Był taki film..."Jak rozpętałem II wojnę światową", więc i ja spróbuję.
Od czego by tu zacząć, z tym mocarstwem?
1.Może od przypomnienia, że nie ma ideałów, a jest ciągłe dążenie do stawania się...?
Stawanie się jest mniej lub bardziej uświadomione indywidualnie, z powodu błędów i wypaczeń naturalno-rodzinnych i okolicznościowych, zwanych też potocznie karmą. Karmą , która wraca w procesie reinkarnacji i działa tu i teraz jako prawo przyczyn i skutków.
2. Konieczność polaryzacji państwa i indywidualnie każdego z obywateli, czyli opowiedzenia się po jednej ze stron typu, np.: prawda- fałsz, dobro-zło , uczciwość-nieuczciwość i konsekwentne podążanie jedną drogą, co byłoby prawie niemożliwe z racji niestałości i zmienności człowieka. Chyba , że towarzyszą temu restrykcje mające podporządkować rozbrykane jednostki wyłamujące się z ogólnopaństwowego trendu. A więc , tak czy siak byłaby konieczność istnienia porządkowych sił wewnętrznych pilnujących jednomyślnej polaryzacji społeczeństwa, bez względu po której bylibyśmy stronie.
3. W przypadku typu państwa mieszanego( niespolaryzowanego pod względem własnej świadomości i świadomości obywateli) mamy dokładnie to samo co powyżej. Z tą różnicą, że nie wiemy dokładnie w którą stronę aktualnie podążamy, zwłaszcza wtedy gdy nie ma się całkowitej kontroli nad społeczeństwem. Chociażby w formie cyfrowej czy dawnych analogowych kapusiów.
4. A jeżeli już wiemy na czym stoimy, pod względem własnej świadomości i polaryzacji, to nie zaprzeczajmy że chcemy dobra. Bo przecież wszyscy go chcemy, tyle że różnica polega na tym, by zobaczyć czy chcemy tylko swojego dobra, a innych mamy w doopie, czy działamy też dla dobra innych ludzi i jeżeli tak to w jakim stopniu.
Bo jeżeli każdy sobie rzepkę skrobie, to wiadomo, że nasze mocarstwo ograniczy się do nas samych, więc nie ma się co porywać z przysłowiową motyką na słońce, czyli liczyć że takim mocarstwem stanie się państwo. Bo to nazywa się rozdrobnienie, a nie zjednoczenie. :) A takie momenty w historii już były.
5. No i czas przejść do mechanizmu państwowej mocarstwowości.
a. państwo powinno działać jak perpetuum mobile, czyli samo się napędzać, czyli mówiąc ogólnie być samowystarczalne ( przy pełnych zamkniętych granicach). Czy jest to możliwe i w jakim stopniu by nas zadowalały efekty indywidualnie i państwowo?
b. państwo powinno działać jako jeden z mechanizmów większego urządzenia zw. np Unia Europejska, a wtedy od jej mechanizmów i okresowych przeglądów, takoż od wprowadzanych co jakiś czas innowacyjnych rozwiązań zależałoby nasze być albo nie być, albo konieczność modernizacji pod jej kątem.
c. przyjmujemy, że działamy jako jeden z elementów mechanizmu jakim jest planeta Ziemia i dokonujemy wąskiej specjalizacji pod kątem jednej dziedziny, mając na uwadze że w pozostałych dziedzinach życia jesteśmy w dużym stopniu zależni od innych. Wyspecjalizowanych pod innym kątem.
Jak by nie patrzeć, to wygląda na to, że państwo winno działać jak firma, którą zarządza prezes, a dyrektorzy poszczególnych departamentów mają pilnować, by wszystko (i wszyscy) pracowało jak w szwajcarskim zegarku.
Tylko jest pewien mały problem, odwieczny.To czynnik ludzki, który:
a. lubi sobie poleniuchować. A jak ma za dużo czasu to się nudzi i mu odwala. I zamiast odwalać robotę jak należy, to szuka możliwości, co tu zrobić by się nie narobić, a zarobić.
b. jest niezagospodarowany z różnych względów, w tym zdrowotnych
c. inny niezidentyfikowany
Aby zagospodarować niezagospodarowanych zdolnych do pracy, konieczne są prace publiczne( i kontrola ich wykonania), które przynoszą dochody dające niezbędne minimum na przeżycie .Chociażby pilnowanie koszy w parku , bo są od tego by wrzucać tam śmiecie ( to info dla wszystkich niedowiarków)
I jakby nie patrzeć, bez względu na to czy przyjmiemy podział państwa na federacje, stany, województwa czy inne księstwa , to trzeba się zdecydować czy lepszy:
1. jeden prezes w firmie (jaką jest państwo) - centralizacja
2. wielu prezesów na poszczególnych szczeblach decentralizacji
I tak się teraz zastanawiam...czy te momenty były?
Ale być może c.d.n., bo przecież jest jeszcze parę kwestii do poruszenia...
U nas to chyba ten czynnik ludzki najtrudniejszy do ogarnięcia ;-)
OdpowiedzUsuńŻarty- żartami, ale praca nad sobą, to ciężki kawałek chleba. A nad innymi to już w ogóle kosmos.
UsuńŚwiat rzeczywisty i świat duchowy splecione w jeden warkocz.
Tak myślę, że jest całkiem realne , że nasze osobiste stawanie się...( dążenie do bycia najlepszą wersją siebie) jest tym co buduje świat/ otoczenie w jakim żyjemy.