Kiedyś myślałam, że życie to teatr, bo ludzie ciągle odgrywają swoje role społeczne z większą lub mniejszą świadomością. W zgodzie ze sobą lub wbrew sobie.
Niestety, nie było to moje odkrycie, tylko zawdzięczam to własnym poszukiwaniom odpowiedzi na pytanie: dlaczego.? Najwyraźniej musiałam osiągnąć wiek dziecięcy dopiero będąc nastolatką, bo ( bolączka słabeuszy) porównując się z innymi, tj. zwykłymi przedszkolakami , byłam o parę lat opóźniona w pytaniach. Nic więc zatem dziwnego, że aby nadrobić braki, musiałam rzucić się na głęboką wodę . Głupia jak but i nieświadoma niebezpieczeństw zbierałam kolejne razy, zwane doświadczeniem życiowym i powoli wypływałam na powierzchnię. Dylematy typu :czy lubię zupę pomidorową? (czy jestem do niej przyzwyczajona?) - które pojawiły się w głowie wskutek pewnego testu psychologicznego, powoli zaczynały znikać. Zaczęłam od podstaw .
Najtrudniejszym, jak się okazało, było wyzbycie się tzw. zasad dobrego wychowania, które dały mi w kość najbardziej. Oczy rodziców/opiekunów były bowiem zwrócone w stronę zapewnienia papu i innych doczesności, oraz sztucznego spokoju i ugrzecznienia, a nie w stronę rozwijającej się latorośli. Z pewnością nie jestem przypadkiem odosobnionym, bo...tak widocznie miało być. :)
Rozdarcie między mną prawdziwą a byciem grzeczną dziewczynką/gospodynią trzeba było również wyplewić z grządki życia, bo przecież naturalnym jest bycie szczęśliwym, a nie ciągłe darcie szat. Bo ile można chodzić świecąc tyłkiem? ( ukłon w stronę dziurawej odzieży). I tu mogę sobie podziękować za odwagę . Jak się okazało wraz z kolejnym przykrym doświadczeniem, które ( nota bene)wyszło mi na zdrowie, odkryłam swoje własne pokłady dobrego wychowania ( i nie tylko). Te wewnętrzne. Prawdziwe.
***
Tak mi minęło życie - na ciągłej walce z samą sobą. A dokładniej - na walce z tym co wewnętrzne z tym co pochodzi z zewnątrz. A bezpośrednia przyczyna tego całego zamieszania leży oczywiście poza mną i wynika z niewiedzy, że : gdy ktoś jest ze swej natury dobrze wychowany - to wszelkie zasady zewnętrzne są zbędne.( I dlatego lepiej unikać zbędnych gestów, które z jednej strony oznaczają ok, a z drugiej - że jest 0 ( do niczego).
Jaka puenta?
Z pewnością jest grupa osób, które muszą mieć wszystko podane na tacy, żeby uniknąć meandrów życia. A jeżeli nie, to potem za kilka lat - już tylko z górki... Deprecha gotowa. A jak jest się zdołowanym, to nic nie dociera i nie ma wewnętrznej motywacji by coś z tym zrobić. Tym bardziej gdy motywuje otoczenie( np.rodzina), któremu się to całe zamieszanie zawdzięcza.
Ps. Tym razem tekst Hegemona ( https://www.swiathegemona.pl/przyjaciel-odchodzi/#utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=przyjaciel-odchodzi)poruszył strunę, więc, pojechałam z tym gipsem... :)
Czytałam, pięknie pożegnał przyjaciela...
OdpowiedzUsuńU Yolanthe znajdziesz ciekawe rozważania , polecam:
https://wenuszwioski.blogspot.com/2021/05/wy-tez-macie-juz-te-wiedze.html
A dzięki,na stronce byłam.Zerknęłam. Być może parę lat wstecz na podobną zaglądałam?
UsuńA pożegnanie przyjaciela? Hmmm przeżywa się na różne sposoby.