Wstałam, pomyślałam o wczorajszym wpisie i już prawie chwyciłam pana boga za nogi, bo mi przyszedł do głowy kolejny temat, a tu doopa z króla. W momencie opuszczenia łazienki, razem ze spuszczaną wodą, odpłynął pożądany niedzielnie zalążek postu.
W czasie śniadania, olany wcześniej niefortunnie temat powrócił. Odpalony laptop zadrżał na samą myśl o ...Tymczasem, jak to mam w zwyczaju, sięgnęłam do wczorajszego posta, żeby szukać natchnienia. I znalazłam. Pominę tym razem analizę logo NIK-u i jego nawiązanie do " Polski w koronie" i jak zauważyła Jotka- arystokratyczno-ozdobnego charakteru. Co przykuło moją uwagę tym razem? Nie guzik pod krawatką, który wychylił nosa, ale moja osoba! Pozostając w cieniu marynarki mówcy, odbiłam się na zdjęciu w czasie jego robienia. No i mam, wyszło szydło z worka. Najwyraźniej , a raczej dość niewyraźnie- mam parcie na szkło!
I właśnie sobie przypomniałam, co jeszcze chciałam napisać. Nie wiem jak pozostali piszący prywatnie ( nie na zlecenie), ale zauważyłam , że w moim przypadku jest zasadnicza różnica między życiem blogowym, a rzeczywistością. Będąc szczerą do bólu...tu mogę rozkwitnąć w każdej chwili, a życie to suchy badyl wystający z ziemi. Jeszcze tkwi w niej korzeniami, ale na oko widać, że nic z niego już nie będzie. :)
Ps. Ciekawe ile wyszło znaków? Na setkę to nie wygląda...liczyć mi się nie chce, a zapomniałam gdzie jest licznik znaków. A może, tak po prostu, w ogóle lepiej nie liczyć na nic, prócz kasy przy kasie?
Ale ślepy gawron ze mnie!
OdpowiedzUsuńA bo tak się do tej klapy przykleiłam... ;-)
Usuń