No i jest . Pierwszy dzień kolejnego odliczania do końca roku. Z tej okazji postanowiłam zaszaleć noworocznie. Pomna obezwładniającego lenistwa po wybuchowej nocy sylwestrowej przespanej zwykle połowicznie, jeszcze w ubiegłym roku przygotowałam sobie zaczyn pod noworoczną profanację. Rozdrobniłam dużą cebulę z ogórkami kiszonymi i konserwowymi i zapakowałam w słoik. Potem ciach-do lodówki, bo podobno tam się całkiem nieźle leżakuje. Po całonocnym bara-bara w słoiku nadszedł czas na połączenie wszystkich składników.
Wyciągnęłam promocyjnie przemieloną wołowinkę na tatara i zaczyn ogórkowo-cebulowy. No i zaczęło się....Mięsko, przegryziona zielona mamałyga ogórkowo-cebulowa, olej, przyprawy i maggi. Uformowałam gniazdo, bo przecież inaczej być nie może. Wszak szuflada to za dużo dla jednej osoby. W gniazdku posadziłam niezalężone żółtko elegancko trzymające się kupy.
Ponieważ papużki jeszcze nie podjęły działań powiększających domową populację, poprzestałam na jajku kurzym, tak żeby profanacja była zjadliwa na bank. A bo to wiadomo co tam w tym papuzim jaju siedzi i czy ta kauczukowa (po ugotowaniu na twardo masa) nadaje się w ogóle do spożycia na surowo?
Tym razem wolę nie eksperymentować...wystarczy, że grzybki marynowane przeżyły tatarski najazd.
Ps. A tak w ogóle, to kiedy nowy rok zaczyna być starym? Po połówce/ połowinkach/ półroczu? Ot i kolejny dylemat....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz