoczenia nad własnym plastycznym beztalenciem...