09 lipca 2025

Osobista strefa komfortu na szary końcu?

 Osobista strefa komfortu- to przestrzeń  materialna i niematerialna, w której indywidualnie czujemy się bezpiecznie , zarówno na poziomie materialnym jak i na poziomie duchowym. 

Poziom materialny dotyczy zakłóceń zewnętrznych z powodu np. zbyt dużej bliskości cielesnej, np. w autobusie, kolejce, kinie , plaży itp.zatłoczonych miejsc, które wymuszają bliskość. W zależności od indywidualnej tolerancji jesteśmy mniej lub bardziej odporni na wejście kogoś w naszą osobistą ,,cielesną ,, strefę komfortu . 

W przypadku ,,osobistej strefy komfortu ,, naszego Ducha ( Psyche + Umysł) -oddziaływania mają inny charakter, mimo że korzysta się z materialnych środków oddziaływania typu: dotyk, słownictwo, intonacja głosu, obraz, spojrzenie, zapach , i  innych, czyli tego co jest związane ze zmysłami odbierającymi bodźce płynące ze strony środowiska. 

Albo my zakłócamy komuś poczucie bezpieczeństwa czyli wchodzimy w osobistą strefę komfortu, albo ktoś wchodzi w naszą. Tak doświadczamy siebie nawzajem, o czym wspomniała we wczesniejszym komentarzu  Ania.

W takim kontekście, patrząc przez taki pryzmat-można by powiedzieć, że udane relacje międzyludzkie są wtedy, gdy mamy do czynienia z człowiekiem, którego wejście w naszą strefę komfortu osobistego nie wywołuje w nas poczucia zagrożenia- zarówno fizycznego jak i psychicznego ( psyche +umysł).

Przecież naturalnym jest /powinno być dążenie do bycia szczęśliwym/ zadowolonym ze swojego życia i otoczenia...Ale ponieważ czasy się zmieniły, więc być może pozostałam w tyle w stosunku do ogólnych trendów, w których naruszanie indywidualnej ,,strefy komfortu,, ludzi, państw czy świata przyrody jest na porzadku dziennym...

I dobrze mi tak, na tym szarym końcu...

18 komentarzy:

  1. Ktoś kiedyś policzył, że ta fizyczna strefa komfortu to odległość od drugiego osobnika od 1 metra do 1,5.
    Ale to są tylko takie tam, bo każdy na swój własny radar i parametry odległościowe.
    Humanistyka, psyche, duchowość....nie wiem czy dadzą się zamknąć w matematycznych algorytmach. Raczej nie...
    Natomiast owa strefa komfortu. A może to bardziej poznawanie i w znaczanie własnych granic? A te to ma raczej każdy.
    I jeszcze jedno mi się w związku z tematem nasunęło. Bardzo uzależniasz tę strefę komfortu od innych, że to inni są są nam w stanie zaburzyć i zakłócić....a jeżeli to my sami jesteśmy zakłócaczem własnej strefy komfortu. A kiedy to w nas samych występują zakłócenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też tak myślę, że każdy wytycza swoje granice, a przynajmniej powinien to robić, zarówno w sferze materialnej jak i duchowej , ale wiadomo jak to jest...Nie z kazdym można porozmawiać na taki temat/zasygnalizować granice, bo ograniczenia wynikające z typu osobowości ukształtowanej przez czynniki wspomniane w poprzedniej notce oraz osobowość z którą ma sie do czynienia w danym momencie plus okoliczności- nie zawsze pozwalają lub blokują człowieka.
      Zakłocamy własną strefę komfortu podjętym działaniem ( o czym pisałam wcześniej) lub w przypadku gdy ulegamy iluzji własnych myśli, które wywołują niepokój, a które powstały pod wpływem doświadczeń własnych lub uprzedzeń (bazujących na doświadczeniach innych).
      W przypadku gdy mamy do czynienia z jakąś chorobą psychiczną-wygląda to pewnie jeszcze inaczej. Tak myślę.

      Usuń
    2. I jeszcze pod wpływem środków odurzających czy innych specyfików zaburzających percepcję...
      Chyba że chodzi o silne emocje....- ale to już inny kierunek ( podpiam to pod działanie własne i jego konsekwencje)

      Usuń
    3. Ja myślę, że te granice same się uruchamiają. Nie koniecznie trzeba to przegadywać ze współrozmówcą. Choć taki brak przegadania może doprowadzić do zerwania kontaktu, zerwania negocjacji itd.
      Dobrze kiedy jesteśmy świadomi naszych granic i granic współrozmówcy ale zdarza się, że my sami nie wiemy do jakiego punktu ktoś z nami może się posunąć. Poznajemy samych siebie w rozmowach z innymi. Oni siebie też poznają siebie. Przynajmniej powinni.
      Nie, to nie muszą być aż takie spektakularne zakłócacze wewnętrzne jak choroba psychiczna, ale np.: własne myśli, napięcie przedmiesiączkowe, błędna interpretacja cz jegoś zachowania...nasze własne osobiste zakłócacze.

      Usuń
    4. Nasze własne zakłócacze wypływają nie tylko ze wspomnianych w poprzednim wpisie - subiektywnego pryzmatu ukształtowanego w taki czy inny sposób, ale też z aktualnego stanu biochemicznego organizmu, w tym gospodarki hormonalnej - o czym wspominasz pośrednio.
      Będąc w ciele- i to trzeba brać pod uwagę..
      Wiemy, że rozmowa wiele wyjaśnia i ułatwia relacje, ale nie z każdym można porozmawiać- z jednej strony, a z drugiej - istnieją wewnętrzne blokady ( tematy tabu itp.) Rozmowa jest rozmową, ale praktyka -życie -pokazuje na ile coś pokrywa się z rzeczywistością. Nie zmienia to wcale faktu, że w przypadku braku kontaktu np. w cielesnej strefie komfortu- odczuw się niewypowiedzianą ulgę, gdy kogoś nie ma w pobliżu, mimo że rozmowa się klei. Dopiero po ,,usunięciu,, się takiej osoby czuje się ile energii nas kosztował kontakt z kimś. Nawet w czasie rozmowy telefonicznej....

      Usuń
    5. Nasunęło mi się, w związku z rozmową z tobą, pewne wspomnienie. Wybacz ale zamiast matmą i fizyką, ścisłymi konkretami naukowymi, będę się posługiwać językiem humanisty, czyli może być trochę rozwlekle. Zresztą miałam wykładowcę na uniwerku, który uważał, że nagromadzenie języka naukowego w rozmowach z ludźmi kumuluje tylko pewien specyficzny bełkot a wszystko można powiedzieć prosto.:)
      Miałam kumpelę. Obie byłyŝmy zainteresowane duchowością. Ona zamknięta w swoim świecie- posiadająca tak jako i większość facetów - własny pokoik nicości. Po prostu przepadała w nim- to był jej świat. Ja bardziej na zewnątrz, ukierunkowana na ludzi. I to ja właśnie uzależniałam własne dobre samopoczucie od tego co wokół. Że to ludzie potrafią nam to i owo namieszać etc. Ona, ta zamknięta, uważała, że ludzie niewiele nam mogą. Mogą nam tylko nafiukać. To my mamy być silne i to my decydujemy o własnym dobrostanie wewnętrznym
      Jeżeli ktoś wyprowadził nas z owego dobrostanu, tzn. że jesteśmy słabieńkie i nieodporne. Bo siła leży w naszym jestestwie- wnętrzu. I nad tym trzeba pracować.
      No i spawdzian tych umiejętności miałyśmy w try miga, życie nam odpowiedziało. Sprawdziło. Jechałyśmy samochodem, koleżanka prowadziła- a uważna ci ona była baaardzo. Na serio to kierowca nudny, do bólu przestrzegający zasad, drogowych prawideł. No i z tej jej poprawności stało się tak, że na skrzyżowaniu.... Facet, kierowca, wychylił się przez okno i wydarł: " qrwy ! Jak jeździcie!" . Ja po trzech minutach przeszłam nad sytuacją do porządku dziennego...ona, zamknęła się na dwa dni w swoim pokoiku nicości. Chyba potrzebowała więcej pracy nad sobą.
      Zamykanie się w tej ułudnej własnej szczęśliwości nic nam nie da. Życie to życie i będzie nas wystawiać. Życie trzeba praktykować i to właśnie w tej ludzkiej dringlich się to robi.

      Usuń
    6. ludzkiej dżungli*

      Usuń
    7. Do matematyki mi daleko, a opisaną sytuację świetnie ujmuje historia o mistrzu i jego uczniu, który jeszcze długo po zaistnieniu pewnego wydarzenia- wracał do niego w rozmowie i myślami, co zostało skwitowane przez mistrza: widzisz, ja swój ciężar zostawiłem, a ty go nadal niesiesz...

      Usuń
  2. Sama mówisz o indywidualnej strefie komfortu, więc nie powinny mieć na nią wpływu trendy światowe, tylko nasze odczucia. Nie jesteś więc na szarym końcu, po prostu każdy jest inny i różną mamy wrażliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety żyjemy w jakimś otoczeniu, a nie w izolacji i oddziaływania zawsze jakieś są, a to w jakim stopniu im sie ulega, to sprawa indywidualna...
      Nigdy wczesniej bym nie przypuszczała, że będzie coś takiego jak patostreaming...i że znajdzie odbiorców. Ale rozwój cywilizacyjny.....niesie ze sobą i taką stronę ,,medalu,,...

      Usuń
  3. mam posiadam strefe i bardzo jej pilnuje, porzucam ludzi, którzy ją nagminnie przekraczają i nie kumają żadnych sygnałów.
    poza tym świat zwariował :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, mimo że tyle ludzi jest przeciw tej odmianie wariactwa. Być może to mniejszość....Ale nie tracę nadziei, chociaż rzeczywistość przeczy....

      Usuń
  4. Bardzo nie lubię, gdy dotykają mnie obcy ludzie, np. w kolejce, w środkach komunikacji publicznej itp. Już taka jestem niedotykalska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie akurat to nie przeszkadza, chociaż zastanawiam się dlaczego np. w komunikacji miejskiej ludzie czasem przesiadają się z jednego miejsca na inne....i niekoniecznie dla widoków za oknem...Tak samo jak np.podczas dłuższych wycieczek/ wypraw autokarowych staramy się o w miarę ,,nieinwazyjne,, dla siebie towarzystwo , bardziej na wyczucie( jeżeli miejsca nie są przypisane odgórnie)..

      Usuń
  5. Bardzo słuszna konkluzja. Szary koniec. Dla mnie brzmi dobrze. A szara strefa - jeszcze lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szara strefa...niesie ze sobą szerokie spektrum skojarzeń w różnych dziedzinach życia społecznego. Ma swoje dobre i złe strony- jak wszystko wokół....Szarość i zwyczajność...-też ładnie.

      Usuń
  6. Z wiekiem coraz mniej ludzi toleruję.... szczególnie jak mi "wchodzą" w zycie prywatne, albo jak mówią coś w rodzaju: "powinnaś to inaczej załatwić"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W danym momencie dokonujemy takich a nie innych wyborów, być może po prostu - na własne siły/ na miarę naszych możliwości? I trzeba potem mierzyć się z ich konsekwencjami...

      Usuń