Niecodziennie zdarza mi sie myśleć perspektywicznie, jak w tej historii poniżej.
Wstałam jak zwykle , wcześniej dolegując z zamkniętymi oczami. rzuciłam okiem na okna naprzeciwko i te po skosie, na które zawsze mogę liczyć, że będą ożywione. Było ciemno.Tak , tym razem chyba ja zostanę przodownikiem dnia.
Potem wiadomo, czas na rytualną kawę. Ale ponieważ była prawie 6-ta ( a po niej jest inna taryfa energetyczna) to ...,,już po ptokach,, - nie muszę sie spieszyć z zaparzeniem herbaty w termosie, bo i tak nie załapię sie na nocną . Znowu trzeba będzie czekać z praniem do 13-tej. A może odłożę je do przyszłego wikendu? - krążyły myśli po obyczajnych obowiązkach..
Pogodzona z groszową stratą na herbacie z termosu, wyszłam na spacer. I jak codzień .Mijam kolejne punkty rozpoznawczo-krajobrazowe. Ki czort -myślę- w sklepie jeszcze ciemno, może im korki strzeliły? Nic, to- nie moja sprawa.
Na światłach sygnalizacji, wiadomo...puchy na pasach i w zasięgu wzroku, więc przechodzę na drugą stronę. O zobaczyłam autobus w dali.! -wreszcie coś codziennie znajomego.
Pies jak to pies, obwąchuje teren, w poszukiwaniu czegoś do chapnięcia chyłkiem-więc i ja w myślach podążyłam do lodówki.
- Ha, kotlety zrobione na dwa dni, były całkiem do rzeczy. Ale czy zjadłam je do końca?- zastanowiło mnie to na dłużej.
Nie,wczoraj nie ruszyłam , bo tyle różności wrzuciłam w bebechy, do południa, że byłby to grzech. Zjem dzisiaj, na spokojnie....
Potem myśli pobiegły do porannego wypróżnienia, w ślad za psem, który właśnie spiął sie pod drzewem.
-Poszło mi w miarę gładko, by nie powiedzieć,, jak z płatka,,- stwierdziłam i ruszyłam w dalszą podróż w nieznane.
Chyba zacznę robić zakupy perspektywiczne....przyszło mi do głowy: co promocja to zakupy ,,podwojone,, . Będę miała na miesiąc lub 3 tygodnie do przodu - zaopatrzenie w produkty ,,codziennego/ cotygodniowego spożywania,,- pomna 3 szt 200g tatara zakamuflowanego w zamrażalniku, który mi zabezpiecza wikendowe tyły mięsne w lutym.
Z puszkami groszku/ kukurydzy i mieszanek warzywnych , wiadomo jak jest. Trzeba upolować promocję pomiędzy pozostałymi promocjami i mieć miejsce w stylu ,,dostępne od ręki,,.
Po ustabilizowaniu spożywczych myśli , weszłam wreszcie na wyższy poziom kultury osobistej. Nie mogłam sobie zupełnie przypomnieć, co było w ,,śniadaniu Rymanowskiego,, w niedzielę....
No i wreszcie załapałam.... Dziś jest niedziela.
Dawno już mi sie nie zdarzyło, żeby tak odlecieć..
Chciałam tu jeszcze wrzucić filmik o dwóch kawkach z kawałkiem bułki , ale ...też odleciały.
Przestajesz z papugami to i odloty nie dziwią 😉
OdpowiedzUsuńjotka
Kurcze, to chyba pierwsze symptomy , tylko nie wiem czego... ;)
Usuńno to zdziwiłam sie już na początku, że jak to w niedzielę druga taryfa od 13ej??? właśnie właczyłam 3,5 godzinne pranie. no ale nie dałam się zbić z pantałka, nie zwątpiłam w stan swojego umysłu, nawet cholernie niewyspana.
OdpowiedzUsuńno i tak dobrze, że niewidomo ktory dzien tygodnia? to mają tylko emeryci ;-)
dobrej niedzieli
Na tygodniu mam między 13 a 15 zniżkę. Podobno...A w łikendy wadomo, hulaj dusza, piekła nie ma....
UsuńZ emerytami to tak jest, że przy zobowiązaniach rodzinnych, na tygodniu na odloty nie można sobie pozwolić...Chyba że w łikend, toteż ..zluzowałam gacie i poleciałam...
Pozdrówki
Ach, a ja myślę, jaka taryfa, chodzi o prund czy o wodę? Woda u nas darmowa, ech.
OdpowiedzUsuńPrąd...Dobrze, że odszedł rachunek za gaz. Jestem cała pod prądem...
UsuńWoda z ....wodomierza , hi,hi :-)
Oj, odleciałam i ja tak kiedyś. Zerwałam się w poniedziałek o szóstej do pracy, poszłam do kuchni, nastawiłam wodę na kawę i sennie kołysałam się nad czajnikiem, usiłując sobie przypomnieć, co robiłam wczoraj. Sobotę pamiętałam w szczegółach, ale niedzielę zupełnie wykasowało mi z pamięci. Dopiero długi i bolesny o tej porze, skomplikowany proces myślowy uświadomił mi, że niedzieli po prostu jeszcze nie było, dopiero się zaczyna. Z dziką radością wyłączyłam gaz pod czajnikiem i jupi! - wskoczyłam z powrotem do łóżka.
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha. :-)
Usuń