I pomyśleć, że na własnej piersi wyhodowałam wampira. Najmłodsza nimfa, którą własnoręcznie dokarmiałam, korzystajac z pazurków, podrapie mnie od czasu do czasu całkiem nieświadomie. Ranki jak cienkie gałązki, goją sie , ale najgłębsze miejsce punktowo- jest ostatnie. To obiekt jej zainteresowania. Poprzednio miałam ślad na dekolcie, a teraz wygojone noszeniem zabudowanej bluzy miejsce- łapie oddech od papuziego dzioba. Pucka znalazła sobie inną miejscówkę, którą rozdrapuje, łapiąc za strupek wielkości pieprzyka jednocześnie zlizując pojawiajacą sie krew. Co ciekawe- oczywiście pamięta o poprzednim miejscu i sprawdza, a raczej szuka śladu swojej poprzedniej działalności. Potem wędruje do obecnego miejsca. Przy okazji naruszyła skórę też trochę wyżej, także ma dwie odżywki na zmianę.
Jeszcze trochę takiego pokarmu w diecie, a zmiany w jej genach zapoczatkują nowy gatunek . Otrzymam domowego Nimfopterusa.
Koniec tego dobrego, właśnie wydłubała sobie trzecie miejsce...Mam nadzieję, że mnie nie zje. Złe nawyki trzeba plastrem wykorzenić....!
O matko, to zalążek niezłego thrillera 😱
OdpowiedzUsuńjotka
Śledztwo doprowadziło mnie do...buraka. Trzeba uzupełnić niedobory...
UsuńWidocznie papugi we krwi mają wysysanie krwi. Zarówno dosłownie (nimfy) jak i w przenośni (prawnicy).
OdpowiedzUsuńŻeby tylko....to wszystko by było jasne...świat prawie idealny, podział na białe jest białe i czarne jest czarne....ech, ...sama nie wiem czy nie jestem krwiopijcą dla kogoś...
UsuńOj to już drugi blog na którym znajduję masochistyczne relacje :((
OdpowiedzUsuń