31 grudnia 2022

Wywłoki, curvy niezgody i nowatorskie okulary XD.

 Wywlekanie faktów z przeszłości i ocenianie ich przez pryzmat teraźniejszości- oto przyczyna fałszywego świadectwa*. 

Postępując w ten sposób otrzymujemy  obraz rzeczywistości, o którym można powiedzieć, że  jest pokazany w fałszywym świetle. Robi się to całkiem świadomie dla  własnych celów rozmaitej maści, np. wybielenia siebie/ państwa/ grupy społ./ narodu itp. lub pokazania z jak najlepszej strony w porównaniu do innych  korzystając z wyselekcjonowanych fragmentów przeszłości pasujących do realizowanego aktualnie celu.

Pal licho, jeżeli dotyczy to pojedynczych zaburzonych niechlubnymi doświadczeniami osobników wypierających fragmenty niezapomnianej przeszłości własnej. Wszak to skala mikro, a nawet mili, albo czasem  też niemili.**. Gorzej gdy takie zachowanie dotyczy władzy / rządów pojedynczego państwa lub większych regionów (połączonych np. w unię, kraje związkowe itp inne wielopaństwowe twory). 

Jeżeli kolejne władze/ rządy będą wypierać niechciane i niepasujące do przyjętej polityki  fakty z  przeszłości, czyli wybielać się/ państwo itp.to  prowadzić to może,  w konsekwencji, jedynie do bielactwa zamiast do np. pożądanego odgórnie konserwatyzmu. 

W innym przypadku stosuje się metodę porównawczą jako zabieg podnoszący własne poczucie wartości na skalę partyjną, według wzoru : my teraz - oni w przeszłości. 

Za ch...., takiego wała. Wszak to linie równoległe czasoprzestrzeni, a nie proste przecinające się. Więc jak może dojść do zgody, skoro nie ma punktów stycznych? Gdzie tu logika, bo o geometrii to już nie wspomnę. 

By coś uformować czyli nadać czemuś  kształt potrzebne są punkty styczne. A nie rozrzucone w czasoprzestrzeni  będące w chaosie nieuporządkowane krzywe( curva, ae), bez szans na przecięcie się w teraźniejszości i stworzenie choćby kąta prostego, a o trójkącie czy wielokącie to już w ogóle można zapomnieć. Tym bardziej, że niektórzy zawędrowali do roku 2050, a korzenie innych tkwią w czasach przedwojennych , wczesnych powojennych.  I nie można takiego sposobu myślenia  wykorzenić. 

Europejskość/ światowość*** to nie styl wychowania, bycie członkiem UE/ innych organizacji o zasięgu światowym tylko umiejętność odnalezienia się w chwili obecnej na danym terenie.

Jak więc pogodzić zwaśnione strony? Wystarczy być w chwili obecnej i działać dla dobra państwa/ regionu itp. a nie dla dobra własnych interesów partyjnych/ osobistych/ związkowych. 

Każde źródło konfliktu tkwi w przeszłości, od której nie każdy umie się wyzwolić. Nawet w tej przeszłości sprzed godziny....Tyle, że nie każdy chce iść z Duchem Czasu. I w tym jest problem. 

Niektórzy zatrzymali się na poziomie kolosa na glinianych nogach sprzed stuleci i w końcu się  rozpadną. Wiadomo o kim mowa...

A ci, którzy próbują utrzymać się na powierzchni wody  trzymając brzytwę, zamiast odejść na zasłużoną/niezasłużoną emeryturę i zająć się ulubionymi wspominkami przeszłości nie zawsze swojej a cudzej - igrają z życiem. Wszak podczas  walki z żywiołem można się samemu pochlastać.

I gdzie w tym wszystkim logika? Brak. Tak samo jak i Ducha Czasu.

Ale cóż można wymagać od płaskomyślących? Może jedynie tego, żeby czasem spojrzeli przez wielowymiarowe okulary. Tyle, że nie wiem ile tych D powinno być...Może tyle ile prostych przechodzących przez jeden punkt? 

Niech więc będzie z wielką niewiadomą : XD...


* budowanie obrazu sytuacji/ okresu historycznego w taki sposób, aby coś zdeprecjonować lub waloryzować

** stopniowanie w dół: - wyrób własny na potrzeby posta:  makro- mikro- mili- niemili

*** własna definicja


25 grudnia 2022

Gwiazdorski blask bywa czasem ...do dupy.

 Święta rozpoczełam od śniadania i dość wczesnego przeglądu prasy na blogach. Tym razem moją uwagę przykuła świeżynka u Ultry (https://bezpukania.wordpress.com/2022/12/24/wyciekly-nagie-selfie-proboszcza/).

Z powodu własnej nieudolności (najprawdopodobniej) i niemożności skomentowania na wordpressie czegokolwiek, chociaż przez przypadek mi się kiedyś udało, postanowiłam odnieść się do jej tekstu u siebie.

Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia z tego typu wyklikanymi tekstami, czasem sprawdzam dla rozrywki o jakich głupotach znowu napisano i ile razy więcej trzeba będzie kliknąć, żeby osiągnąć spełnienie. I nie o orgazm intelektualny mi chodzi, ale o zaspokojenie chorej z nudy ciekawości, zamiast  poszerzać w tym czasie wiedzę o coś bardziej przydatnego czy prać ręcznie przepocone gatki w łatki. 

Nieznane mi przeważnie nazwisko celebryty/tki kojarzy mi się tylko i wyłącznie z sąsiadami z dalszego z bloku, z którymi nie mam styczności, ale znam z widzenia i podejrzewam, że z racji np. statusu materialnego prezentowanego na zewnątrz, idealnie wpasowali by się w opisany wizerunek kogoś znanego . Znanego oczywiście niewielkiemu kręgowi, związanemu z jakąś wybraną niekoniecznie żwawą dziedziną życia.

Zatem z okazji wszystkich świąt, tak na pocieszenie i nie tylko, odważam się zauważyć iż każdy z nas jest dla kogoś jakąś gwiazdką.Tyle, że różne są nieboskłony..No i ten blask...też przecież bywa różny.

Zatem rozbłyskam dzisiaj światłem  teks(t)- tylnego bloga, dopóki czytacz/ słuchacz czy inny ciekawski...nie przerzuci mnie jak kolejną stronę książki, albo odłoży na bok, tak post factum, jak papier , podobno jednorazowego użytku , ze słowami: dziś jest do dupy...

Ps. Wesołych świąt życzę wszystkim Gwiazdkom na niebie.


24 grudnia 2022

Już , już, tuż, tuż, roboty w bród?

 Już połozyłam się spać

już witałam się z gąską

już zamknęłam oczy

już nadszedł sen proroczy...

...ale długo nie potrwał. Taaa. 23. 30 a ja już na nogach. 

W stroju wieczorowym .Piżama wygodna.

Skoro nie mogę chwilowo spać, to...

Postanowiłam podzielić się osobistym przepisem na :

1.podrasowany kompot/nektar z suszu:

śliwki, rodzynki , czyli susz i świeże jabłka w proporcjach - do smaku kuchmistrza - rozgotować do uzyskania odpowiedniej konsystencji ( moje proporcje 100gr : 100: 200gr jabłek) na tzw. oko pańskie. Dodać cynamon, goździki i świeży lub sproszkowany imbir. Ilość cynamonu ma podstawowe znaczenie, zwłaszcza dla cukrzyków ( cynamon obniża poziom cukru w cukrze). Napitek o barwie mętnej, ale za to smakowy zasługuje  na nieprzezroczysty puchar. Wszak to nektar bogów...

2. sałatkę "ad hoc":

seler marynowany (w słoiku) odsączony, kapusta pekinka drobno posiekana ( jako baza i wypełniacz), sardynki/ szprotki/ dowolne rybki wędzone -w oleju ( z puszki) w ilości dowolnej , tak do smaku. Sól, pieprz, i co kto woli jeszcze. Mało roboty i bez majonezu. 

Opcjonalnie: mogą być szprotki w pomidorach, ryż zamiast kapusty pekińskiej, kukurydza konserwowa.

3. śledzie pod pierzyną "własnej roboty":

śledzie marynowane/ w oleju lub odsolone matiasy, np.biedronkowa obiadowa surówka z pora w delikatnym sosie . Starte jabłka wymieszać z gotową surówką z pora,  podprawić majonezem, jogurtem greckim lub śmietaną do smaku, sól, pieprz. Taką mieszankę nałożyć na śledzie ( kołderka) lub drobne kawałki pokrojonego śledzia wrzucić do powyższej mamałygi i wymieszać( sałatka śledziowa).

Opcjonalnie zakupiłam sos czosnkowy i sezamowy( w przypadku dwóch lewych rąk do babrania się z jabłkiem i gotową surówką) by na kawałki ryby/ jajka na twardo/ czy roladki z wędliny- pieczeni ( do wyboru) nałożyć właściwie dekoracyjny smaczek.

Smacznych i leniwych...też życzę.Świąt.


 



22 grudnia 2022

Świąteczne zamieszanie i planetarny kocioł.

Teoretycznie rzecz biorąc, to mamy w roku :cztery pory roku , okresy przed i po świąteczne,nowy rok co rok oraz tzw.okres wakacyjno-urlopowy w wydaniu letnim i zimowym. Tyle teorii...w praktyce, wiadomo, każdy ma swój osobisty życiowy grafik mniej lub bardziej powiązany z innymi. Okres świąteczny  nie odbiega od standardowego dnia codziennego na pewno w jednym: dobrze by było gdyby do kociołka, a raczej gara,  było co wrzucić , tak jak i na ząb.

A wzięło mnie tak kulinarnie, bo obudziły mnie o 1- szej myśli prawie kulinarne. Prawie, bo związane  z wyobraźnią. Tej, co prawda, sam producent/ posiadacz skonsumować dosłownie nie może, może ją natomiast zasuszyć zgodnie z zasadą, że" organ nie używany ulega zanikowi".  Na szczęście owoce buszujących mi po łbie impulsów nerwowych nadają się czasem do spożycia przez wzrokowych i słuchowych przeżuwaczy bo najwidoczniej nie są to rajskie jabłuszka okryte złą sławą.

Ale czas przejść do meritum dania. Wyobraźnia jak człowiek, też lubi płatać figle, więc dostało się i mnie. Tak przedświątecznie.  Najpierw moja wyobraźnia przybrała kształt kociołka bez przykrywki. Jest dobrze - pomyślałam. Jestem co prawda ograniczona, ale i otwarta więc mam wolną drogę w jedną stronę.

Potem przyszła inna wizja, już mniej radosno-świąteczna. Ziemia to kociołek, w którym wszyscy pływamy a raczej gotujemy/dusimy się pod przykrywką i tylko podczas mieszania mamy chwilę wytchnienia. Wtedy ,wiadomo,  części ludzkości uda się wyparować, a reszta w zależności od tzw. ciężaru właściwego/ masy molowej/ ciężaru gatunkowego  urzęduje na samym dnie  lub zalega warstwowo, aż do tych o najlżejszym kalibrze - pływających na samej powierzchni i czekających na odkrycie.  Ci ostatni , oczywista, są  przeznaczeni  jako pierwsi do opuszczenia kociołka podczas kolejnego .... zamieszania. 

Niestety, nie miałam wizji kto jest masterszefem, więc tajemnicy Bożego Narodzenia też nie odkryję. Jedno wydaje się być pewne. Jest szansa na wcześniejsze opuszczenie naszego planetarnego gara z licznymi przyprawami  i wielogatunkowym mięskiem.

 Należy jak najszybciej porzucić własne ciało, które bezwładnie opadnie na dno , a lekki duch wyparuje na powierzchnię.Wiadomym jest, że pokrywka  kociołka z czasem nie wytrzyma oddolnego parcia/ciśnienia i zgromadzone w między czasie gazowe i ( nie)gazujące lekkoduchy podważą pyrkające przykrycie.Może więc i dobrze, że nie jest to współczesny szybkowar, ale znany nam sprzęt analogowy sięgający wieczności. Jest przynajmniej szansa na uwolnienie ducha...( cztery litery i reszta członków czekają na rozgotowanie).

Teraz już wiem skąd się u niektórych bierze niechęć do gotowania...

Mają nieuświadomione lęki z przeszłości...pardą.. to jest...z wcześniejszego wcielenia.

Ps. Pewien zamęt wprowadził mi wok...

A może w ogóle zasada brzmi "jaki kraj taki gar" to i nic dziwnego, że i Masterchef jest inny...

 

14 grudnia 2022

Oda do młodości czyli o miłych perspektywach na starość.

 Zbliża się koniec roku drobnymi kroczkami,

 Trzech Króli kalendarz nowy dźwiga.

Medycyna , jak zawsze, się rozwija.

Oj będzie zaraz zadyma

  jak to jest z dzieciakami... 

 Tyle tytułem wstępu. Obudziłam się o czarnej godzinie to i myśli pojawiły się  z czarnej dziury. Nadszedł czas by przejść  do kalendarza na kilka pokoleń wstecz/ wprzód czyli do planowania rodziny na starość.

Tzw.kalendarzyk małżeński, jak wiadomo,  ma swoją cierpliwość ograniczoną popędem i układami w rodzinie, więc i przydatność do spożycia jest różna. Nie zawsze jest respektowany. Tak samo zresztą jak prezerwatywa czy inna tabletka niekoniecznie po i dowcipna. Dzieciaki pojawiają się na świecie w sposób kontrolowany i/lub nieprzewidywalny nawet dla bociana,o wszystkich świętych i Mikołaju nie zapominając.

 A rodzice jak to rodzice...( nie)muszą się standardowo cieszyć lub (nie)udają że nie ma problemu. Z dziadkami  też bywa różnie. Wszak jakie dziecko taki potem dziadek/ babcia wyrośnie. Nie każdy nadaje się do zabawy (wychowania) ze świeżym narybkiem. Ale gdy narybek potem dorasta....itd.bywa różnie z koligacjami rodzinnymi.Więc...

... będąc babcią, wzięłam się wreszcie za ( po)rachunki rodzinne związane z rodzicielstwem. Takie tam ,spóźnione przemyślenia, wyrachowanie i mocno spóźniona symulacja umysłowa.

W głowie babcinej zalęgło się pytanie całkiem nie na czasie : kiedy byłoby najlepiej mieć dzieci? Ale zanim rozwiąże się tę łamigłówkę, dobrze byłoby zadać sobie pytanie dotyczące przyszłych perspektyw życiowych:

-czy w wieku tzw. poprodukcyjnym/ emeryckim itp. chcę się zajmować ewentualnymi wnukami czy nie?

1.Jeżeli nie, to wtedy najlepiej  starać się o własne dzieci zdecydowanie po 40- stce ( lub w ogóle). Zanim je odchowamy będziemy mieć powyżej  60-tki, więc jest wielce prawdopodobne, że wydołamy fizycznie ( z psychiką różnie bywa) i finansowo żeby nasz przychówek stanął na własnych nogach. Gdy dorośnie  i pojawią się mocno spóźnione wnuki mamy kolejną szansę od życia, że będziemy wystarczająco małosilny, schorowani i drętwi, że oddanie wnucząt pod naszą opiekę będzie wyglądało na chęć zamordowania wysuszonego rodzica rękami podrastających energicznie małolatów.

2. Jeżeli tak, chcemy zajmować się wnukami w wieku tzw. podeszłym, realizując swoje ciągle nie zaspokojone  ambicje macierzyńsko-tacierzyńskie , wtedy proporcjonalnie wcześniej należy wyszukać chętnych do podzielenia się z nami swoimi genami. Jako młodzi rodzice a potem młodzi dziadkowie( w przypadku szczęśliwego biegu zdarzeń) ostatnie lata życia spędzimy na zaspokajaniu potrzeb dzieci i wnucząt, zamiast brylować na spacerach do/ z biblioteki, teatru czy siłowni czy latać jak kot z pęcherzem po leżakujących na działkach/ w domu sąsiadach z niewydolnością krążeniowo-oddechową po wyjeździe ukochanych wnucząt.

Ale  zanim popuścimy wodze wyobraźni co do naszego przyszłego w pełni sił dziad(k)owania należy skonfrontować się z obecną starszą częścią rodziny. Zwłaszcza że trzeba będzie liczyć na ich pomoc, gdy nie zamierzamy siedzieć z założonymi rękami przy dzieciaku tylko wolimy życie towarzyskie w pracy. Niestety przedszkoli czy szkół dla chorych niedorostków nikt nie prowadzi, więc obowiązki ciążą albo na opiekunce albo na tzw. starszych.

Także z tym planowaniem rodziny, to wcale nie taka prosta sprawa jest, bo trzeba wziąć pod uwagę i to co chcemy potem robić w jesieni życia. Bawić/ uzdrawiać wnuki czy odpoczywać w spokoju leżakując na własnych warunkach lub  będąc pod czujnym okiem dzieci i wnucząt, czy innej prywatnej opiekunki z powodu dorobienia się w trakcie życia nie tylko odcisków ale, tak całkiem przy okazji ,  niewydolności do spokojnego i niezmąconego niczym snu, z powodu której  powstał ten post.

Ps. Ale żebym to ja taka mądra w młodości była, to bym .....

Taaa....Teraz to sobie mogę tylko na zimne odciski dmuchać...

11 grudnia 2022

Przedświąteczne dokarmianie zwierząt.

 Tymczasem, przedświątecznie, obudził się  wreszcie i mój wąż w kieszeni. Spał dość długo, być może z powodu poczynionego zapasu tłuszczyku w postaci 2 kostek świątecznego mixełka. Nie od dziś  jest mi wiadome, że zamiast zwinąć się jak wąż ogrodowy, poszerzył  swoją kubaturę o wymiar tych wysokoenergetycznych cegiełek. Tak na przekór inflacji i galopującym ciągle cenom. Te zaś, jak wiadomo wszem i wobec, dopóki nie dostaną zadyszki, to się nie zatrzymają, w przeciwieństwie do miłośnie ciepłego wężulka zalegającego  w kieszeni zakupowej kurtki. 

Tak więc obudził się  i znowu zaczął wołać papu. Pomna na jego wołania poczyniłam świąteczne zakupy nieco wcześniej i albo dotrwają, albo zostaną pochłonięte wcześniej i trzeba będzie uzupełnić braki. Idąc z duchem czasu i inflacją pod rękę, oraz biorąc pod uwagę czarne myśli( i nigdy nie wiadomo czy trafione prezenty), postanowiłam w tym roku zaszaleć. Przecież trzeba węża nakarmić na zapas. Z prostej przyczyny: kto ich tam wie, czy będą jakieś następne święta , a jeżeli już to czy z wypasionym wężem w kieszeni czy z zagłodzoną wężową skórką? Także , tego no, mam dwie flaszki wina półwytrawnego ( białe i czerwone) i ten niezbędny pod nie podkład pokarmowy. Flaszki schowane w koszu wiklinowym, a żarełko mrozi się. Dodatki też się chłodzą, wszak mamy zimę, więc nie będę ich przecie grzać...Chrzan, ćwikła, musztarda, keczup i cytryna , razem z zapasowym majonezem zimują na balkonie. Podzielona na pół sklepowa wędlinka i oraz śledzie po grecku i świąteczne jaja okupują lodówkę. A wszystko to jak wiadomo, do czasu, bo ma swoją datę przydatności do spożycia. I nie jest to wigilia, bo wąż mógłby nie dożyć.

Także szaleję, chociaż to nie karnawał. Na prezenty wydałam mniej niż ostatnio ( 150 zł za wsio), ale oczywiście więcej, zgodnie z zasadą ;"mniej znaczy więcej".  Choinki ubiegłoroczne nie postarzały się , bo klimat im widocznie służy. No i wiadomo...ewentualni goście ( termin do uzgodnienia)) też przyjdą ze swoimi wężami do wykarmienia. Rodzinna hodowla węży wraz z upływem lat i wzrastających na starość ( tfu...jesień życia) potrzeb - to podstawa...do dobrego zdjęcia. 

Także, tego no:

 Udanej handlowej niedzieli 

życzy ....wąż z kieszeni.

01 grudnia 2022

Odtożsamione gdybobranie...

 1. Co by było gdyby...Niemcy leżały tu gdzie Polska, a Polska była Francją czy nawet Wyspami Brytyjskimi?

2. Co by było gdyby...Polska miała inną historię?

3. Co by było gdyby...Unia Europejska obejmowała wszystkie państwa leżące w Europie w tym europejską część Rosji?

4. Co by było gdyby...Europa tworzyła od początku wspólną historię, a nie dominowały małostkowe  patriotyzmy lokalne?

5. Co by było gdyby...ludzie mieli jednorodną mentalność nastawioną tylko na budowanie a nie na niszczenie?

6. Co by było gdyby...człowiek pozbawiony był subiektywizmu?

7. Co by było gdyby... przestały mieć znaczenie ups...zaimki dzierżawcze typu: mój-twój, nasi-wasi?

30 listopada 2022

Właśnie daję upust emocjom.

 K....mać. To czego nie trawię, to  robienie komuś na złość. Świadomie i z premedytacją lub przez tzw. nieświadomą upierdliwość.

No, ale ludzie są różni, a odizolować się od wszystkich nie da rady. Homo sapiens działają sobie nawzajem  na nerwy i psują  i tak już zepsutą atmosferę. Jak tu więc  marzyć o zatrzymaniu zmian klimatycznych na Ziemi? Będą postępować nieubłaganie wraz z zanikiem czucia i wyczucia. 

Czucie i węch to podstawa.

Ps. Czasem trzeba zamknąć drzwi i zanim się je otworzy warto spojrzeć przez ...judasza.

28 listopada 2022

Poranne myśli ( nie)boskie.

 Tak mnie coś naszło, pod wpływem wydarzeń sportowych, żeby dać upust emocjom. To i naszła mnie znowu mądrość (nie) starożytna: A brzmi ona tak: " Każda epoka ma swoich bogów na Olimpie"

A potem ,oczywiście, następna rozkmina, związana z tradycyjnymi świętami , imieninami i innymi Andrzejkami, Mikołajami, chochołami, kadzidłami, Noblami i pozostałymi przekonaniami, masterszefami takoż idolami: " czy aby każdy człowiek ma swojego boga i w jakim stopniu jest nam nasz indywidualny/ zawodowy/ grupowy/klasowy/  itd... ideał potrzebny do życia?" 

Pomyślałam o wszystkich dotychczasowych wierzeniach mniej lub bardziej boskich by wreszcie zejść z własnego Olimpu na ziemię  i stwierdziłam już niebosko, ale tak zwyczajnie i po ludzku: "wszelkie bóstwo jest nam potrzebne, bo jest wtedy do kogo gardłować, gdy nas inni nie słuchają ".

Ps. Same złote myśli dzisiaj...Pewnie dlatego odkryłam zaległy komentarz...Jest czas na myślenie to sie robi porządki...

20 listopada 2022

Takie tam... osobiste przepychanki z epigenetyką.

 No i jestem. Z powrotem. Jakże odmieniona. Bo przecież nastał nowy dzień i nadal zrzucam naskórek. Jak nie tu, to tam i ówdzie. Dopadła mnie przy okazji nostalgia za dawnym, jak to w podeszłym kwiecie wieku bywa , i zebrało mi się na wspominki minionych ( nie)spełnionych marzeń.

Po przeczytaniu postu Jotki (" Kim chciałeś zostać?")i Szarabajki ( o epigenetyce)oraz komentarza u siebie pod poprzednim postem, przyszła refleksja związana z własnymi możliwościami/ niezdolnościami/ predyspozycjami do czegoś i tym co oznacza dla każdego z osobna słowo" nasi" i w którym momencie życia. 

No i jestem w kropce. Nie pierwszy już zresztą raz. Właśnie odkryłam własne pochodzenie.dzięki zastosowanej metodzie psychoorganoleptycznej  retrospekcji mentalno-oddechowej i ....Na pewno mam wiele wspólnego z rybami, skąd...wypływa oczywiście.... naturalna skłonność do.... pływania. Być może moi praprzodkowie wiedli życie urozmaicone dietą mocno rybną lub nadrzeczną , więc mogło to doprowadzić  do niekontrolowanych zmian genetycznych. Wypada mi zatem cieszyć się obecnie, że będąc w ludzkiej postaci, obywam się bez płetw, skrzeli i nie składałam swojego czasu ikry( skrzeku) po kątach. 

Innym wytłumaczeniem predyspozycji wodnych jest spożywanie przez np. rodziców i dziadków nadmiernych ilości wódki Bałtyckiej ( piwne i mocniejsze alkoproblemy  dziadka to pewnik), co mogło mieć pośredni wpływ na upośledzenie innych funkcji życiowych, związanych np. z radzeniem sobie z papierologią ( nie)codzienną za wyjątkiem tej toaletowej i czytelniczej w celach rozrywkowych. 

Nie będę ukrywać iż drób również mam we krwi, na co wskazuje zainteresowanie ptasiorami. I wszystko by było git i moje życie z pewnością  potoczyło by się inaczej, gdyby nie ta epigenetyczna pomyłka. Bo jak wiadomo są ptaszki, ptaszki i ptaszki. I okazało się, że w moim przypadku, dopiero na starość przyszło mi odkryć te moje ptaszki.  I dopiero teraz mogę powiedzieć, że to " nasi/ moi". Te skrzydlate - loty i nieloty, pływające i nie zawsze nurkujące.

Ps. Ale problem z "naszymi" jest niebagatelny. Zwłaszcza w obliczu istniejącej sytuacji.


16 listopada 2022

Nieświąteczne bombki.

 Nie jest dobrze- pomyślałam.

 Powolna wędrówka ( wiadomo czego)w jelitach przyprawiła mnie dzisiaj o poranne poty i odruch wymiotny. Trudno trawić wczorajszą kolację w spokoju, gdy człowieka dopada informacja, że 2 zagubione bombki przekroczyły granicę Polski, chociaż do  Bożego Narodzenia jeszcze miesiąc pozostał i nikt drzewek świątecznych nie ustawił.

Nie czekam na interpretację tegoż faktu przez innych, tylko rozpatruję to wydarzenie po swojemu. Jakie są  powody owego zdarzenia:

1. prowokacja -z jednej lub drugiej strony ( a już myślałam, że to ruskie z Białorusi strzelają, a nie z Ukrainy)*

2. przypadek związany np. ze stanem ludzia po/przed spożyciu, kiedy występują ograniczone możliwości oceny sytuacji i panowania nad sobą/urządzeniem.

Jakie zalecenia dla nas płyną z tej sytuacji?

1. Nie dać się sprowokować.

2. Trzymać się razem.

3. Zaciskać co kto może: zęby, pięści i oczywiście zwieracz odbytu, kiedy trzeba.

4. Kumulować własną energię, bo może się  przydać.

Ps. Im weselej -tym smutniej. Im przyjemniej - tym gorzej, itd. Ot, taka przewrotność.

* aktualizacja: wykluczono prowokację(?) , ale kto ich tam wie co może odwalić ruskiemu ludziowi będącemu na obcym terenie i z portkami pełnymi...strachu

15 listopada 2022

Dylematy boskiego zaraz-ka i reinkarnacja.

 No to skoro już wiem, kim jestem z punktu widzenia Wszechświata, to pozostaje mi wysnuć daleko idące wnioski. Aż trudno sobie wyobrazić - jak daleko. 

Nie tylko dlatego, że  namacalnym wyrazem odległości dzielących poszczególne składowe np. komórki rodzinnej jak i Wszechświata jest wyraz "zaraz". Często używany w określonych sytuacjach przez co poniektóre domowe wirusy, daje obraz tego jak wiele dzieli człowieka od realizacji czegoś( eony myśli i czynów). Z drugiej strony  patrząc, jest to forma uświadamiająca nam, że będąc jedynie zaraz-kiem na boskim ciele Wszechświata , chwilowo zakażony jest tylko jakaś  niewielka część, np. paznokieć Najwyższego, który albo może zostać przez Niego w nerwach lub w spokoju-obgryziony, albo obcięty - w ramach cotygodniowej higieny osobistej, albo  potraktowany właściwym środkiem przeciwgrzybiczym na miarę Pirolamu*.  Może się też okazać, że tak jak to miało miejsce w przypadku mitycznego Potopu i obecnych powodzi na naszym globie ( naszym niewielkim komórkowym nosicielu)- liczne i cykliczne polewanie wodą zarazy na niewiele się zdaje i jest tylko chwilowym utrudnieniem w rozmnażaniu boskiego ( nomen omen) pasożyta. 

Ten zaś pasożyt ,zwany tu zaraz-kiem, jak wiadomo, zmienia cyklicznie wszystkie komórki swojego ciała. Podobno co 7 lat jesteśmy odświeżeni na amen, więc można się spodziewać iż  boski Ojciec, który nas żywi bo jesteśmy jego częścią- przechodzi podobny proces. Tyle, że te lata boskich zmian należałoby przemnożyć przez odpowiednie eony lat pozaświetlnych , ze względu na proporcje boskiego ciała, wykraczające znacznie poza nasze pchle wyobrażenia.

Także, nie przeciągając i mówiąc/ pisząc w skrócie, śmiało można powiedzieć, że nasza pasożytnicza reinkarnacja to po prostu zwykła odnowa biologiczna boskiego paznokcia czy innego miejscowego naskórka. Chociaż ze względu na tę żółć, która nam się czasem ulewa- może to być i ten mniej przyjemny zapachowo organ pochłaniający i neutralizujący toksyny.

A skoro już zdobyłam świadomość swojego boskiego przeznaczenia i pochodzenia, to mogę wreszcie przestać się pluć i szarpać nerwy, próbując udowodnić światu ( tj. podobnym mnie współpasożytom) że jestem kimś więcej niż tylko pyłkiem u Jego stóp lub co gorsza-zaawansowaną grzybicą jego paznokcia.

Ps. Ale nie omieszkam dolać oliwy do ognia i pochwalić przy okazji siebie: rozwinęłam tu skrzydła. I mam nadzieję, że piórojady mi ich całkiem nie zeżrą. 

A jeśli to ja jestem piórojadem**? 

Kurcze - nie wygląda to dobrze.

* np.środek na grzybicę skóry i paznokci, łupież

**  https://www.odstraszanie.pl/a41,wszoly-jak-sie-pozbyc-co-na-wszoly.html

13 listopada 2022

Takie tam...niedzielne larum* pro zdrowotne.

 "....jako w niebie tak i na ziemi...." napisano, a więc zgodnie z zasadą akcja -reakcja, to  cyt. siebie ( i tych wszystkich którzy tak myślą) " to co w dole to na górze". I nie wygląda to dobrze.

A skoro nie ma nic prócz tego co jest i tam i tu, to poszybowałam myślami tam, by spojrzeć na naszą planetę z całkiem innej perspektywy. I co zobaczyłam na dole? Zobaczyłam żywy ziemski organizm, który boryka się z zarazą jaką jest człowiek. Nie dziwi więc, że człowieka i pozostałe populacje też dotykają okresowe zarazy mniej lub bardziej uciążliwe, bez względu na to czy są pochodzenia naturalnego czy sztucznego. Wszak to co w górze to na dole. 

Perspektywa życia na Ziemi dla następnych pokoleń nie wygląda, z takiej perspektywy, zbyt dobrze. Ziemię toczy najwyraźniej ludzki Toczeń ( kojarzy mi się też z nowotworem złośliwym, zwłaszcza te wszelkie zabiegi demograficzne)), a przy okazji inne choroby autoimmunologiczne mniejszego kalibru. Tyle, że nie zawsze podnoszony jest wrzask i rwetes. 

Jak wygląda więc bliższa/dalsza przyszłość Ziemi? Możliwości jest kilka, w zależności od tego kto wygra i dla kogo/czego co jest dobrem/złem:

a. znalezienie odpowiedniego lekarstwa na człowieczy toczeń i zatrzymanie choroby (bo cofnąć się jej nie da ze względu na poczynione, przez wieki i tysiąclecia , spustoszenie).

b. rozszerzenie zakażenia ludzkiego na sąsiednie obecnie eksplorowane kosmiczne  tereny- co grozi kosmiczną pandemią

c. stopniowe zmiany genetyczne na całej planecie, prowadzące do dewastacji zdrowych komórek i pierwotnego naturalnego materiału genetycznego. 

Za jakiś czas możemy być zatem potworkami zjadającymi się nawzajem,po przejściowym okresie odżywiania się tabletkami,  aż do momentu , w którym wszelkie procesy biologiczne na wszystkich poziomach Natury nie będą mogły przebiegać. Wtedy zginie zarówno choroba ( człowiek) jak i jej nosiciel ( Ziemia). Bo jak wiadomo, wszystko ma swój koniec. 

W obawie przed wyginięciem każda zaraza, która czuje pismo nosem, podejmuje wcześniej działania mające na celu zachowanie gatunku . Także poprzez badanie nowych terenów nadających się do ewentualnego zamieszkania. Poszukiwanie nowego gospodarza ( innego miejsca do rozmnażania) dla pasożytniczych wirusów to przecież normalka. Wszak życie na zdechłym truchle  lepiej  zostawić  beztlenowym pobratymcom.

U nich z pewnością   wszelkie impulsy elektryczne przebiegają na  innym poziomie i niewiele mają wspólnego z naszym osobistym indywidualnie znerwicowanym drzewkiem ...oddechowym.


*https://www.google.com/search?q=larum&i=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

" podnieść (podnosić, wszcząć, wszczynać) larum - podnosić krzyk; robić wrzawę; wszczynać alarm:..."

12 listopada 2022

Dzień po...świąteczny.

 Po ponownym przeczytaniu przedwczorajszego wpisu, wyszło mi niezbicie ( uwaga, przechodzę do meritum): że życie na Ziemi tu i teraz, to ten poszukiwany Raj. I jedynym problemem jest ...człowiek. 

Podsumowując: 

W poimprezowych, poświateczno-narodowych wczesnorannych rozważaniach wyszło mi, że myślenie  jest największym utrapieniem i najcięższą chorobą ludzkości. 

Szans na wybawienie niektórych z tego piekiełka raczej nie ma, a jedynym wyjściem by powrócili do zdrowia i normalności jest ponowna inkarnacja w jeden ze stałych elementów krajobrazu. Taki, w którym jedyne co jest to  świadomość że się jest, ale wszelkie myślenie i instynkty są wyłączone. Bo jakże inaczej mógłby wyglądać powrót do Natury jak nie przez bycie cichym obserwatorem rzeczywistości, bez żadnej możliwości mieszania i wprowadzania zamętu?

 Także , tego no...nie żebym siała jakiś defetyzm, ale...tak mi wyszło, w ogólnym rozliczeniu, że ...myślenie szkodzi.

Ps. Zaznaczam, że wczorajszy dzień odświętny spędziłam prawie jak nowonarodzone niemowlę. Nie używałam, nie nadużywałam i wieczorem grzecznie wypiłam mleczko (tym razem obyło się bez śledzika). Zatem wszelkie domysły co do stanu mojej poczytalności można kierować w stronę odpowiednich statystyk.

10 listopada 2022

Łopatologia stosowana w wigilię 11 listopada.

 Znów mnie nawiedziły myśli poranne. I kolejny raz ( już nie wiem który, bo przestałam liczyć) pojawiło się pytanie o sens życia.  Zawisło na drzewku wiedzy dobra i zła, a dokładniej mówiąc to na gałązce komórki nerwowej i dyndało poruszane wiatrem impulsów elektrycznych. I doczekałam się wreszcie zwarcia. Można rzec, że to był full kontakt więc rzuciło mnie na łopatki. 

Łopatki, jak to łopatki, kojarzą mi się nie tylko z osobistym szkieletorem i zabawą w piaskownicy, ale z tzw. łopatologicznym systemem nauczania czy wychowania. 

A od onego do rdzenia wpisu to już tylko mały krok. Bo jak (chyba) ogólnie wiadomo wkładanie komuś czegoś łopatą do głowy wymaga nie tylko precyzji, ale i delikatności, żeby tych drzewek nerwowych nie uszkodzić. Z prostego powodu. Grozi to w najlepszym wypadku - nerwicą, a w najgorszym -utratą sensu życia. A przecież o niego właśnie toczy się bój między dobrem a złem. I nie zawsze jest się tego świadomym.

 Dobro mówi: żyj, a zło: umrzyj. A może nawet jest odwrotnie? No ale co by nie było, to i tak odkryłam kolejny , a może nawet podstawowy sens życia/śmierci(?). A jest nim : wyrażenie siebie.

 Jest całkiem możliwe, że spora część naszego gatunku nawet nie wie co to znaczy. I ma to wiele wspólnego ze wspomnianą łopatą. Bo do głowy to jest potrzebna łyżeczka ginekologiczna, a nie łopata. Jak wszem i wobec wiadomo....rozmiar ma jednak czasem znaczenie.

Zatem wyrażam siebie w dostępne mi chwilowo sposoby, więc chyba żyję. Po śmierci to wiadomo. Ani się ubrać porządnie nie można, ani pogadać, ani poczytać, a o full kontakcie to już w ogóle można zapomnieć. Bo wszystko jest jednym. No i może się jeszcze okazać, że coś takiego jak pamięć istnieje tylko na poziomie komórki, a nie na poziomie ...widma/ Ducha.

Ps.Całkiem nieźle udał mi się początek dnia...Dzisiaj to taka wigilia święta niepodległości.

Niepodległość i niezależność/ indywidualność ma więc swoje znaczenie. Dzięki temu można siebie/ państwo wyrazić na różne sposoby czyli zaznaczyć że się żyje. Bycie zunifikowanym , z tej perspektywy, to prawie jak bycie widmem. Niby ciała nie masz, ale patriotyczne i indywidualne ego ból czuje gdy go łopatą po impulsach nerwowych ( elektrycznych) na....lają.


08 listopada 2022

Takie tam ...w imię czego?

 Tak mnie coś naszło o porannej ciemności, że zadumałam się nad ostatnimi zwycięstwami naszego skoczka D. Kubackiego. Pomyślałam, że co to by było gdyby nie ten podział na poszczególne państwa. Czy rywalizacja miałaby podobny przebieg i wywoływała tyle emocji? Bo przecież ten specyficzny smaczek sportowej walce nadaje też ten lokalny/ regionalny/ państwowy patriotyzm. 

Jakże inaczej przebieg np. zawodów sportowych byłby postrzegany, gdybyśmy mieli  do czynienia z podziałem na naszych( np.unijnych) i tych spoza Unii. A jeszcze inaczej byśmy odbierali wszelką rywalizację gdybyśmy się całkiem odtożsamili ( przestali identyfikować z jakimkolwiek podziałem). Nuda panie. Nuda.

Okazuje się więc, że źródłem naszych rozmaitych emocji, nie zawsze chwalebnych, jest identyfikacja z jakimiś poglądami/ schematami życiowymi/ wierzeniami/własnymi wyobrażeniami  na temat itd. Nic więc dziwnego, że  jest tyle powodów do bycia skonfliktowanym z otoczeniem. Jak nie w tym, to tamtym, człowiek często stara się udowodnić wyższość  świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocną i innymi racjami, więc zamiast żyć w spokoju ducha i błogim rozanieleniu mamy podjazdowe wojenki i oficjalne najazdy/  i inne nie tylko kłótliwe problemy w imię .... czego?

 A no właśnie....czasem warto się jednak zastanowić nad tym co Nami kieruje i czy nie warto dokonać zmiany w tym kierownictwie. Czy ważniejszy jest człowiek i spokojne życie czy istniejąca w  umyśle , nie zawsze zdrowym, mniej lub bardziej wypielęgnowana  idea, która ma wtedy nad nami władzę? 

A gdyby tak można było wszystkich prześwietlić umysłowo, to mogłoby się okazać, że normą jest bycie chorym na umyśle, a zdrowy umysł to tylko wyjątek potwierdzający regułę... Tylko jest jeden mały problem: jak wśród wariatów znaleźć tego normalnego wariata, który by był punktem odniesienia?

Ps. Ale  tak w ogóle, to nie ma się czym przejmować. Przecież  każda ocena i tak zależy  od tego kto obserwuje i z czego korzysta.  Wariat obserwujący wariatkowo...to brzmi dumnie.

30 października 2022

Nerwowy materializm i piż( a)mowa egzaltacja.

 Po chwilach nerwowego drapania się pod pachami nadszedł czas na działanie. Poderwałam się więc na przysłowiowe "równe nogi ", by w wolnych chwilach (w ciągu dnia) przysposobić się do nieudanej zwykle drzemki. Nieudanej , bo jak tu spać, skoro tyle się wokół dzieje: domowe ptaszki świergolą nienachalnie, ludzie popełniają czyny wołające o pomstę do piekła,  popijają ziołowe syropy zamiast regularnych  wysokooktanowych małpek, a wszyscy żyją zgodnie, szczęśliwie i trwale przepełnieni miłością do bliźniego swego i obcego. 

A gdy wreszcie moja ciemna strona osobowości ( damsko-męska)przestała mieć nade mną władzę i chwilowo zobojętniałam na własne ego, postanowiłam znowu wrócić do żywych. I co zrobiłam pierwsze po odpaleniu bloga? Weszłam w statystyki. 

Okazuje się, że wpis z wielkanocną kartką cieszył się stosunkowo sporym powodzeniem, więc nic dziwnego że wstałam jak Feniks z popiołów, z tej kanapy na wpół złożonej. I jestem, by znowu odkrywać to co ukryte pod kołdrą rzeczywistości, albo może raczej to co tam leży na dnie naszej cywilizacji. Leży i pachnie jak dzikie/ oswojone lub białe piżmo* a gruczoły okołoodbytnicze np. piżmowca syberyjskiego mają z tym wiele wspólnego?

Wiadomość o zakupie Twittera przez Elon Musk pokierowała mnie w stronę społecznej klasy nieubogich i ich wpływie na życie w ogóle, a nie tylko swoje własne. Otrzymane nagrody i wyróżnienia mówią same za siebie ( cyt: "W 2021 roku został Człowiekiem Roku Tygodnika „Time” za „ogromną władzę i wpływ na rzeczywistość” **).  I jak wiadomo nie jest jednym rodzynkiem w cieście.

Potem pomyślałam sobie o zadłużeniu . Gdy człowiek bierze pożyczkę, to zwykle wie od kogo/ jakiej firmy. A co się dzieje gdy firma bierze pożyczkę?  Chyba też wie od kogo? A  czy jakiś bank/ państwo też aby na pewno wie od kogo bierze pożyczkę? I wobec kogo tak naprawdę człowiek jest zadłużony gdy mieszka w zadłużonym po uszy kraju?

Bo że pieniądze same z nieba nie lecą i przeważnie nie leżą na chodniku ( za wyjątkiem jakiś marnych drobnych ), to chyba każdy wie...

A może każdy dług jest tylko pozorny, bo generalnie rzecz biorąc, patrząc tak z perspektywy, to ludzkość zadłuża się u siebie samej. 

Jaki jest więc cel tej całej płatniczej manipulacji? 

 

Ps. W ten oto sposób wyszła ze mnie cała materialistka (to pewnie stąd te swędzące pachy) i potrzeba czegoś subtelniejszego niż otrzymany  z piżma egzalton. 

A tak przy okazaji a może to tylko/ aż egzaltacja? *** Ciekawe czy jeszcze wróci....

 

* piżmo= musk 

 https://pl.wikipedia.org/wiki/Pi%C5%BCmo

 https://www.google.com/search?q=pi%C5%BCmo&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

**https://pl.wikipedia.org/wiki/Elon_Musk 

***  https://pl.wiktionary.org/wiki/egzaltacja

(1.1) przesadne demonstrowanie uczuć, niewspółmierne do ich siły, nieadekwatne do poziomu emocjonalnego sytuacji, oraz nadmierne lub pełne zaangażowania i zachwytu wyrażanie myśli



13 października 2022

Takie tam... materialistyczne smętki .

 Czasy zrobiły się nieco depresyjne...a raczej zafundowano je nam "odgórnie". Nic nowego...

I wszystko byłoby do przyjęcia gdyby człowiek mógł wyżyć z cierpienia, czy innych niewidzialnych acz odczuwalnych emocji, uczuć i reszty impulsów elektrycznych krążących  po ciele niczym robaczki świętojańskie a czasem jak mrówki. A tu nie ma przeproś - ciało woła papu, pić ( do czasu), a głowa domaga się jakichkolwiek doznań intelektualno-estetycznych na różnym poziomie. Na samych ideach/ uczuciach niestety daleko się nie zajedzie. Co najwyżej dociągnie się ciało do momentu utraty przytomności. 

Wszystko gra zgodnie jak orkiestra w filharmonii gdy głowa( umysł= psyche)  i ciało chcą tego samego tj. myślą o przetrwaniu i do tego w optymalnych dla siebie warunkach. Robi się kiepsko, gdy ciało woła : chcę żyć, a psyche : chcę zejść.  A że wielkie rozbieżności i kłótnie kończą się przeważnie rozwodem, to nic dziwnego, że szeroko otwierają się drzwi osłabionego organizmu  dla wszelkiego rodzaju intruzów chętnych na uszczknięcie coś dla siebie. No i mamy potem problem: całodobową degrengoladę ciała z krótkimi chwilami wytchnienia, dopóki nie nastąpi przesilenie. W te albo we w te.  

I niby człowiek się już zdążył zżyć ze śmiercią przez te minione tysiąclecia , ale nadal ciężko jest się pogodzić gdy jakiś chory umysł ( jeden i drugi) chce za sobą do grobu pociągnąć wiele istnień. Nawet jeżeli miałoby to być mauzoleum to...... cóż prochom po prochowcu?

10 października 2022

Fenomenalne problemy egzystencjalne.

 Ja tu się pluję ,28 września (w komencie), nad problemem różnic poglądów, a fenomenalny Schopenhauer wyjaśnia to po swojemu. Oczywiście za pomocą fenomenów, bo nie inaczej...* '' .......... Schopenhauer zauważył, że rzadko dostrzegamy bezpośrednio te doznania, lecz umysł je zawsze wstępnie filtruje i układa w struktury za pomocą form poznania. Struktury te Schopenhauer nazwał właśnie fenomenami. Ponieważ jednak formy poznania nie były zdaniem Schopenhauera tak jak dla Kanta obiektywne, „konieczne” i jednakowe dla wszystkich ludzi, doszedł on do wniosku że każdy człowiek „sam buduje sobie własne fenomeny” i dlatego te same bodźce wyjściowe mogą u różnych ludzi dawać różne fenomeny." 

Tak więc tłumacząc z polskiego na nasze, zgadzam się całkowicie iż fenomen różnic w poglądach ( też politycznych) tkwi w zbudowanych przez siebie fenomenach (tu był mój błąd ). 

A że zależą one w dużym stopniu od zebranych doświadczeń, to jesteśmy w domu. Wiedza o czymś bowiem nie stworzy fenomenu , a jedynie zawiesi się w utworzonej strukturze  na dłuższy lub krótszy przeciąg czasu. ( poprawione zdanie).Zatem  garbowanie sobie skóry okazało się działaniem całkiem na miejscu. Zbudowałam sobie własny nieskromny fenomenalny fenomen.

Wniosek nasuwa się sam: im więcej zebranych osobistych doświadczeń tym szersze horyzonty =fenomeny?. A wtedy wiadomo...jest też szansa, że wyjdzie się poza siebie / przekroczenie siebie  co wiąże się z " przejęciem kontroli nad własną wolą". 

A jak się ma pod kontrolą własne popędy tj. porzuca się własną wolę ( wg. Schopenhauera) to można przejść w wolę zbiorową, co ma być całkowitym wyzwoleniem. 

I owszem , ma to sens, tyle że jest to wyzwolenie od siebie, ale pozostaje się wtedy w okowach woli zbiorowej. Ale może to właśnie jest potrzebne nie tylko politykom : '' zupełne zapomnienie o sobie i współżycie z innymi, przez cierpienie i działanie dla innych, przez ascezę." ?**

Ale widzę tu niezłe przeszkody i może dlatego na tak fenomenalny żywot chyba niewielu się decyduje?

Ps. No to sobie dzisiaj pogadałam...

 * https://pl.wikipedia.org/wiki/Arthur_Schopenhauer

** tamże

Dylemat ekonomicznego kucharza?

 A skoro już się odpaliłam/ podpaliłam jak stado nimf na wolności chowu pozaklatkowego ( nie jak messerszmit) to czas na przepis dnia. 

Dzisiaj jest to "Zapiekanka ze złotego polskiego". 

Potrzebne składniki ( tzw. dane do zadania) :

1.-złoty polski ( lub dowolna narodowa waluta)

oraz 

2.-aktualny kurs euro

3.-"najważniejsze wskaźniki o charakterze ilościowym:

  • produkt krajowy brutto.
  • produkt narodowy brutto.
  • parytet siły nabywczej.
  • wysokość podstawowej stopy procentowej
  • stopa inflacji.
  • wysokość deficytu budżetowego.
  • deflator.
  • wolumen importu oraz eksportu w przeliczeniu na mieszkańca "*
     


    Jeszcze pozostaje mi sprawdzić co to jest deflator ** oraz inne wolumeny i pozostałe wykropkowane.
    Po sprawdzeniu doszłam do wniosku, iż mogę chwilowo p.3 śmiało pominąć, przyda się na sam koniec zamiast startego/starego żółtego sera czy pieczarek lub jako pikantna przyprawa na osłodę życia.
     
    Przygotowanie do ( za/u)pieczenia złotego na zimnym ogniu( bez zużycia energii) polegają na doprowadzeniu inflacji do takiego poziomu, aby z łatwością zamienić złote na euro. Np. przy założeniu, że po jakimś sąsiedzku zarobki średnie wynoszą 2000euro netto na 1 głowę to nasza średnia krajowa musiałaby być na poziomie ( 1 euro=4, 84 złp) 4,84 x 2000=   9680 złp netto/ na głowę.

    Gdy nasza wy/prze-rośnięta inflacja osiągnie taki poziom, by łatwo było przeliczyć i zaokrąglić, wtedy rach- ciach i po krzyku. Zmieniamy walutę. Wchodzimy w ten sposób w strefę euro, a całą resztę przeliczamy na centy, bez oglądania się na ceny produktów/ usług w pozostałych państwach UE, bo przecież mamy nasze własne uwarunkowania , wymienione w p. 3, jako najważniejsze wskaźniki o charakterze ilościowym.
    Aby podkręcić smaczek za/upieczonego złotego polskiego można dołączyć i składniki syntetyczne i te o charakterze jakościowym***. Ale te to już dla wybitnych koneserów i europejskich smakoszy.
    Ze mnie prosty człeczyna jest, na ekonomii się nie znam i jej wytłumaczalnych jak krowie na łące, pojęciach, ale niejedną pieczeń upiekłam na ogniu, więc dlaczego by nie zrobić jakiegoś dania na zimno, tym razem, tą razą....
     
    A może  to jednak z-raz, a nie zapiekanka ma być? Kurcze, coś mi się chyba z deka pomieszało...
     

    * https://www.google.com/search?q=wska%C5%BAniki+gospodarcze&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b-ab
    ** https://pl.wikipedia.org/wiki/Deflator
     
    *** https://pl.wikipedia.org/wiki/Wska%C5%BAniki_wzrostu_gospodarczego_kraju
     
    np. "Najważniejsze wskaźniki syntetyczne i o charakterze jakościowym
    • wskaźnik zatrudnienia.
    • poziom zadłużenia w relacji do PKB.
    • efektywna stawka opodatkowania.
    • kapitalizacja giełdy w stosunku do PKB.
    • rozmiary sektora bankowego w stosunku do PKB.
    • wskaźnik aktywności gospodarczej."

Takie tam przedpołudniowe ...

 Wyrywam z rzeczywistości chwile wytchnienia i myśli, które cisną   klawiaturę...

 

Po takim artystycznym wstępie, wypadałoby sklecić coś filozoficznego... Prawie na miarę A.Schopenhauera. Ale póki co...nie omieszkałam sięgnąć do Wiki, żeby zapoznać się bliżej, ze znanym mi ze słyszenia nazwiskiem. No i... zaczynam żałować, że porzuciłam czytanie Atlasu Filozoficznego, zanim dotarłam do litery S. A tak swoją drogą, to muszę pogrzebać w podręcznym pudle czy nadal go posiadam czy grzeje półkę w bibliotece osiedlowej... Rozgrzała mnie bowiem treść w Wiki (jak niezła rozgrzewka) do tego stopnia, że nabrałam chęci do czytania czegoś więcej niż wybranych blogów i paska w wiadomościach ( tu przesadziłam, trochę więcej  nasłuchuję). 

Zatem nietoperz jak to nietoperz, ale/A. Schopenhauer to niezły Batman jest i za chwilę może się okazać, że to cała moja życiowa filozofia jest, a ja się tak pluję i męczę zamiast przeczytać co i jak, i mieć z bani całe to doświadczanie na własnej skórze. Tyle dobrego, że jest całkiem nieźle wygarbowana...

Ps. Także , tego no, Boja, dziękuję bardzo za wskazanie kierunku...

Co prawda czasu i warunków w tej chwili nie mam na poznanie czegoś głębszego niż własne ego, ale kto wie, może kiedy człek przestawi się z programu "jeść" na program "czytać", to reszta pójdzie jak z płatka?

08 października 2022

W zaklętym kręgu postępu cywilizacyjnego.

 Jak tu zacząć, skoro mam do czynienia z zamkniętym kręgiem? Trzeba poszukać właściwych drzwi ...

O są, otwarte na oścież i straszą. Straszą wysokimi rachunkami za wszystko jeszcze zanim cokolwiek się zmieni na gorsze/ lepsze. Dzięki temu czuję się przygotowana psychicznie na nadchodzące zmiany. Bo przecież tyle trąbienia musi czemuś służyć. A służy najprawdopodobniej przyzwyczajeniu człowieka do myśli o kolejnych podwyżkach cen wszelakich. 

Jak wiadomo wszystko bierze się nie bez przyczyny. Pominę w tym momencie wojenną narrację, bo jest to tylko dolanie oliwy do rozpalonego wcześniej ognia. 

A co tak naprawdę rozpala ogień w strefie komfortu współczesnego świata? Nowe wynalazki , odkrycia, unowocześnienia, oszczędnościowe technologie, itp. udogodnienia. Wskutek tego zmniejsza się zapotrzebowanie na to co starsze i energochłonne/ paliwochłonne. Ludziska zmieniając wyposażenie sprzętowe zużywają potem mniej energii/ paliwa korzystając z tego samego rodzaju osprzętowania( wyposażenia), i dzięki temu mają oszczędności, które zamiast trafić na rachunek producenta( energii/ paliw), rozpływają się niczym kamfora podczas wzmożonego konsumpcyjnego życia nie tylko na pokaz. 

W ten oto sposób poszkodowana zostaje pracownicza grupa paliwowo-energetyczna, której dochody maleją. Chcąc sobie poprawić zubożony oszczędnymi technologiami standard życia - nie pozostaje im nic innego jak podniesienie ceny na surowiec energetyczno-pociągowy/jezdny. 

Wzrost cen energii/ paliw pociąga za sobą wzrost cen na pozostałe artykuły, wyprodukowane przy ich użyciu. Tak więc podnosi nam się nie tylko ciśnienie i poziom życia ( wydajemy więcej na to samo przy starych zarobkach), ale w wielu słabszych przypadkach siada  hydraulika układu nerwowego. Tam gdzie nie ma się z czego/ do czego podnosić, bo np. do tej pory prowadziliśmy przeważnie życie na klęczkach bez szans na wstanie z kolan. Wszelkie bowiem protezy/ ortezy i inne datki i tak musimy pokryć z własnej kieszeni, chociaż wypłacają je Mopsy, gopsy czy inne zwierzęta. Wówczas zmiana pozycji z klęczącej na czołganie i pełzanie nie będzie grozić większą kontuzją. A z pozycji leżącej to już można na spokojnie wołać albo o podwyżkę zarobków/ rent/emerytur ewentualnie o pomstę do nieba. A to kiedy będziemy wysłuchani zależy od czasu w jakim zostaną wprowadzone kolejne postępowo- oszczędnościowe technologie. A że postęp zwykle odbywa się skokami, to zanim nastąpi kolejny skok nastąpi wyrównanie zaburzonej gospodarki cenowej. Hurra! A wtedy....

...znowu będziemy chodzić na kolanach, stać mocno na nogach lub balować/ bujać w obłokach np.na paralotni z odwłokiem do góry i patrzeć słońcu prosto w twarz. Przynajmniej dopóki nie nastąpi nowa technologiczna era i kolejna podwyżka cen. I tak w koło... Macieju.

 

Takie tam poranne ...

 Ciekawe czasy mamy...

Ewolucja dosięgnęła i moich zakupowych sympatii. Ale ceny wyrównają wszystko...

Jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik, a sklepy będą pękać w szwach, a nie będzie co kupić.

02 października 2022

O głupotach słów kilka...

 Ponieważ moje zainteresowanie np.polityką wynosi  "tyle o ile" to mogę całkiem spokojnie napisać coś o władzy. 

Takie ogólne spostrzeżenia, żadne tam picie w jakimś kierunku, ale są pewne powtarzalne cechy, na które zwróciłam uwagę. Oczywiście nie dotyczą każdej władzy, bo jak wiadomo za pojęciem " władza" stoją konkretni ludzie( a nie jest to słowo bez pokrycia, ale za to coś za czym można się skryć) , więc od wybrańców nominowanych odgórnie lub " oddolnie" zależy później co będzie się dziać. A dziać się może różnie - zarówno na szczycie Olimpu, jak i tam poniżej. 

A że władza to szerokie pojęcie: sięga układów w rodzinie, w pracy, i innych grupowych zależności,to.....

Po wstępnym przynudzaniu nadszedł czas na konkrety. Czas dołożyć do pieca, zamiast węgla, swoje trzy grosze zauważonych prawidłowości :

1. każda władza musi się wykazać, żeby udowodnić sobie i i innym, że pracuje i nie bierze pieniędzy za darmo, co prowadzi ,w wielu przypadkach , do licznych "błędów i wypaczeń" , marnotrawienia dobra np.narodowego i innych debilnych posunięć. 

Koszty ponosi oczywiście zawsze społeczeństwo, bo przecież do władzy głupich nie wybierają...

2. wprowadza swoje rządy i " unowocześnienia", które w porównaniu do poprzedniej władzy mają wykazać jej wyższość nad poprzednikami, co prowadzi do przerwania ciągłości obranego wcześniej kierunku , zamiast kontynuować dobre a zmieniać złe ( niedostosowane do bieżącej sytuacji ekonomiczno- polityczno- społecznej)

3. zwykle ciężko jest się jej pozbyć, ponieważ ludzie pilnujący swojego nosa tj. indywidualnej sytuacji ekonomiczno-związkowo-rodzinnej nie mają czasu by zajmować się  górą, domagającą się swoimi działaniami zwrócenia na nią uwagi. Przynajmniej do czasu dopóki wprowadzone " odgórnie" zmiany nie zakłócą wypracowanej  indywidualnej stabilizacji ( protesty określonych grup) lub do wyznaczonego (odgórnie) czasu wyborów.

W ten to sposób funkcjonuje władza. Bowiem, jak wiadomo pod presją (społeczną w tym wypadku) robi się różne głupoty...Przynajmniej do czasu umocnienia się na wyżynach.  bo potem pozostaje tylko odreagować nagromadzony stres...

Ps. Gorzej/ lepiej jest gdy robi się z siebie psychola czy gdy się nim jest....będąc u władzy?

01 października 2022

Tak tylko, żeby coś napisać...

 Nie żebym miała ostatnio jakieś przykre doświadczenia i chciała to z siebie wyrzucić, ale ot tak ...bez powodu .Nagle nasunęło mi się, że , cyt. siebie :" niektórzy są jak ...nowotwór. Jedni są  złośliwi, a inni rozmnażają się na potęgę."

No i co mam zrobić, przecież nie ma w tym żadnej złośliwości, a jedynie stwierdzenie faktu. Oczywiście dylemat "co było pierwsze jajko czy kura" ( organizm czy choroba) chyba nie pozostawia wątpliwości  i w tym przypadku. Śmiem twierdzić, że jedno bez drugiego nie może istnieć, a to co zasługuje na uwagę, to czas i czynnik, który coś uaktywnia. A potem, wiadomo...trzeba myśleć jak zareagować.



28 września 2022

O błędach Natury i staniu na głowie.

 Co to ja chciałam powiedzieć/ napisać ?...

Aaaa, że czasem mam wątpliwości czy ewolucja Natury poszła we właściwym kierunku. Bo może gdyby ewoluowały ryby,a nie człowiecza małpa, to bylibyśmy już dawno w Raju z koralowcami trawiąc krzem w czystopiaszczystej postaci, a nie lizali foliowane sreberka z masełka czy wsuwali z apetytem wybrzuszone smakowicie środki spulchniające nie tylko z kurczaka czy innych produktów. Ech...

Mam jednak wątpliwość czy aby rozum i logika  nie spłatały nam figla. Bo jak wiadomo wszystko ma swój + i - . A może to wszystko to wina niepo(c)hamowanego u niektórych osobników apetytu na życie?

Wyjaśnienie całości procesu jest całkiem proste . 

Śmiem twierdzić, że gdy organizm jest w równowadze ( fizycznej i psychicznej), to i apetyt ( ten na życie  też) jest umiarkowany. A gdy apetyt jest umiarkowany to  nadprogramowe potrzeby mogą nie istnieć. 

 Niestety wraz z rozwojem ludzkiej cywilizacji ewoluuje też pojęcie " umiarkowania", a rozum w całkiem logiczny sposób uzasadnia nam swoje wygórowane żądania wobec otoczenia i samego siebie. W ten sposób dochodzi do walki wewnętrznej w człowieku, walki gatunkowej i międzygatunkowej o zaspokojenie wszelkich indywidualnych i gatunkowych potrzeb, bez względu na to czy są one  pożądane i korzystne czy  wychodzą nam (z )czasem bokiem, a nawet dwoma. 

Bo jak wiadomo wszystko co jest ponad i poniżej - wymaga uregulowania. Nie mylić ze zrównaniem...z ziemią. Wtedy jedne parametry trzeba obniżyć, a inne podwyższyć, żeby cały organizm dobrze funkcjonował, czyli wrócił na właściwe dla siebie tory.

Takie oto wnioski nasunęły mi się po lekturze własnych wyników (morfologii i innej diagnostyki). Wszak:" gdy chemia w ciele gra, to psychika nie siada!"

Ludzkość i jej  ewolucja pokazuje,że  wszystko jest odwrócone do góry nogami....

Ps. Tak się teraz zastanawiam...jaki to musi być rozstrój i demolka w organizmie , żeby człowiek zamiast o świętym spokoju myślał np. o wojnie i zniszczeniu...




27 września 2022

Niespodziewana niespodzianka.

 Czasem zdarza mi się odebrać jakąś paczkę dla córki zamówioną na mój adres, ale tym razem nikt-nic nie zamawiał, a dostałam sms o przesyłce. I do tego z informacją o jakiś zakupach poczynionych w empiku. Początkowo przyjęłam to jako żart usuwając wiadomość.

 Po niedzieli okazało się, że "książki/ paczka (  podmiot domyślny)cyt. "chcę do domu". W ten sposób ponowiono próbę kontaktu. Podany był nr.przesyłki, kod odbioru w Krakowie i jakiś tam link oraz zaproszenie do skorzystania z rabatu 20%. 

Znalazłam tel empiku, wysłałam im sms z całkiem innego nr.tel.  podając namiary paczki , o którą nie zamierzałam zabiegać. Wycieczka do Krakowa może i byłaby miła, ale ..." nie dla psa kiełbasa ( wieprzowa) więc... głupiemu radość.

Ps.  A może.... są to wymyślne sposoby zdobywania  klientów...? A może .... była to zwykła pomyłka w cyferkach?

21 września 2022

Nic ciekawego...to tylko o słabości konsumpcyjnego ducha.

To co da się zauważyć, bezsprzecznie, to ciągły wzrost cen. Wraz z nim, niestety, wzrósł mój apetyt. Spoglądam na siebie z lekkim niedowierzaniem, bo jak tak można. Co za słabość ducha! Zamiast zaciskać pasa, postanowiłam trzymać portki w zębach i patrzeć ile jeszcze we mnie wlezie przed zimą. Wszak dobrze byłoby nabrać właściwej tkanki, ale tylko tyle by nie trzeba było zmieniać rozmiaru czegokolwiek prócz dziurki w pasku . No i zaczęłam jesienne szaleństwa zakupowe. 

Zamiast "śledzika na raz", który nota bene, jest raczej na mój jeden ząb, kupiłam pół kilo matiasów ( potem przeliczę ilość) .Na dwie kolacje powinno wystarczyć. Niestety, śledzi  nie doczekał sos tatarski, który zużyłam wcześniej zamiast majonezu ( kupiony jeszcze po starej cenie) więc pozostaje mi zanurzyć się w jego wspomnieniach podczas kolejnej śledziowej uczty. 

Herbatniki  petitki 40 g + (w ramach promocji), mają stanowić zadośćuczynienie dla podniebienia  łaknącego czasem odmiany. 

Zabezpieczyłam również swoją żytnią potrzebę. 0.5 kg płatków  zamiast 0,5 l to chyba dobry zamiennik?

Z politowaniem skonfrontowałam cenę "miksełka" z niektórymi margarynami i wyszło mi, że chyba w ogólnym rozrachunku zdrowotnym wyjdę na swoje. Więc zwyciężyły tym razem prostopadłościany zawinięte w  przysłowiowe "sreberka".

Nie umknęły mojej uwadze zasmażane buraczki z cebulką i inne....ulubione / osławione wiórki, świetnie nadające się do zrobienia barszczu czerwonego na szybko. Są dla mnie tym czym dla innych " śledzik na raz". A tak. Taki słoik buraczków ( tych zasmażanych) to wciągam na raz. Jako drugie danie. Wspieram w ten sposób ostatnio swoją morfologię, nieco zubożałą po odbytych właśnie prześwietleniach.

No i pozostały ...soki. 

Ponieważ wyciskanie soków  na masową skalę pozostawiłam innym, pozostało mi jedynie poprzebierać w firmach, cenach i zawartości cukru. Pomijam sok pomidorowy, bo ten to zwykle biorę w ciemno, zwłaszcza dopóki nie zmienią ustawienia asortymentu w sklepie. Po omacku. to i tak  będziemy się przemieszczać gdy się świeczki w domu skończą i będzie dobrowolne odgórne zaciemnienie....

A na deser oczywiście...wpis. Trzeba pisać póki jeszcze można korzystać z prądu dla celów prywatnych, bo rokowania są kiepskie....

Ech,że też nie mogę pisać na zapas...Na cholerę ma się coś zestarzeć przedwcześnie lub stracić na ważności/aktualności i być więcej niż niestrawne?

Przecież lepiej jak się coś zestarzeje już po konsumpcji....



18 września 2022

O piekielnych surowcach i reinkarnacji.

 Z wrzosami wiąże się wiele różnych przesądów, więc postanowiłam sprawdzić na własnej skórze ile w nich prawdy. Niewątpliwe jest to, że rzuciły na mnie urok. Najprawdopodobniej nie tylko wskutek wchodzenia na stronę blogerki ( tu: https://wrzosy.wordpress.com/), ale może coś wisi w powietrzu? Jak by nie patrzeć, to co nieco pasują  do poruszanego tematu, ze względu na ich symbolikę* ( 1. zdj.z błyskiem, 2- bez lampy).



 I skoro już posłodziłam ten post, to czas na powrót na ziemię. Oba kwiatki wsadziłam do jednego naczynia upychając ziemię i postawiłam w zasięgu wzroku. No i mnie naszło...a raczej natchło .... ;-) ...z tą ziemią.

Jak wiadomo, ze względu na toczący się konflikt, mamy niezłe chocki-klocki i zawirowania energetyczne. Różnego rodzaju. Z żywnością, chorobami i energią. Kupę pokładów węgla na terenach Polski, które najprawdopodobniej będą zalegać pod ziemią, trochę własnego gazu czy innych drewnianych surowców energetycznych, w tym owiany sławą chrust.

I tak sobie pomyślałam, nawiązując do wpisu " (Nie)boski misz-masz medialny" , że kto wie czy wskutek reinkarnacji, w przyszłym wcieleniu - jeden czy drugi człeczyna nie stanie się takim właśnie energetycznym surowcem....Jedni będą leżakować latami jako skamieniałości, a inni trafią do pieców grzewczych, czy innych pomp ciepła, zwanych religijnie piekielnymi kociołkami lub zajaśnieją fioletowym światłem kuchenki gazowej/ piekarnika podgrzewając wodę lub pokarm dla swoich niesubordynowanych następców lub dając pachnący wypiek pozostałym , innego karmicznego przeznaczenia.

Także, wiadomo już dlaczego kontroluje się szczelność różnych instalacji....może dlatego, że niektórzy ciągle uciekają przed swoim przeznaczeniem? Nawet tym duchowym....

A taki np. diamencik czy inny kryształ górski, zebrane z pietyzmem roślinki - oprawione, oszlifowane, poddane np.obróbce bębnowej, zatopione w żywicy, po lekkich zawrotach głowy i dentystycznej/ jubilerskiej ręcznej obróbce, lądują na aksamicie , czy na innych piersiach/ w uszach/ na ręce i nic tylko słuchają samych zachwytów nad sobą...

Przy takiej perspektywie to chyba warto się zastanowić kim chciałabym być w nieoznaczonej przyszłości...

 

*https://www.wrozka.com.pl/magia/magia-przedmiotow/7826-jezyk-symboli-wrzos

 https://abcflorysty.pl/znaczenie-kwiatow-co-oznacza-wrzos/


 

 

 

12 września 2022

Czarna owca i ankieta 40 +

 Czekam na wynik kobiecego badania, mam do zrobienia kolejne podstawowe i planowaną wizytę u specjalisty.

Póki co odbyłam pielgrzymkę pieszą do przychodni, aby zamiast zostać zbadaną i dostać skierowanie na RTG, dowiedzieć się że trzeba zrobić kompleksowe badania na NFZ , bo kto to widział, żeby tyle czasu nie dbać o siebie, że wszystko musi oczywiście przejść przez komputer(internet) i profil zaufany, oczywiście po wypełnieniu odpowiedniej ankiety 40+. Inaczej ni ch..a. 

Skończyły się skierowania odręczne na badania diagnostyczne, za wyjątkiem RTG ( na szczęście dostałam kod).

W związku z powyższym doszłam do wniosku, że bliżej mi do opuszczenia tego padołu, niż myślałam. Postanowiłam, że zafunduję sobie niezbędne badania prywatnie, i tylko na mój prywatny użytek żeby wiedzieć w razie czego z czym  mam stanąć oko w oko, także podczas prywatnej wizyty u lekarza.

Pomijam fakt, że muszę dymać kawał drogi autobusem na RTG, bo przychodnia ma podpisaną gdzieś tam dalej umowę, zamiast móc zrealizować zakodowany cel w dowolnym najbliższym pacjentowi punkcie, bo raz na 10 lat dobrze byłoby skontrolować czy mam czym oddychać, czy dycham ostatkiem sił...Więc muszę znaleźć czas. Nie ma przeproś.

Przy tych wszystkich przepychankach internetowych i próbach uszczęśliwienia/ uzdrowienia na siłę czarnej owcy 40+, coraz częściej odnoszę wrażenie, że jak nie NFZ, to banki z propozycjami zagospodarowania czasu i pieniędzy na pożyczkę, albo fotowoltaika zamiast zająć się czymś pożytecznym, sprawdzają czy jeszcze żyję lub ile mi ewentualnie zostało. 

Przecież refundowane i podobno dobrane indywidualnie szczegółowe badania  dla 40+ powiedzą wiele. A jacyś państwo , tam gdzieś, na wysokoodpowiednim szczeblu, z uciechą będą zacierać ręce prognozując na podstawie algorytmów ile zaoszczędzą kasy na  nie wydanej emeryturze z powodu wcześniejszego zgonu nieleczonego/ leczonego pacjenta, lub ile może ludzia kosztować ewentualne leczenie  i ilu osobom zagubiona owieczka zasili kieszeń zaskórniakami mniej lub bardziej opodatkowanymi. 

No i tak mi się przypomniała gra w trzy karty, w której każda karta wygrywa...Karta, a nie pacjent. W tym przypadku ...ankieta 40 +, bo pacjent za resztę i tak będzie musiał bulić z własnej kieszeni, chcąc dostać się przed np. zgonem do specjalisty. 

Najpierw głaskanko, tiu, tiu,tiu badania za darmo, refundowane przez społeczeństwo, a potem ryp po łbie i bulisz człowieku jak za ...zboże.

Więc może lepiej bez tego  darmowego lukru i cukrzenia, bo skoro mamy gospodarkę wolnorynkową....a nadmiar cukru w cukrze szkodzi?

Ps. Chciałam napisać, że współczuję sobie i wszystkim innym odciętym od darmowych badań przez np.brak profilu zaufanego , ale ugryzłam się w język i zmieniłam zdanie. Przecież jak wiadomo, nie ma nic za darmo....

Tyle tylko, że ja w to nie wchodzę... ;-)  tj. w to za darmo. Może dlatego, że wolę odejść/ żyć na własnych warunkach? 

I jak tu dogodzić wszystkim? Nie dogodzi się...

 


11 września 2022

( Nie) boski misz-masz medialny.

 Przypowieść o zagubionej owcy i zgubionej/ znalezionej drachmie ( wpis u Lecha tu: http://bloginglife2.blogspot.com/2022/09/niedzielny-zgubiony-grosz.html#comment-form ) skłonił mnie ponownie do refleksji.  

Okazuje się, że media to jednak ważna rzecz. Nie tylko te media wodociągowe czy inne przydomowe kanalizacje i sieci energetyczne, ale te radiowo-netowo-telewizyjne również. I jakby nie patrzeć, to co na dole - to na górze.

Przyjmując, że istnieje coś co tym wszystkim zarządza , to( nie) boska hierarchia mogłaby wyglądać tak  właśnie- medialnie. Mamy jednego nadawcę ( a i b) i wielu odbiorców ( c)::

a. - na tzw.górze - Stwórca = Źródło wszystkiego = coś stałego i niezmiennego, nieokreślonego, nieograniczonego

b. - poniżej - dobro i zło ( nazewnictwo umowne) - czyli działające w przestrzeni przeciwstawne siły, które są źródłem i inspiracją do działania dla świata postrzeganego przez umysł i nasze zmysły( świat materialny) oraz ducha (przeczucia, wrażenia itp-świat niematerialny)

c. - odbiorniki - ( nie)chodzące, (nie)stojące, (nie)śpiące, (nie)srające i (nie)wołające jak kot na puszczy ludzkie nasienie oraz wszystko to co wokół nas. Tyle, że odbieramy na różnych częstotliwościach, całkiem innych niż piasek nadmorski czy zmutowana rzeżucha w postaci jadłodajnego krzewu, o innych wychowankach ludzkiego intelektu nie zapominając, typu ogołocone  nanotechnologie czy inne odpadki (nie) medyczne, inne zwierzaki i płetwonogie.

Nie dość, że jesteśmy zależni od głównego Nadawcy ( źródła), to wchodzimy sobie nawzajem w częstotliwości i jesteśmy bynajmniej nie neutralni, ale postrzegani przez innych jako dawcy lub biorcy energii, a więc poprzez pryzmat dobro-zło, z indywidualnego punktu widzenia ( w danym momencie). 

W zależności od tego z kim przestajemy i jacy jesteśmy , albo współgramy ( odbieramy na tych samych falach), albo nie . Jeżeli nie , to wiadomo- albo udajemy ( co odbywa się kosztem własnego zdrowia= rozstrojenie naszego mechanizmu-organizmu) chcąc przynależeć do danej grupy, albo robimy w tył zwrot i szukamy swoich częstotliwości w szerokim świecie, żeby poczuć się bezpiecznie , bo będziemy nareszcie wśród swoich. Oczywiście do czasu, dopóki nie zmienimy własnych częstotliwości, bo wtedy gra zaczyna się od nowa...Aż do ...usranej śmierci. Wszak nieprzyswojone resztki wydalamy ostatkiem mechanicznych sił naszego organizmu.

 A potem, wiadomo....czas na rozliczenie duchowe: zgromadzony materiał dowodowy, czyli rozliczenie za energię, z której osobiście korzystaliśmy w trakcie żywota ( zwaną potocznie dobro-zło, czyli tzw. Bóg-Diabeł) trafia na tzw. Sąd Ostateczny. A po podsumowaniu, wiadomo.... Częstotliwość na jakiej funkcjonujemy podczas rozprawy sądowej warunkuje nasze następne wcielenie....

Nie ma co , pośmiertna perspektywa jest dla nas ciągle zagadką...Powrót na Ziemię ( i jeżeli już to jako kto/co) czy inne piekiełko? A może jednak pozostaniemy w niebiesiech i będziemy śpiewać hosannę na wysokościach w chórze anielskim?

 Ps. Jak na niedzielę przystało...sprawiłam się całkiem, całkiem...

09 września 2022

Liryczna inflacja i drugie dno.

 Tyle trąbi się o inflacji*, że nie sposób usnąć w spokoju zanim nie przeliczy się moniaków w kieszeni. Dzisiaj wzbogaciłam się o całą stówkę. Wiadomo, człowiek zdołowany patrzy pod nogi i ani mu w głowie obserwacja gwiazd na niebie, zwłaszcza w ciągu dnia. No to i znalazłam... Przytachałam znalezisko, obmyłam i pod lupę, coby sprawdzić szczegółowe dane. No i popłynęłam....aż do roku 1998, kiedy to wybito monetę. No to jednak nadszedł czas na rozliczenia i zrobienie właściwego użytku z płynącego z monety przesłania: " czas na po-rachunki z inflacją" pomyślałam.  Więc, jakby się tu z nią rozprawić? 

Tak na mój babski rozum to może by tak dać wszystkim takie podwyżki , aby przywrócić dawne( takie) proporcje cenowe jakie istniały przed inflacją na poszczególnych szczeblach zawodowych.

 I niby wszystko byłoby ok, tyle że problem tkwi w braku kontroli/ wpływu na sektor pozabudźetowy ( umownie nazwę to szarą strefą), co związane jest z panującą nam szczodrze gospodarką wolnorynkową. Bo kto jej niby dodrukuje  banknoty, czy skontroluje proporcje ( zarobki  na danym podrzędnym stanowisku - cena produktu), skoro każdy chce się nachapać i skorzystać ze sprzyjających warunków do zrobienia zapasów papieru nie tylko toaletowego na ciężkie czasy.

A jak wyglądają relacje w gospodarce wolnorynkowej, to wiemy nie od dziś, np. bank obniża % na lokatach do minimum i stawia klientów przed faktem dokonanym, a kiedy podnosi oprocentowanie, to trzeba przyjść i się prosić o zmianę. A powinno to działać  automatycznie. Taka to "wolno(ś)ć Tomka/u w swoim domku."  

I niech sobie wszyscy podnoszą te ceny aż do upadłego, a my im w zamian: prasa, farba, papier , druk = nowy 500 i 1000zl banknot i produkcja saszetek na masową skalę zamiast portfeli/portmonetek. No i oczywiście kieszenie w nogawkach spodni mają być aż do kostek...To takie niby drugie dno szalejącej inflacji. Zmiany w modzie: szerokie nogawki, długi kołnierzyk, brakuje jeszcze powrotu....krempliny** i bistoru i  mielibyśmy powtórkę z rozrywki...

Ps. Wiem, wygłupiłam się, ale kto mi zabroni? Dopóki karty w grze, to wszystko się może zdarzyć... Nawet i to że będą leciały żaby z nieba, a nie.... liry.( to ten znaleziony bilon). 

No i zrobiło się lirycznie...

* dla zainteresowanych  szczegółami : https://www.ecb.europa.eu/ecb/educational/explainers/tell-me-more/html/what_is_inflation.pl.html

** https://pl.wikipedia.org/wiki/Kremplina


07 września 2022

Kamienie milowe ludzkiego żywota.

 Tyle się ostatnio mówiło o kamieniach milowych, dzięki którym będzie możliwe wydębienie od Unii Europejskiej środków na pokowidowy KPO, że przypomniałam sobie, że kiedyś niemałą atencję przykładałam do minerałów. Prócz bajecznego skojarzenia ( " Kot w  butach" i wiersz  J. Brzechwy " Siedmiomilowe buty")*, kamienie szlachetne, półszlachetne  i w ogóle  wszelkie inne marmurowe lastryko o różnej twardości i wytrzymałości zajmowały, swojego czasu, sporą część mojego umysłu. Nie dlatego bynajmniej, że mam niespełnione predyspozycje do noszenia  biżuterii czy cięcia kamyków, ale jak zwykle z powodów metafizycznych. Jak to dawniej bywało. 

Przy okazji, przypomnieć należałoby również różne formacje skalne, które od wieków cieszą zwichnięte nogi turystów, w tym świętokrzyskie gołoborze**, czy liczne kamyczki wyścielające nieoczyszczone do tej pory nieużytki rolne i wpadające pod leciwy pług czy inną agro-maszynerię .

Ale jak to z wiekiem czasem bywa, że zmieniają się gusta i guściki, to  i mnie tąpnęło. Okazuje się, że to wszystko to pryszcz. Że większość życia moją uwagę pochłaniały bzdety a  powinno zaprzątać całkiem coś innego. Nie mniej wyrafinowanego niż wspomniane powyżej cudaki polityczne i cuda Natury. 

To coś, to oczywiście ....nasze własne, dobrze znane, samodzielnie wytworzone....kamyczki mniej lub bardziej szlachetne, które są jak zawrót głowy, a nawet bardziej bolesne. I nie chodzi mi o te zamieszkujące dobrze odżywione, prowadzące się niewłaściwie nerki czy pęcherz żółciowy/ wątrobę , ale o te zwykle zapomniane, będące na szarym końcu, że się tak wyrażę, kamienie.... kałowe.***

Oczywiście jak wiadomo,wszystko do czasu. Dla pojedynczego ludzia, który zamierza żyć długo i szczęśliwie? nieszczęśliwie, pierwszoplanowe wraz z wiekiem i wzmożonym bólem, stają się , zgodnie z powiedzeniem, że "ostatni będą pierwszymi" , nie kamienie milowe, lecz właśnie one- kamienie kałowe. I nagle okazuje się,  że są takie minerały, których za wszelką cenę chcielibyśmy się pozbyć....a nie zatrzymać.

O tym jak to zrobić bez robienia z łazienki/ toalety kącika czytelniczego, miętoszenia w rękach  starego kapcia codziennego użytku, który może się jeszcze przydać jako gryzak oraz bez zagrożenia udarem (niesłonecznym) , opowiada fragment zamieszczony tu: ****

Nie byłabym sobą gdybym nie dodała coś od siebie, z racji obecnej sytuacji politycznej: 

"żeby pokonać kamienie milowe,

 należy zwyciężyć kamienie kałowe"

Ps. Wpis jest całkiem nieźle nafaszerowany (*), bo jak wiadomo niektóre połączenia są skutecznym środkiem przeczyszczającym i mogą zastąpić z powodzeniem lewatywę.


*https://pl.wikipedia.org/wiki/Kot_w_butach

 https://wiersze.juniora.pl/brzechwa/brzechwa_s03.html

**https://www.google.com/search?q=go%C5%82oborze&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

*** https://www.medonet.pl/zdrowie,kamienie-kalowe,artykul,16328344.html

****https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,jak-poprawnie-robic-kupe--to-nie-powinien-byc-temat-tabu--fragment-ksiazki-,artykul,28676177.html

24 sierpnia 2022

( Nie) boska energia i różniczka bez różniczki.

 Jak tak dalej pójdzie, to obawiam się, że wzrost ilości osób złorzeczących na własną sytuację, może spowodować, że energia myśli pójdzie nie w tą stronę co należy lecz w przeciwną. Skutkiem tego , ktoś tam , gdzieś tam, wciśnie paluszkiem czerwony guziczek lub wyda równie denny jak nastroje społeczne rozkaz i wszyscy wyparujemy znienacka w najmniej spodziewanym momencie (bezbolesna opcja optymistyczna) lub będziemy brać nogi za pas i zwijać się jak w ukropie opuszczając domowe pielesze w tym co na grzbiecie i pod pachami ( żałosna i litościwa opcja pesymistyczna). 

Tak czy siak w ogólnym rozliczeniu i tak każdy wyjdzie na swoje:

a-kto przeżyje, ten będzie dalej żyć ze sobą i z innymi

b-kto umrze, ten zostanie wyzwolony z okowów ciała/ materii

I jak tak patrzę na to co napisałam, to mi wychodzi, że bez tego guziczka i dennego rozkazu mamy dokładnie to samo ( a i b). Różnica między powyższymi skutkami tzw. energii pozytywnej i negatywnej  , to jakość życia i ilość żyjątek do wykarmienia . 

Wychodzi więc na to, że opuszczając swoje " Ja jestem" , każdy kierunek  którym wędruje energia  jest w porządeczku, bo efekt końcowy i tak jest ten sam. 

Kto wie, być może tak właśnie myśli siła wyższa...Bo kto by się tam przejmował jakimś  Jankiem muzykantem czy  Czerwonym Kapturkiem, o innych płastugach, żarłaczach, wymarłych i żyjących dinozaurach i zlodowaciałych mamutach nie zapominając.

Tak czy siak wszystko ma swoje wymagania.. energetyczne. Także tego, no...wychodzi na to, że to co świetliste, to nasz pan i władca-  jaśnie nam panująca ...Energia. Nawet jeżeli nie przyłożymy do niczego ręki, to i tak jest coś co nas pcha do działania. Oczywiście do czasu, dopóki nie wykończymy się sami lub zrobią to za nas inni.  I wszystko wiadomo :

a. trza wyzionąć ducha - tak mówi ciało 

b. trza opuścić ciało - tak mówi duch (oddech) i zabiera ze sobą resztę ferajny. 

Ps. Chyba jestem jednak nieco wk......na, bo normalny, zdrowo nierąbnięty człowiek to o tej porze albo śpi albo robi na 3-ciej zmianie.



16 sierpnia 2022

Filozofia starego piernika.

 Z wiekiem, skonstatowałam ostatnio, zrobiłam się strasznie przyziemna. I nie wiem czy tak wszyscy mają, z powodu  dołka ( tego wykopanego w ziemi) w perspektywie, czy to raczej bagaż zebranych doświadczeń staje ramię w ramię z siłą ciążenia i skłania człowieka do pochylenia się nad ziarnkiem piasku?

Ech, rozmarzyłam się z tym ziarnkiem piasku, bo póki co, to z powodu tej przyziemności , postanowiłam wreszcie sięgnąć po śledzie z piernikiem. Tak, tak. Nie tylko zdarza mi się czasem pierniczyć głupoty, ale najwyraźniej stary piernik ze mnie wychodzi na....stare lata. Nic więc dziwnego, że skoro ciągnie swój do swego, to musiałam wreszcie trafić na odpowiednie śledzie. 

Stały sobie, a raczej leżały, w oleju, pokrojone na kawałki, w ładnym owalnym opakowaniu. W miarę przezroczystym. I chociaż kawałków nie dało się policzyć ( liczykrupa też mi wyszła przy okazji ), to można było zorientować się w proporcji: śledzie-cebulka. Okazało się, że produkt jest tym razem bezcebulowy, więc obawa przed połamaniem zębów na niezjadliwych białych krążkach (tudzież krajance  wielokrotnego użytku), odpłynęła . A nawet potruchtała z wdziękiem.

 Lekko różowy kolor śledzika co prawda nie zachęcał wzrokowo, ale masa śledziowa w czystej oleistej zalewie zrobiła swoje. Zdobycz zakamuflowałam w lodówce i czekałam na odpowiednią chwilę. Wreszcie nadeszła. 

Wyciągnęłam ostatnią starą cebulę z dna koszyka, która czekała 3 m-ce na specjalną okazję. Ach, co to był za rarytas! Mięciutka, kruchutka, aż trzeszczało podczas krojenia. Wreszcie krążki zaległy na różowiutkich niczym niemowlę śledziach.

 Wtręt: 

Dwa wcześniejsze okazy( cebuli) odbyły służbę czuwając w oknie . Wypuściły mierny szczypiorek, który stanowił  punkt zaczepienia dla wzroku szukającego zieleni w kuchni.  Pozostałe sztuki, po uporczywej saunie w towarzystwie innych warzyw, zostały spożyte w postaci zupy- kremu. Tym razem nie dałam wyprowadzić się na manowce! Najpierw udają, że dadzą  się zjeść na surowo, a potem czekaj człowieku, aż się wyleżakują w domowym ciepełku do czasu zjadliwości. A jak przegapisz właściwy moment, to wiadomo....smród  się niesie i można się jedynie obejść smakiem.

Jeszcze tylko chlebuś i ciepłe mleczko na ugaszenie pragnienia...po uczcie. No i przystąpiłam do degustacji...cebulka słodka i miękka, mniam, mniam.  I nie tylko ona. Słodki okazał się też śledzik, który chociaż słony, to jednak ...z niego też piernik. Jako i ze mnie wyszedł. A to wszystko to wina...korzennych przypraw, a najbardziej to chyba jednak goździk i cynamon było czuć w smaku. Tak że już sama nie wiem czy to ode mnie tak jedzie piernikiem, czy to te śledzie....

Ps. Ech, życie...jak to wszystko się popierniczyło od czasu wybuchu tej wojny na Ukrainie...Jak tak dalej pójdzie, to i nad tym ziarnkiem piasku będę się chyba rozwodzić....

Ps. 2. Mam nadzieję, że mnie w nocy nie będzie suszyć i mleczko zrobi swoje... 

Ps.3 Dodatek specjalny :