...to świetny początek bajki. Ale to nie będzie bajka, tylko prawda. Ot takie zwykłe spotkanie ze znajomym, sprzed 10 lat, które utkwiło mi w pamięci. Oczywiście fragmentarycznie, bo 2 godziny monologu z jego strony, to głównie sprawy interesujące jego , a wspólne wówczas zainteresowania ograniczyły się do zaledwie kilku zdań.
Znajomy był na etapie poszukiwania kolejnej partnerki do życia. Ponieważ nasza znajomość miała charakter dorywczo- przyjacielski od wielu lat i znaliśmy się jak łyse konie, więc można było porozmawiać na damsko-męskie tematy, tak od serca. Różnica wieku nie miała tu żadnego znaczenia( prawie 20 lat).
I co mi się podobało w tym jego w większej części monologu? To, że wiedział czego chce. Ale ponieważ od wielu lat był samodzielny i zawsze chodził koło siebie, więc nie szukał sprzątaczki , kucharki, kochanki do wspólnego życia, tylko kogoś z kim mógłby dzielić swoje pasje , np. wyjazdy na ryby, wychodzenie do teatru, kina, restauracji i przy okazji obowiązki domowe( z powodu wspólnego zamieszkania).
Są takie kobiety( i mężczyźni), które z powodu wychowania lub dla realizacji własnych pobocznych celów (np. wygodnego życia czy zaspokojenia innych potrzeb ) są uległe i skłonne pójść na wiele ustępstw. I są tego świadome.
Ale jest też wiele osób ,nieświadomych siebie ( lub ukrywających własne cele), które stwarzają pozory uległości i szacunku tudzież serdeczności,wobec partnera/ki na początku, ale po jakimś czasie wychodzi szydło z worka. I dobrze, by nie było za późno. Bo jak wiadomo i do złego można się przyzwyczaić i czym to się kończy : zszarpanymi nerwami, utratą zdrowia, zadowolenia z życia- w przypadku ofiary, a zadowoleniem dominanta. Bo tak zaczyna wyglądać relacja post factum.
A gdy dochodzi do tego jeszcze alkohol czy inne uzależnienia, to z pewnością nie jest to wymarzony książę/księżniczka do życia dla zdrowo myślącego człowieka, który chce coś zbudować.
Warto zatem bacznie obserwować zachowania drugiej strony od samego początku i na bieżąco przyglądać się sobie i swoim odczuciom, żeby nie władować się w bagno w poszukiwaniu iluzji odlotowego szczęścia.
I tak słuchałam o tych jego wymaganiach wobec poszukiwanej partnerki do życia na tzw.stare lata ( miał wtedy ok. 70 lat) i wreszcie znalazł ( 58 lat). Wkrótce po naszej rozmowie. Ale zanim nastąpił tzw. szczęśliwy koniec, znajomy musiał przejść swoje, bo z osobą, z którą był przez jakiś czas , nie mógł się definitywnie rozstać. Należała bowiem do osobowości typu " wyrzucisz drzwiami-wejdzie oknem" . Ich relacja była odwrotna: on musiał być uległym, a ona była typowym dominantem ( z pozorami uległości).
A do czego zmierzam? Że jak tak wówczas słuchałam tych jego wymagań, to stwierdziłam, że cieszę się, że jestem sama i nie muszę nic przed nikim udawać w imię bycia z kimś, kto jest z całkiem innej bajki.
I chociaż pozornie pasowaliśmy do siebie, z racji usposobienia i podejścia do życia (porównywałam się z nim podczas naszych wielu rozmów), to było jeszcze coś co nas znacznie różniło - zapach. Mięty między nami nie było. Bo jednak te feromony muszą działać obustronnie, żeby coś zakwitło. Bez względu na to, czy robi się z nich użytek, czy nie.
No i taka myśl mi przyszła do głowy- jak zwykle nieodkrywcza- do partnerstwa trzeba dojrzeć, a nie zestarzeć się w metryce.
Taka to bajeczna prawda.
Ps. To tylko takie nawiązanie do dawnych wpisów dotyczących relacji damsko-męskich.
Niezależnych "dziennikarzy" piszących na różnym poziomie mamy na prywatnych blogach :)