31 października 2024

Jaki herb takie dziury budżetowe.

 Nie wiedziałam jak zacząć dzisiejszy wpis, ale życie samo podsunęło jego kolorystykę. Ponieważ obiecałam pochwalić się 1/4 herbu znalezionego na dnie...kubka, z którym nie mogę się rozstać od wielu lat, najprawdopodobniej z powodu duchowego pokrewieństwa świadczącego o wcześniejszym wcieleniu( jednym z wielu), to uczynię to z właściwą celebrą. Jak na królewską część duszy przystało. Celebrację , czyli prezentację wygrzebanego wśród bibelotów herbowego pucharu zacznę od.....czarnych skarpet trenerek.

Korzystając z wcześniejszego doświadczenia życiowego, że w jednej skarpecie pojawiała się po jakimś czasie dziura, postanowiłam zakupić większą ilość  jednakowych i po wyrzuceniu dziurawki, powstały brak uzupełnić nową. A że raz zakładałam na jedną, raz- na drugą stopę, to w miarę równomiernie odświeżała się noszona para. W ten to sposób przechodni ,,puchar,, wśród skarpet -uczyniłam stałym rytuałem.

Mając na względzie poczynione na 1-skarpecie oszczędności, pomyślałam, że niektórzy/ np.państwo polskie w obliczu narastającego deficytu- potrzebują pomocy w dziedzinie oszczędzania, bo nie ma takiego doświadczenia zyciowego jak babcia na emeryturze. 

A że wpadła mi w uszy informacja iż właśnie deportowano z Dominikany na koszt państwa ( tak nas wszystkich) kolejny czarny charakter w osobie Pawła razem z jego szopą pełną koszulek Red is Bad, a jeszcze czeka w kolejce na darmowy przelot tj. na koszt podatników, do Polski z Wielkiej Brytanii ( wprost z londyńskiej twierdzy) Michał K .słynny eks-szef RARS, to aż mi napis pod herbem -zbladł, a wąż w kieszeni prawie zjadł własny ogon...Jak ten jego starożytny celebryta....

Mając więc na względzie te darmowe przeloty z pełną obsługą, poszukała bym tu oszczędności budźetowych-które mogły by pójść na opłacenie wszystkich formalności i pensji dla zaangażowanych w sprawę dyplomatów/polityków różnego szczebla. Wszak na bezdomnych nie trafiło i skoro mieli z czego zapłacić podróż w jedną stronę, to niech zapłacą za prywatne lotnictwo powrotne, o kosztach sądowych nie zapominając. 

I nawet jeżeli kiedyś , w poprzednim wcieleniu,byli cichymi i ubogimi w duchu, a teraz chcieliby takimi być, by schować się w mysiej dziurze lub  w dziurawej skarpecie, to nie ma szans. 

No chyba że załatają dziurę....w budżecie. Państwa. Nie moim, bo jak już tak mam, że lubię przechodnie puchary/ skarpety.

Ps. A teraz wuala! 1/4 herbu z poprzedniego wcielenia. Nieco odbiegająca od oryginału ( herbu króla J. Luksemburskiego), bo wiadomo, że lata robią swoje, a i doświadczenia wszelakie wypaczają spojrzenie na rzeczywistość. ,,Jaki herb -takie wcielenie! ,,( parafrazując). 

Sedno- jak zawsze. Na dnie...




30 października 2024

Na bakier z kartką z kalendarza.

Czytam książkę z zapartym tchem, więc jestem dopiero w 1/n części ,, Sekretnego życia drzew,,  i nic nie przyspieszę, bo oddech to podstawa wszelkiego postępu. Tym bardziej spowolniona, że wróciłam do początku i zaczęłam podkreślać wybrane przez siebie fragmenty, którymi będę podpierać, napisane przez sie, tezy programowe gospodarki leśnej.

Wiem, brzmi śmiesznie, eks-histe(o) ryczka , biwakująca w domu z papugami i odbywająca wakacyjne podróże palcem po klawiaturze z wychodnym na balkon, bierze się za tematykę przyrodniczą z elementami przemysłu drzewnego i prawidłami zachowania gatunku  nie tylko ludzkiego na ziemi....

Ale kto zabroni ignorantce wypisywać brednie? Przecież wszystko do siebie pasuje....

Tymczasem okazuje się, po wysłuchanych porannych wiadomościach, że utosamienie się z dawnym kierunkiem, nie podniosło mojego poziomu intelektualnego, bo gdy padła data 4 czerwca i zapowiedź uczynienia tego dnia wolnym od pracy (  postulat lewicy) tak jak Wigilii, to musiałam sprawdzić w necie , co to za święto religijne wtedy wypada. No i wyszło szydło z worka, że to była data wyborów w 1989r. Nie żebym miała coś do dni wolnych jako takich czy świąt religijnych, ale ulżyło mi, że ewentualnie odpadnie jeden dzień z dorywczej opieki pozaszkolnej nad wnuczką, chociaż zmartwiło z drugiej strony. Znowu trzeba będzie zrobić zakupy powiększone o ten jeden dzień- wcześniej . A więc zaplanować rozkład noszonych ciężarów zakupowych lub ewentualną zdrowotną głodówkę 1 lub 2-dniową.

A że z myśleniem i pamięcią , w tym wieku , bywa różnie, więc żeby nie zapomnieć, kupiłam już kalendarz na kolejny rok, z myślą ,,może dotrwam,, do tego planowanego święta. Ale na razie daty powyższej nie zakreślam, żeby nie zapeszyć...





29 października 2024

Łapacz...papug i ferajna na wybiegu.

 Pomocnik wieczorny czyli składany kosz na pranie lub zabawki dla dzieci, współpracujący stale z papużkami. Zatrudniony na pełny etat na czas określony. Aż do zdarcia. Umowa ...niepisana :-)

Dziadziuś Lilianek część poranka spędza w klatce nimfy Pucki, podsypiając, ale na czuwaniu.

Nie jest to stałe miejsce pobytu, ale czasowe. Zwykle oblegane są badyle wetknięte w klatkę lub stary kosz z pałąkiem. Podział miejscówek jest, ale dogadują się.
Różne gatunki- różne charaktery i odmienne osobowości. Ale doszliśmy do porozumienia. Może dlatego, że sporo czasu sobie poświęciliśmy. W razie czego jestem wołana :-) - nimfy...oj potrafią.... 
-faliste wydają ostrzegawczy dźwięk dość charakterystyczny, gdy je coś zaniepokoi, 
- Lilianek czasem zaświergoli, ale jest to zbyt delikatne, by było słyszane w drugim końcu mieszkania.


27 października 2024

O siłowych rozwiązaniach .

 Czytam sprezentowaną pozycję o lesie dość powoli, jak na babcię przystało, ale dość szybko- jak na mnie. Kilka stron dziennie. Więc zanim ułoży mi się w głowie post o gospodarce leśnej, napiszę o dalekim skojarzeniu, które pojawiło mi się w związku z książkowym obcowaniem z Naturą:

Człowiek jest narzędziem dla ,, sił,,, które nim władają. 

Jakie siły władają każdym z nas indywidualnie?

Żeby nie być taką goło-słowną- zamieszczę kilka fotek z moich przydasi, z komentarzem:

Ładny z zewnątrz, ale zniszczony w środku, uratowałam przed wyrzuceniem przez córkę. Dla mnie -na  tzw. ,,brudne,, zakupy- w sam raz.
Czasem ogladam telewizyjne tasiemce , np. ,,Singielka,,. Bogactwo indywidualności , wyraźnie zarysowanych postaci i typów osobowościowych.
Dwie filiżanki nabyłam na pchlim targu , razem z talerzykami , ale nie od tej pary, ale pasowały), Tą zaczęła malować wnuczka -pisakami do szkła ( kupiłam kiedyś w Pepco), a ja kończyłam.  Na małą kawkę- w sam raz.
Mam dwa-  to talerze do zupy, w jednym papużki mają bajorko do moczenia nóżek ;) , kupione bo mi się podoba kolorystyka i motyw. ( sklep za tzw.4 zł )
Kupiłam wczoraj- dwie sztuki( =14 zł ).Szklane, ale lekkie. Lubię tą łyżeczkę (1 szt) z Ikea, więc dołączyłam.
Podkładkę wyczaiłam w Pepco, jakies 2 lata temu, zanim robiłam remont ( może stąd ta  inspiracja do wystroju dużego pokoju?), kiedy kupowałam dla dzieci (na walentynki), takie okrągłe z serduchem.Symbolicznie.
No i podkładka z napisem niewiadomego azjatyckiego pochodzenia, sądząc po krzaczkach. Kto wie, może jest do góry nogami?. I zmęczona użytkowaniem podstawka z obcego drewna. Teraz odpoczywa na zasłużonej emeryturze.


26 października 2024

Takie tam ...rozmowy o babciowych fatałaszkach.

 Kilka ubraniowych przydasi- żeby nieco rozwinąć  temat poruszony przez Jotkę i u Teatralnej...Przerywnik przed poważniejszymi tematami.

Spodnie bawełna-szeroka nogawka, sukienka dzianina -mieszanka włókien



Uzupełniające  poniżej i filmiki (z nimfą Pucką), bo chwilowo mam zablokowany dostęp do lustra ... :-)



Matczyne rozterki.

 Jak to dobrze, że kiedyś powstał taki zespół

 https://youtu.be/DOw8__oytLI?si=h4FGq1A0wSFq2BPm, bo gdyby nie on, to nie byłoby tego:


Żeby wyszukać taką koszulkę, to trzeba mieć chyba ......coś między uszami. Oczywiście , widząc rysunek musiałam sprawdzić z czym mam do czynienia. Flaga na balkonowy maszt, koszulka? A może to obrus halołinowy na stół?

Przy bliższym poznaniu okazało się, że to koszulka. Odetchnęłam z ulgą...

25 października 2024

Autoprezentacja i działania na zbiorach.

 Już sobie zaplanowałam, że wczoraj zasiądę do kolejnego wpisu, a tu...,,doopa z króla,,. Nie wyrobiłam się czasowo. Wcześniejsze tematy polityczne , zamiast pozostać na celowniku- zwiały w podskokach, korzystając z mojego zabiegania. Dzisiaj za to od samego rana oprócz drzemki po spacerze z psem, zaliczyłam małe bara-bara z blogspotem i wordpressem. 

Po przeczytanych do tej pory licznych tekstach, stwierdziłam że sparafrazuję sobie powiedzenie,, powiedz mi jakie książki masz w domu, a powiem ci kim jesteś,, ( okazuje się, że to cyt.J. Iwaszkiewicza) . Idąc tym tropem, aktualnie mam w domu 1 pozycję, którą czytam. Także albo ze mnie przyrodnik ( w sensie miłośnik przyrody) albo jestem głucha jak pień. A czy pień jest rzeczywiście głuchy -żeby się tego dowiedzieć to trzeba przeczytać książkę zamiast uderzać drewnianym trzonkiem . Się lub kogoś. 



Skoro udało mi się kogoś zachęcić do sięgnięcia po tę pozycję, to połowa sukcesu. A jeżeli jeszcze jestem za mało przekonująca to może taki cyt: ,, Tego, kto rośnie porządnie w pionie, nie da się tak łatwo wytrącić z równowagi,, ( str.83, wers 4 od dołu).

Trafiłam jeszcze na kilka ciekawych stwierdzeń, które być może przy kolejnym czytaniu wyodrębnię w osobnym wpisie poświeconym tej książce.


A tymczasem:

,, Pokaż mi swoje otoczenie, a powiem Ci kim jesteś,, - bo jakby nie patrzeć,  większość z nas stara się stworzyć sobie taki kąt/otoczenie, w którym czuje się najlepiej. 

Noszona odzież i styl ubierania - też sporo o nas mówią, zwłaszcza gdy jesteśmy na luzie i we własnym/ najbliższym gronie. I wszelkie zgromadzone przydasie. 

Jedni opiszą siebie/ kogoś w kilku słowach/ zdaniach a inni potrzebują książki. Dlatego postanowiłam , że dołączę w następnych wpisach jeszcze parę zdjęć , które mnie obrazują. A czy kogoś to będzie interesować  to i tak nie ma znaczenia, bo przecież nie o mnie chodzi, tylko o  tą  różnorodność. Im bardziej różnorodni / otwarci (?) jesteśmy a nie zafiksowani na jednym ( np.sobie i własnym światopoglądzie) tym łatwiej o punkty wspólne z innymi.  

Tak sobie myślę...

23 października 2024

Zbawienne promocje wycieczkowe.

 Chciałam pochwalić sie wczorajszym prezentem, ale wolę odsunąć to w czasie, bo inny temat wdarł sie w moje łaski. 

Ostatnie statystyki związane z ubóstwem wiążą się niezaprzeczalnie z kwestią cen na sklepowych półkach i widocznym spadkiem konsumpcji ( wydatków na pewną grupę produktów). Pomijam tutaj podział na artykuły pierwszej czy n-tej potrzeby, żeby nie zagotowały mi się styki, tym bardziej że to tylko przyczynek do rozważań. 

Parafrazując, jak na babcię w odpowiednim wieku przystało ,,będąc młodą emerytką,, i doświadczonym pracownikiem domowych pieleszy, zwanym przed wiekami ,,opiekunką domowego ogniska,,, prawie od zawsze czyniącą zakupy- wreszcie zrozumiałam pojęcie ,,promocja,,.

Oprócz standardowej definicji takiej lub innej ,cyt:Promocja produktu to proces objaśniania wartości produktu potencjalnym i obecnym klientom w celu ich poinformowania, wzbudzenia zainteresowania i skłonienia do zakupów.

promocja kojarzy sie z miłą dla węża w kieszeni obniżką ceny. Znaczy będzie miał co jeść w najbliższej przyszłości i nikt właścicielowi portfela nie zarzuci znęcania się nad zwierzętami. Posiadacz owego portfela również zyskuje szansę na pewne oszczędności, które z czasem wyda na innej promocji. 

Ale nie o wydatkach ma być ten wpis i zaglądaniu do obnośnego terarium, ale o poczuciu wartości. I w związku z tym poczuciem wartości, mam takie wrażenie, że handel  lubi klientów robić w balona. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni, tak jakby był człowiekiem, a nie tylko słowem ze swoją definicją.

Wiem, wiem, do celu, babciu, do celu, a nie na okrętkę....( to do siebie). Zatem....

Sednem poczynionych przez lata obserwacji jest to: obniżona w tzw. promocji cena jest tą, która powinna na stałe gościć na półce z produktem. Tymczasem płaci się za coś bez promocji, jak za zboże, a winę za wysoką cenę zwala  na producentów i pośredników, którzy owszem podnoszą ceny, z różnych powodów, ale najgrubszy kawałek tortu przypada zawsze bezpośredniemu sprzedawcy. 

Takie jest moje zdanie. Dlatego czekam na promocje, jak na zbawienie. Przecież oprócz własnego zwierzyńca i siebie trzeba wrzucić na ruszt coś dla węża w kieszeni, bo przemieszczanie się trasami wycieczkowymi wyznaczonymi przez promocje w poszczególnych sieciówkach wymaga od niego nie lada wysiłku ....

Ps. Co by tu wrzucić na okrasę? Może to......chleb,majonez i natka  są u mnie w cenie.....



22 października 2024

O tłustym roku i bolączkach testowania.

 Od wczoraj pojawiło sie kilka tematów politycznych do poruszenia , ale że telefon wybił mnie z rytmu, to postawiłam na tematykę testowania. Zgodnie zresztą z aktualnym komentarzem u Uli ( Nie tylko kartki).

Będąc w bólu  osobistym płynącym ze śródstopia ,od jakiegoś czasu, i pamiętając o trudnościach finansowych NFZ-tu, postanowiłam odciążyć portfel podatników i zainwestować we własne zdrowie - sama. Po wyszukaniu życiowych przyczyn kopytkowych dolegliwości, związanych z:

- przeciążeniem stopy przebytą trasą, 

- zmienionym chwilowo obuwiem dostosowanym do innych warunków atmosferycnych 

- wspomnieniami z kontuzji sprzed 10 lat, które mogły o sobie wreszcie dać znać w sprzyjających klimatycznie okolicznościach,

postanowiłam zawalczyć o siebie. Oznacza to, że podjęłam sie systematycznego zastosowania nabytego środka leczniczego. Test zatem był dwustronny . Testowałam swoją cierpliwość/ systematyczność przez 3 tygodnie , codziennie wieczorem( na noc) i nabyty specyfik. I chociaż wszystko wskazywało, że powinnam sięgnąć najpierw po maść końską( skojarzenie z kopytkiem) to zdecydowałam się na bardziej drastyczną żelowo-galaretowatą złotawą ,,miksturę,,  z czarcim pazurem.

 Nabytek okazał się strzałem w 10-tkę, tym bardziej że trafiłam akurat na obniżkę ceny. To co zadziałało, w moim przypadku i na jak długo- się okaże( przy okazji smarowałam kolana- tak profilaktycznie, pamiętając o miejscach do tego przystosowanych). 





Obok maści iście diabelskiej nabyłam też maść/ krem na bazie tłuszczu mlecznego. Tak do pary, ze względu na to, że zbliżają się chłodniejsze dni i spada wilgotność w pomieszczeniach mieszkalnych. Wolę tłuste nocki z twarzą w poduszce ( sen na brzuchu) niż posiłek, no chyba że jest to olej rzepakowy popijany zdrowotnie z gwinta/ łyżeczki i kupiony u znanego mi rolnika.

Ze względu na gramaturę powinno mi starczyć na dłużej obu specyfików. Mam nadzieję, że nagietek, witamina E i prowitamina B (pantenol) przez zimę zrobią cuda i na wiosnę będę jak  ten nagietek...No może nie aż tak żółta.., bo wolę odcień....marchwiowy.



21 października 2024

Takie tam....zachęcanie weny twórczej do odwiedzin.

 Dzisiaj idę na żywioł . Siadłam do wpisu bezplanowo i poczekam co mi przyjdzie na myśl. I chociaż mogłabym zamieścić ekstra zdjęcia z mieszkania( wspomniane u Serpentyny w komentarzu), siebie z kocurem córki ( komentarz u Ani)





 lub odkarmioną przez siebie papużką o imieniu Pucka, czy zapoczątkować tematykę celebrowania halo-ween,

to czuję, że to jeszcze nie czas lub nie moja bajka.

 Przejrzę zgromadzone zdjęcia i zobaczę co z nich wyniknie. Ten brak (nie)zdecydowania, wynika być może z faktu, że tym razem siedzę w kuchni, zamiast w przysposobionym dla ,,weny twórczej,, kącie.





A skoro już podjęłam decyzję, że to będzie taki zbiorczy wpis , ze zdjęciami, to przeniosłam się właśnie tu, powyżej. Pokój garażowo-sypialniano-twórczy z widokiem na ...kuchnię i stylowy kącik (wg. mnie oczywiście).

I tak dopięłam swego. Powstał kolejny wpis.

20 października 2024

Nic ciekawego ...takie tam wyn(at)urzenia o byciu szczęśliwym.

 Poprzedni wpis aż prosi się o zadanie pytania: jaki biznes jest opłacalny w danych warunkach geograficzno-historyczno-ekonomicznych? Nie raz zdarzyło sie przecież, że ktoś zaliczył tzw. wtopę...lub dorobił majątku inwestując/ ryzykując w coś ,,zagranicznego,,. Tak było kiedyś np. z przyprawami, tkaninami, bursztynem, itd. Na tym wielu zarobiło w ciągu wieków. Poczynając od przewoźników, kupców, przydrożnych rabusiów czy innych przypadkowo obdarowanych.

Posiłkując się tzw. ,,zachodnimi,, nowinkami , które na przestrzeni ostatniego wieku zagościły we wschodniej Europie ( w krajach za żelazną kurtyną) - jedne przyjęły się bezboleśnie, a inne rozbłysły jak płomień zapałki i równie szybko zgasły. Jak to w życiu. Wyszukiwanie zagranicznych cudeniek, które można wprowadzić na rynek krajowy z powodzeniem, to nie lada sztuka.

Sprawa opłacalności  czegoś to nie tylko problem ekonomii gospodarczej ale i ekonomii relacji międzyludzkich. Zmienia się świadomość/ mentalność społeczeństw- zmienia się podejście do drugiego człowieka/ Natury.  Na ile człowiek dał się zdominować ,,walucie,,/ materii ? oto jest pytanie. Nasuwa się też w odniesieniu do ostatniej afery z pobieraniem kasy  na wynajem mieszkań w stolycy przez bezdomnych posłów. Ot co. Biedaczyska...

 Ps. Jan Kochanowski z pewnością by ich odprawił gdzie pieprz rośnie zamiast odprawiać posłów greckich...(,, Odprawa posłów greckich,, )

Ale żeby nieco uprzyjemnić ten refleksyjny wpis, zamieszczę zdjęcie. Jednych cieszy pojedynczy koszyczek, a innym potrzebny jest wieżowiec 14-piętrowy do szczęścia lub inny szeregowiec. I kto  tu jest bardziej szczęśliwy? Hę?



18 października 2024

Stare nowinki czyli co słychać w szerokim świecie.

 Czytam, czytam, czytam i czekam aż coś sip pojawi, co sprawi, że gebę rozdziawię tj. zacznę pisać na blogu. Tym razem Monika zainspirowała mnie , chociaż powiązania tematycznego raczej trudno się doszukać. Może takie tylko luźne skojarzenie związane  z zagranicą i nowinkami.

Chcąc i nie chcąc( ze względu na zwierzyniec domowy) odbyłam podróż zarówno w czasie( inny czas) jak i przestrzeni ( inny kontynent). Wybrałam sie do Kanady razem z koleżanką, która niedawno stamtąd wróciła. Pomijam fragmenty osobistych wrażeń, o których opowiadała, bo miała materiał porównawczy sprzed kilkunastu lat wstecz. Ale nie o to chodzi, tylko o upominek, który mi przywiozła.  

Tak jak pracując za granicą, była dla mnie nowością możliwość wydrukowania sobie zdjęć z telefonu w drogerii czy gdzieś w automacie w  markecie, co dopiero od jakiegoś czasu jest u mnie w mieście, tak fajnym zaskoczeniem jest to:



Podkładki - z nadrukiem ze zrobionych telefonem zdjęć. Ot, tak zrobione od ręki, z automatu. Super pomysł. Kto wie czy u nas też już.....

A tak niewinnie się zaczyna....

 Są rzeczy, które nawet filozofom się nie śniły...mimo że wyobraźnia powinna dać im popalić z racji posiadanej natury czyli skłonnościom do tworzenia  czegoś jeszcze do tej pory niestworzonego. 

Tak więc i ja natchniona przeczytanym wpisem o noblistach ( Frau Be) , o duszy( Wrzosy), oraz  religijnymi rozważaniami u Asenaty, zebrałam wszystko do kupy i pomyślałam o....sobie. Jak na ego-osobowość przystało. Nie w kategorii nagrody ziemskiej w postaci matki boskiej pieniężnej czy szacunkowo-uznaniowej, a tym bardziej życia wiecznego w zaświatach ( bez możliwości powrotu na ziemię), ale pomyślałam sobie o takim małym egoistycznym dziwactwie, które w momencie realizacji sprawia nam indywidualnie radość. 

Wiadomo, mamy jakieś tam cele/plan dnia/ bezplanowość, które realizuje się na bieżąco lub w jakimś przeciągu czasowym. Zanim do tego dojdzie najpierw następuje  pojawienie się ( tego celu) w naszej myśli/ w zasięgu wzroku/ ręki itp. 

O zaczynaniu czegoś od tzw. dupy strony, chyba wiele osób słyszało. Ja czasem też tak mam, na szczęście nie dotyczy to przedsięwzięć, których nie jestem w stanie zrealizować , więc większość tzw. chorych myśli pozostaje uśpiona, przywalona rzeczywistością ( możliwościami i ograniczeniami zwanymi obiektywnymi) lub zaszufladkowana, a nawet...pogrzebana na amen.

Jeden z ostatnich spacerów zaowocował tymi zdjęciami:


I przyznam się bez bicia, że jak  na domorosłego filozofa przystało, zachciało mi się mieć taki domek dla owadów. Nie dla siebie ( zaznaczam). Oczywiście wymagałby ,jak w tym plenerze- odpowiednich warunków przestrzennych typu działka czy przydomowy odpowiedniej wielkości kawałek ziemi, bo na balkonie to ni hu, hu- nie upchnie się w całości.  Ale że okoliczności życiowe nie sprzyjają, więc z zaspokojenia wybujałych ponadnormatywnie i niewyobrażalnie potrzeb ego- nici.

Ale czy czasem tak nie jest, że mały zakup pociaga za sobą większe wydatki? Całkiem odwrotnie niż zazwyczaj....Kupuje się jakiś drobiazg, do/dla którego potem zmienia się całe / częściowo otoczenie? 

A jak jest ze związkami międzyludzkimi?....Najpierw bara-bara przy kawce/ czy gadu-gadu podczas samotnego wypadu w góry,  potem już przy kolacji/ w kinie,  za chwilę pierścionek/ obrączki i wreszcie chałupa . Z czasem  pojawia się standardowo w tej powiększonej przez nas mentalno-materialnej przestrzeni- drobiazg: dzieci, zwierzaki, wyposażenie... środki komunikacji. A tak niewinnie się zaczęło...To było tylko spojrzenie i rzut oka....

Ps. Na szczęście  dla mnie ,na upartego, mogłabym zakupić tzw. malucha tj. miniaturkę takiego domku dla owadów i powiesić na balkonie , ale nie wiem czy byłoby to odpowiednie miejsce dla owadów no i czy ich reputacja pozwoliła by na zamieszkiwanie w samym jądrze bloku. 

16 października 2024

Coś o markowych torbach i ziemskiej nirwanie.

 Dzisiejszy poranek przyniósł ze sobą doświadczenie zawieszenia. Nie jest to pierwszy raz, więc z rozpoznaniem tego stanu , nie mam w ogóle problemów. Włączyłam telewizor i to coś zwane dekoderem, by wchłonąć dawkę ostatnich ( nie mylić z końcowymi) wiadomości na TVN24 i trafiłam na rozmowę pani mecenas z dziennikarzem prowadzącym poranek, o zawiłych trudnościach w sprawie wycofania niektórych sędziów z obiegu najwyższego szczebla( rozmowa przed 8.30). No i stało się...

Ze stanu zainteresowanego oczekiwania na  info przeszłam w stan czuwania, czekając na zakończenie rozmowy. Potem patrzyłam na ekran, ale przestałam cokolwiek słyszeć, o rozumieniu mowy- nie zapominając. Po chwili nastąpił etap wpatrywania w ekran niewidzącym/tępym wzrokiem , aż w końcu osiągnęłam stan  nirwany . Siedziałam ogłupiona/ otępiała przez jakieś 5 min.,  by wreszcie wyjść z letargu w jaki zapadpam i podjąć właściwe myślące działanie: -wiadomości obejrzę później, skoro gadają a nie panikują, to wojny ogólnoświatowej jeszcze nie ma, jest więc szansa na przeżycie kolejnego dnia. Tak nadszedł czas na bloga. 

I nawet jeżeli miałam nadzieję, że pojawi się jakiś temat, który pozwoli rozwinąć skrzydła , to oprócz wspomnianego dyndania przed telewizorem nic nie przyszło mi na myśl. Być może z powodu owego ,,zawieszenia,,. 

Ale żeby wpis nie był taki gołosłowny to dodam parę drobiazgów tak dla ocieplenia/ubrania ( mamy jesienne temperatury) i ubarwienia wpisu. I nie jest to ani % napitek, ani mączka z korzenia, ani inny produkt wysokooktanowy/wysokoenergetyczny, tylko coś co służy do targania..................

Kto pomyślał o targaniu i szczotce jest w błędzie, tak samo jak i ci którzy lubią się targować, czy drapać po....( tu ukłon w stronę płci męskiej). A chodzi mi o  wynalazek jakim są torby . 

Lubię, jak część kobitek, mieć ich sporo do wyboru, więc kupuję tylko markowe. Jeżeli bym miała każdym zakupem rekompensować sobie przebyty kiedyś stres, to pewnie spałabym na torbach, z torbami , aż do momentu kiedy zdesperowana życiowymi niepowodzeniami/wyborami puściłam się z nimi.........w świat. Sama , bez żadnego musiku.

Tak więc znalazłam swoje lekarstwo na podręczny  bagaż jakim jest stres. W chwili malarskiego uniesienia zdobyłam się nawet na zakup.... wan Goga.

Czas na częściową prezentację zgromadzonych zbiorów. I jak to ze zbiorami wystawowymi bywa, powędrują przy najbliższej okazji świąteczno-praktycznej , we właściwe ręce: do kociary, do miłośniczki/ka czekolady/ słodyczy i gryzoni, ewentualnie leniwców płci obojga, leżących do góry brzuchem , czy miłośników jesiennych prac ogrodowo-chodnikowo-parkowych, itd. 







Moja osobista jest na końcu.  Jestem zachwycona pomysłowością i dostępną różnorodnością i cena póki co nie zbija mnie z tropu i powala na kolana- w dobrym tego stwierdzenia znaczeniu. Tak więc mogę cieszyć się codziennością wielokrotnie i cyt,, Bezapelacyjnie, aż do samego końca. Mojego lub jej!,,

Ps. Mam jeszcze 3 w zanadrzu. Podkolorują swoją obecnością bardziej niemrawe wpisy.  Przecież wszystko trzeba dawkować z umiarem. Nawet nirwanę...


15 października 2024

Coś o macaniu, rozpoznaniu i testowaniu.

 Zanim dołączę zdjęcie do poprzedniego posta, a mając zgromadzony jakiś tam materiał zdjęciowy czekający na dopasowanie do wymyślanego aktualnie  tekstu, postanowiłam podzielić się kolejnym odkryciem. Tym razem z aptecznej półki, a raczej kosza . Poczułam się jak w ulubionym ciuchexie.

Nie żebym zaglądała komuś do śmieci, a tym bardziej z odpadami farmaceutycznymi, ale do kosza wystawowego, metalowego z produktami pochodzącymi z nieznanej mi selekcji aptecznej, chętnie. A to co wygrzebałam to moje! Oczywiście po zakupie w promocyjnej cenie, ze względu na datę ważności. Tym razem nie mogłam się oprzeć takiemu cudakowi:



Portfel mnie nie pogryzł z powodu wy(u)szczuplenia, więc zakup okazał się bezpieczny. Przy kupnie nieprzewidzianych nowości zawsze się z nim konsultuję. I chociaż czasem bywa tak, że zakup jednego pociąga za sobą zakup następny, to tym razem byłam przygotowana co do naczynia. Zażycie doustne z łyżeczki z popitką dowolnym płynem okazało się najskuteczniejsze. Proszek idealnie oblepił podniebienie klajstrując mi chęć do gadania do siebie na głos. Zanim rozsmakowałam się w pachnącej lekką spalenizną garnka po przypalonym mleku(?) miałkości, sklęłam się w myślach, a potem zaczęłam szukać dokładniejszych informacji o tym co właśnie przetestowałam. Przeżyć-przeżyłam, tylko mam taką zgryzotę, w związku z tym produktem..cyt,,.Maca bywa nazywana peruwiańskim żeń-szeniem, co wiąże się z wyjątkowymi właściwościami tej rośliny adaptogennej, która od wieków stosowana jest w medycynie peruwiańskiej. Stosuje się ją między innymi jako produkt na wycieńczenie, spadek energii, libido i odporności, czy też przewlekłe zmęczenie.,,

Tak więc na wszelki wypadek postanowiłam zmniejszyć sobie dawkę, coby mi na dłużej starczyło, żebym z tej hormonalnej energii  nie wyprztykała się za wcześnie.



 Ps. W poszukiwaniu smaku i zapachu porównawczego natrafiłam na namacalną informację, że robi się z tego korzenia mąkę( nie pomyślałam o takim prostym skojarzeniu), a więc zapach zdaje się bardziej pasować do tego jaki roznosi sie podczas robienia zasmażki( mąka na gorącej patelni)...Tak więc z podróży z Andów wróciłam do PRL-u i królujących w nim zagęstników.

Dodatek specjalny:https://natu.care/pl/rosliny/korzen-maca 

13 października 2024

Takie tam obserwacje jesienne.

 W oczekiwaniu na przypływ dobrego humoru  właściwej mi zgryźliwości i starej weny twórczej, chcąc podtrzymać utrzymać się przy życiu  życie blogowe na jakimś poziomie, postanowiłam posiłkować się ( znów to jedzenie) zdjęciami lub filmikami z ciekawostkami  z okolicznych miejskich terenów zadrzewionych. Tym razem spacer z psem zaowocował ( tym razem frutariańsko*) w takie widoki. Nie wiem do jakiego gatunku zaliczyć te zdjęcia:

-horror dermatologiczny,

- dramatyczna współpraca,

- współuzależnienie przetrwalnikowe,

- cuś innego

* wymyślone od ręki na potrzeby posta=owocowo, frutarianie=odżywiający się owocami ( w tym owocami morza)- w przekładzie z języka pospolitego na język egopostny




Ponieważ zdjęcia nie oddają ilości/gęstości  żyjątek tworzących poszczególne kolonie, to opiszę widok tak: patrząc z bliska miało się wrażenie, że kulą się do siebie w poszukiwaniu ciepła, a patrząc z daleka, byłam zachwycona połowicznym migotaniem pnia w słoneczny dzień. Najprawdopodobniej były to skrzydełka, bo przecież nie brokatowe odwłoki/ zadnia strona ciała. I nie wiem, co bardziej im służyło- drzewa czy spaliny z ulicy o natężeniu ruchu w godzinach szczytu na poziomie 50km/h z postojem na drinka na światłach pobliskiego skrzyżowania.

 Tak się przysposobiły do jesieni życia...

Dodatkowe zdjęcia..




Tutaj odrosty boczne z tego drzewa, tzw.dziczki.

A na innym nieco drzewie, po pniu spacerowały czerwono-czarne kowale.